Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dennis L. McKiernan
‹Smocza Zguba›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSmocza Zguba
Tytuł oryginalnyDragondoom
Data wydania20 czerwca 2004
Autor
PrzekładJoanna Wołyńska
Wydawca ISA
CyklMithgar
ISBN83-7418-021-8
Format480s. 115×175mm
Cena28,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Smocza Zguba

Esensja.pl
Esensja.pl
Dennis L. McKiernan
« 1 2 3 4 5 7 »

Dennis L. McKiernan

Smocza Zguba

Rozdział 3
Skaldfjord
Wiosna, 3E1601
[Rok temu]
Nadjechali w czterdziestu od strony równin Jordu. Byli dumni i silni, dosiadali szybkich, ognistych rumaków. Ci jasnowłosi mężczyźni pochodzili z Vanadurinów. Ich twarze były ponure i zdecydowane, a szare oczy nieustannie obserwowały okolicę, jako że ich misja była niebezpieczna i ryzykowna.
Zjeżdżali ze wzgórza dwójkami, a podkute stalą kopyta stukały na kamieniach. Ich szable, noże, łuki i oszczepy spoczywały podczas podróży w pochwach, choć gdyby zaszła taka potrzeba, mogliby natychmiast dobyć broń. Mężczyźni nosili stalowe hełmy, ciemne i matowe, ozdobione kitami z końskiego włosia, rogami i skrzydłami. Na kolczugach mieli kamizele z filcu i owijali się długimi wełnianymi opończami, aby ustrzec się przed lodowatym chłodem porannej mgły, która ciągnęła znad niewidocznego oceanu i docierała aż na płaskowyż.
Na przedzie jechał na karym rumaku wojownik o zielonych oczach i miedzianych włosach, młodzik jeszcze, który stał się mężczyzną zaledwie siedem lat wcześniej. To on był kapitanem tej drużyny, choć na jego hełmie nie było żadnej ozdoby. U jego boku jechał weteran o posiwiałych jasnych lokach; na jego hełmie widoczne były czarne krucze skrzydła. Młodzik zwał się Elgo, a jego porucznik – Ruric. Towarzyszyło im trzydziestu ośmiu jasnowłosych Harlingarów, a kierowali się ku Skaldfjordowi nad Morzem Borealnym.
Była wczesna wiosna roku 3E1601 i Vanadurinowie nadal zamieszkiwali północne krainy, Jord. Ich Wanderjahr miał nastać dopiero za kilka stuleci, kiedy to odbiorą Uzurpatorowi zasiadającemu w Caer Pendwyr wielkie trawiaste połacie Valonu. A gdy Wojna Uzurpacyjna dobiegnie końca, wielu z nich opuści Jord i osiedli się daleko na południu, na zielonych rozległych równinach, w królestwie, które Najwyższy Król ofiaruje Harlingarom w podzięce za ich wkład w obalenie podłego Uzurpatora.
Ale to wszystko wydarzy się dopiero za czterysta lat. W czasach tej opowieści wszyscy Vanadurinowie przemierzali jeszcze stepy Jordu, gdzie łagodne lata były zielone, pełne kwiatów i słońca, zimy zaś przynosiły ze sobą lód, wiatr i dziwaczne, zmienne kolory rozpostarte na nocnym niebie niczym kotary magicznego światła.
Nadeszła właśnie wiosna, kiedy to krew kipi, duch się wyrywa i mężczyźni wyruszają na wyprawy, które zaplanowali podczas długich zimowych nocy.
Tak też miała się sprawa z Elgonem. Zgromadził oddział czterdziestu chętnych do podróży Harlingarów, choć teraz towarzyszyło mu tylko trzydziestu dziewięciu, gdyż jeden z nich pojechał naprzód.
Elgo był dumnym księciem, jedynym synem króla Aranora, który miał poprowadzić Harlingarów po jego śmierci. Ale Elgo nie miał ochoty zostać na dworze i zajmować się nudnymi sprawami państwa. Podobnie jak jego ojciec, młody Elgo był człowiekiem czynu. Nie dalej jak dwa lata wcześniej książę zabił w pojedynkę Golgę, okrutnego ogra, który opanował przełęcz Kaagor, długie i wąskie przejście wysoko w Górach Srogich. Śmierć wielkiego trolla oznaczała, że prowadzący tędy szlak handlowy znowu jest bezpieczny.
Ponadto książę wraz z garstką zbrojnych wygnał Naudronów poza wschodnią granicę, do ich lodowatego kraju, trzy dni ścigał po stepie rudego ogiera Płomień i wreszcie złapał wielkie zwierzę w wodach Niebiańskiej Zatoki, a potem wykradł spod nosa Hagora piękną Arianne i zawiózł dziewczę na grzbiecie Cienia do swego domu, gdzie ją poślubił.
Wszystkie te historie i inne głośne wyczyny Elgona przywiodły mężczyzn pod jego sztandar. Książę był zdolnym dowódcą i wspaniałym wojownikiem – i mimo młodości i popędliwej dumy… a może właśnie dlatego – tam, dokąd teraz zmierzał, czekała ich wielka przygoda.
Tym razem Elgo wyprawiał się po Dracongield!
* * *
Poranek mijał, mgła uchodziła przed wstającym słońcem. Jeźdźcy dotarli wreszcie do smaganego wiatrem wysokiego czoła zębatych klifów. Pod nimi ocean uderzał w prastarą skałę, ciskał w nieugiętego przeciwnika piaskiem, solą i falami, zdobywając ziarnko po ziarnku, niezauważalnie anektując pole walki. Daleko stąd, na styku kontynentów, z wnętrzności świata tryskała wrząca magma i równie niezauważalnie z ciemnych odmętów wynurzał się nowy ląd. Trwał odwieczny bój o dominację.
Kolumna skierowała się na północ; jeźdźcy słyszeli tę wojnę żywiołów, ale nie zwracali na nią uwagi.
Po dwóch godzinach Harlingarowie dotarli do wąskiej zatoczki schowanej między wysokimi, porośniętymi świerkami zboczami. Był to Skaldfjord, głęboki, przejrzysty Skaldfjord, który wrzynał się w skały sprawiające wrażenie, jakby były wyrąbane ciosem olbrzymiego topora. Wody Skaldfjordu były krystalicznie czyste, ale tak głębokie, iż zdawało się, że są czarne. Jeźdźcy podążyli wzdłuż krawędzi wielkiego fiordu, który wcinał się w ląd na wschodzie i potem skręcał na północ, gdzie czarne wody znikały z pola widzenia.
Kiedy wreszcie okrążyli przylądek, ujrzeli nad brzegiem wody niewielką osadę. Domki tuliły się do siebie za otaczającą je potężną palisadą.
Elgo uniósł dłoń i kolumna zatrzymała się. Konie parskały, skóra siodeł skrzypiała, a Vanadurinowie siedzieli i patrzyli.
Tu i ówdzie z kominów unosił się dym, gdzieniegdzie widać było jakiś ruch.
Ale to nie wioska przyciągała ich wzrok, tylko przycumowane do brzegu cztery drakkary, z tej odległości sprawiające wrażenie bardzo małych. Obok nich cumowały trzy knorry, statki towarowe, które w towarzystwie smukłych drakkarów wydawały się jeszcze mniejsze. Tu i ówdzie niczym korki na wodzie podskakiwały łodzie rybackie.
Elgo dał znak, by wojownicy zsiedli z koni i zgromadzili się wokół niego. Przemówił do nich w valurze, starożytnym języku bitewnym Harlingarów.
– Synowie Harla, od tej chwili nie wolno nam rozmawiać o naszej misji, ponieważ mogą nas podsłuchiwać ci, którzy rozumieją mowę Vanadurinów. Gdyby spotkało nas jakieś nieszczęście, nasze plany mogłyby dostać się w niepowołane ręce, a skarb, którego szukamy, przepadłby.
– Oto jest pierwszy cel naszej wyprawy: Skaldfjordstad. Jak widać, Reynor wywiązał się ze swego zadania i przygotował drakkary, które mają nas zawieźć do odległej krainy. Ich załogę stanowią Fjordlandczycy, którzy doskonale znają morze. Ale nawet sojusznicy nie mogą wiedzieć o naszych planach, ponieważ podobno przekleństwo Dracongield wyprawia dziwaczne rzeczy z ludzkimi sercami.
– Uważajcie więc! Od tej chwili milczymy o naszej wyprawie. Jeśli trzeba będzie się odezwać, mówcie tylko w valurze, ponieważ ten język zna niewielu poza potomkami Harla Mocnego, i nawet wtedy używajcie szyfru.
Elgo spojrzał swym ludziom w oczy z powagą, a ci odwzajemnili mu spojrzenie; wszyscy oni chcieli, aby łup przypadł w udziale Vanadurinom.
Potem na rozkaz posiwiałego wojownika Rurica wszyscy dosiedli koni i ruszyli w kolumnie ku odległej wiosce. W głowie Rurica cały czas kołatała się jedna myśl: „Jeśli przekleństwo Dracongield rzeczywiście wyprawia dziwaczne rzeczy z ludzkimi sercami, mój dumny książę, to ciekawe, co zrobi z nami?”
* * *
Kiedy zjeżdżali stromą ścieżką wijącą się po ścianie fiordu, z dołu rozległ się dźwięk czarnego rogu: Ta-roo! Ta-roo! Tan-tan, ta-roo! [Droga wolna! Droga wolna! Jeźdźcy i sojusznicy, droga wolna!]
Elgo przyłożył swój róg do ust i zagrał: Ra-tan-ta! [Odpowiadam!]
Chwilę później wyjechali spośród drzew na otwarty teren przed palisadą, oczyszczony z zarośli po to, aby mieszkańcy mogli skuteczniej bronić się przed najeźdźcami.
Elgo ściągnął wodze Cienia i koń natychmiast stanął. Vanadurinowie także się zatrzymali i otoczyli księcia. Ich broń nadal pozostawała w pochwach.
Z cienia palisady wyjechał na kasztanku młody Reynor. Jego błękitne oczy błyszczały, a usta układały się w szeroki uśmiech.
– Witaj, mój książę! – zawołał jasnowłosy młodzieniec, ledwie rok młodszy od dwudziestodwuletniego Elgona. – Wioska czeka na was! – Odwrócił się i dał znak strażnikom na palisadzie.
Kiedy kolumna Harlingarów wjeżdżała przez otwartą bramę, Elgo zauważył, że na ich powitanie wyległa cała osada. Tu i ówdzie pomiędzy twarzami rybaków widział twarde oblicza wojowników, załogi drakkarów. Wszyscy oni byli Fjordlandczykami i wszyscy żyli z morza.
Włosy i brody Fjordlandczyków były żółte, miedziane i rude, ich skóra jasna i wysmagana wiatrem; kilku miało olbrzymie wąsiska. Kobiety zaplatały włosy w warkocze w kolorze lnu, miodu i miedzi, ich skóra także była biała, niekiedy usiana piegami. Wszyscy oni spoglądali na przybyłych jasnobłękitnymi oczami.
Swoim wyglądem przypominali Vanadurinów, ale nie zaskoczyło to Elgona, bo powiadano, iż Fjordlandczycy i Harlingarowie mieli wspólne korzenie, tyle tylko, że jeden lud przemierzał morza na okrętach, a drugi galopował konno wśród oceanów traw.
Reynor poprowadził kolumnę do stadholl, wielkiego, pokrytego torfem domostwa pośrodku wioski. Tam na drewnianych stopniach czekała na księcia starszyzna i kapitanowie drakkarów.
* * *
Formalne powitanie było krótkie, ale serdeczne; po nim nastąpiła uczta, przyjęta przez Elgona i jego ludzi z radością, gdyż spędzili w siodle wiele dni i racje polowe już im się przejadły.
Poczęstowano ich pieczoną świnią i rybami, świeżo upieczonym chlebem i gęstym gulaszem warzywnym. Piwo i miód lały się strumieniami, a skaldowie z okrętów śpiewali pieśni o dawnych dniach. Gdy jeden z poetów zaczął śpiewać o Sleecie i skarbie Czarnego Kamienia, Vanadurinowie umilkli, jakby wcale ich to nie interesowało. Fjordlandczykowie zdawali się nie zauważać tej wystudiowanej obojętności. Kiedy pieśń się skończyła i kolejny bard zaczął śpiewać o Snorrim, synu Borriego, i Tajemniczej Pannie z Maelstromu, Harlingarowie głośno przyłączyli się do innych.
Spożyto olbrzymie ilości ryb, wieprzowiny, chleba, miodu i piwa. Służący zwijali się jak w ukropie, by napełniać puste kufle, osuszone dzbany i opróżnione półmiski. Zapadła noc, a pieśni nie milkły. Ale w końcu nawet młodzi muszą odpocząć; niektórzy zasnęli z twarzami w talerzach, inni skulili się na podłodze, jeszcze inni znaleźli chętne panny i oddalili się z nimi w noc. Kilku Vanadurinów, między innymi Elgo i Ruric, opuściło stadholl, aby przespać się w specjalnie dla nich przygotowanych chatach.
Kiedy zasypiali, Ruric jeszcze raz pomyślał o Sleecie. Przypomniał sobie ten dzień, kiedy Elgo po raz pierwszy usłyszał o wielkim lodowym smoku, który zaanektował Czarny Kamień. To on, Ruric, opowiedział młodzikowi tę historię.
« 1 2 3 4 5 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Kolejne świata ratowanie
— Jarosław Loretz

Krótko o książkach: Listopad 2002
— Tomasz Kujawski, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz, Joanna Słupek

„Podróż” na podróż
— Jarosław Loretz

Krótko o książkach: Październik 2002
— Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.