Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dennis L. McKiernan
‹Smocza Zguba›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSmocza Zguba
Tytuł oryginalnyDragondoom
Data wydania20 czerwca 2004
Autor
PrzekładJoanna Wołyńska
Wydawca ISA
CyklMithgar
ISBN83-7418-021-8
Format480s. 115×175mm
Cena28,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Smocza Zguba

Esensja.pl
Esensja.pl
Dennis L. McKiernan
« 1 2 3 4 7 »

Dennis L. McKiernan

Smocza Zguba

Rozdział 2
Zasadzka na Khaliańskim Bagnie
Późne lato, 3E1602
[Chwila obecna]
Znów rżenie przerażonego konia rozerwało ciszę, ale wysokie, gęste szuwary przesłaniały Elyn widok; nie mogła sięgnąć wzrokiem dalej, niż kilka stóp przed siebie. Przeszkadzały jej też długie cienie rzucane przez zachodzące słońce. Nadal była daleko od skraju Khaliańskiego Bagna. To miejsce cieszyło się złą sławą, więc chciała je opuścić jak najszybciej, jeszcze przed zmrokiem, inaczej utknie na wyjątkowo wrogim terytorium. Ale rżący koń potrzebował pomocy, a ona była przecież z Vanadurinów.
Elyn ścisnęła w ręce szablę, którą dobyła instynktownie, słysząc rżenie, i pochyliła się, aby uniknąć dotknięcia śmierdzącego mchu, który zwisał z uschniętych gałęzi martwego cyprysu.
– Wio, Wichuro – szepnęła do klaczy, delikatnie ściskając jej szare boki piętami. W bagnisku wokół niej ustały wszystkie poćwierkiwania, chrząkania i piski, jakby przerażeni mieszkańcy wstrzymali oddech, oczekując zbliżającego się niebezpieczeństwa. Tylko chmary much, komarów i meszek, kłębiących się wokół jej głowy i ramion, nic sobie z tego nie robiły, i od czasu do czasu jeden lub dwa odważne owady przebijały się przez unoszące się wokół Elyn opary gylla i kąsały ją albo jej konia.
Szara klacz ruszyła naprzód. Znów rozległo się przerażone rżenie; Wichura cicho parsknęła.
Krûk! Dök, praug, dök! – rozległ się ponury głos miotający obelgi.
Elyn znalazła się na skraju niewielkiego stawu, szerokiego najwyżej na trzydzieści stóp. Pośrodku rzucał się ogarnięty paniką kuc, zaś obok, zanurzony po pierś, szarpał się i przeklinał – Elyn zmrużyła z nienawiści oczy – krasnolud!
Na widok Wichury wynurzającej się z sitowia kucyk nagle przestał się rzucać. Krasnolud uniósł wzrok i napotkał spojrzenie Elyn. Jego oczy zwęziły się – zupełnie tak samo jak jej – na widok wysokiej, jasnoskórej, zielonookiej i rudej kobiety, odzianej w skóry i skórzany hełm.
Mijały długie chwile, robiło się coraz ciemniej, a oni patrzyli na siebie z niechęcią, nie odzywając się ani słowem.
„Czy powinnam, czy wolno mi uratować jednego z nich?” Elyn była zdenerwowana, w głowie jej dudniło. Dłoń dziewczyny powędrowała ku linie przy siodle…
– Ani się waż pomagać mi, kobieto, prędzej dam się wciągnąć prosto do Neddry, niż przyjmę pomoc jeźdźca. – W ustach krasnoluda słowa „kobieta” i „jeździec” zabrzmiały niczym najgorsze obelgi, z jego oczu biła jawna wrogość.
Elyn schowała szablę i pociągnęła wodze Wichury, zawracając. „Jaka ja jestem głupia, że w ogóle zastanawiałam się nad uratowaniem krasnoluda.” Ale gdy klacz zaczęła odchodzić, kuc znów zaczął się szarpać, parskać i przewracać przerażonymi oczami. Elyn zazgrzytała zębami i zawróciła Wichurę, jednocześnie zdejmując z siodła sznur.
– Jestem Vanadurinem i nie pozwolę, by przez moje zaniedbanie zginął koń, krasnoludzie. – Teraz to Elyn wypowiedziała słowo „krasnolud” jak obelgę.
Związała linę i próbowała zarzucić pętlę na głowę kuca, ale chybiła, bo przerażony konik bardzo się rzucał. Elyn ściągnęła linę i znów rzuciła. Tym razem trafiła, ale szamocące się zwierzę natychmiast zrzuciło pętlę.
Parskając z pogardą, krasnolud złapał za łęk siodła i podciągnął się do boku konika.
– Kobieto, dawaj linę – rozkazał z wyższością.
Elyn znów rzuciła, a krasnolud chwycił pętlę i przełożył przez końską głowę, zaciskając ją na szyi.
Elyn owiązała linę wokół łęku i zawołała:
– Do tyłu, Wichuro! Wio!
Wichura zaparła się i pociągnęła; kuc szarpnął się ku brzegowi, a krasnolud chwycił go za zad i popchnął. Kuc był wolny.
Krasnolud również.
Elyn nawet nie mogła dobrze obejrzeć swojego wroga, bo był pokryty błotem, a wokół niego szalała chmara owadów. Poza tym zapadał już zmrok i krasnolud stawał się coraz mniej widoczny w ciemności. Za to niemal zwymiotowała, gdy od kuca i krasnoluda buchnął odór zgniłych jaj. Zauważyła tylko, że tak jak wszystkie krasnoludy, ma mniej więcej cztery stopy i siedem, osiem cali wzrostu i ramiona półtora raza szersze niż człowiek.
Elyn siedziała na koniu i z niechęcią patrzyła na znienawidzonego krasnoluda, nie zdejmując dłoni z rękojeści miecza, a on gapił się na znienawidzonego jeźdźca, trzymając w rękach młot i topór. Żadne z nich nie odezwało się ani słowem.
Nie wiadomo, co by się dalej stało, gdyby nie to, że nagle kuc zakwiczał ze strachu, stanął dęba i kopnął tylnymi nogami; pewnie by uciekł, gdyby nadal nie miał na szyi liny.
Ze wszystkich stron poleciały ku nim strzały o czarnych drzewcach i rozległo się dzikie wycie i chrzęst miażdżonego sitowia.
Choć Elyn nie widziała w ciemności strzał, rozpoznała ich dźwięk.
Squam! – ryknął krasnolud, wskoczył na kuca i zerwał linę z jego szyi. – Uciekaj!
Pognali oboje na wschód, Elyn na przedzie, dobywając szablę. Nagle wyrosły przed nią jakieś czarne kształty. „Wróg! Uzbrojony, atakuje!”
Szabla Elyn wściekle zaświstała i z atakujących postaci trysnęła czarna posoka. Umarli, zanim zdążyli dotknąć ziemi.
Wichura przedarła się przez las stalowych ostrzy i pogalopowała przez sitowie. Z tyłu Elyn słyszała prastary okrzyk bitewny krasnoludów:
Châkka shok! Châkka cor! – i odgłosy młota miażdżącego kości, a także wycie pogoni.
Sitowie chłostało boki Wichury i nogi Elyn niczym batem, jakby chciało zranić intruzów galopujących przez bagno.
Elyn widziała tylko przelatujące w ciemności cienie, jakieś zamazane kształty. „Nie mogę tak pędzić na złamanie karku…” pomyślała… i nagle Wichura znalazła się po brzuch w wodzie!
Rach!” Elyn szarpnęła wodze i pociągnęła konia z powrotem na brzeg. W tej samej chwili pojawił się krasnolud i zatrzymał swojego wierzchowca.
Krûk, kobieto – zadudnił jego głos w ciemności. – Są tuż za nami! Jak ty jedziesz, ślepa jesteś?!
Elyn wbiła pięty w boki Wichury i wrzasnęła:
– Ty durny krasnoludzki pokurczu!
Ponownie w ciemności rozległo się wycie i zaświstały czarne strzały.
– Za mną, jeźdźcu! Oczy Châka są lepsze od twoich. – Krasnolud ponaglił kuca i wjechał prosto na ciemny kształt, który akurat wyskoczył z sitowia. Krasnoludzki młot odbił maczugę i zmiażdżył czaszkę wroga.
Elyn skierowała Wichurę śladem kuca; niewidoczna strzała odbiła się od jej hełmu.
Kuc gnał przez śmierdzące błoto, skręcając i klucząc w poszukiwaniu drogi ucieczki z wielkiego Khaliańskiego Bagna. Elyn nie wiedziała, dokąd gna krasnolud ani dlaczego, biorąc pod uwagę okoliczności ich spotkania, w ogóle za nim jedzie, ale mimo to jechała. Tylko od czasu do czasu we wszechobecnej ciemności Elyn dostrzegała zarysy krasnoluda i kuca, podążających krętym szlakiem wśród sitowia. Tak naprawdę to Wichura za nimi jechała; klacz robiła wszystko, aby nie stracić z oczu małego, wytrzymałego kuca.
Nagle Elyn usłyszała z prawej strony wycie wroga i odgłosy pościgu. Przeciwnicy doskonale znali bagnisko i ruszyli na skróty, aby odciąć im drogę ucieczki.
Kuc znów skręcił w lewo, potem w prawo, a tuż za nim Wichura. Elyn ujrzała wznoszący się nad drzewami księżyc, jego blade promienie rzucały na bagno srebrzystą poświatę. Powitała go z radością, bo wreszcie mogła rozróżnić kształty mijanych w biegu pagórków, pokręconych drzew obrośniętych mchem, kęp wysokich kwitnących chwastów na bezkresnym morzu sitowia. Niekiedy dostrzegała na powierzchni bagna dziwaczne błyski błędnych ogników, które czasami nazywano świeczkami zmarłych.
Kum! Kum! Ku… Mieszkańcy bagna milkli, słysząc tętent konia i kuca, i dopiero po dłuższej chwili podejmowali na nowo swoją nocną pieśń.
Pościg był coraz bliżej. Elyn słyszała dochodzący z prawej strony plusk, ale kuc i krasnolud jechali dalej prosto, nie skręcając, bo po obu stronach drogi lśniła woda. Elyn miała jedynie nadzieję, że uda im się wyprzedzić goniące ich Plugastwo.
Ale nie zdążyli, z mroku przed nimi wynurzyły się ciemne kształty, wyjąc i wymachując maczugami i mieczami. W blasku księżyca Elyn po raz pierwszy ujrzała wroga. „To ruthowie! Ruthowie uzbrojeni w szable, miecze i maczugi!”
Plugastwo miało po cztery stopy wzrostu, zielonkawą skórę, żółte oczy, krzywe nogi i uszy jak nietoperze. Uśmiechali się szeroko, ukazując ostro zakończone zęby.
Krasnolud ponaglił kuca, a Elyn swojego konia; ich jedynym ratunkiem było stratowanie przeciwników.
Kiedy tak pędzili wprost na wroga, Elyn poczuła uderzenie w prawą nogę, od którego zdrętwiała jej stopa, a zaraz potem cięcie w lewe ramię.
Zamachnęła się szablą na czepiającego się jej strzemienia rutha; stwór zawył i odpadł, trzymając się za kikut, z którego tryskała posoka. Dwaj inni wyskoczyli wprost przed konia, ale Elyn pognała Wichurę i stratowała ich. Udało jej się wyrwać z zasadzki. Kuc i krasnolud pędzili przed nią, a w świetle księżyca widziała, że jego młot lśni od krwi.
* * *
Tej straszliwej nocy jeszcze trzy razy ruthowie zastępowali im drogę, gdyż Plugawy Lud znał skróty, a oni musieli trzymać się krętej drogi na suchym lądzie, unikając bagnisk. Za każdym razem szarżowali na przeciwnika, wznosząc okrzyki wojenne, wymachując szablą i młotem i tratując wrogów. Sami także nie wyszli z tego bez szwanku, bo choć ruthowie byli niewyszkoleni, to jednak potrafili zadawać ciosy, i szczególnie w ostatnim starciu mocno kobietę i krasnoluda poharatali.
Ale wreszcie, zakrwawieni i zmęczeni, dotarli do wschodniego krańca Khaliańskiego Bagna, skąd koń i kuc pognały równinami Arlan prosto ku przeznaczeniu.
« 1 2 3 4 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Kolejne świata ratowanie
— Jarosław Loretz

Krótko o książkach: Listopad 2002
— Tomasz Kujawski, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz, Joanna Słupek

„Podróż” na podróż
— Jarosław Loretz

Krótko o książkach: Październik 2002
— Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.