Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Armia
‹Freak›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułFreak
Wykonawca / KompozytorArmia
Data wydania27 listopada 2009
Wydawca Isound Labels
NośnikCD
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Home
2) You Know I Am
3) Break Out
4) Grot The Engine Driver
5) Green
6) Freak
7) In The Land Of Afternoon (amagama)
8) The Other Side
Wyszukaj / Kup

Kontrolowane szaleństwo
[Armia „Freak” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Brylewski znowu w Armii? Tak! Gołaszewki także? A jakże! A za konsolą „Litza”! Czego chcieć więcej? To nie mogło się nie udać. Udało się, a "Freak" zaskoczyć może nie tylko składem, który ją nagrał, lecz przede wszystkim muzyką.

Jakub Stępień

Kontrolowane szaleństwo
[Armia „Freak” - recenzja]

Brylewski znowu w Armii? Tak! Gołaszewki także? A jakże! A za konsolą „Litza”! Czego chcieć więcej? To nie mogło się nie udać. Udało się, a "Freak" zaskoczyć może nie tylko składem, który ją nagrał, lecz przede wszystkim muzyką.

Armia
‹Freak›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułFreak
Wykonawca / KompozytorArmia
Data wydania27 listopada 2009
Wydawca Isound Labels
NośnikCD
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Home
2) You Know I Am
3) Break Out
4) Grot The Engine Driver
5) Green
6) Freak
7) In The Land Of Afternoon (amagama)
8) The Other Side
Wyszukaj / Kup
Początek albumu nie przynosi zbyt dużych niespodzianek. Mimo jazzowych partii saksofonu, to wciąż Armia znana z ostatnich dokonań – wykrzyczane chórki, mocne basy i ostre riffy. Dopiero w końcówce numer „Home” śmielej skręca w prawdziwie jazzowe rejony za sprawą gitarowych zagrywek i akordów oraz solówki Pospieszalskiego. Kolejne kawałki przynoszą więcej różnorodnych smaczków. Gdyby King Crimson nagrało coś z System Of A Down i z gościnnym występem Johna Zorna, pewnie brzmiałoby to jak utwór tytułowy. Duch Zorna unosi się zresztą nad całą płytą. Czasem zdawać by się mogło, że ten amerykański awangardowy muzyk i kompozytor odkurzył stare nagrania Pink Floyd i zrobił sobie z nich podkład do własnych melodii, czego przykładem, obok świetnego „In the Land of Afternoon” (ze znamiennym podtytułem – „Amagama”), jest wieńczący dzieło „The Other Side” z kapitalnym basowym motywem i gilmourowskimi gitarami.
Progresywne i jazzrockowe wpływy nie są jedynymi, jakie można znaleźć na krążku. Zakończenie takiego „You Know I Am” moglibyśmy usłyszeć na albumach Trickyego z lat 90. A „Break Out”, mimo klezmerskiego akordeonu (w klimacie Koby Israelite) i solowej partii saksofonu, pasowałby do Houka z okolic „Transmission Into Your Heart”, głównie dzięki natchnionym wokalom i przesterowanym, lecz melodyjnym gitarom. Bardzo dobrze muzycy adoptują także elementy folkowe w bardzo irlandzkim „Green”.
Na wielkie brawa zasługuje sekcja rytmiczna. To prawdziwa potęga. Wystarczy posłuchać „Break Out” czy też porządnego czadu w „Grot the Engine Rider”. Krzysztof „Dr Kmieta” Kmiecik (bas) i Tomasz „Krzyżyk” Krzyżaniak (perkusja) są klasą samą w sobie. Równie świetnie wypadają instrumenty dęte i akordeon. Gościnny udział Pospieszalskiego (poziom światowy) to strzał w dziesiątkę. Nowakowski także nie odstaje od kolegów i pięknie wzbogaca niektóre kompozycje akordeonem.
Oczywiście cechą charakterystyczną Armii zawsze były teksty. Pasujące do muzyki, oddające jej zbuntowanego ducha. Na „Freak” to one są największym zaskoczeniem. Jak nigdy wcześniej wszystkie zostały napisane po angielsku. Mimo, że trochę tracą ze swojej dotychczasowej natury, to jednak dobrze komponują się z muzyką wypełniającą ten album. Wokalnie – tu minus wydawnictwa – Budzyński nie odrobił lekcji brytyjskiego należycie, kuleje akcent i wymowa. Z drugiej strony ciężko sobie wyobrazić, by te utwory dobrze wypadły po polsku, a śpiewane w języku Albionu, czasem przypominające Lesa Claypoola (Primus), czasem bliskie Andrzejowi Dziubkowi z De Press (choć On też lepiej prezentował się w mowie ojczystej), pasują do zaproponowanej wycieczki w jazzrockową psychodelię. Bo taką przygodę grupa nam właśnie serwuje. Od początku przemyślaną i poukładaną w stu procentach, skomponowaną i nagraną z konkretną myślą przewodnią. Tu nie ma miejsca na zawahanie – cały album potwierdza każdym dźwiękiem założenia muzyków: ma być jazzrock. I jest jazzrock. Do tego progrockowe klimaty, szczypta punkowo-metalowych riffów i bluesowego feelingu i co tam jeszcze chcecie. „Freak”, biorąc pod uwagę łatkę, jaką przypięto Armii już dawno temu – punkowych rebeliantów – to naprawdę szalone posunięcie ze strony kapeli. Krok, przez który może stracić wielu ze swych starych odbiorców.
Zapewne ortodoksyjni fani się nie zgodzą, lecz Armia, począwszy od płyty „Droga” się pogubiła. Niby te same, sprawdzone w bojach patenty, ale załoga Budzyńskiego mnie nie podbijała, a muzycy sprawiali wrażenie jakby poczęli odcinać kupony. Dopiero teraz – wraz z „Freak” – mogę spokojnie rzec: „To jest to!”. To jest ta Armia, która nagrała „Legendę” i „Triodante”, kapela łamiąca schematy, nieprzewidywalna, odkrywająca przed sobą i słuchaczami nowe ścieżki. Może trochę późno zespół zdecydował się na flirt z jazzową awangardą (dziś, na tle zachodnich nagrań i niektórych polskich składów grających po klubach, nie jest to niczym nowym) – gdyby taki album nagrała na początku tego stulecia, to niewątpliwie znalazłby się on w naszej 50 najlepszych płyt polskiego rocka. Może dziwić trochę brak konsekwencji w działaniach grupy (wizerunek pozostały z wydanego na początku roku – zgoła innego – „Der Prozess”, trochę się kłóci z nowym, psychodelicznym obliczem). Może trudno przyswoić sobie niewynikającą z muzycznego rozwoju kapeli, zaproponowaną mieszankę gatunków, przez co można odebrać ten materiał jedynie w kategoriach eksperymentu. Może ciężko zaakceptować brak polskich, wyrazistych i istotnych samych w sobie tekstów. Lecz, bez dwóch zdań, jest to kawał świetnej roboty. Oby nie było to tylko pospolite ruszenie i z następną płytą nie zaserwowali nam kolejnego odcinka serialu „zasłużony zespół”. Armio: krocz dalej drogą takiego szaleństwa!
koniec
9 lutego 2010

Komentarze

26 II 2010   12:19:13

Faktycznie, miejscami sporo tu inspiracji Zornem. Jeszcze za wcześnie na ocenę, zobaczymy jak nowy materiał sprawdzi się na koncercie.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Mityczna rzeka w jaskini lwa
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Po trzech latach oczekiwania wreszcie zostały spełnione marzenia wielbicieli norweskiego tria Elephant9. Nakładem Rune Grammofon ukazała się dziesiąta, wliczając w to także albumy koncertowe, płyta formacji prowadzonej przez klawiszowca Stålego Storløkkena – „Mythical River”. Dla fanów skandynawskiego jazz-rocka to pozycja obowiązkowa. Dla tych, którzy dotąd nie zetknęli się z zespołem – szansa na nowy związek, którego nie da się zerwać.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż twórcy

Underground from Poland: „Budzy” i jego żołnierze
— Sebastian Chosiński

Tegoż autora

Anioły są na ziemi. Diabły też
— Jakub Stępień

Fanom – fani
— Jakub Stępień

Jeszcze jedno muzyczne podsumowanie 2011
— Jakub Stępień

Ta Nosowska
— Jakub Stępień

Już nie taki „Antypop”
— Jakub Stępień

…a będzie coraz lepiej
— Jakub Stępień

Wieści z wariatkowa
— Jakub Stępień

Mgiełki (z) Dzikiego Zachodu
— Jakub Stępień

Wycinanki i wyklejanki
— Jakub Stępień

Niektóre rzeczy się nie zmieniają
— Jakub Stępień

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.