Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 13

« 1 12 13 14 15 16 19 »

Alan Akab

Więzień układu – część 13

Koloniści nie mieli wyboru, musieli go wspierać. Unikali osłabienia jego pozycji, starając się rozwiązywać konflikty na drodze rozmów, nie dopuszczając, by okręty znów stały się argumentem w polityce, zaś opcja walki – jedynym akceptowanym sposobem sprawowania władzy. Gdyby plan Rządu się ziścił, zelżałaby nie tylko plastalowa obręcz kolonialnego ucisku. Upadłoby Podziemie, lecz wzrósłby poziom życia mieszkańców Układu, a w konsekwencji poziom społecznej świadomości. Sytuacja mogłaby zostać wyleczona – cóż z tego, skoro proces obliczony był na setki lat, zaś rozwiązanie było potrzebne już teraz. Po dwustu latach mogło nie zostać nic wartego walki.
Dlatego toczyli tę grę. Grę. Właściwie wojnę, choć specyficzną. To tu, to tam Flota sporadycznie pacyfikowała przygodną kolonię, to wszystko. Wojna Wtyczek zakończyła epokę walki na pięści, stal i broń. Nawet Absolom był ledwie militarnym epizodem. Niemniej wraz z jego powstaniem skończyła się wojna na pieniądze i ekonomię. Dziś, tutaj i teraz, dziwna wojna bez bitew toczyła się na umysły. Zwyciężali najbardziej przebiegli, najlepsi we wnikaniu w umysły wroga, ci, którzy potrafili nim skrycie manipulować, samemu unikając manipulacji. Przeraźliwie niewielu zwykłych ludzi zdawało sobie sprawę z tego, że stają się ofiarami, jeńcami i zakładnikami. Ba, rzadko który wiedział co się dzieje! Tym mocniej, mimo upływu lat, tych rzeczywistych i tych pokładowych, przerażało go jak często ta wojna w swojej bezwzględności zahacza o fanatyzm.
Pierwsza zasada nowej walki – dowódcy muszą się trzymać z dala od swojej własnej broni – emocji. Tę potrzebę najlepiej rozumieli ludzie, którzy stworzyli i kontrolowali Leonidasa. A sztuka władania emocjami wciąż się rozwijała. Przed wyruszeniem w swój ostatni lot, Dael wspominał coś o nowej technice. Przewidywanie, testowanie, ingerencja, sprawdzanie i dopiero potem kontrola…
Rozparty w leciwym, lecz pozostającym w dobrej kondycji fotelu, sięgnął do starej, na wpół mechanicznej konsoli. Zamiast projektora – zwykły, elastyczny ekran. Szczyty kolonialnej technologii – a jednak wszystkie te sprzęty wytrzymały już niejedno przyspieszanie i hamowanie, więcej niż on sam kiedykolwiek zdoła przeżyć. I pomyśleć, że zajmował jedną z lepszych kabin, z najnowocześniejszym tu sprzętem. Niezadowolenie pasażerów z nowych warunków było kolejnym czynnikiem, który musiał brać pod uwagę.
"Wszystko się pomieszało" – napisał – "chłopiec nie powinien z nim rozmawiać".
"Tak chciał lerszen" – nadeszła odpowiedź – "są i dobre strony nigdy nie uzyskamy lepszej okazji by to obserwować jeśli dzięki niemu nauczymy się ich odróżniać gdy już są kim są będzie to warte wszystkich ofiar".
"Łącznie z nim" – spytał, ciekaw nie tyle odpowiedzi, którą znał z góry, co formy w jaką ubierze ją jego partner.
"Wciąż może się stać jednym z nich tylko on jeden wie jak daleko to już w nim zaszło".
Pokiwał głową. Rozsądna uwaga.
"Co mamy".
"Wiele starszych już jest na poziomie drugim chłopiec też zefred go wprowadził mimo naszych ostrzeżeń".
"Widocznie nie miał wyjścia" – odpisał, bardziej z przeczuciem niż z wiarą, jaka wypływa z wiedzy. Zbyt fragmentaryczne były ich ostatnie kontakty, by mógł napisać coś więcej.
Zefred coś planował. Widział to w jego oczach, ten ostatni raz gdy się widzieli. To on porozumiał się w tej sprawie z Lerszenem, to on wynalazł chłopca i wymyślił jak rozwiązać problem wyprowadzenia Norrensonów ze stacji, spełniając postawione przez Lerszena warunki. To on nalegał, by zabrać także tego drugiego chłopaka. Coś chciał osiągnąć, lecz nigdy o tym nie mówił, a teraz go nie było. Miał własne zamiary wobec chłopca, lecz w zakładzie o zgodność obu planów nie postawiłby na siebie nawet garści próżni.
Bezrozumne zwierzęta, tak mówił Zefred, myślące tylko o tym, by przetrwać kolejne rozjaśnienie, miesiąc, rok, maksymalnie przyjemnie, jak tylko im się to uda. Pomyśleć, że to wszystko w imię ludzi, którzy nawet nie docenią ich wysiłków, traktując je jako obowiązek. Żałosne… Czy powinien to robić? Przecież wcale się od nich nie różnił. Każdy stara się jakoś przetrwać. Walczą tylko ci, którzy potrafią, którzy czują, że się do tego nadają. Inni pracują, by stworzyć narzędzia walki. Szkoda, że zapominają, iż ich umysły także są bronią.
Zefred miał właściwe narzędzia, lecz nie potrafił zrobić z nich właściwego użytku. Czy sprawiło mu różnicę gdy je utracił? Materialistyczna ludzka natura podpowiada, by zatrzymać potencjalnie przydatne przedmioty, lecz jak to jest w przypadku uczuć?
Byli podobni. Większość przechodziła przez szkołę nie zauważając toczącej się w niej gry, na koniec zostając żołnierzami – lecz nie Zefred. Przechodził przez kolejne poziomy i dalej, aż do samego lustra. Spojrzał w nie, potem przez nie, a potem przeszedł na jego drugą stronę. Drugi poziom oznaczał wkroczenie na ścieżkę półprawd i ukrytych intryg, z której nie było odwrotu. Tak, Rząd miał mocne argumenty, nie tylko na pozór. Z obecnej sytuacji nie sposób wycofać się w kilkadziesiąt, czy nawet dwieście lat. Lecz rewolucja działa szybko. Jest naturalnym mechanizmem na złe czasy. Krwawa, niszcząca, leczy oczyszczającą siłą ognia, pozwalając nowym pokoleniom żyć bez obaw i złych nawyków, za to ze wspomnieniem popełnionych błędów – o ile byłoby jakieś nowe pokolenie. Zbyt wiele potrafili, zbyt wiele istniało nienawiści i zbyt silne były zależności, by mieć tę komfortową pewność, nim naciśnie się czerwony przycisk.
Tylko dlatego to robię, pomyślał. To plan zapasowy, gdyby Rząd zawiódł. Gdyby admiralicja przeważyła.
"Mamy też kilka trójek" – pojawiła się nowa wiadomość – "na szczęście niewiele ale nawet te trójki mogą nie być tak niebezpieczne jak ten chłopiec na dwójce"
"O niego nie musisz się martwić nie mamy nic wyższego".
"Wiesz jak to jest do poziomu szóstego można dostrzec zmiany w zachowaniu powyżej czwartego potrzeba na to kilku dni obserwacji lecz to jest możliwe jeśli mamy tu coś powyżej szóstki to poznamy to jeszcze łatwiej bo nigdy nie dolecimy do celu".
Miał rację. Staranna selekcja kandydatów minimalizowała taką szansę. Nie każdy zostawał czwórką, co dopiero szóstką. Czego bać się bardziej – szóstki, czy Protektora? Ten drugi był gotowym produktem, wiedział czego się po nim spodziewać. Z szóstkami było gorzej. Rodzice takich młodzieńców nie dopuszczali do siebie pewnych rzeczy. Gdy dochodziło do walki, ich instynkt opiekuńczy blokował ich w niepewności – zaś niepewność oznaczała zwłokę, wstrzymanie się od koniecznego działania – i zgubę.
Czy Dael był szóstką? Wyszedł spoza systemu, brakowało układu odniesienia, by go zmierzyć, lecz to było całkiem prawdopodobne. Dobrze dogadywał się z Zefredem. Nienawidził akademii, lecz to ona uczyniła go tak skutecznym. Próbował zniszczyć szkołę, lecz zamiast tego ją udoskonalił. Pokazał obserwatorom gdzie popełniają błąd, dlaczego tak niewielu uczniów przechodziło na drugi poziom. Oni mieli swoje analizy, lecz on był w środku. Zupełnie jak my i nasze analizy, uznał. Kiedyż u nas pojawi się nastolatek, który dla rozwalenia programu rozwiąże problemy, z którymi my sobie nie radzimy?
"Dael dał nam dość wskazówek jego analiza chłopca jest trafniejsza od naszej" – napisał.
"Nic dziwnego to on zamienił go w wojownika nawet jeśli jego metoda jest zbyt nastawiona na jednostkę i nie nadaje się do masowego zastosowania to wciąż pozostaje skuteczniejsza od późniejszych modyfikacji stąd mamy tego arto".
"I zema" – odpisał.
"I anhela".
Jego partner go ostrzegał. Z pudełka może wyskoczyć wszystko, diabełek i aniołek. Granie na emocjach nie dawało pewności co do wyników. To tylko kwestia równowagi, tłumaczył sobie, doboru czynników. Lecz jak ustawić w równowadze śliski worek na ostrzu noża, bez obawy, że zostanie rozcięty? Trzeba go wygiąć, na równe połówki. Zbalansować, ot co. Wejść z butami do umysłu chłopca tak, by się w tym nie połapał i rozbroić tykającą w jego psychice bombę. Optymizm był zupełnym przeciwieństwem tego, o czym myślał.
Usłyszał sygnał wejściowy. Drzwi rozsunęły się, wpuszczając gościa do środka. W kabinie nie było luksusów; lecz jej wyposażenie było jeszcze gorsze od tego, czym Lerszen dysponował na stacji. Najnowszy sprzęt liczył sobie dekady, a już wtedy nie należał do zaawansowanych.
– To były naprawdę długie lata – przywitał gościa, obracając fotel przodem w jego kierunku. Z żalem pomyślał, że kiedyś ten stary mebel potrafił dopasować się do kształtu ciała, lecz jego układy już dawno odmówiły posłuszeństwa. W końcu musiał usztywnić go ręcznie. Taka strata. Ostatnie wspomnienie utraconego luksusu. Może zdoła nakłonić Lerszena, by coś z tym zrobił – lecz nie sprowadzili go po to, by naprawiał stare meble.
– Dla ciebie lata, dla mnie dekady – odpowiedział Lerszen. – Relatywistyka, jak widzę, dobrze ci służy. Tak samo kolonialna kuchnia i pokładowa dieta.
Lerszen usiadł na skromniejszym fotelu naprzeciwko. Chwilę mierzyli się wzrokiem. Wciąż partnerzy, czy już rywale?
– Nie liczy się czas, tylko przebieg. Komu jak komu, tobie nie muszę tego tłumaczyć.
« 1 12 13 14 15 16 19 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.