Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 10 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 10

« 1 5 6 7 8 9 23 »

Alan Akab

Więzień układu – część 10

– Możesz być chory, ale jeść musisz – podsunęła mu śniadanie pod nos. Po raz kolejny odepchnął je z udawanym obrzydzeniem, choć czuł jak ssanie wywraca w proteście jego żołądek na drugą stronę. Od powrotu ze szkoły nie miał nic w ustach. Daj mi spokój, pomyślał ze złością pod adresem swojego brzucha, spróbuję coś wykraść, muszę coś wykraść, ale później, jak wyjdą rodzice. I nie za dużo, bo zauważą.
Równowaga równowagą, lecz jak długo zdoła udawać? Na razie szło dobrze, lecz nigdy wcześniej nie ciągnął swojego oszustwa dłużej niż cztery dni. Może do tego czasu Anhelo się uspokoi, albo stanie się to, o czym mówiła Ros.
Niespodziewanie rozbrzmiał sygnał wejściowy. Iwen zdziwił się – nikt, nawet Kosiarze, nie składał im wizyt o tak wczesnej porze. Matka wstała i otworzyła drzwi.
– Dobrego rozjaśnienia, pani Rous – słysząc znajomy głos wyprostował się sztywno. Ciarki na plecach i ściśnięty żołądek podpowiedziały mu, że ta wizyta oznaczała kłopoty.
– Co za zbieg okoliczności. Iwen nie chce iść do szkoły. Twierdzi, że źle się czuje.
Arto wszedł do środka. Gdy ich spojrzenia się spotkały, kiwnął głową w stronę drzwi. Iwen nie zareagował. Nie zrozumiał.
– Źle się czuje, akurat – Arto mówił lekko kpiącym głosem, lecz nie pasował on do jego chłodnego, rozkazującego spojrzenia i ściągniętych brwi. Oczywiście, gdy tylko odwrócił się do matki, jego twarz przybrała beztroski wygląd. – Pewnie przez sprawdzian.
– Naprawdę? – Matka karcąco spojrzała na syna. – Mój drogi, i tak się wszystkiego dowiem. Pewnego dnia możesz naprawdę zachorować, a ja w to nie uwierzę.
– Nie okłamuj matki, Iw – ojciec był tak zajęty swoimi narzędziami, że nawet nie spojrzał w jego stronę. – Wiesz, że tego nie lubi. Ja też. Nawet jak coś ci źle pójdzie, zawsze możesz się poprawić. Możesz nam o wszystkim powiedzieć, zamiast kłamać. Pomożemy ci.
Akurat! Iwen rzucił Arto wściekłe spojrzenie. Ból gdzieś zniknął, razem z głodem; ssanie w żołądku smakowało tylko strachem. Skrył swoje przerażenie pod nie udawanym gniewem. Dlaczego to zrobił? Przecież się umawiali, mieli zostać w domu!
Nie wiedział jak się wytłumaczyć, więc milczał. Wymyślanie linii obrony przerwała mu dziwna cisza, jaka nagle zapanowała w pomieszczeniu.
– Coś się stało, Arto? – spytała matka.
Arto popatrzył na nią uważnie, potem wbił wzrok w ojca, w milczeniu przykładając dłoń do ucha. Ojciec zmarszczył brwi. Arto chciał coś powiedzieć, lecz na coś czekał. Wyglądał na lekko spiętego, co znaczyło, że w środku jest niczym naciągnięta struna.
Ojciec sięgnął do panelu na stole i coś przełączył. Podsłuch! Arto kiwnął głową.
– Możesz mówić – powiedział ojciec. – O co chodzi?
Arto sięgnął do kieszeni niemal w tej samej chwili gdy Ros weszła do pokoju.
– To od znajomego, panie Lerszen – podszedł do stołu. Na jego wysuniętej dłoni leżała karta pamięci.
– Znajomego? – ojciec nie wykonał żadnego ruchu. – Co… dokładnie… powiedział?
W pokoju zapanowała cisza. Wszyscy z uwagą wpatrywali się w Arto. Ros nie wyglądała na kogoś, kto rozumiał więcej niż on.
– Powiedział o ucieczce i kłopotach. Potrzebujecie naszej pomocy, mojej, Iwena, Rossie, by przekazywać wiadomości. Nie powinienem tu przychodzić, ale… musiałem.
Spojrzał na Iwena. Odpowiedział mu zdziwionym spojrzeniem.
– Uciekamy ze stacji? – w głosie Ros nie było nawet cienia zdumienia. Pytała z ciekawością nastolatki. Sam przez ostatnie dni też zaczął coś podejrzewać, lecz gdy prawda wyszła na jaw poczuł się jakby to wszystko mu się śniło.
Ojciec nie odpowiedział. Wziął kartę pamięci, przyjrzał się jej, sprawdził jakimś narzędziem i położył na stole, na polu transmisyjnym. Wystukał coś na konsoli. Na projektorze pojawiły się rzędy drobnych literek. Ojciec ustawił wyświetlanie pod takim kątem, by tylko on mógł je odczytać. Po chwili opadł na krzesło.
– Jednak znalazł sposób… Wracamy do interesu! – spojrzał na Arto. – Naprawdę… wiesz?
– Tyle ile powiedział mi Zefred – Arto kiwnął głową. – Mam przynosić Iwenowi karty, on ma je oddawać siostrze, a ona innym. To dobry sposób. Kosa niczego nie zauważy.
Iwen nie znał tego imienia, lecz zrozumiał. Ros też. Dlatego chce, bym wrócił do szkoły, bo to tam mamy przekazywać sobie wiadomości. Musiał dowiedzieć się dopiero wczoraj…
Wrócić do szkoły? Przecież oni ich tam zabiją!
– Więc jest tak źle – Iwen drgnął. Nie od razu uświadomił sobie, że ojciec nie mówi o szkole. – Dziękuję ci, chłopcze. Nasz wspólny przyjaciel pisze, że mam ci zaufać. Skoro uznał, że potrzebuje waszej pomocy to znaczy, że nic lepszego nie wymyślił. Przepraszam. Nic pewniejszego. Bardziej bezpiecznego.
Arto kiwnął głową. Iwen obiecał sobie, że wieczorem, razem z siostrą, zmusi rodziców, by wszystko wyjaśnili – o ile dotrwa do wieczora. Sytuacja nie napawała go nadzieją.
– Powinniśmy już iść. Nie możemy wzbudzać żadnych podejrzeń – Arto podkreślił ostatnie słowo. Choć nie patrzył w jego stronę, Iwen wiedział do kogo mówił.
Strach niemal go sparaliżował. Nie wiedział jakim sposobem zdołał wstać z krzesła.
– Idziecie do szkoły? – Ros rzuciła to niby od niechcenia. – Pójdę z wami.
Złapała za swój plecaczek i zawiesiła go na ramię. Arto rzucił jej niechętne spojrzenie, lecz nic nie odpowiedział. Chłopcy wciąż szeptali o ich spotkaniu; Iwen dość usłyszał i wyczytał na kanale grupy, by wiedzieć jak to wyglądało.
– Ale… – powiedział niepewnie.
– Dzieje się coś, o czym powinnam wiedzieć? – strach w jego głosie nie uszedł uwadze matki. – Jakieś kłopoty, Iw, poza sprawdzianem?
Spytała niby zwyczajnie, lecz Iwen wyczuł groźbę. Nie on jeden.
– Musimy zachowywać się tak, jak co rozjaśnienie, prawda? – odpowiedział Arto. – Aby nie zwracać na siebie uwagi.
– Prawda, jeśli to ma się udać – ojciec postukał palcem w kartę. – Rous, czy…?
– Nieważne. Idźcie, bo się spóźnicie – matka zmusiła się, by coś odpowiedzieć. – Iw, zjedz coś w szkole.
Spojrzał na stół. Ze strachu zapomniał o śniadaniu, lecz i tak nie był pewien czy dziś da radę coś przełknąć. Jego żołądek ścisnął się w ciasny supełek. Zmiana była zbyt nagła. Czuł, że próby uspokojenia się będą tylko daremną stratą czasu.

Wyszli z domu i udali się w stronę wind. Przejęty i wystraszony, Iwen szedł bezwiednie za Arto, naśladując rytm jego kroków. Każdy krok zbliżający go ku windom był niczym wyrok. Arto nie spieszył się; szedł powoli, czekając na Ros, która wciąż stała przy otwartych drzwiach, odpowiadając wesoło na jakieś pytanie rodziców.
Pamiętał w jakim miejscu się znajdują. Cichy kompromis między mieszkańcami a legalną władzą stacji był tu aż nazbyt widoczny – niemal równie dobrze jak to, która strona go narzuciła. Byli praktycznie poza kontrolą sieci perceptorów; jeśli nawet jakiś się pojawiał, był od razu niszczony przez sąsiadów. Tu mogli rozmawiać swobodnie. Jeśli gdzieś tutaj znajdował się jakiś podsłuch, to tylko w ich mieszkaniu – i teraz wiedział dlaczego.
Wiedział, że czasem niektórzy chłopcy – zwłaszcza ci starsi – rozmawiając poza szkołą posługiwali się dziwnym slangiem. Mówili w specjalny sposób, unikając kluczowych słów, układali zdania tak, by nikt postronny nie zrozumiał o czym naprawdę mówią. Komputer traktował taką rozmowę jak gadanie o niczym, lecz stosowanie takiego slangu było możliwe tylko gdy wszyscy rozumieli o czym jest mowa. Wymagało to sprytu, doświadczenia, znajomości rozmówcy – oraz dużej ostrożności. Brakowało mu wszystkiego, poza ostatnim.
Ros skończyła i pobiegła za nimi. Gdy ich złapała, jej twarz daleka była od wesołości.
– Czy próżnia do końca wyssała wam mózgi? – spytała ze złością. – Wracacie tam? Wiem co ci wcześniej mówiłam, Iw, ale… Musicie zapomnieć o szkole!
Nie jestem tak głupi, by tam wracać, pomyślał. Bał się nawet wyjść z domu, bojąc się, że tamci będą na niego polować także poza szkołą. A teraz…
Gdy Ros zaczęła mówić, Arto sięgnął do kieszeni. Gdy wyjął rękę, między palcami trzymał kilka kart pamięci, każda inna, każda inaczej zaznaczona. Pomachał nimi przed jej twarzą, przerywając w pół zdania.
– Widzisz te karty, siostrzyczko? – spytał chłodno, lecz bez złości. – Każda z nich jest dla innej rodziny, każda zależy od nas. Jeśli one nie dadzą rady, koloniści mogą zrezygnować, bo będzie nas za mało, by ryzykować. Zostawią nas, a wtedy będziemy praktycznie martwi.
Ros ze złością złapała karty. Przyjrzała się im pobieżnie i schowała do kieszeni, starannie ją zapinając.
– Do tego nie potrzebujecie szkoły! – sapnęła.
– Potrzebujemy, siostrzyczko. Nie zrozumiałaś? Wszystko ma być zwyczajnie, czyli tak jak zawsze.
« 1 5 6 7 8 9 23 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.