Pierwszy i ostatni razEsensjaPierwszy i ostatni razWM: Ja w identyczny sposób trafiłem - jako pierwszy - na wspomnianą prelekcję Nurka. Dodatkowym bonusem było coś na kształt „w samo południe”, bo obaj staraliśmy się dojrzeć treść identyfikatora… PN: Generalnie konwent wolno się rozkręcał, w piątek snuły się niewielkie grupki osób, ale w większości były to poszukiwania dawno [lub w ogóle] nie widzianych znajomych, a nie ciekawych prelekcji. au: Ale w piątek nie spotkałem się z tym, żeby prelekcja nie odbyła się, ponieważ na sali nie pojawił się nikt prócz prelegenta. Natomiast w sobotę i niedzielę zapał uczestników nagle osłabł i mimo, że było ich więcej, niewielkie salki prelekcyjne świeciły pustkami. WM: Należy też wspomnieć, że osobom nie zainteresowanym prelekcjami pozostawało bujne życie konwentowe, a także „wynajęci” Mistrzowie Gry gotowi poprowadzić sesje RPG systemów wydawanych (zarówno aktualnie, jak i w przeszłości) przez Wydawnictwo MAG. Przygotowano nawet odpowiednio urządzone sale dla potrzeb Warhammera, Zewu Cthulhu, DeadLandsów, Gasnących Słońc i Wiedźmina: Gry Wyobraźni. Niestety z uwagi na dość wysoką cenę akredytacji, Uczestników nie wystarczyło do przeprowadzenia wszystkich zaplanowanych LARPów. Przez cały czas konwentu wyglądało to tak, że zbierano zapisy, a odbywał się ten z LARPów, który miał najwięcej chętnych, czyli ilość wystarczającą do jego przeprowadzenia… Na drugi dzień po spożyciu śniadania (szkolna stołówka zaskoczyła mnie niskimi cenami, przecząc opinii, że Warszawa jest miastem horrendalnie drogim) pomaszerowałem na spotkanie z Adlerem i Piątkowskim. Po części spotkanie to nawiązało do tematów, które były poruszane w czasie prelekcji Nurka o Larze Croft i kinie fantastycznym Konrada. Ukoronowaniem była niedzielna prelekcja Grega, Nurka i Piątkowskiego o cyberpunku. Jednak tak naprawdę to sobota upłynęła mi pod znakiem kolejnych spotkań autorskich - konwent zaszczycili swą obecnością Anna Brzezińska, Tomasz Kołodziejczak, Rafał Ziemkiewicz. Równolegle Majkosz i Madej prowadzili gigantyczną prelekcję, a raczej dwuosobowy show „Ogólna teoria gier” Ukoronowaniem dnia był „Mroczno Naporowy Konkurs Fantastyczny 3ed” poprowadzony przez JaXę. Kto nie był - ma czego żałować. Tu nieskromnie wspomnę tylko że team Wieprze Dzikie i Szczeciniaste im. Andrzeja Sapkowskiego w składzie Ingwar, Nurek i Wiki dzielnie stawał i wygrał (dzięki za natchnienie, nasza Muzo) wykonując takie zadania jak ’Syrenka Warszawska jako pokemon, opisz jej ataki’, czy ’przedstaw cierpienie dowolnej postaci z SFF’. au: Magikon był dziwnym konwentem. A może dziwni byli jego uczestnicy? Po jego zakończeniu słyszałem opinie w rodzaju „Kicha”, „Nic się nie działo”, „Gdyby nie znajomi…” i tak dalej. Zadałem jednemu z takich malkontentów pytanie, co mu się nie podobało. Uzyskałem odpowiedź, że organizatorzy dali ciała i zrobili konwent po prostu nudny. Zapytałem zatem, czy aż tak bardzo nie podobały mu się przygotowane prelekcje. Mój rozmówca podrapał się po głowie, pomyślał i stwierdził, że w sumie był tylko na jednej prelekcji, którą organizował kumpel. Biorąc pod uwagę fakt, że zawsze najbardziej na konwenty narzekają gracze, zastanawiam się, czy jest jakiś sens w organizowaniu dla nich konwentów. Może wcale nie są im potrzebne? A może to po prostu charakterystyczna cecha graczy? W końcu wędrując po terenie szkoły nie raz zachodziłem do piwnicy, w której stały stoły przeznaczone do rozgrywania sesji. Wszystkie obsadzone skupionymi graczami wsłuchującymi się w słowa Mistrzów Gry. Muszę też wspomnieć o zakontraktowanych sesjach, które odbywały się codziennie przez ładnych kilka godzin. A co z najróżniejszymi konkursami, prelekcjami, panelami i dyskusjami? Myślę, że ten, kto zamiast przyjeżdżać na konwent po to, by napić się ze znajomymi, próbował faktycznie coś z niego wyciągnąć, powinien być zadowolony. Zresztą to nie tylko moja opinia. WM: Opinie jakie słyszałem zarówno na samym Magikonie, jak i po jego zakończeniu są poniekąd zbieżne - uczestnicy byli zadowoleni, natomiast strona organizacyjna pozostawiała wiele do życzenia. PN: Konwent, nie był zły, ale nie był też dobry. W informacjach publikowanych w MiMie szykowała się wielka, przełomowa wręcz impreza, która miała pokazać wszystkim jak powinny wyglądać konwenty. A nie było to nic odkrywczego. Panowie rozbudzili nadzieje a zrobili po prostu zwykły konwent. Owszem nie było żadnych spektakularnych wpadek, ale nie był to również spektakularny sukces. A, chyba powinien, bo nieczęsto zdarza się taka okazja. Leszek ’Leslie’ Karlik Na spotkanie poświęcone ’ogólnej teorii gier’ i prowadzone przez Majkosza i Madeja ostrzyłem sobie zęby na długo przed rozpoczęciem konwentu. Na spotkanie to został przeznaczony wielki blok - 5 godzin, od 10.00 do 15.00. Niestety, oznaczało to, że żeby zdążyć na spotkanie trzeba było podnieść się z łóżka przed godziną dziesiątą - w sobotę. Dla osób śpiących na terenie konwentu zapewne żaden problem, ale dla mnie wywleczenie się z cieplutkiego, mięciutkiego łóżeczka w weekend - i to na dodatek przed południem - jest czynem zaiste heroicznym. W związku z czym oczywiście spóźniłem się i przybyłem na prelekcję po 11.00. Na dodatek w trakcie prelekcji miało miejsce spotkanie członków polskiej listy dyskusyjnej Earthdawna, którego również nie chciałem opuścić - co oznaczało że przegapiłem następny kawałek prelekcji. Sama prelekcja była bardzo ciekawa i świetnie poprowadzona. Aż nadto świetnie - w ciągu pięciu godzin prelegenci nie nudzili, świetnie bawili publiczność, słowem, zrobili doskonały show. I wyrobili się tylko z połową materiału, czyli teorią, a zastosowanie teorii w praktyce nie zmieściło już się w tej megaprelekcji. Szkoda. Sama teoria wydała mi się dość znajoma. Jej autorzy nakreślili bowiem dwie osie - zanurzenia w świat gry (imersji), oraz współpracy lub indywidualizmu. A następnie w zależności od pozycji w jednej z czterech ćwiartek pola podzielonego przez nakreślone osie przydzielili gracze do jednej z czterech grup - odgrywających, tworzących historie, ’turlaczy’ (vel ’taktyków’) oraz ’imprezowiczów’ (vel ’pajaców’). Brzmi znajomie? Z kilkoma ich założeniami się nie zgadzałem, chociażby ze stwierdzeniem że gamiści (tfu, znaczy, taktycy) preferują grę indywidualną od zespołowej czy też ze założeniem, że na linii ’odgrywający’ vs ’tworzący historię’ występuje współpraca, podczas kiedy na linii ’taktycy’ vs ’odgrywający’ występuje konflikt. Najbardziej jednak interesującym dla mnie faktem było to, że po zaznaczeniu w poszczególnych miejscach wszystkich czterech archetypicznych grup, a następnie zaznaczeniu wyznaczonych przez autorów ’linii współpracy’ otrzymaliśmy coś na kształt… rozłożonego na płaszczyźnie czworościanu. Czyli tetraedru z drugiej części artykułu o ’triadzie stylów’. Po przemyśleniu, skąd wzięły się główne różnice między moimi opiniami a pomysłami Majkosza i Madeja, doszedłem do wniosku, że oni podeszli do swojej klasyfikacji bardziej z punktu widzenia graczy, a ja - bardziej z punktu widzenia Mistrza Gry i wymyślania przygód. Prezentacja była świetna i z niecierpliwością czekam na to, kiedy Madej i Majkosz przeleją swoją teorię na papier. Znacznie ułatwi mi to dyskusję z niektórymi z ich założeń… ‹grin› W niedzielę udało mi się zgodnie z planem wywlec z łóżka rano, tzn. za piętnaście dziesiąta. Przez zrezygnowanie ze zjedzenia śniadania i ruszenie żwawym truchtem w kierunku tramwaju, udało mi się nawet specjalnie nie spóźnić na odbywające się o 10.00 spotkanie o cyberpunku, prowadzone przez Nurka, Grega i Piątkowskiego. Potem miałem godzinkę przerwy, podczas której poplotkowałem trochę z resztą redakcji, a następnie poprowadziłem swoją prelekcję o realizmie śmierci. Niestety, z uwagi na to, że na prelekcję miałem tylko jedną godzinę, nie wyszedłem zbytnio poza zakres informacji przedstawionych wcześniej w artykule Esensyjnym - a szkoda, bo udało mi się od tego czasu znaleźć trochę interesujących informacji o obiecujących nowych technologiach, które znajdą najprawdopodobniej zastosowanie w medycynie urazowej, zwłaszcza na polu walki. |
Jak na miesiąc, w którym „White Dwarf” świętuje swój pięćsetny numer, kwiecień minął bez większych warhammerowych nowości.
więcej »Na trzeci numer „Magii i Miecza” trzeba było poczekać zdecydowanie dłużej, niż na drugi, ale warto było. Po raz pierwszy bowiem pojawił się w niej artykuł poświęcony systemowi Warhammer, a także opublikowano pierwszą przygodę z prawdziwego zdarzenia.
więcej »Marzec nie przyniósł zbyt wielu nowości ze świata Warhammera – do najważniejszych należy zaliczyć prezentacje kolejnych dwóch armii do The Old World.
więcej »See you Space Cowboy
— Miłosz Cybowski
Wyrzuty sumienia kanciarza
— Miłosz Cybowski
Więcej, ciekawiej i za darmo
— Miłosz Cybowski
Starzy Bogowie nie śpią
— Miłosz Cybowski
Typowe miasto
— Miłosz Cybowski
Gnijący las
— Miłosz Cybowski
Roninowie pod zaćmionym słońcem
— Miłosz Cybowski
Księga wiedźmich czarów
— Miłosz Cybowski
Pancerni bez psa
— Miłosz Cybowski
Słudzy Pana Rozkładu
— Miłosz Cybowski
Po grę marsz: Sierpień 2016
— Esensja
Po grę marsz: Lipiec 2016
— Esensja
Gra Pomyłek już w sklepach
— Esensja
Po grę marsz: Czerwiec 2016
— Esensja
Po grę marsz: Maj 2016
— Esensja
SPOT coraz bliżej!
— Esensja
Larpuj na północy!
— Esensja
Rusza kampania gry Simurgh
— Esensja
Nadchodzi Simurgh
— Esensja
Boss Monster - wyniki konkursu
— Esensja