Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić

Produkt idealny?

Esensja.pl
Esensja.pl
Całkiem niedawno ukazał się piętnasty numer magazynu „Produkt”. Pismo ukazuje się już pełne 3 lata, co daje średnio pięć numerów na rok. Niebywała częstotliwość. Skłania do zadumy, czy „Produkt” to produkt, który dobrze wpasował się w nasz skromny rynek komiksowy?

Daniel Gizicki

Produkt idealny?

Całkiem niedawno ukazał się piętnasty numer magazynu „Produkt”. Pismo ukazuje się już pełne 3 lata, co daje średnio pięć numerów na rok. Niebywała częstotliwość. Skłania do zadumy, czy „Produkt” to produkt, który dobrze wpasował się w nasz skromny rynek komiksowy?
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Obecnie jest to magazyn komiksowy o największym w Polsce nakładzie – około 10 tysięcy egzemplarzy. Widać sporą różnicę dzielącą go od innych tytułów („Aqq” – około 2000-2500 egz.; „Krakers” – około 700 egz.; „ArenaKomiks” – 1500 egz.). Wyróżnia go niezły poziom edytorski – ustępuje tylko „ArenieKomiks” i „Światowi Komiksu”. Ukazuje się z pewną regularnością i najwyraźniej nieźle się sprzedaje. Najważniejsze jest to, że „Produkt” ma niezachwianą pozycję mimo wahań poziomu i stałą, sporą jak na polskie warunki, liczbę wiernych czytelników. Jest to obecnie najlepiej sprzedający się komiks, który mimo niestabilnej sytuacji na rynku i wciąż zmniejszającej się zawartości portfeli, ciągle jest na topie.
Do kogo właściwie adresowany jest „Produkt"? W 2001 roku na Spotkaniach z Fantastyką i Komiksem w Katowicach ktoś mądrze zauważył, że pismo to jest teoretycznie dla każdego, bo „skierowane jest do 40 milionów wkurwionych Polaków”. Ale pewne grupy nigdy po ten magazyn nie sięgną (skinheadzi, dresiarze, kółka parafialne, członkowie parlamentu itp.). W rezultacie „Produkt” czyta część młodzieży i stali czytelnicy komiksów. Czyli pewnie jakieś 40 tysięcy ludzi wie co to „P”.
Czy „Produkt” to magazyn opiniotwórczy? Tak. Oto kilka przykładów. ProduktCrew marudzi na „Krakersa”, wszyscy marudzą na „Krakersa”. Opisywane w kąciku białego kruka komiksy, są natychmiast rozchwytywane (przynajmniej tak jest w sklepie komiksowym w Katowicach). Po debiucie „P” pół Polski rysuje jak Śledziu, pół Polski wymyśla historie takie jak Śledziu. Tak wygląda synonim sukcesu komiksowego – lekko undergroundowa stylistyka, cięty humor, trochę mięcha, polskie realia. Powstaje z tysiąc komiksów, w których kilku gości siedzi na ławce, popija browar i gada o pierdołach.
Czy publikacja w „Produkcie” otwiera drogę do Pierwszej Ligi Polskiego Komiksu (PLPK)? Oczywiście. „Produkt” wypromował przede wszystkim Śledzia, ale też twórców mniej znanych, wręcz obcych czytelnikom nieposiadającym wszystkich polskich zinów. Tu warto wspomnieć takie osoby jak Simson, Bizon, Gonzales. Magazyn pomógł również wypromować Myszkowskiego i Gosienieckiego. Tak właściwie przez piętnaście numerów jedynymi naprawdę znanymi twórcami, którzy wzięli udział w zabawie byli Jerzy Szyłak, Andrzej Janicki, Tomasz Leśniak i Rafał Skarżycki. Czyli obecnie każdy publikujący w „P” automatycznie otrzymuje status gwiazdy (heh). Jedyną wpadką jest „Wanda-Polska Królewna” Raginiaka i Kursa. „Produkt” przejął funkcję swoistej promocji polskich autorów po „Czasie komiksu” (nie istnieje), „Aqq” (ledwo zipie) i konwentowych antologiach (ostatnio słaby poziom).
Do tego dochodzi jeszcze sprawa tematyki komiksów w „Produkcie”. Otóż fantasy w tym magazynie nie było w ogóle, trochę SF („Aurora”, „Ostatni Delfin”, „Emilia, Tank i Profesor”), nieco cyberpunka („Gudrun”), komiksy gangsterskie („Gangsta”, „Pokolenia”), schizo-paranoidalne („Przypadki Rajmunda K.”, „Dren”, „Phantasmata”), thriller medyczny („Opowieści na sygnale”, „Fido i Mel: Creepy Story”), oraz humoreski socjologiczne („Osiedle Swoboda”, „Kurzan”, „Zdzichu i Wujas”). Wszystko to okraszone mocnym humorem i mocnym językiem. Czyli komiksy w „P” to typowe produkty dla masowego odbiorcy (może poza „Phantasmatą”). Brak tu pseudoartystycznych wynurzeń, komiksów bez sensu, czy takich, o zdeterminowanym zacięciu filozoficznym. Czytelnik otrzymuje spójną, na ogół wciągającą i dowcipną fabułę, plus sprawny, przyzwoity rysunek.
Bezsprzecznie najlepszym kawałkiem „Produktu” jest „Osiedle Swoboda”. Śledziu popisuje się fantazją, tryska (!) humorem i tworzy bohaterów, którzy są bardzo wiarygodni i podobni do zwykłych ludzi. Autor ma też talent do pisania dobrych dialogów. Przez piętnaście numerów magazynu można zaobserwować, jak kreska Ryby ewoluowała i jak on sam naprawdę poczynił spore postępy. Wystarczy porównać na przykład wizerunek Niedźwiedzia z P#1 i P#10 (jego głowa przestaje przypominać przewróconą doniczkę). Szkoda jedynie, że „OS” zostało zastąpione przez „Mondo i Daba”.
Kolejnym pierwszoligowym komiksem jest „Gangsta”. Mimo że oparty jest na dość ogranym schemacie (prohibicja, sprzedajni policjanci, walczące o wpływy rodziny mafijne, laska lecąca na kasę, główny bohater – cwaniak, który w końcu wychodzi na swoje itp.), ma jedną zaletę – nie można się od niego oderwać. Dobry scenariusz Śledzia plus zagęszczony i bardzo dynamiczny rysunek Kurta tworzą historię z klimatem. I te karabiny z okrągłymi magazynkami!
Są też w „Produkcie” komiksy mniej udane. Przede wszystkim oczekiwania zawodzi „Emilia, Tank i Profesor” Myszkowskiego. Zwłaszcza cykl tygodniowy jest słaby („Poniedziałek”, „Wtorek”). Podstawowy zarzut to drętwe gadki bohaterów. A najbardziej drętwa jest Emilia, która ma być seksowna, a przypomina aseksualny kloc drewna (i nic dziwnego, skoro ma łydki grubsze od talii). Po za tym, kim jest właściwie Profesor? Na początku to prawdziwy szalony naukowiec („Zdarzyło się w ponurym miejscu po zmroku”), a potem normalny, głupawy koleś, a do tego jeszcze rozkazuje mu baba bez tytułu naukowego. Ponadto autor ma problemy z narracją, mimo że jest niezłym rysownikiem.
Nudny jest „Likwidator” i oby już się w „P” nie pojawiał. Autor próbuje wciskać jeden, wielki kit, eksploatując cały czas te same wątki. Likwidator zabija wszystkich, co jest śmieszne przez jakieś pięć stron. Niech zlikwiduje sam siebie i koniec.
Swoistym fenomenem „Produktu” jest komiks „Wilq”. Tworzy go naprawdę niezły rysownik Bartek Minkiewicz (współtwórca „Straine’a”), ale w „Wilqu” rysunek jest… specyficzny, maksymalnie uproszczony. Komiks jest świetny, ale gdyby nie „P”, „Wilq” raczej nie byłby tak znany. Bo czy na przykład „Aqq” albo „Arena” wydrukowałyby go? Wątpię.
Mocną stroną „Produktu” jest publicystyka. Teksty są: dobrze napisane, ironiczne, i nie tak drętwe jak pseudonaukowe artykuły. Swój urok w artykułach „P” mają wypowiedzi w stylu: „Niestety chyba wkrótce pojawi się kontynuacja owego dzieła, bowiem w komiksie przeżyło aż dwóch gości, którzy mają ochotę na seks z Falką” lub: „Pierwsze wrażenie: forget it”. Oprócz tego magazyn oferuje artykuły o twórcach komiksowych, filmach, grach, imprezach, muzyce, co rozszerza krąg jego odbiorców. Zdarzają się także felietony, czyli to, co wszędzie, tyle że napisane potocznym językiem, co zaciera dystans na linii: temat – piszący o nim – odbiorca.
Dziwne, że agresywny styl wypowiedzi na łamach „Produktu” rzucił blady strach na Polskie Środowisko Komiksowe (PŚK). Krótko mówiąc, nikt nie podskakuje, bo negatywna opinia zamieszczona w magazynie sprawia, że dana osoba jest przegrana.
Czas na konkluzje. „Produkt” wcale nie jest doskonałym produktem, ponieważ:
1. Poziom magazynu spada, co najwyraźniej nie psuje autorom dobrego samopoczucia. Oczywiście – „nie każdy jest doskonały”, ale skoro jestem naiwny i wyciągacie ode mnie kasę, to mam prawo czegoś oczekiwać i mam prawo być rozczarowany. Bo w końcu nikt nie jest doskonały, no nie?
2. Oryginalność członków Crew jest kontrowersyjna. Wiadomo, że każdy ma jakieś inspiracje, ale to również musi mieć swoje granice. W pewnym momencie wpływ wzorca musi się skończyć i wówczas powinno się zacząć jego konstruktywne i indywidualne rozwinięcie. Dlatego dziwne są zachwyty nad „Josephine” Clarenca Weatherspoona czy „Shinearem” Simsona. Nie da się zaprzeczyć, że rysownicy ci mają solidny warsztat i spore umiejętności, ale z takim zapleczem można zrobić coś bardziej swojego. A co do „Josephine”, to „Hellboya” czytałem i bardziej mi się podobał.
3. Nie warto przechodzić z jakości w ilość. Większa częstotliwość, liczba stron (a także cena), drugi alternatywny magazyn, spowodowały spadek formy. Widać pośpiech, a fajne pomysły się rozjeżdżają (vide: „Opowieści na sygnale” czy „Gudrun”).
4. Dziwne jest też oburzenie Crew spowodowane krytyką ich magazynu. Sami krytykują do woli – „Krakers” be, Polch be, Motopol be; to be, tamto be. W porządku. Ale jak ktoś skrytykuje Crew, wyrok jest jeden. A przecież krytyka powinna mobilizować, wpływać na ambicję, a nie wywoływać marudzenie, że „nas nie wolno krytykować, bo przecież jesteśmy tacy fajni, tylko ostatnio trochę zapracowani”.
Na koniec jeszcze jedno. „Produkt” pada ofiarą własnej szufladki. Standardowy czytelnik, przyzwyczajony do komiksów w określonym stylu, nie odbiera tak dobrze komiksów innych. Ostatnio mój znajomy, który czyta komiksy, stwierdził że „Gudrun”, „Shinear” i „Czas ludzi cienia” to słabe komiksy, bo nie mają klimatu „Produktu”. Ciekawe.
Nie trzeba analizować każdego komiksu i artykułu w omawianym magazynie, by zauważyć, że ma on bardzo duży wpływ na kształtowanie się rynku komiksowego w Polsce. Pozycja pisma pokazuje, jakich komiksów chce polski odbiorca, pokazuje również, że sukces komiksowy w naszym kraju jest możliwy (na pewną skalę oczywiście). Trzeba jedynie zrobić przemyślany, spójny i właściwie, w skali światowej, przeciętny komiks, opierający się na prostym schemacie: dobry scenariusz i dobry rysunek. Jakie to banalne, prawda?
Pozostaje życzyć ProduktCrew: zdrowia, cierpliwości do „naiwnych” konsumentów i upierdliwych krytyków, kolejnych co najmniej piętnastu numerów, tak dobrych jak poprzednie, zwiększenia nakładu, autorskich serii, grubej kasy, żeńskich fanklubów i współpracy z Ameryką.
koniec
1 marca 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Niekoniecznie jasno pisane: Jedenaście lat Sodomy
Marcin Knyszyński

21 IV 2024

Większość komiksów Alejandro Jodorowsky’ego to całkowita fikcja i niczym nieskrępowana, rozbuchana fantastyka. Tym razem jednak zajmiemy się jednym z jego komiksów historycznych albo może „historycznych” – fabuła czteroczęściowej serii „Borgia” oparta jest bowiem na faktycznych postaciach i wydarzeniach, ale potraktowanych z dość dużą dezynwolturą.

więcej »

Komiksowe Top 10: Marzec 2024
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

17 IV 2024

W 24 zestawieniu najlepiej sprzedających się komiksów, opracowanym we współpracy z księgarnią Centrum Komiksu, czas się cofnął. Na liście znalazły się bowiem całkiem nowe przygody pewnych walecznych wojów z Mirmiłowa i ich smoka… Ale, o dziwo, nie na pierwszym miejscu.

więcej »

Po komiks marsz: Kwiecień 2024
Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch

11 IV 2024

Wiosna w pełni także na rynku komiksowym. Jest z czego wybierać i aż strach pomyśleć, co będzie się działo w maju.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Inne recenzje

Przegląd prasy: Styczeń-luty 2003
— Artur Długosz, Marcin Herman, Paweł Nurzyński

Tegoż autora

Na marginesie scenariusza #1
— Daniel Gizicki

Na północy krew z rozbitych czaszek bucha
— Daniel Gizicki

Letnie dni
— Daniel Gizicki

Narkotyki i poszukiwania
— Daniel Gizicki

Wspaniały komiks!
— Daniel Gizicki

Młodociani turpiści?
— Daniel Gizicki

Czy na sali jest korekta?
— Daniel Gizicki

Wojny robotów
— Daniel Gizicki

Dla fanów Naruto
— Daniel Gizicki

Uwaga, kiepścizna!
— Daniel Gizicki

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.