Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Richard Morgan
‹Upadłe Anioły›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułUpadłe Anioły
Tytuł oryginalnyBroken Angels
Data wydania1 października 2004
Autor
PrzekładMarek Pawelec
Wydawca ISA
CyklTakeshi Kovacs
ISBN83-7418-032-3
Format528s. 160×240mm; oprawa twarda, obwoluta
Cena44,80
Gatunekfantastyka, kryminał / sensacja / thriller
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Upadłe Anioły

Esensja.pl
Esensja.pl
Richard Morgan
« 1 2 3 4 5 11 »

Richard Morgan

Upadłe Anioły

– Dobrze pana widzieć, poruczniku! Widzi pan, wszystkich nas składają. Bez obaw, za kilka miesięcy pluton 391 wróci skopać trochę kempistowskich tyłków.
Powłoki bojowe Klina Carrery aktualnie dostarcza Khumalo Biosystems. Najwyższej klasy bojowy biotech Khumalo dysponuje paroma uroczymi dodatkami, z których warto wspomnieć o systemie blokowania serotoniny, zwiększającym zdolność bezmyślnej przemocy, oraz drobne dodatki wilczych genów, zwiększających szybkość i brutalność, a także podwyższających poczucie lojalności grupowej, którą odczuwa się niemal fizycznie. Patrząc na otaczające mnie wymizerowane resztki plutonu, poczułem, jak ściska mi się gardło.
– No, ale odpłaciliśmy im, no nie? – odezwał się Munharto, wymachując jedyną pozostałą mu kończyną. – Widziałem wczoraj raport.
Mikrokamera Kwok przekrzywiła się, wydając ciche odgłosy siłowników hydraulicznych.
– Weźmie pan nowy 391, sir?
– Ja nie…
– Hej, Naki. Gdzie jesteś, stary? To porucznik.
Później trzymałem się już z dala od pokładu osiowego.
• • •
Schneider znalazł mnie następnego dnia, gdy siedziałem w sali rekonwalescencyjnej dla oficerów i paliłem papierosa, trzymając się z dala od okna. Głupie, ale jak powiedziała pani doktor, niech to wszyscy diabli. Nie ma sensu o siebie dbać, jeśli ciało w każdej chwili może zostać rozerwane na strzępy przez latające kawałki stali albo rozpuszczone na amen przez opad chemiczny.
– Ach, porucznik Kovacs.
Chwilę trwało, zanim go rozpoznałem. Pod wpływem szoku z ran ludzkie twarze wyglądają zupełnie inaczej, a zresztą obaj byliśmy pokryci krwią. Przyjrzałem mu się znad papierosa, zastanawiając się, czy to kolejna osoba, którą będę musiał zastrzelić za chwalenie doskonałej bitwy. Nagle coś w jego zachowaniu sprawiło, że zaskoczyłem i przypomniałem sobie dok wyładunkowy. Gestem poprosiłem, żeby usiadł, lekko zaskoczony, że wciąż jest na pokładzie, a jeszcze bardziej tym, że udało mu się blefem dostać tutaj.
– Dziękuję. Jestem, hm, Jan Schneider. – Wyciągnął do mnie dłoń, w stronę której skinąłem, po czym poczęstował się moimi papierosami leżącymi na stole. – Naprawdę doceniam, że pan nie, hm…
– Zapomnij o tym. Ja zapomniałem.
– Rany, tak, rany mogą robić dziwne rzeczy z ludzkim umysłem i pamięcią… – Poruszyłem się zniecierpliwiony. – Sprawiły, że pomieszałem rangi i to wszystko…
– Słuchaj, Schneider, naprawdę wcale mnie to nie obchodzi. – Wciągnąłem w płuca zdecydowanie niezalecany dym i zakaszlałem. – Chcę tylko przeżyć w tej wojnie dostatecznie długo, by znaleźć sposób na wyrwanie się z niej. Jeśli jeszcze raz to powtórzysz, dopilnuję, żeby cię zastrzelili. W innym przypadku możesz robić, na co masz cholerną ochotę. Dotarło?
Kiwnął głową, ale jego poza uległa subtelnej zmianie. Nerwowość przygasła, ograniczając się do kontrolowanego przygryzania kciuka. Przyglądał mi się drapieżnie. Kiedy umilkłem, wyjął kciuk z ust, uśmiechnął się i zastąpił go papierosem. Niemal swobodnie wydmuchał dym w stronę okna i widocznej w nim planety.
– Dokładnie – powiedział.
– Co dokładnie?
Schneider rozejrzał się wokół konspiracyjnie, ale kilka pozostałych osób przebywających w sali siedziało w drugim jej końcu, oglądając holopornosa z Latimera. Znów się uśmiechnął i nachylił bliżej.
– Dokładnie to, czego szukałem. Ktoś ze zdrowym rozsądkiem. Poruczniku Kovacs, chciałbym złożyć panu propozycję. Coś, co wiąże się z wyrwaniem z tej wojny, nie tylko z życiem, ale i bogactwem, większym niż mógłby pan sobie wyobrazić.
– Mam całkiem sporą wyobraźnię, Schneider.
Wzruszył ramionami.
– Wszystko jedno. Niech będzie, że mnóstwo pieniędzy. Jest pan zainteresowany?
Zastanowiłem się nad tym, usiłując doszukać się możliwych pułapek.
– Nie, jeśli wymaga to zmiany stron. Wtedy nie. Osobiście nie mam nic przeciwko Joshule Kempowi, ale obawiam się, że przegra, a ja…
– Polityka. – Schneider lekceważąco machnął ręką. – To nie ma nic wspólnego z polityką. W ogóle nic wspólnego z wojną, poza aktualną sytuacją. Mówię o czymś konkretnym. O czymś, za posiadanie czego każda z korporacji gotowa byłaby zapłacić jednocyfrowy procent rocznych dochodów.
Bardzo wątpiłem, by na tak zacofanym świecie jak Sanction IV istniało coś takiego, a jeszcze bardziej, by miał do tego dostęp ktoś taki jak Schneider. Z drugiej strony, udało mu się wkręcić na pokład praktycznie rzecz biorąc okrętu Protektoratu oraz uzyskać opiekę medyczną, o którą bezskutecznie błagało w cierpieniu pół miliona ludzi na powierzchni – i to biorąc za dobrą monetę rządowe szacunki. Mógł faktycznie coś mieć, a w tej chwili warte wysłuchania było wszystko, co umożliwiłoby mi wyrwanie się z tej kuli błota, zanim rozleci się na strzępy.
Kiwnąłem głową i zdusiłem papierosa.
– Dobra.
– Wchodzi pan?
– Słucham – powiedziałem spokojnie. – To, czy wejdę, będzie zależało od tego, co usłyszę.
Schneider zagryzł od wewnątrz policzki.
– Nie jestem pewien, poruczniku, czy możemy rozmawiać na takich zasadach. Potrzebuję…
– Potrzebujesz mnie. To oczywiste, inaczej nie odbywalibyśmy tej rozmowy. A więc będziemy rozmawiać na tych zasadach. A może mam wezwać ochronę Klina i pozwolić im to z ciebie wykopać?
Zapadła martwa cisza, w której uśmiech Schneidera z wolna poszerzył się jak krwawiąca rana.
– Cóż – powiedział w końcu. – Widzę, że źle pana oceniłem. Rejestry nie ujawniają tego… hmm… aspektu pańskiego charakteru.
– Wszelkie rejestry, do których mogłeś mieć dostęp, nie dadzą ci nawet połowicznego obrazu. Do twojej wiadomości, Schneider, mój ostatni oficjalny przydział wojskowy to Korpus Emisariuszy.
Przyglądałem się, jak to w niego zapada, zastanawiając się, czy spanikuje. W całym Protektoracie Emisariusze mają niemal mityczny status i nie są bynajmniej znani z łagodności charakteru. Na Sanction IV moja historia nie była tajemnicą, ale o ile okoliczności tego nie wymagały, starałem się raczej o tym nie wspominać. Był to rodzaj reputacji, która w najlepszym razie wywoływała nerwową ciszę za każdym razem, gdy wchodziłem do mesy, a w najgorszym prowadziła do szalonych wyzwań ze strony pierwszopowłokowych z większą ilością mięśni i wspomagania niż zdrowego rozsądku. Carrera wezwał mnie na dywanik po trzeciej śmierci (stos zachowany). Dowodzący oficerowie mają tendencję do niechętnego traktowania śmierci podwładnych. Ten rodzaj entuzjazmu należałoby zachować dla wroga. Zgodziliśmy się, że wszystkie odniesienia do mojej emisariuszowskiej przeszłości zostaną zagrzebane głęboko w banku danych Klina, a na ich miejsce zostanie stworzona historia najemnika z przeszłością w marines Protektoratu. Była to dostatecznie przeciętna kariera.
Jednak jeśli moja emisariuszowska przeszłość wystraszyła Schneidera, nie pokazał tego po sobie. Znów nachylił się do przodu, wyraźnie zamyślony.
– Emki, tak? Kiedy pan służył?
– Jakiś czas temu. A co?
– Był pan na Innenin?
Jego papieros żarzył się w moją stronę. Przez krótką chwilę poczułem się, jakbym na niego spadał. Czerwone światło rozmyło się w ślady laserowego ognia, rysującego zrujnowane ściany i błoto pod stopami, gdy Jimmy de Soto walczył z moim uściskiem i zginął, krzycząc od ran, a potem przyczółek Innenin rozpadł się wokół nas.
Na chwilę zamknąłem oczy.
– Tak, byłem na Innenin. Chcesz mi powiedzieć o tym interesie na skalę bogactwa korporacji czy nie?
Schneider prawie pękał z chęci podzielenia się informacjami. Poczęstował się kolejnym papierosem z mojej paczki i rozsiadł się wygodnie w fotelu.
– Wie pan o tym, że na wybrzeżu Północnej Grani, aż do Sauberville, leżą najstarsze osiedla marsjańskie znane ludzkiej archeologii?
No cóż. Westchnąłem i przesunąłem spojrzenie z jego twarzy z powrotem na panoramę Sanction IV. Powinienem był się spodziewać czegoś takiego, ale i tak poczułem się rozczarowany Janem Schneiderem. W ciągu tych kilku krótkich minut naszej znajomości odniosłem wrażenie, że jest zbyt twardo stąpającą po ziemi osobą, by uwierzyć w te bzdury o zaginionych cywilizacjach i zakopanym w ziemi technoskarbie.
Upłynęła już większa część z połowy tysiąclecia, od kiedy natknęliśmy się na mauzolea marsjańskiej cywilizacji, a ludzie wciąż nie potrafią zrozumieć, że artefakty naszych wymarłych, planetarnych sąsiadów walające się tu i ówdzie są w większości albo niedostępne, albo zniszczone (lub najprawdopodobniej jedno i drugie, lecz skąd mielibyśmy o tym wiedzieć?). Mniej więcej jedynymi naprawdę przydatnymi przedmiotami, jakie udało się nam zdobyć, były mapy astrogacyjne, których ledwie zrozumiany zapis pozwolił nam wysłać statki kolonizacyjne do gwarantowanych celów przypominających Ziemię.
« 1 2 3 4 5 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Coraz wyżej
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Przeczytaj to jeszcze raz: Duchy w powłokach
— Beatrycze Nowicka

Krótko o książkach: Modyfikowany węgiel
— Miłosz Cybowski

Berserker yaoi
— Michał Kubalski

Takeshi na mokro
— Eryk Remiezowicz

Bez siły charakteru
— Eryk Remiezowicz

Kryminał czarny jak węgiel
— Eryk Remiezowicz, Janusz A. Urbanowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.