Mnie określenia Avatara bułka z McDonalds wydaje się niezwykle trafne. Dlaczego? Nie ma to nic wspólnego z tym, że Cameron pięknie opowiedział prostą historie opowiadaną już nie raz. To nie jest dla mnie większy problem, problemem jest to co przeczytałem w scenariuszu. Co widać w samym filmie - paru scen brakuje, część z nich to drobiazgi, ale np pierwotna wersja ostatniej bitwy wygląda dużo inaczej a zmiany które wprowadzono podyktowane wydają się być chęcią uzyskania PG13. Tak samo jak brak przekleństw, obecnych w scenariuszu. Wszystko po to by być na opakowaniach HappyMeal\\\'i...
Dlatego Avatar to dla mnie film, który mówiąc o tym dlaczego ślepa pogoń za $ jest zła sam został ze względu na $ wykastrowany przez Camerona. A za ekologiczne przesłanie zapłacił McDonalds. Śmiechu warte
PS Avatar w 3d wart był każdej złotówki, ale w 2d nie jestem zainteresowany. Jeżeli czyni mnie to gorszym człowiekiem - trudno ;)
forkiada, chylę czoła twojemu wysublimowanemu gustowi, jeśli jadasz przy tak wykwintnym stole, że Avatar jest dla ciebie bułką z McDonalda.
Możesz spojrzeć na \"baśń\" czy \"bajkę\" i stwierdzić, że nie widzisz w niej nic więcej niż szablonowe postacie i bez wysiłku nakreśloną fabułę. Czemu nie, dla ciebie może to być nawet film \"o kalekim weteranie wojennym, który zakochał się w kosmitce.\" Pytanie tylko, czy chcesz przez całe życie być ślepcem? Nawet bajki potrafią być piękne (studio Ghibli udowodniło to niejednokrotnie). Myślałem, że minęły czasy, gdy filmy szufladkowało się jako bajkę czy baśń tylko ze względu na rodzaj animacji, czy choćby wątki fantasy...
Nawet jeśli spojrzenie autora tego tekstu jest momentami przejaskrawione, znacznie bardziej przemawia do mnie taka interpretacja, niż pozbawiona emocji notka kogoś, kto tego wieczoru musiał obejrzeć i zrecenzować jeszcze dwanaście innych filmów. Jak zobaczył biegające po ekranie niebieskie ludziki to zakwalifikował film jako \"bzdury z ładną grafiką\" i przerzucił na następny. Taka recenzja faktycznie miałaby wiele wspólnego z McDonaldem...
Chcę tylko zwrócić uwagę na punkt widzenia, z jakiego można spojrzeć na Avatara (czy na dowolny inny film, bo do tego sprowadza się ta dyskusja). Nie mieszaj go z błotem tylko dlatego, że akurat ty nic w nim nie widzisz. Jeśli faktycznie według ciebie nie ma w Avatarze nic interesującego... to wróć do tych \"swoich\" filmów. Ten jest dla ciebie zdecydowanie na \"zbyt niskim\" poziomie.
Choć nie podzielam kilku poglądów autora tego tekstu, to jego spojrzenie na tę opowieść bardzo mi się spodobało (zwłaszcza spojrzenie na samą Pandorę jak na aktora, które tak lekkomyślnie zbywasz). Widać wyraźnie jak duże wrażenie wywarł Avatar. Nie jest to kolejna wypowiedź w stylu \"Film jest fajny, bo jest fajny\", czy \"Oooo, błyskotka!\" ale konkretna lista ciekawych wywodów pokazujących, jak można dostrzec w nim ukryte piękno.
W zupełności wystarcza, by spojrzeć na niektóre jego fragmenty trochę inaczej niż do tej pory.
\"Nawet autor tej recenzji musiał się \"usprawiedliwiać\" byciem fanboyem w kwestii jej pozytywnego wydźwięku. \"
To raz. Dwa, że, aby całość nadinterpretacji była w miarę kompletna przyrównał tę amerykańską bułkę z McDonalda do eposu równego Tolkienowskiemu \"Władcy Pierścieni\"! Czapki z głów panowie, \'Avatar\' to nowa jakość fabularna, bo jakiś tam \"pyłek\" spadł na głównego bohatera, a \"drzewo życia\" pozwoliło mu przejść na dobrą stronę nierealnego świata...
\"Naprawdę nie da się obronić Avatara po prostu dla obrony jego samego panie Przemysławie?\"
Tak się wtrące i wypowiem - nie. Z prostej przyczyny, wymienione przeze mnie wcześniej filmy nie muszą się posiłkować tak mętną obroną czy interpretacją, a mają o wiele więcej do przekazania niż baśń (tak baśń, a nie żaden \"epos\") Camerona.
Recenzja ogólnie niezła. Pozwoliła mi dostrzec pewne pominięte detale w tym termojądrowym blasku (banału głównie), który od dzieła pana Janka bije.
Choć te dodatkowe warstwy to po bliższym przyjrzeniu głównie są kwestiami związanymi z tym, że film jest zrobiony przez Amerykanów (lewicowych więc tych dobrych), mówi o Amerykanach (tych dobrych i tych złych) i piszą o nim \"objawiając nam\" coraz większą ilość tej wspaniałej treści w nim zawartej głównie Amerykanie. Co sprawia, że film staje się filmem kultowym. To sprawia z kolei, że Amerykanie dostrzegają, że kolejny film o nich jest filmem kultowym. Amerykanie stają się po raz kolejny kultowi.
Co do recenzji nie chcę być złośliwy, ale mam wrażenie, że sprowadza się ona głównie do umiejętnego skorzystania z angielskiej wersji Wikipedii. Dużym plusem jest jednak to, że jest pierwszą która łączy informacje tam przedstawiane w tak zgrabny sposób używając rodzimego języka - naprawdę przyjemnie się nią czyta.
Jednakże mnie zastanawia jedno. Gdzież jest ta wspaniałość i ta głębia (yyy... no powiedzmy znaczące warstwy) Avatara w perspektywie tego, że większość recenzji Avatara to w istocie recenzje o recenzjach i mówienie o tym co kto o filmie powiedział? Czy ten film AŻ TAK nie posiada żadnej głębszej treści, że trzeba wypełniać mówienie o nim słowolejstwem innych wypowiedzi?
Nawet autor tej recenzji musiał się \"usprawiedliwiać\" byciem fanboyem w kwestii jej pozytywnego wydźwięku.
To jak to jest. Naprawdę nie da się obronić Avatara po prostu dla obrony jego samego panie Przemysławie?
@ Przemysław Pietras
Odkrycie dokonane w tekście, że postacie Milesa Quaritcha i Parkera Selfridge\'a personifikują politykę neokonów i wielkich korporacji, są aluzjami tak chamsko widocznymi w filmie, że chyba tylko osoby żyjące w totalnym oderwaniu od rzeczywistości tego nie załapały.
Wg mnie Cameron pojechał tutaj grubo polityczną poprawnością, banalnymi schematami i prymitywnymi nawiązaniami do amerykańskiej polityki (ekolodzy-rdzenni amerykanie-ogólnie lewacy to ci dobrzy, a militaryści-republikanie-ekipa busha to ci źli).
Aż mnie zęby bolały kiedy te grubo ciosane aluzje płynęły z ekranu :)
A z porównaniem Jamesa Camerona do Tolkiena to już w ogóle przegięcie pały...