Ogrody zoologiczne powstawały początkowo ku uciesze gawiedzi, później jako rezerwuar genetyczny zagrożonych gatunków. Jednak by je utrzymać, wracamy do punktu pierwszego, czyli funkcji rozrywkowej. Gra dla całej rodziny, w której gracze tworzą ogród zoologiczny? To „Zooloretto”!
Pandamonium
[Michael Schacht „Zooloretto” - recenzja]
Ogrody zoologiczne powstawały początkowo ku uciesze gawiedzi, później jako rezerwuar genetyczny zagrożonych gatunków. Jednak by je utrzymać, wracamy do punktu pierwszego, czyli funkcji rozrywkowej. Gra dla całej rodziny, w której gracze tworzą ogród zoologiczny? To „Zooloretto”!
Dziękujemy wydawnictwu G3 za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
Michael Schacht
‹Zooloretto›
By mówić o „Zooloretto”, należy wspomnieć dwie podobne gry: „O zoole mio!” (gdzie licytujemy się o fragmenty ogrodu i staramy się, by przynosił on jak największe zyski oraz jak najwięcej punktów), a także „Kameleona” (stworzonego przez tego samego autora co omawiany tytuł i posiadającego podobną oś mechaniczną, mianowicie dociąganie kart i dokładanie ich do stosów).
W „Zooloretto” mamy sporo drewnianych elementów, po pierwsze ciężarówki z trzema miejscami na żetony oraz dyski odwzorowujące monety, za które możemy kupować zwierzęta od innych graczy albo rozbudować ogród. Ponadto dostajemy dwie plansze graczy, jedną z trzema wybiegami i magazynem oraz drugą, która służy za wybieg z możliwością dobudowywania. Mamy również żetony zwierząt, budek z jedzeniem i monet, które są tasowane i ustawiane w stosy na środku stołu (odliczane jest również 15 żetonów ustawianych w stos, zakrywanych czerwonym dyskiem).
Podczas gry zawodnicy starają się stworzyć jak najlepszy ogród zoologiczny. Co to znaczy? Otóż należy uzupełniać wybiegi zwierzętami jednego gatunku tak, by nie było już na nich wolnego miejsca, dodatkowo odpowiednia baza żywnościowa również przynosi punkty (budki różnego typu), podobnie jak brak żetonów w magazynie na koniec gry.
Gra podzielona jest na rundy, a te na tury. Podczas swojej tury gracz może pociągnąć żeton i ustawić go na dowolnym aucie albo pobrać którąś z ciężarówek, co kończy dla niego tę rundę. Są również dostępne akcje, za które płacimy monetami (te zaś zdobywamy za żetony z ciężarówek albo za wypełnienie zagrody) i tu wachlarz jest trochę szerszy. Za dwie monety możemy odkupić żeton budki lub zwierzęcia od innego gracza, odrzucić żeton albo za trzy monety wybudować dodatkowy wybieg. Poza tym za jeden żeton można zamienić ze sobą stada danego gatunku. Runda trwa do momentu, aż wszyscy gracze pobiorą ciężarówki (można ją wybrać wtedy, gdy znajduje się na niej przynajmniej jeden żeton). Żetony muszą być dołożone do zagrody albo do magazynu. Gra natomiast się kończy w chwili, gdy nie ma żetonów w innych stosach i należy je pobierać ze sterty, na której znajduje się czerwony dysk. Wtedy taka runda jest rozgrywana do końca i wraz z nią zakańczana jest gra. Po podliczeniu punktów ogłaszany jest zwycięzca.
Strategii w „Zooloretto” jest niewiele, chociaż gra nie jest do końca losowa. Pojawia się sporo decyzji, takich jak to, czy należy zabrać pojedynczego zwierzaka na ciężarówce, czy może poczekać na lepszą okazję. Dodatkowo należy dostawiać żetony w taki sposób, by graczom obrzydzić inne ciężarówki albo by ich pobranie nie było zbyt korzystne, szczególnie dla kolekcjonerów określonych okazów. Dodam, że w grze pojawiają się też zwierzaki zdolne do rozrodu, jeśli takie zwierzaki z obu płci pojawią się w zagrodzie, powijają młode dokładane od razu do obejścia lub magazynu danego gracza. To jednak nie koniec możliwości. Czasami warto zabrać zwierzaki, o które ubiega się kilku graczy, by zmuszeni byli je od nas odkupić. Innym razem warto podmienić gatunek z magazynu na inny w zagrodzie. W efekcie mimo losowości w postaci żetonów gracze mają sporo decyzji decyzji. Jednocześnie zasady można łatwo wytłumaczyć i już ośmiolatki mogą czerpać pełnię przyjemności z rozgrywki.
Jest to gra typowo rodzinna z mechanizmem podobnym do „Kameleona”, jednak na tyle urozmaiconym i zmodyfikowanym, że znacznie zyskała. Dodatkowo bardzo miła i sympatyczna oprawa graficzna i możliwość rozbudowy są zdecydowanie na plus. Podczas rozgrywki dobrze bawią się zarówno dorośli, jak i dzieci, emocji nie brakuje. Starsi mogą łatwo pomagać pociechom, by te uczyły się planowania i powolnego oswajania z ponoszeniem porażek. Rzecz jasna nie mówimy tu o pomocy wprost i ustępowaniu dziecku, ale niewielkim wspieraniu. Dlatego każda rodzina, która chce miło spędzić niedzielne popołudnie przy stole, może śmiało nabyć „Zooloretto”, by się świetnie bawić, a miłośnicy „Kameleona” na pewno będą wniebowzięci!