Gdy za oknami panuje zimowa aura polecamy wszystkim miłośnikom leśnych spacerów wybrać się „Na grzyby”. To niedługa karciana gra przeznaczona dla dwóch graczy, która, przede wszystkim za sprawą świetnych ilustracji, przeniesie nas do bogatego w fungi boru.
Poprzez bory, poprzez lasy
[Brent Povis „Na Grzyby!” - recenzja]
Gdy za oknami panuje zimowa aura polecamy wszystkim miłośnikom leśnych spacerów wybrać się „Na grzyby”. To niedługa karciana gra przeznaczona dla dwóch graczy, która, przede wszystkim za sprawą świetnych ilustracji, przeniesie nas do bogatego w fungi boru.
Dziękujemy wydawnictwu Rebel za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
W niewielkim, eleganckim pudełeczku znajdujemy ponad sto kart przedstawiających osiem gatunków grzybów, które będziemy zbierać oraz pozostałe elementy, w tym: patelnie służące do smażenia, cydr i masło jako szlachetne przyprawy, patyki, dzięki którym dostaniemy się w głąb lasu. Z tego zestawu układamy na stole składający się z ośmiu kart las, a na rękę każdy z zawodników dostaje po trzy karty i – można zaczynać.
Mechanika gry nie należy do szczególnie porywających, ale dzięki dość dużej dynamice rozgrywki, broni się. Zadaniem gracza jest zbierać na ręku karty przedstawiające ten sam gatunek, nie jest to jednak łatwe, tym bardziej że najmocniej punktowanych kart jest najmniej. Gdy zbierzemy co najmniej trzy takie karty możemy zbiór usmażyć na przygotowanej wcześniej patelni, dokładając do tego podnoszące punktację masło bądź cydr. Możemy również wymieniać nieodpowiadające nam zbiory na patyki, które z kolei pozwalają nam udać się głębiej w las. Kompostownia, do której trafiają z lasu niewykorzystane karty, pozwala nam czasem na wzięcie na rękę kilku grzybów naraz, ale zawsze trzeba pamiętać o limicie kart na ręku. Ten można z kolei podnieść za pomocą wiklinowych koszyków. Czasem może nam się (nie)szczęśliwie trafić muchomor, warto też pamiętać, że grzyby zbierane w świetle księżyca smakują szczególnie wybornie.
Rozgrywka jest krótko i zwykle zamyka się w kwadransie. Na koniec pozostaje podliczyć punkty. Tu warto podkreślić, że ilość nie znaczy jakość – rzadsze gatunki punktowane są lepiej od pospolitych. Ich odnalezienie w lesie jest jednak ze zrozumiałych względów trudne.
Osobną sprawą są patyki, służące do udania się głębiej w las, czyli mówiąc dosłownie: wzięcia ze stołu kart znajdujących się najdalej od symbolicznego doń wejścia. Gdy zagrywamy jeden patyk, bierzemy pierwszą w kolejności kartę, gdy dwa – drugą i tak dalej. Kłopot w tym, że patyki kupujemy za określoną liczbę grzybów tego samego gatunku, a wydaje mi się, że zawsze korzystniejszym rozwiązaniem jest usmażenie ich na patelni (których jest w talii naprawdę sporo) – daje to konkretne punkty, a nie tylko szansę na ich uzyskanie w kolejnych ruchach. No chyba że nasza taktyka opiera się wyłącznie na polowaniu na najmocniejsze karty i wymienianiu tych słabszych, ale będzie ona trudna w realizacji. Mnie w każdym razie patyki rzadko się przydawały i myślę, że po pierwsze jest ich w zestawie za dużo (ponad dwadzieścia), a po drugie byłoby chyba lepiej, gdyby symbolizowały je drewniane znaczniki. Ale to już kwestia gustu.
„Na grzyby” to kolejny tytuł, po omawianych na naszych łamach ostatnio grach z serii „Mr Jack”, przeznaczony wyłącznie dla par, więc powtórzę jeszcze raz: świetnie, że takie gry się ukazują. W tym wypadku nie mamy wprawdzie do czynienia z pozycją wybitną, a zaledwie poprawną, ale dzięki oryginalnej tematyce i rewelacyjnej oprawie graficznej do tego tytułu miło wracać. Zwłaszcza w czasie, gdy na prawdziwą wyprawę do lasu w poszukiwaniu jego owoców nie ma szans.