Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 10 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 10

« 1 4 5 6 7 8 23 »

Alan Akab

Więzień układu – część 10

Kolonista wyjaśnił co i jak ma robić. Nie mówił wszystkiego, czuł to. Gdy wyszedł, Arto zaszył się w swoim pokoju. Zbyt dobrze wiedział co rodzice chcieliby mu powiedzieć. Jemu byłoby przykro, czułby się podle, oni tak samo, a i tak nie byliby w stanie go zrozumieć. Nie potrafili przyznać mu racji, nie potrafiliby pocieszyć. Wolał, by dziś dali mu spokój. Same problemy, codziennie nowy, a każdy gorszy od poprzedniego. Zawsze to samo – albo się dostosuje, albo zginie. Dziwił się, że jeszcze to wytrzymuje.
Namacał w ciemności skrytą pod poduszką kartę. Prawdziwe cacko. Zwykłe karty, nawet jeśli były kodowane, to najwyżej za pomocą odcisków, DNA, zapachu, głosu, lub wszystkiego naraz. Najbardziej skomplikowane aktywowały się tylko gdy wyznaczona osoba trzymała ją w dłoni. To były żadne zabezpieczenia, zbyt łatwo było je podrobić. Lecz ta… Była zabezpieczona jedynie hasłem literowym, lecz za to jak! Można je było wprowadzić od tyłu, można je było wprowadzić w porozrzucanych sylabach – byle tylko przykuło to uwagę maleńkiego, wyspecjalizowanego do tego zadania mózgu sterującego urządzeniem. Akceptował określoną liczbę błędów na daną długość hasła. Można było ustawić hasło w haśle – rdzeń z liter, cyfr lub symboli składający się ze znaków w ustalonych pozycjach hasła. Reszta mogła stanowić dowolny ciąg znaków. Z pozoru zwiększało to prawdopodobieństwo rozpracowania hasła – lecz karta przyjmowała je tylko raz, a gdy próg błędu przekroczył ustaloną granicę, zawartość ulegała wykasowaniu. Hasła dwuwymiarowe, trójwymiarowe, proste alegorie… Nie tylko nigdy nie miał czegoś takiego w rękach, takiej karty nawet nie widział na oczy, jedynie słyszał, że istnieją i że używają ich Protektorzy, szpiedzy i politycy.
Westchnął i odwrócił się na drugi bok. Czuł się niemal szczęśliwy, lecz świadomość niebezpieczeństwa sprawiała, że czuł się jakby leciał w otchłań – tak dorośli określali mieszankę euforii i poczucia zagrożenia. Musieli zapłacić za powodzenie, on i Iwen. Musieli wrócić do szkoły, robić dokładnie to samo co zwykle i zachowywać się tak jak zawsze. Nikt nie powiedział tego wprost, lecz Arto zrozumiał, iż nie było innego sposobu na zwyczajność.
Właśnie teraz, gdy miał powód, by przetrwać, musiał się narażać bardziej niż kiedykolwiek.
Drobiazgi, na które w zwykłych okolicznościach nikt nie zwróciłby uwagi… Odbył dość wypraw do magazynu, by wiedzieć, iż gdy coś nie szło zgodnie z planem jeden głupi, pospolity drobiazg mógł zdecydować o niepowodzeniu. Dorosły bez konkretnych podejrzeń, za to z przeczuciem, stawał się czujniejszy niż zwykle. Wraz z Iwenem mógł oszukiwać szkołę, mógł oszukiwać rodziców, nauczycieli, Anhela, lecz nie mógł oszukać pluskwy, komputera szkoły i rejestru aktywności konsol. Komputer szkoły pozna, że liczba uczniów w klasie nie zgadza się z liczbą aktywnych konsol. Pewnie, któryś z chłopców mógłby włączyć ją za niego, lecz nauczyciele nie są ślepi.
Musiał tam wrócić.
To tylko osiem rozjaśnień, powtarzał sobie, tylko osiem. Jeszcze tylko kilka rozjaśnień normalnego życia, jak gdyby nigdy nic. Damy radę. Co go obchodziło co stanie się w szkole za tydzień, czy dwa? Gdy już go tu nie będzie, wszyscy będą sobie mogli myśleć co zechcą. Dla niego przestanie się to liczyć, szkoła będzie tylko złym wspomnieniem ze snu, który trwał tak długo. Potem nigdy już tam nie wróci; będzie albo na pokładzie statku, albo w akademii, albo w puszce.
Do tego czasu…
Ponownie wsunął dłoń pod poduszkę i delikatnie dotknął karty, jakby była krucha niczym płatek śniegu. Musiał powiadomić Iwena o jutrzejszym powrocie do szkoły. Wykradli sobie jedno spokojne rozjaśnienie, lecz to wszystko. Miał nadzieję, że Iwen się nim nacieszył, bo więcej takich rozjaśnień nie będzie.
Czy dobrze wybrał? Czy powinien to robić? Gdyby chodziło tylko o niego, łatwiej zaakceptowałby decyzję i jej konsekwencje. Sam łatwiej dałby sobie radę…
Cichy dźwięk zwrócił jego uwagę. Głośniejszy fragment rozmowy z pokoju obok. Rodzice także nie spali. Zrobił to, co w takich chwilach zwykł robić – wysunął się z łóżka, wydobył wzmacniacz i zaczął podsłuchiwać.
– Na ile możemy mu ufać? – pytał wzmacniacz głosem ojca. – Co o nim wiemy? Pojawia się jakiś pozaukładowiec, zupełnie znikąd, a my od razu…
– Myślisz, że zależy mu, by nas wrobić? – spytała sennie matka.
– Przyznasz, że to trochę dziwne, tak nagle… Może to prowokacja? Może za szybko zaufaliśmy temu koloniście? Duszności! On chce wykorzystać do tego naszego syna!
Matka odpowiedziała coś cicho. Arto ogarnęło nerwowe spięcie. Ledwie się powstrzymał, by nie pobiec do nich i prosić, by mu zaufali. Musisz uwierzyć, pomyślał, jak ja mu uwierzyłem, jak muszę wierzyć, że zdoła was stąd zabrać, mimo tego co dziś widziałem!
– Wyjaśnił jak i dlaczego dostałeś pracę – dodała, odrobinę głośniej. – Pokazał kosmetyczkę. Co jeszcze mógłby zrobić, by cię przekonać, jakie pokazać dowody? Wie co robi. Wierzę mu.
– No dobrze, wyjaśnił mi kilka spraw, ale co poza tym? Twierdzi, że może chodzić po stacji jak cywil, bo tu się urodził. Skąd mam wiedzieć jak jest naprawdę? Nie znalazłem w spisie żadnego Zefreda Halla.
– To nic nie znaczy. Kosa mogła go usunąć, gdy uciekł. Nie lubi się chwalić błędami.
– Nie usuwa się ludzi z systemu! Już prędzej napisaliby, że zginął…
– …i gdyby się pojawił na stacji, system poznałby, że coś jest nie tak. Może sam siebie usunął?
W pokoju obok na chwilę zapadła cisza.
– Na błękitną zarazę… Czy tylko mi jego zachowanie za bardzo przypomina Protektora?
– Panie Wilan, jest pan chorobliwie podejrzliwy. Mam silne przeczucie, że powinniśmy mu zaufać. Takie samo jak przy naszym pierwszym spotkaniu. Pamiętasz? Zaufałam, choć nigdy wcześniej nie widziałam cię na oczy.
– Wasze babskie przeczucia…
– Mhm… Nie zażądał ani impulsu – zamruczała sennie matka. – Gdyby był oszustem, wyssałby z nas wszystko pod pozorem rozdawania łapówek, twierdząc, że po naszej ucieczce i tak skasują nam konto.
Skasują, prawda, pomyślał, ale tam gdzie uciekniemy nie będzie na co ich wydać. Będą nędzarzami, ale będą wolni. Cena za to czego nie dało się kupić.
– Skasują – przyznał ojciec. – Na nagły rozbłysk, skasują, ale ja nie o tym mówię!
– Więc przestań mówić, weź pigułkę i idź spać. Szkoda się denerwować. Musisz być skupiony i wypoczęty, bardziej niż kiedykolwiek.
– Pigułkę… – lekki hałas towarzyszył słowom ojca, gdy przewrócił się na łóżku. – Dzięki medykom za to, że istnieją. Ostatnio łykam je jak cukierki…
Arto odłożył wzmacniacz i na powrót ułożył się na łóżku. Rozumiał obawy ojca. Żyjąc na stacji, każdy musiał się stać choć odrobinę podejrzliwy. Nie wszystkie obawy okazywały się tu bezpodstawne, tak już po prostu było. Po dzisiejszym sam miał wątpliwości. Może powinien bronić ich przed kolonistą, mimo jego obietnic? Lecz skąd miał wiedzieć co nieznajomy planuje, o czym rozmawiali? Może ojciec miał rację pozostając ostrożnym?
Arto uwierzył koloniście, mimo iż ten go śledził. Co najmniej od miesiąca, pomyślał przewracając się nerwowo na bok i przytulając do poduszki. Miał aż nadto okazji, by zaszkodzić – i może to też jest część planu? Liczy, że tak pomyślę? Może sam wpycham rodziców w pułapkę, zamiast w kosmos? Mógł obiecać spełnienie marzeń, bo wiedział, że stanę się posłuszny…
Nie mógł zrobić nic, by się upewnić co do jego zamiarów. Kolonista wiedział zbyt wiele, by mu nie zaufać. Jeśli zamierza im zaszkodzić, to są skończeni. Albo to, albo tamto…
Nie zauważył gdy zmorzył go sen. Zasnął z uśmiechem na twarzy. Jeszcze raz postawiona pod ścianę podświadomość podsunęła mu rozwiązanie.
• • •
– Nie przeszło? – zdziwiła się matka.
Iwen zrobił smutną minę i słabo pokręcił głową. Na wpół leżał na krześle, udając złe samopoczucie. Ros jeszcze siedziała w pokoju, robiąc się na piękność, choć dla niego była to zwykła strata czasu. Zawsze wyglądała tak samo beznadziejnie.
Wiedział jak dobrze udawać. Nie robił tego pierwszy raz. Po zażytych wczoraj po kryjomu lekarstwach miał lekką, lecz prawdziwą gorączkę. Nawet nie musiał udawać, że coś go boli. Perfidnie wykorzystywał fakt, że matka w pierwszej kolejności sama zatroszczy się o jego zdrowie. Lekarz groził mu tylko w razie gdyby przedobrzył, lub gdyby jego „choroba” zaczęła się niepokojąco przedłużać. Jego oszustwo wyszłoby wtedy na jaw i musiałby wrócić do szkoły, dlatego ostrożnie stopniował objawy. Tylko zaraza atakowała gwałtownie.
– To chyba nie wygląda poważnie? – ojciec spojrzał na matkę. – Opiekunka przeżyje jeśli przez kilka dni nie pojawi się w szkole.
Matka skrzywiła się.
« 1 4 5 6 7 8 23 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.