Brnąc w amoralnie surrealistyczne sceny codziennego życia
[ - recenzja]
Celem Justina Pierce’a gdy tworzył komiks „
The Non–Adventures of Wonderella” było stworzenie superbohaterki, która oprócz tego, że posiada pelerynę i niezwykłe moce jest zwyczajną kobietą. Gdzieś po drodze owa heroina nabrała niemal socjopatycznych cech. Ale i tak czyta się ten komiks dobrze.
Przygody superbohaterów, obdarzonych niezwykłymi umiejętnościami strażników sprawiedliwości, wręcz się proszą o to, by się z nich pośmiać. Obcisłe kostiumy i sekretne tożsamości czynią ich bezbronnymi wobec parodystów. A że jest to gatunek przede wszystkim wizualny, to w efekcie w Internecie można znaleźć sporą liczbę humorystycznych komiksów, jak choćby „
The Non–Adventures of Wonderella” Justina Pierce’a parodiujący Wonder Woman – pierwszą i jedną z najsłynniejszych superbohaterek wykreowanych przez Marvel.
Autor zamierzył sobie stworzenie postaci, której życie nie obraca się wyłącznie wokół zwalczania zła dwadzieścia cztery godziny na dobę. Innymi słowy, zwyczajnej kobiety, bez własnej zasługi dziedziczącej nadzwyczajne moce i dojrzewającej na diecie złożonej z Internetu i kablówki. Był to pomysł oferujący pewne możliwości, ale potem Pierce postanowił pójść o krok dalej. Po co komu zwyczajna kobieta, skoro można mieć przedstawicielkę płci pięknej, która jest gruboskórna, ma okres skupienia uwagi godny złotej rybki i koncentruje się na sobie w stopniu niemalże socjopatycznym? Wonderella nie ma za grosz taktu, nie zważając na nic wali prawdę prosto w oczy – przynajmniej to, co uważa za prawdę, bo najczęściej nie ma pojęcia o czym mówi. Bardziej interesują ją zakupy i upijanie się do nieprzytomności niż wypełnianie obowiązków obrończyni Ziemi (zostaje nam dobitnie wyjaśnione, że przez Ziemię należy rozumieć wyłącznie Stany Zjednoczone, a przez Stany Zjednoczone – Nowy Jork). Zresztą tytuł „Non–Adventures” – antyprzygody – jest w pełni uzasadniony. Większą część komiksu zajmuje właśnie jej „cywilne” życie i komplikacje, jakie mogą wyniknąć ze skrzyżowania egocentrycznej osobowości z nadludzkimi mocami. Jednak byłoby niesprawiedliwe określenie Wonderelli jako głupiej. Diana Pryce – tak brzmi jej prawdziwe nazwisko – dobrze zna wartość marketingowych technik i wie gdzie leżą pieniądze: w użyczaniu swego imienia firmom reklamowym i w wydawaniu wspomnień pisanych przez ghostwriterów. Zdarza się też od czasu do czasu że Wonderella rzeczywiście ratuje świat. Jednak wobec brutalnie bezpośrednich metod jakie stosuje każdy prawdziwy, pełnokrwisty bohater musi się wzdrygnąć. Jej podejście do rozwiązywania problemów demonstruje wizyta świeżo przybyłego na Ziemię, wymachującego bronią kosmity. Ponieważ komiks radośnie używa zapożyczeń z seriali i gier, Wonderella zwraca się do aktora Patricka Stewarta, by wygłosił na powitanie przybysza mowę o wspaniałości ludzkiej kondycji – tą samą, którą wypowiadał jako kapitan Picard w „Star Trek: Next Generation”
1). Wszystko tylko po to, by odwrócić uwagę obcego i podprowadzić pod celownik snajpera.
Przykładowa plansza
Poszczególne odcinki antyprzygód Wonderelli mają format strony komiksu i tworzą zazwyczaj zamknięte historie. Dość często kończą się powszechną zagładą (nie zawsze z winy bohaterki), jednak w kolejnym odcinku następuje powrót do status quo. Poznajemy w nich świat bohaterki, jej przyjaciół i wrogów. Te dwie kategorie bywają mglisto zdefiniowane. Wonderella ma dość dysfunkcyjną rodzinę: matka, po której odziedziczyła pracę i stanowisko jest boginią, która gromiła zło „w dawnych, złotych czasach”, gdy bohaterowie zachowywali się jak bohaterowie, ojcem zaś jest „nieokreślone grecko–rzymskie bóstwo”. U boku heroiny stoi Wonderita, wierna towarzyszka i pomocnik w zwalczaniu zbrodni i clubbingu. Jednak jej głównym zadaniem jest być porywaną i od czasu do czasu ratowaną. Wreszcie żaden tego typu komiks nie byłby kompletny bez nazistów. Na osobisty rozkaz Führera stworzyli Nemezis Wonderelli – Hitlerellę. Obie szybko zostały najlepszymi nieprzyjaciółkami, a Wonderella ma ataki zazdrości, kiedy tamta porywa inną superbohaterkę.
Przykładowa plansza
Obok dość interesująco skonstruowanej głównej bohaterki do najważniejszych atutów „The Non–Adventures” zalicza się specyficzny humor. Głównym jego źródłem jest manipulowanie internetowymi i popkulturowymi memami oraz parodiowanie zużytych klisz z komiksów o superbohaterach. Tutaj przydatna będzie dla czytelnika znajomość tego gatunku – jestem pewien, że nie zauważyłem wielu odniesień, bo z tym gatunkiem od dawna nie miałem styczności. Dowcip Pierce’a nie sięga wyżyn. Ale sporo odcinków jego komiksu prezentuje specyficzną jakość powstałą ze stopienia amoralnych, gruboskórnych działań bohaterki z surrealistycznymi scenami i małą, ale wyraźną nutą okrucieństwa – jak choćby wtedy, gdy dwaj superzłoczyńcy oraz Wonderella zakopują na chwilę topór wojenny by pomóc małej dziewczynce, z której wyśmiewają się rówieśnicy. Zaczynają dzielić się z nią własnymi doświadczeniami z dzieciństwa, wskazując na pożytki płynące z pożerania i miażdżenia wrogów. Wkrótce staje się jasne, że umysł obiektu ich uwagi raczej nigdy nie będzie już taki sam. A mimo tego zakończenia nie sposób się nie roześmiać – także, gdy czyta się ten odcinek po raz drugi.
Warto również wspomnieć o grafice, która jako pierwsza przyciągnęła moją uwagę do tego komiksu. Pierce używa ostrych, czystych barw, a jego postacie zbudowane są z silnie zgeometryzowanych kształtów. Na pewno ułatwia to nieco pracę autora, jednak efekt końcowy wygląda na profesjonalny, dopracowany i, co najważniejsze, dzięki niemu komiks ma własny styl.
Podsumowując – przygody Wonderelli może nie oferują wyrafinowanej rozrywki – ale przyjemnie się je czyta. Poza tym zamknięty format poszczególnych odcinków czyni z komiksu wygodne czytadło–zapchajdziurę. Można wrócić do niego w dogodnej chwili, przejrzeć po kilka stron nie przejmując się śledzeniem skomplikowanych fabuł, zachichotać i pokazać znajomym.
1) What a piece of work is man! How noble in reason, how infinite in faculty. In form, in moving, how express and admirable. In action, how like an angel, in apprehension, how like a god! – a tak naprawdę, to Picard wziął to z „Hamleta”.
"Wonder Woman – pierwszą i jedną z najsłynniejszych superbohaterek wykreowanych przez Marvel."
To było DC!