Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

„Avatar” – nie dla idiotów!

Esensja.pl
Esensja.pl
Czasem odnoszę wrażenie, że żyję w zaścianku cywilizowanego Świata, który z jednej strony tęsknie wygląda wszystkiego, co nowoczesne, z drugiej – traktuje swoich bardziej rozwiniętych sąsiadów z komiczną wręcz dezynwolturą. Wchodząc na popkulturowy portal, liczyłem na przynajmniej próbę zmierzenia się z fenomenem „Avatara”, jednak po przeczytaniu tetrycznych notek odszedłem od komputera zażenowany.

Przemysław Pietras

„Avatar” – nie dla idiotów!

Czasem odnoszę wrażenie, że żyję w zaścianku cywilizowanego Świata, który z jednej strony tęsknie wygląda wszystkiego, co nowoczesne, z drugiej – traktuje swoich bardziej rozwiniętych sąsiadów z komiczną wręcz dezynwolturą. Wchodząc na popkulturowy portal, liczyłem na przynajmniej próbę zmierzenia się z fenomenem „Avatara”, jednak po przeczytaniu tetrycznych notek odszedłem od komputera zażenowany.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Nawet ci, którzy dawali filmowi maksymalne noty, czuli się w obowiązku publicznie ze swojej oceny wytłumaczyć, wszak „takie to ładne, ale głupie”. Jedynie Konrad Wągrowski wybronił się zgrabnym unikiem, nie pisząc przy okazji ani słowa o biuście głównej bohaterki1).
Niestety, w naszym kraju przez lata ton recenzjom nadawali inteligenci bez teki, przez co akcentowany na każdym kroku sztywny podział na kino rozrywkowe i to „ambitne” jest wciąż kanoniczny. Nasi recenzenci, jak zauważyli panowie Dobry i Wągrowski – mają z „Avatarem” problem. Problem absurdalny, bo nigdzie indziej niewystępujący2) – filmoznawcy renomowanych zachodnich gazet i portali z nakreśleniem warstw interpretacyjnych filmu kłopotów jakoś nie mieli. Dlatego od razu zaznaczam – ten przyczynek do analizy dzieła Camerona niczym odkrywczym nie jest, na pewno nie wyczerpuje też tematu3).
James Cameron wielkim twórcą filmowym jest…
…ponieważ nie oddziela warstwy wizualnej i narracyjnej – one w jego filmach są jednym, wzajemnie się uzupełniają, nie dominując nad sobą. I tu pojawiają się pierwsze schody dla naszych „wannabe” intelektualistów – oddzielne rozpatrywanie fabuły i warstwy technicznej nie prowadzi do niczego, jest równie sensowne jak próba analizy dymków komiksowych w oderwaniu od plansz4). Kiedy Cameron chce przekazać lęk przed nuklearnym holokaustem, odwołuje się do halucynacji znerwicowanej Sary Connor, zmieniających plac zabaw w hekatombę. Kiedy przedstawia w „Titanicu” młodzieńczą namiętność dwójki bohaterów, czyni to za pomocą słynnej sceny z ręką na szybie samochodowej. Proste? Nie, takie się tylko wydaje dzięki talentowi genialnego reżysera.
„Avatar” to film publicystyczny
Możecie przestać się śmiać.
Kluczową sceną „Avatara”, momentem metamorfozy bohaterów oraz nośnikiem przesłania filmu jest destrukcja Drzewa Domowego ludu Omaticaya. Tu właśnie w pełni objawia się talent Camerona: eksplozje, zamiast pretekstem do głupawej sceny akcji, stają się tylko tłem dla tragedii przerażonych Na’vi, bezsilnych wobec technologicznej przewagi wroga, mogących tylko bezradnie obserwować jak ich dom, miejsce, wokół którego rozgrywało się całe ich dotychczasowe życie, zostaje zrównany z ziemią. Widok kobiet opłakujących zabitych, obraz pustych oczu uchodźców – przywołały z zakamarków mojej pamięci migawki z Iraku i Palestyny, widok bezimiennej kobiety w czarczafie opłakującej syna. Oddajmy tu jednak głos samemu reżyserowi5):
„We know what it feels like to launch the missiles. We don’t know what it feels like for them to land on our home soil, not in America. I think there’s a moral responsibility to understand that.”
„That’s not what the movie’s about – that’s only a minor part of it. For me it feels consistent only in a very generalised theme of us looking at ourselves as human beings in a technical society with all its skills, part of which is the ability to do mechanised warfare, part of which is the ability to do warfare at a distance, at a remove, which seems to make it morally easier to deal with, but it’s not.”
To nie jest tylko prosta krytyka J.W. B. Jr – to krytyka technokratycznej wojny, ukazanie perfekcyjnie przeprowadzonych operacji wojskowych w Zatoce Perskiej, Jugosławii czy Iraku od strony tych, którzy mieli pecha znaleźć się po niewłaściwej stronie wojennej machiny. To właśnie pełna kontrola reżysera nad środkami technicznymi sprawia, że scena wywiera odpowiedni wpływ – a że wywiera wiem na pewno, ponieważ obserwowałem reakcje widowni podczas kolejnego seansu.
Fakt, że mamy tu do czynienia z filmem science-fiction (lub – jak kto woli – science-fantasy) dodaje obrazowi uniwersalności – szczerze wątpię, aby ktokolwiek przed premierą mógł przewidzieć demonstrację Palestyńczyków przebranych za Na’vi6). To właśnie siła dobrej kinematografii – siła obrazu, zdolna przekraczać bariery językowe i kulturowe.
Obraz wart tysiąca słów?
„Avatar” jest filmem bezkompromisowym
Śmiech to zdrowie, więc mam nadzieję że doceniacie, co dla was robię…
Cameron nie ma kompleksów jako reżyser SF. Nie boi się stygmatu kina popularnego. I tu pojawia się dla naszych biednych, wiercących się w fotelach kinowych intelektualistów kolejny problem. Reżyser nie puszcza oka, nie „bawi się konwencją”, nie wrzuca symboli ani nie szuka nawiązań.
Doskonale wie, czym są toposy. Wie, że istnieją, ponieważ poruszają konkretne struny naszej duszy i ze śmiertelną powagą, z dbałością o detale wygrywa nam na nich koncert. Szukając literackiego porównania – nie jest Sapkowskim, jest Tolkienem. To dla krytyka made in Poland stanowczo za dużo.
Cała ta sytuacja przypomina mi Gustawa Holoubka broniącego się przed zajadłą krytyką swoich adaptacji cytatem ze Słowackiego7):
„Ja bardzo lubię sławę popularną,
Lękam się bardzo wymuskanej sławy;”
U nas fakt mówienia językiem zrozumiałym dla kinowego motłochu jest jednak grzechem śmiertelnym dla strażników dobrego gustu i artystycznej ambicji.
Dramatis personae , czyli gdzie są i po co są
Archetypy.
„Avatar”, jeżeli patrzeć na jego możliwe warstwy interpretacyjne – ma trzy pierwszoplanowe postacie. Pod względem ważności mamy więc kolejno:
Ekosystem Pandory – który jest głównym bohaterem filmu. To on przyciąga, on oszałamia widza, o niego toczy się walka między obiema stronami konfliktu. Oscarowa rola (nie wiem, czy od kogoś powyższego zdania nie zapożyczyłem).
Czy mamy tu do czynienia już z panteizmem? Myślę, że nie – Eywa jest raczej rozwinięciem idei „Gai – żyjącej planety” („Hipoteza Gai” Jamesa Lovelocka, swego czasu bardzo popularna w pewnych kręgach) – ekosystemu jako osobnego organizmu, z tym, że w tym przypadku obdarzonego samoświadomością.
Jake Sully – zacznijmy od tego, że jest to postać zbliżona do Nathana Algrena z „Ostatniego Samuraja”8). Weteran, który stracił poczucie wspólnoty i cel, jaką dawała mu przynależność do Marines. Nie jest „głuptasem”, jak to określił jeden z recenzentów, jest Jarheadem. Jest byłym Marine, 1st Recon – w kulturze wojskowej USA to coś więcej niż tylko linia w CV. Dlatego początkowo to właśnie Quaritch jest dla niego naturalnym punktem odniesienia. Jednak – podobnie jak w filmie Zwicka – dopiero wśród wrogów znajduje to, co utracił na Ziemi: miłość, cel, poczucie wspólnoty i proste zasady.
Stopniowa przemiana Sully’ego z trepa w łowcę Omaticaya, a później wojownika-symbol Na’vi (na pewno nie męża stanu) jest ilustrowana przez reżysera za pomocą zmian w wyglądzie bohatera – po co w filmie, który skrócono o blisko czterdzieści minut (o kilka za dużo, o czym później) z pozoru nieistotna scena golenia kilkutygodniowego zarostu? Dodatkowym rysem psychologicznym jest zmieniający się z czasem stosunek Jake’a do własnego kalectwa.
Na osobną wzmiankę zasługuje motyw snu, przewijający się przez film od pierwszej, aż do ostatniej sceny – wedle reżysera Na’vi przedstawiają lepszą część naszej świadomości9), stąd zawieszenie bohatera między dwoma ciałami można odczytać też jako dualizm ludzkiej egzystencji – między tym, czym jesteśmy a tym, czym chcielibyśmy być (ewentualnie – tym, w jaki sposób siebie postrzegamy).
Dr. Grace Augustine – jak twierdzi Sigourney Weaver – alter ego Camerona. Niestety, wśród wyciętych w montażu scen jest ta, która nadaje prawdziwą głębię tej postaci10), tłumacząc jej początkową niechęć do Sully’ego, związki z Neytiri oraz przyczyny zamknięcia szkoły. Co więcej – dopiero w niej Grace pokazuje swój rzeczywisty stosunek do sytuacji na Pandorze, fatalistyczne przekonanie o nieuchronności konfliktu, w niej ostrzega Jake’a przed emocjonalnym zaangażowaniem, chcąc ochronić go przed bólem który stał się jej udziałem. Wszystko to zostało w filmie wyłącznie lekko zasugerowane (rozmowa z Selfridgem, zdjęcia na lodówce, reakcja na romans Sully’ego z Neytiri).
Będę szczery – jeżeli ta scena nie znajdzie się w wersji reżyserskiej, będę na Camerona bardzo zły. Pal licho fabułę – to o Sigourney Weaver tu chodzi.
Kolejne dwie postacie – Miles Quaritch i Parker Selfridge – są jedynie personifikacjami odpowiednio: konfrontacyjnej polityki Neokonów oraz współczesnej polityki (również w wydaniu korporacyjnym), ważącej na jednej szali zyski finansowe, na drugiej PR-owe straty11). Obrazują raczej przerysowaną mentalność, niż są istotami ludzkimi z krwi i kości.
Tak, to jest film USA-centryczny, niemniej główne przesłanie pozostaje uniwersalne.
Reszta postaci to archetypy (może za wyjątkiem Neytiri, która jest głównym nośnikiem para-ekologicznych przemyśleń autora12)), wszystkie zarysowane jedynie przy użyciu kilku scen, wszystkie do końca wierne swoim pierwowzorom13).
Słowo końcowe
O „Avatarze” można pisać dużo. Bardzo dużo. Sygnały płynące ze Świata nie pozostawiają jednak złudzeń – film uderzył w masową wyobraźnię z siłą bomby termojądrowej, a na efekty trzeba będzie poczekać do opadnięcia fali uderzeniowej. Na pewno na wzór „Gwiezdnych Wojen”, czy też „Neon Genesis Evangelion” „Avatar” stworzy osobną podgałąź przemysłu rozrywkowego, na pewno jego wpływ na kulturę popularną będzie można obserwować w następnych pokoleniach twórców. Być może czeka nas boom klasycznego kina SF (na co osobiście bardzo liczę).
Jedno, co nie ulega wątpliwości – ewentualni naśladowcy mają przed sobą nie lada wyzwanie: „Avatar” postawił poprzeczkę niesamowicie wysoko.
Na krytyczne docenienie w naszym grajdole film będzie musiał poczekać na pierwszych rodzimych recenzentów nie skażonych mentalnie PRL-em (co przykre, mam tu na myśli również własne pokolenie dwudziestoparolatków), grających w te same gry, wychowanych na tych samych filmach co ich zachodni rówieśnicy, wyleczonych z mesjanistycznych urojeń.
Tekst można traktować jako nerwową reakcję fana (fanboya?) filmu Camerona na niezasłużoną (jego zdaniem) krytykę. Można podejść do niego jako do hołdu dla geniuszu kreacyjnego i narracyjnego od kogoś, kto ze sztuką ma związek bardzo bliski, wręcz intymny. Na koniec – można ją też odebrać jako próbę wytknięcia kompletnej ignorancji większości polskich krytyków (i tych zawodowych, i tych czysto hobbystycznych) w kwestiach związanych z popkulturą.
Od razu zaznaczam, że wszystkie trzy interpretacje są poprawne. Dobór proporcji zostawiam czytelnikom…
koniec
24 lutego 2010
1) Co mnie specjalnie nie dziwi, ponieważ jest to jedyny wśród obecnych autor „Esensji” którego jestem w gotów czytać nawet, gdyby artykuł dotyczył testów porównawczych najnowszych gładzi szpachlowych.
2) Aż chce się tutaj zacytować Kisielewskiego: „Socjalizm to ustrój, który dzielnie walczy z problemami nieznanymi w żadnym innym ustroju.” Pewien ślad mentalny jak widać został, co zrozumiałe. Szkoda, że szkodzi jak widać kolejnym pokoleniom…
3) Bywalcy angielskiej wikipedii nie będą mieli specjalnych problemów z zauważeniem tego faktu.
4) http://www.nytimes.com/2009/12/26/opinion/26sat4.html?_r=1:
„“Avatar” has generally won rave reviews, but too many critics have been dividing the movie into the 3-D experience and the plot as if they were unrelated. The remarkable thing about “Avatar” is the degree to which the technology is integral to the story.”
5) http://www.theaustralian.com.au/news/arts/war-on-terror-backdrop-to-james-camerons-avatar/story-e6frg8pf-1225809286903
6) http://www.aolnews.com/world/article/palestinians-use-avatar-to-protest-west-bank-barrier/19356749:
„When people around the world who have watched the film see our demonstration and the conditions that provoked it, they will realize that the situations are identical,”
7) Lubię uderzać tam, gdzie boli.
8) Zainteresowanych odsyłam do świetnej analizy autorstwa Michała Szczepaniaka w „Esensji” właśnie.
9) http://news.bostonherald.com/track/celebrity/view/20090724james_cameron_wows_comic_con_with_3-d_avatar/
10) http://www.foxscreenings.com/media/pdf/JamesCameronAVATAR.pdf, str. 66-69.
11) „Jest jedna rzecz, której udziałowcy nienawidzą bardziej od złej prasy. To zły raport kwartalny. ”
12) …którymi się w tym tekście nie zajmuję. Tym niemniej – jako Biblia Pauperum ekologii „Avatar” może faktycznie być pożytecznym.
13) Tłumaczenie przyczyn takiego stanu rzeczy wykracza poza ramy tego artykułu, dziwi mnie jednak, że ktoś nie rozumiejący w ogóle idei eposu bierze się za recenzję czegokolwiek. Tak kompromitujące braki w wykształceniu u „recenzentów” trudno jakoś sensownie skomentować. Podobnie, jak zarzuty dotyczące patosu.

Komentarze

« 1 2 3 4 5 »
26 II 2010   01:18:04

@ Przemysław Pietras

Odkrycie dokonane w tekście, że postacie Milesa Quaritcha i Parkera Selfridge'a personifikują politykę neokonów i wielkich korporacji, są aluzjami tak chamsko widocznymi w filmie, że chyba tylko osoby żyjące w totalnym oderwaniu od rzeczywistości tego nie załapały.

Wg mnie Cameron pojechał tutaj grubo polityczną poprawnością, banalnymi schematami i prymitywnymi nawiązaniami do amerykańskiej polityki (ekolodzy-rdzenni amerykanie-ogólnie lewacy to ci dobrzy, a militaryści-republikanie-ekipa busha to ci źli).

Aż mnie zęby bolały kiedy te grubo ciosane aluzje płynęły z ekranu :)


A z porównaniem Jamesa Camerona do Tolkiena to już w ogóle przegięcie pały...

26 II 2010   15:42:15

Recenzja ogólnie niezła. Pozwoliła mi dostrzec pewne pominięte detale w tym termojądrowym blasku (banału głównie), który od dzieła pana Janka bije.

Choć te dodatkowe warstwy to po bliższym przyjrzeniu głównie są kwestiami związanymi z tym, że film jest zrobiony przez Amerykanów (lewicowych więc tych dobrych), mówi o Amerykanach (tych dobrych i tych złych) i piszą o nim "objawiając nam" coraz większą ilość tej wspaniałej treści w nim zawartej głównie Amerykanie. Co sprawia, że film staje się filmem kultowym. To sprawia z kolei, że Amerykanie dostrzegają, że kolejny film o nich jest filmem kultowym. Amerykanie stają się po raz kolejny kultowi.

Co do recenzji nie chcę być złośliwy, ale mam wrażenie, że sprowadza się ona głównie do umiejętnego skorzystania z angielskiej wersji Wikipedii. Dużym plusem jest jednak to, że jest pierwszą która łączy informacje tam przedstawiane w tak zgrabny sposób używając rodzimego języka - naprawdę przyjemnie się nią czyta.

Jednakże mnie zastanawia jedno. Gdzież jest ta wspaniałość i ta głębia (yyy... no powiedzmy znaczące warstwy) Avatara w perspektywie tego, że większość recenzji Avatara to w istocie recenzje o recenzjach i mówienie o tym co kto o filmie powiedział? Czy ten film AŻ TAK nie posiada żadnej głębszej treści, że trzeba wypełniać mówienie o nim słowolejstwem innych wypowiedzi?

Nawet autor tej recenzji musiał się "usprawiedliwiać" byciem fanboyem w kwestii jej pozytywnego wydźwięku.

To jak to jest. Naprawdę nie da się obronić Avatara po prostu dla obrony jego samego panie Przemysławie?

26 II 2010   15:57:19

"Nawet autor tej recenzji musiał się "usprawiedliwiać" byciem fanboyem w kwestii jej pozytywnego wydźwięku. "
To raz. Dwa, że, aby całość nadinterpretacji była w miarę kompletna przyrównał tę amerykańską bułkę z McDonalda do eposu równego Tolkienowskiemu "Władcy Pierścieni"! Czapki z głów panowie, 'Avatar' to nowa jakość fabularna, bo jakiś tam "pyłek" spadł na głównego bohatera, a "drzewo życia" pozwoliło mu przejść na dobrą stronę nierealnego świata...

"Naprawdę nie da się obronić Avatara po prostu dla obrony jego samego panie Przemysławie?"
Tak się wtrące i wypowiem - nie. Z prostej przyczyny, wymienione przeze mnie wcześniej filmy nie muszą się posiłkować tak mętną obroną czy interpretacją, a mają o wiele więcej do przekazania niż baśń (tak baśń, a nie żaden "epos") Camerona.

26 II 2010   21:47:40

forkiada, chylę czoła twojemu wysublimowanemu gustowi, jeśli jadasz przy tak wykwintnym stole, że Avatar jest dla ciebie bułką z McDonalda.

Możesz spojrzeć na "baśń" czy "bajkę" i stwierdzić, że nie widzisz w niej nic więcej niż szablonowe postacie i bez wysiłku nakreśloną fabułę. Czemu nie, dla ciebie może to być nawet film "o kalekim weteranie wojennym, który zakochał się w kosmitce." Pytanie tylko, czy chcesz przez całe życie być ślepcem? Nawet bajki potrafią być piękne (studio Ghibli udowodniło to niejednokrotnie). Myślałem, że minęły czasy, gdy filmy szufladkowało się jako bajkę czy baśń tylko ze względu na rodzaj animacji, czy choćby wątki fantasy...

Nawet jeśli spojrzenie autora tego tekstu jest momentami przejaskrawione, znacznie bardziej przemawia do mnie taka interpretacja, niż pozbawiona emocji notka kogoś, kto tego wieczoru musiał obejrzeć i zrecenzować jeszcze dwanaście innych filmów. Jak zobaczył biegające po ekranie niebieskie ludziki to zakwalifikował film jako "bzdury z ładną grafiką" i przerzucił na następny. Taka recenzja faktycznie miałaby wiele wspólnego z McDonaldem...

Chcę tylko zwrócić uwagę na punkt widzenia, z jakiego można spojrzeć na Avatara (czy na dowolny inny film, bo do tego sprowadza się ta dyskusja). Nie mieszaj go z błotem tylko dlatego, że akurat ty nic w nim nie widzisz. Jeśli faktycznie według ciebie nie ma w Avatarze nic interesującego... to wróć do tych "swoich" filmów. Ten jest dla ciebie zdecydowanie na "zbyt niskim" poziomie.

Choć nie podzielam kilku poglądów autora tego tekstu, to jego spojrzenie na tę opowieść bardzo mi się spodobało (zwłaszcza spojrzenie na samą Pandorę jak na aktora, które tak lekkomyślnie zbywasz). Widać wyraźnie jak duże wrażenie wywarł Avatar. Nie jest to kolejna wypowiedź w stylu "Film jest fajny, bo jest fajny", czy "Oooo, błyskotka!" ale konkretna lista ciekawych wywodów pokazujących, jak można dostrzec w nim ukryte piękno.

W zupełności wystarcza, by spojrzeć na niektóre jego fragmenty trochę inaczej niż do tej pory.

27 II 2010   10:59:34

Mnie określenia Avatara bułka z McDonalds wydaje się niezwykle trafne. Dlaczego? Nie ma to nic wspólnego z tym, że Cameron pięknie opowiedział prostą historie opowiadaną już nie raz. To nie jest dla mnie większy problem, problemem jest to co przeczytałem w scenariuszu. Co widać w samym filmie - paru scen brakuje, część z nich to drobiazgi, ale np pierwotna wersja ostatniej bitwy wygląda dużo inaczej a zmiany które wprowadzono podyktowane wydają się być chęcią uzyskania PG13. Tak samo jak brak przekleństw, obecnych w scenariuszu. Wszystko po to by być na opakowaniach HappyMeal\'i...

Dlatego Avatar to dla mnie film, który mówiąc o tym dlaczego ślepa pogoń za $ jest zła sam został ze względu na $ wykastrowany przez Camerona. A za ekologiczne przesłanie zapłacił McDonalds. Śmiechu warte

PS Avatar w 3d wart był każdej złotówki, ale w 2d nie jestem zainteresowany. Jeżeli czyni mnie to gorszym człowiekiem - trudno ;)

27 II 2010   18:37:57

czytacz
Przekleństwa są (nie ma ich tylko w polskich napisach). W niektórych wypadkach zastępują mniej "szkodliwe" słownictwo ze scenariusza.

Osobiście większość z cięć uważam za uzasadnione (z tych, o których wiem - nie czytałem scenariusza od deski do deski). Gdyby wszystkie znalazły się w ostatecznym montażu, IMHO "Avatar" byłby o wiele gorszym (nie wspominając już, że dłuższym o ponad 40 minut) filmem.

Umówmy się co do jednego - film, na który wydano ponad 500 mln dolarów (produkcja + marketing) nie może sobie pozwolić na jakiś specyficzny target. Wspominał o tym sam reżyser w jednym z wywiadów.

28 II 2010   04:19:08

@Przemysław Pietras

No to jest rzeczywiście ciekawe. Taki LOTR (do którego o zgrozo padały tu porównania tego bubla) choć może AŻ takiego budżetu nie miał (jednak miał wystarczająco duży aby padały rozważania w stylu "czy się w ogóle zwróci") jednak POZWOLIŁ SOBIE na konkretny target - stawiając na bardzo ścisłą, wręcz "fanbojowską" wierność i pietyzm wobec opowieści samego Tolkiena. Co uzyskano?

TOŻSAMOŚĆ TEJŻE HISTORII. PRZESŁANIE. A raczej PRZESŁANIA bo LOTR ma ich setki. Jest jak pomieszczenie z milionem luster. SPÓJNOŚĆ. PIĘKNO - po prostu.

Proszę więc nie przyrównywać tego frankensteina markitengowego (bo tym jest fabuła Avatara) na którym dokonano setek lobotomii i trepanacji do artyzmu LOTR. Bo mam wrażenie, że pan (fan fantastyki, człowiek, który "ze sztuką ma związek bardzo bliski, wręcz intymny") najzwyczajniej w świecie ośmiesza się.

28 II 2010   13:04:15

Chyba nikogo nie zaskoczę, jeśli stwierdzę, że ilość nadinterpretacji jest taka wielka, że mój mózg miał z początku problemy z uwierzeniem w to, co widziały oczy. Zaczynając od początku...

Po pierwsze - dlaczego autor ciągle narzeka na polskich, "PRLowskich" recenzentów? Jaki to ma związek z samym filmem? Krytycy mają argumenty, a autor zbywa je jedynie tekstami w stylu "narzekacie, bo tak i już!"? Szczególnie rozbawił mnie ten fragment:
"Nasi recenzenci, jak zauważyli panowie Dobry i Wągrowski – mają z „Avatarem” problem. Problem absurdalny, bo nigdzie indziej niewystępujący"
Nie wiem, w jakim wymiarze żyje Pietras, ale z pewnością jest to rzeczywistość mocno alternatywna. Polska nie jest żadnym wyjątkiem, jeśli chodzi o narzekanie na Avatara. Pierwszy z brzegu przykład - http://www.youtube.com/watch?v=uJarz7BYnHA&feature=player_embedded . (recenzja została stworzona przez Amerykanina) Albo autor tekstu po prostu wymyślił sobie, że tylko w Polsce film jest krytykowany, albo jest oddzielony od reszty świata solidnym, pancernym murem, który blokuje także połączenia z internetem. Obstawiam to pierwsze.

Dwa - Epicka Nadinterpretacja. Widok kobiety opłakującej zmarłych nie jest automatycznie nawiązaniem do Palestyny albo Iraku. Równie dobrze można by to potraktować jako nawiązanie do Czeczenii, niemieckiej okupacji Polski za czasów drugiej wojny światowej, strat poniesionych przez Związek Radziecki w czasie tej wojny i tak dalej, i tym podobne - czyli praktycznie da się to połączyć z dowolnym konfliktem. W końcu w czasie każdego konfliktu ktoś kogoś opłakuje. Jeśli coś można potraktować jako nawiązanie do wszystkiego, to znaczy to tyle, że dana rzecz nie nawiązuje do niczego.

Ponadto autor tekstu wynalazł dosyć interesującą wymówkę usprawiedliwiającą płytkość postaci - to "personifikacje". Gdyby dalej podążać tą logiką, to wyszłoby na to, że każda, nawet najpłytsza postać w dowolnym filmie jest personifikacją czegoś i symbolem. Ot, na przykład Jar Jar z Mrocznego Widma jest symbolem dzieciństwa (przecież zachowuje się jak dziecko - dosyć irytujące dziecko) etc.

Stosując taką logikę można znaleźć głęboką symbolikę we wszystkim. Na przykład Czerwony Kapturek to opowieść o prawach zwierząt (ach, ten niedobry leśniczy zabijający biednego wilka, który zginął tylko za to, że był głodny!), o tym, jak ważny jest ekosystem i jak okrutni potrafią być ludzie etc.

Generalnie - tekst koncentruje się na szukaniu w Avatarze rzeczy, których tam nie ma. Muszę przyznać, że naprawdę dawno nie spotkałem się z przypadkiem tak ekstremalnego "fanboyostwa". Zamiast argumentów jest w nim oderwanie od rzeczywistości smęcenie o "PRLowskiej mentalności" i przegięte nadinterpretacje.

I tak niejako przy okazji (znęcania się nad brakiem oryginalności Avatara nigdy nie za wiele) - czy wiedzieliście, że w serii napisanych w latach 60.tych powieści autorstwa braci Strugackich pojawia się rasa Nave, która żyje na mocno zalesionej planecie Pandora? Źródło: http://en.wikipedia.org/wiki/Avatar_%282009_film%29#Critical_reception, czwarty akapit od góry.

28 II 2010   13:56:28

Sprostowanie do poprzedniej wiadomości. Dzisiaj rano ktoś usunął z Wiki info o potencjalnej kradzieży pomysłów z powieści braci Strugackich, zatem podaję inne źródła. Pierwsze - http://www.filmweb.pl/%22Avatar%22+plagiatem+radzieckich+ksi%C4%85%C5%BCek+SF,News,id=57416 Drugie - http://www.guardian.co.uk/film/2010/jan/13/james-cameron-avatar-plagarism-claim

28 II 2010   23:19:48

na zakończenie dodam tylko bardzo trafne zdanie wypowiedziane przez czytacza:
"Avatar w 3d wart był każdej złotówki, ale w 2d nie jestem zainteresowany."
Bardzo trafne podsumowanie filmu.

« 1 2 3 4 5 »

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Wilcze jagody niosą śmierć
Sebastian Chosiński

25 VI 2024

Barbarę Gordon zna każdy szanujący się wielbiciel peerelowskich „powieści milicyjnych”. Augusta Kowalczyka – aktora i reżysera (teatralnego) – każdy, kto ma jako takie pojęcie o polskiej sztuce filmowej poprzednich dekad. Ona napisała „Filiżankę czarnej kawy”, on natomiast podjął się wyreżyserowania na jej podstawie spektaklu na potrzeby telewizyjnego Teatru Sensacji „Kobra”. Efekt – świetny!

więcej »

Z filmu wyjęte: Walka o duszę
Jarosław Loretz

24 VI 2024

Dzisiaj proponuję trzeci i ostatni kadr z nakręconego w 1982 roku w Hong Kongu filmu "To Hell with Devil". I jeśli poprzednie dwa kadry dotyczyły przerośniętych siekaczy (mocowanych do dolnej bądź górnej szczęki aktora), to ten prezentuje niebanalną wyobraźnię scenarzysty i ogólnie ekipy realizatorskiej. Otóż bowiem finałowe starcie między diabłem i księdzem zrealizowano w konwencji… gry na (...)

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Czy dojdzie do trzeciego morderstwa?
Sebastian Chosiński

18 VI 2024

Nazwisko Francisa Durbridge’a przez długie lata było gwarancją sukcesu artystycznego. Nic więc dziwnego, że po dzieła brytyjskiego pisarza i scenarzysty współpracującego z BBC sięgali twórcy teatralni i telewizyjni w całej Europie. Polska Ludowa nie była wyjątkiem. Reżyser Jan Bratkowski, który jako pierwszy zmierzył się z literacką wyobraźnią twórcy z Wysp, na dobry początek wybrał „Szal”. I trafił idealnie!

więcej »

Polecamy

Walka o duszę

Z filmu wyjęte:

Walka o duszę
— Jarosław Loretz

Gryzoń z Piekła rodem
— Jarosław Loretz

Grunt to solidne kły
— Jarosław Loretz

Jaki budżet, taka kwatera główna
— Jarosław Loretz

Zimny doping
— Jarosław Loretz

Ryba z wkładką
— Jarosław Loretz

Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz

Latająca rybka
— Jarosław Loretz

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.