Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 11

« 1 2 3 4 5 6 9 »

Alan Akab

Więzień układu – część 11

– Innymi słowy – wtrącił Zefred – każdy dorosły, który wejdzie do tunelu, natychmiast uaktywni alarm?
– Nawet starsze dzieci.
Arto przeszedł dreszcz. Gdyby przyszli do rozdzielni choćby pół godziny później, gdyby kolonista postanowił zaczekać aż kanał ostygnie…
– Myślałem, że wszystkie wewnętrzne układy cewki są zsynchronizowane – zauważył kolonista. – Gdy struga nie płynie, induktory powinny pozostać nieaktywne.
– Byłoby tak, gdyby induktory były integralną częścią cewki, lecz ze względów bezpieczeństwa są zamontowane na jej zewnętrznej powierzchni i działają niezależnie. Jeśli mamy tamtędy przejść, wszystkie wagi, na całym odcinku kanału, muszą zostać wyłączone.
– Więc jakoś się zabezpieczyli… Jeśli cykle wyrzutu plazmy są tak istotne dla utrzymania stabilnego położenia stacji, obsługa postara się szybko usunąć przyczyny awarii.
– Niekoniecznie. Wystarczy, że czasowo odetnie kanał po przeciwległej stronie dysku, by wyrównać wektory ciągu. Zresztą… nasza grupa jest zbyt liczna, by przejść kanał w jednym cyklu. Albo przerzucimy ich partiami, albo musimy zablokować kanał.
– Czekanie na następne okno zajmie zbyt dużo czasu. Musimy wyłączyć cały tunel – zdecydował kolonista. – Układy kontrolujące induktory i przepływ strugi muszą znajdować się w tym samym pomieszczeniu co centrum sterowania reaktorami. Gdy dobiorę się do jednego, dobiorę się też do innych. Oba impulsy muszą przechodzić przez ten sam węzeł.
– To bardzo prawdopodobne. Sprawdzę to – potwierdził ojciec.
– Sam to sprawdzę. Wy musicie sprawiać wrażenie, że nic się nie dzieje. Teraz przyjrzyjmy się dalszej części naszej drogi.
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
Kolonista spróbował przesunąć obraz, lecz zamiast pomieszczeń stacji zobaczyli pustą przestrzeń nad projektorem, przeciętą pasmem kanału.
– Możesz ją wyświetlić?
Ojciec pokręcił głową.
– To strefa bezpieczeństwa. Nie mam odpowiednich uprawnień. Mogłem pokazać kanał, bo zajmuję się takimi rzeczami, lecz strefy bezpieczeństwa…
Kolonista wyjął z kieszeni kartę pamięci i naniósł zawarte w niej dane na schemat. W pustej przestrzeni wokół nitki pojawiła się trójwymiarowa siatka korytarzy i pomieszczeń.
– Wiem jak wygląda sam dok i znam rozkład pomieszczeń w strefie – oświadczył – lecz nic nie wiem o układzie szybów wentylacyjnych na tym poziomie.
– Ja pamiętam drogę! – przejęty i podniecony, Arto klęknął na krześle i oparł się łokciami o stół. – Znam każdy centymetr tych szybów!
Ilość modułów zliczanych przez klucz do miejsca, w którym wychodził pozwoliła ojcu określić położenie drugiej rozdzielni. Arto opisywał całą drogę, ojciec wprowadzał ją na plan. Nie od razu wylot szybu znalazł się w położeniu odpowiadającemu dokowi. Arto zamknął oczy, w skupieniu przypominając sobie całą trasę. Za kilka minut schemat był gotowy.
– Jesteś pewien? – ojciec znowu wątpił. – Jeśli się pomylimy…
– Nie sądzę, by to miało jakieś znaczenie – obronił go Zefred. – Nie musimy planować wszystkiego z zegarkiem na ręku. Niemniej, pewne rzeczy trzeba będzie zmienić. Planowaliśmy, że podstawimy Thetę do jednego z doków wewnątrzukładowych, lecz teraz będziemy potrzebować Alfy tutaj, przy doku… jedenastym? – odczytał z planu.
Ojciec przytaknął.
– Ta Alfa to też prom, czy lądownik? – spytał.
– To statek-matka – Zefred uniósł wzrok znad projekcji planu stacji. – Pierwotnie miał stać gotowy do ucieczki, natychmiast po przechwyceniu mniejszych jednostek. Odcumowanie i konieczne manewry, nawet jeśli zostaną wykonane w pośpiechu, zabierają cenny czas, potrzebny na przechwycenie lądowników z innych sekcji i stacji.
– Jak rozumiem, istnieje ryzyko, że nie przechwycicie wszystkich – ojciec założył ręce – lecz Lerszen jest od nich ważniejszy?
– To chyba dobrze, że mamy pierwszeństwo? – Arto nie rozumiał o czym mówił.
Kolonista spojrzał na niego jakoś dziwnie. Arto się speszył.
– Alfa udaje statek towarowy z awarią śluzy – wyjaśnił po dłuższej chwili. – Mamy trochę towaru, by podtrzymać nasz kamuflaż, lecz większa część ładowni jest pusta, w gotowości na lądowniki, z którymi ma się spotkać na orbicie. Nasza operacja musi być zsynchronizowana z innymi grupami. Każda z tych ucieczek z osobna wystarczy, by postawić w stan alarmu wszystkie stacje i okręty w całym Układzie. Nie będzie drugiej próby. Na szczęście inne grupy są w większości gotowe.
– Bo nie mają u siebie Lerszena – mruknął ojciec.
– Inne grupy? – zdziwił się Arto. – Ilu ludzi z nami poleci?
– Ilu? – Zefred lekko się uśmiechnął. Czyżby duma? – Nasz statek to stara jednostka kolonizacyjna, przystosowana do przewozu kilku tysięcy ludzi. Tylko z tej stacji zbieramy kilkaset osób, w tym kilkadziesiąt z tego sektora.
– Kilka tysięcy? – Arto był przekonany, że koloniści chcą zabrać wszystkiego kilkadziesiąt, może dwieście osób, lecz on mówił o tysiącach! Zrozumiał jego niedawny gniew.
– To kropla w zbiorniku naszych potrzeb, lecz kropla znacząca. Za każdym razem musimy przebudowywać statek, a z każdym da się to zrobić najwyżej dwa razy, to wszystko. Gwiazdolot musi przypominać jednostkę, której położenia kontrola lotów nie jest całkowicie pewna. Musi być identyczny do najdrobniejszego krateru na kadłubie. Skałę da się kuć tak długo póki nie odsłoni to zewnętrznej warstwy ochronnej. Gdybyśmy ją zdarli, przelot stałby się zbyt niebezpieczny. Raz rozpoznany, taki gwiazdolot już nigdy nie zostanie wpuszczony do Układu. Nie stać nas na to, by brać ledwie setkę ludzi. Każda taka operacja jest dla nas niezwykle kosztowna i niebezpieczna. Statek jest przygotowany na to, że coś może pójść nie tak. Nie liczymy na tankowanie przy księżycach gazowych gigantów, jak zwykli astronauci. Zawsze wozimy ze sobą zapas wody na powrót. Pomyśleliśmy o wszystkim. Prawie o wszystkim – dodał, patrząc na Arto.
– A jest gotowy na to, że kontrola lotu może mu wyznaczyć inny dok? Każda sekcja ma jeden dok i jeden kanał. By tą drogą dostać się do doku w innej sekcji musielibyśmy przejść przez reaktor, a on nigdy nie gaśnie! Nie mówiąc już o rozpoznaniu nowej trasy… Też chcecie kogoś przekupić czy zaszantażować, by was skierował gdzie trzeba?
– Według rozkładu statek z naszego doku będzie odczepiony jutro po południu – oznajmił Arto.
– Nawet nie będę pytał skąd wiesz takie rzeczy – ojciec spojrzał na niego krzywo.
– Za wcześnie, o wiele za wcześnie – zamruczał pod nosem kolonista.
– Musimy się zmieścić!
– Jakoś to opóźnię – kolonista uspokoił go gestem ręki. – Tamta załoga będzie współpracować. Użyczyli nam jeden ze swoich lądowników, to i zgodzą się poczekać z odlotem. Gdy nadejdzie czas, zdarzy się cudowne naprawienie śluzy – uśmiechnął się.
– Obaj potraficie zadbać o każdy drobiazg – ojciec wskazał palcem na punkt na schemacie, w którym kończyła się opisana przez Arto trasa. – Znamy już drogę i wiemy, że statek będzie na miejscu, lecz jak się dostać na pokład? Wiesz co się stanie, gdy wejdziemy do doku?
Arto w myśli przyznał ojcu rację. To wszystko, o czym mówili dotąd, było dla niego nieistotne. Tyle potrafił zrobić sam, niemal każdego rozjaśnienia. To droga przez dok była prawdziwym wyzwaniem.
Kolonista znowu skinął głową.
– Pierścień dokujący Alfy przeszedł pewne… modyfikacje. Wy musicie się tylko dostać do doku. Resztę pozostawcie nam.
– A co z płytą blokującą wentylację? – przypomniał Arto. – Widziałem jak ona działa. Jeśli ktoś choćby wychyli się na zewnątrz, przejście natychmiast się zamknie! I nasze pluskwy… – dotknął lewego ramienia.
– Właśnie, co z dziećmi? – zaniepokoił się ojciec. – Jak rozumiem, planujecie uaktywnienie systemu bezpieczeństwa, lecz dziecięce lokalizatory zamienią cały dok w klatkę!
– Zaufajcie mi, to zadziała na naszą korzyść. Z płytą też nie będzie problemu – spojrzał na ojca. – Wystarczą dwa dyfuzytory.
– I to ma nie być problem? – odparł ojciec. – Wiesz co potrafią zrobić takie narzędzia?
– Macie je w stoczni, prawda?
– Całe mnóstwo, lecz nie tak łatwo je wynieść! Każde narzędzie ma zaszyty lokalizator. Nie da się tego tak po prostu usunąć – podniósł klucz ze stołu. – Nawet takie byle co ma zabezpieczenia. Potrzebowałem zgody szefa, by ochrona stoczni wyłączyła jego lokalizator! Musiałem się nieźle tłumaczyć, gdy mi zginął.
Spojrzał na Arto. Chłopiec znów poczuł wstyd.
– Przepraszam – powtórzył jeszcze raz, ale nawet gdyby powtórzył to sto, tysiąc razy, to wciąż by było za mało. – Miałeś kłopoty, przeze mnie…
« 1 2 3 4 5 6 9 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.