WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | W północ się odzieję |
Tytuł oryginalny | I Shall Wear Midnight |
Data wydania | 17 maja 2011 |
Autor | Terry Pratchett |
Przekład | Piotr W. Cholewa |
Wydawca | Prószyński i S-ka |
Cykl | Tiffany Obolała, Świat Dysku |
ISBN | 978-83-7648-709-0 |
Format | 142×202mm |
Cena | 29,90 |
Gatunek | dla dzieci i młodzieży, fantastyka, humor / satyra |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
W północ się odziejęTerry Pratchett
Terry PratchettW północ się odziejęBecky podniosła rękę. – Czy mogę, panienko? – Coś jeszcze, Becky? Becky zarumieniła się i przeprowadziła szybką naradę z przyjaciółką. Potem znów zwróciła się do Tiffany, nieco bardziej różowa, ale zdecydowana doprowadzić sprawę do końca. – Bo przecież nie można podpaść za zadanie pytania, prawda, panienko? Znaczy, tylko za pytanie? Na pewno chodzi o „Czy jak dorosnę, mogę zostać czarownicą?”, domyśliła się Tiffany, ponieważ zwykle o to chodziło. Dziewczynki widziały ją na miotle i wydawało im się, że na tym polega czarownictwo. – W każdym razie nie u mnie – zapewniła. – Pytaj. – Czy masz jakieś namiętne przypadki, panienko? Kolejna umiejętność wymagana od czarownicy to nie pozwalać, by wyraz twarzy ujawniał, co się myśli. A już w żadnych okolicznościach nie wolno dopuścić, by stała się nieruchoma jak deska. Tiffany zdołała odpowiedzieć – bez śladu drżenia w głosie, bez najlżejszego uśmieszku zakłopotania: – To bardzo ciekawa kwestia, Becky. Mogę spytać, dlaczego chcesz wiedzieć? Dziewczynka z wyraźną ulgą przyjęła fakt, że pytanie stało się – można powiedzieć – publiczne. – No więc, panienko, zapytałam babci, czy mogę zostać czarownicą, jak już będę starsza, a ona powiedziała, że nie powinnam, bo czarownice nie mają namiętnych przypadków, panienko. Wobec dwóch par oczu, otwartych szeroko jak u sów, Tiffany starała się myśleć szybko. Te dziewczynki mieszkają na farmach, więc z pewnością wiedzą, jak kotka ma kociaki, a suka szczeniaki. Widziały narodziny jagniąt i krowę rodzącą cielę, bo to zawsze hałaśliwe wydarzenie, które trudno przeoczyć. Rozumieją, o co pytają. W tym momencie wtrąciła się Nancy. – Tylko że gdyby nie, panienko, tobyśmy chciały z powrotem nasze kwiatki, jak już je pokazałyśmy, no bo mogą się trochę zmarnować, bez urazy. Cofnęła się szybko. Tiffany zaskoczył jej własny śmiech. Już bardzo dawno się nie śmiała. Głowy odwracały się z zaciekawieniem, by sprawdzić, jaki to żart… Zdążyła złapać obie dziewczynki, zanim uciekły. Odwróciła je przodem do siebie. – Brawo dla obu – pochwaliła. – Przyjemnie jest od czasu do czasu spotkać się z rozsądnym myśleniem. Nigdy się nie wahajcie z zadaniem pytania. A odpowiedź brzmi tak, że jeśli chodzi o namiętne przypadki, czarownice nie różnią się od innych ludzi. Tyle że często są zabiegane i nie mają czasu o tym pomyśleć. Dziewczynki były chyba zadowolone, że ich praca nie poszła całkiem na marne, a Tiffany przygotowała się do kolejnego pytania, które znowu zadała Becky. – Więc masz ukochanego, panienko? – Nie, w tej chwili nie – odparła Tiffany krótko, pilnując twarzy, by niczego nie zdradziła. Podniosła bukiecik. – Ale kto wie, jeśli ułożyłyście go jak należy, to znajdę nowego, a w takim razie okażecie się czarownicami o wiele lepszymi ode mnie. Rozpromieniły się, słysząc to bezczelne pochlebstwo, które jednak powstrzymało je od dalszych pytań. – A teraz – rzekła Tiffany – lada moment zacznie się toczenie serów. Na pewno nie chcecie tego przegapić. – Nie, panienko – zapewniły chórem. Zanim odeszły, pełne ulgi i poczucia własnej ważności, Becky poklepała Tiffany po ręce. – Ukochani potrafią być bardzo trudni, panienko – oświadczyła z przekonaniem typowym, jak dobrze wiedziała Tiffany, dla wszystkich ośmiolatek na świecie. – Dziękuję ci. Na pewno o tym nie zapomnę. Jeśli chodzi o rozrywki oferowane na jarmarku, takie jak ludzie wykrzywiający się przez chomąto, walczący poduszkami na natłuszczonej belce albo nawet nurkujący po żaby, to cóż, Tiffany mogła w nich uczestniczyć albo je omijać – a szczerze mówiąc, wolała omijać. Zawsze jednak lubiła obejrzeć porządne toczenie sera – to znaczy zobaczyć, jak porządny ser toczy się aż na sam dół zbocza, chociaż nie przez olbrzyma, bo takiego sera nikt potem nie chciałby zjeść. Były to sery twarde, czasem specjalnie wytwarzane na turniej toczenia, a twórca sera, który pierwszy dotarł na sam dół nieuszkodzony, wygrywał pas ze srebrną klamrą oraz powszechny podziw. Tiffany była ekspertem w produkcji serów, ale nigdy nie startowała. Czarownice nie mogły uczestniczyć w żadnych zawodach, bo gdyby wygrały – a wiedziała, że zrobiła już jeden czy dwa sery, które bez trudu mogłyby wygrać – wszyscy by powtarzali, że to niesprawiedliwe, skoro są czarownicami, a w każdym razie tak by myśleli, choć pewnie niewielu mówiłoby to głośno. Gdyby natomiast nie wygrały, ludzie mówiliby: „Co to za czarownica, co nie potrafi zrobić sera, który by wygrał ze zwykłymi serami, robionymi przez zwykłych ludzi, jak my?”. Cały tłum przesuwał się powoli w stronę startu toczenia, choć stoisko nurkowania po żaby nadal miało sporo klientów, jako humorystyczne i niezawodne źródło rozrywki, zwłaszcza dla tych, którzy akurat nie nurkowali. Niestety, człowiek, który wkładał sobie łasice do spodni i podobno miał życiowy rekord dziewięciu łasic, nie zjawił się w tym roku i wszyscy się zastanawiali, czy może stracił zapał. Ale wcześniej czy później wszyscy zmierzali z wolna na linię startową toczenia serów. Tak nakazywała tradycja. Zbocze było naprawdę strome, a w dodatku zawsze występowała pewna hałaśliwa rywalizacja między właścicielami serów, prowadząca do popychania, szarpania, kopniaków i sińców, a niekiedy też do złamania ręki czy nogi. Wszystko toczyło się normalnie, a czekający zawodnicy ustawiali swoje sery – aż nagle Tiffany zauważyła, jako chyba jedyna w tłumie, groźny ser, który przytoczył się samodzielnie. Pod warstwą kurzu był całkiem czarny i miał przywiązany kawałek niebiesko-białej szmatki. – No nie… – westchnęła. – Horacy. A gdzie ty się zjawiasz, nadchodzą za tobą kłopoty. – Odwróciła się, w skupieniu szukając oznak tego, czego tu być nie powinno. – Słuchajcie uważnie – rzuciła cicho. – Wiem, że co najmniej jeden jest tu gdzieś w pobliżu. To nie dla was, tu chodzi tylko o ludzi. Rozumiecie? Ale było już za późno. Mistrz Zabaw, w swym obwisłym kapeluszu z koronką wokół ronda, dmuchnął w gwizdek i toczenie serów zostało rozpoczęte – co brzmi o wiele wspanialej od „się zaczęło”. Człowiek w kapeluszu zdobionym koronką nigdy nie użyłby krótkiego określenia, kiedy wystarczyłoby dłuższe. Tiffany bała się patrzeć. Poganiacze nie tyle biegli, ile raczej staczali się i ześlizgiwali za swymi serami. Słyszała krzyki, coraz głośniejsze, kiedy czarny ser nie tylko wysunął się na prowadzenie, ale też niekiedy turlał się z powrotem pod górę, by przewracać zwyczajne, niewinne sery. Usłyszała jego cichy warkot, kiedy dotoczył się niemal na szczyt wzgórza. Poganiacze krzyczeli, próbowali go złapać albo odepchnąć kijami, ale piracki ser sunął naprzód i dotarł na sam dół tuż przed straszliwą plątaniną ludzi i zwykłych serów, która zwaliła się na mecie. Potem wtoczył się wolno na szczyt i przysiadł tam skromnie, choć nadal wibrował lekko. A u stóp zbocza wybuchały bójki między serowymi dżokejami, którzy wciąż jeszcze byli w stanie wyprowadzić cios. A że ściągnęli tym powszechną uwagę na siebie, Tiffany skorzystała z okazji, złapała Horacego i wcisnęła do torby. W końcu należał do niej. Dokładniej, to ona go kiedyś zrobiła, ale do surowca musiało się przesączyć coś niezwykłego. W efekcie Horacy był jedynym serem, który pożerał myszy, a jeśli nie przybiło się go do półki, to także inne sery. Nic dziwnego, że doskonale się rozumiał z Nac Mac Feeglami, którzy mianowali go honorowym członkiem swojego klanu. Takie sery lubili. Z nadzieją, że nikt nie zauważy, dyskretnie podniosła torbę do ust. – Czy tak należy się zachowywać? – szepnęła. – Nie wstyd ci? Torba zakołysała się lekko, ale Tiffany wiedziała, że w słowniku Horacego nie ma słowa „wstyd” – podobnie jak żadnego innego. Opuściła torbę, odeszła na bok i powiedziała: – Wiem, że tu jesteś, Robie Rozbóju. I był – siedział jej na ramieniu. Wyczuwała go. Mimo że na ogół nie przepadali za myciem, chyba że deszcz padał, Nac Mac Feeglowie zawsze pachnieli czymś jakby pijanymi ziemniakami. – Kelda kazała mi sprawdzić, jako ze sobie radzis – oświadczył wódz klanu. – Nie psychodziłaś do kopca, coby se z nią pogadać juz ze dwa tydnie – ciągnął. – I tak se myśle, ze łona sie martwi, coby ci sie jako ksywda nie stała, bo tak cięzko pracujes i w ogóle. Tiffany jęknęła w duchu. – To bardzo uprzejme z jej strony – zapewniła. – Tyle jest pracy… Kelda wie to z pewnością. Nieważne, ile zrobię, zawsze czeka coś nowego. Nie ma końca potrzebom. Ale też nie ma się czym martwić. Radzę sobie. I proszę, nie wypuszczajcie Horacego w miejscach publicznych. Wiesz, jaki jest wtedy pobudzony. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Esensja czyta: Lipiec 2013
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Paweł Micnas, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski
Niekoniecznie dla dzieci
— Magdalena Kubasiewicz
Słowiańskie elfy rzeczne
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Esensja czyta: Maj 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Magdalena Kubasiewicz, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Katarzyna Piekarz
Esensja czyta: Lipiec 2016
— Miłosz Cybowski, Anna Kańtoch, Magdalena Kubasiewicz, Jarosław Loretz, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Pożegnanie ze Światem Dysku
— Magdalena Kubasiewicz
Esensja czyta: Wrzesień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Jarosław Loretz, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Maj 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Esensja czyta: Wrzesień 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek
Śmierć Świata Dysku?
— Magdalena Kubasiewicz
Magia odchodzi
— Agnieszka Szady
Esensja czyta: Kwiecień 2014
— Miłosz Cybowski, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek, Agnieszka Szady