Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wit Szostak
‹Poszarpane granie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPoszarpane granie
Data wydania17 września 2004
Autor
Wydawca RUNA
CyklSmoczogóry
ISBN83-89595-12-5
Format304s. 125×185mm
Cena27,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Poszarpane granie

Esensja.pl
Esensja.pl
Wit Szostak
« 1 2 3 4 5 »

Wit Szostak

Poszarpane granie

– W Smreczynach, u twego stryja, są na piecu opowieści o pradawnych czasach, kiedy jeszcze sztolnicy ze smokami się w wojnach swych próbowali. A mnie się zdaje, że warto byłoby opowiedzieć o dawnych dziejach naszego rodu. Bo to nie tylko piękna opowieść, ale i przestroga dla nas i dla tych, co po nas nadejdą. I ja te dzieje wymaluję, kafelek po kafelku.
– Nigdy mi o tym nie opowiadaliście.
– Tyle jest opowieści w Smoczogórach, że i tak wszystkiego ci nie przekażę, bo nie zdążę. Ale o swych korzeniach musisz wiedzieć, więc słuchaj.
Chłopiec poprawił się na ławie, położył ręce na stole i oparł o nie brodę. A stary góral zbierał się do opowieści. Wszystko wokoło ucichło. Nawet deszcz przestał padać i grzmoty zamilkły, jakby w oczekiwaniu na gawędę.
– No, opowieść będzie długa, nie krótka. Ale nie powiem jej od początku, bo czasem trzeba zacząć od końca i powoli cofać się, by lepiej całość pokazać. Dlatego musisz, synuś, uważać, coby ci się wątek nie pogubił. Bo jest to opowieść pełna innych opowieści. A w nich też są opowieści i każda jedna jest równie ważna. Bez nich niewiele zrozumiesz z tego, co mam ci do powiedzenia. A bez tego nie zrozumiesz, skąd i po co jest nasz ród. Spamiętasz wszystko?
Chłopiec patrzył znad blatu na pogodną, starą twarz swego opiekuna. Skinął w milczeniu głową.
– Na początku trzeba rzec, że czasy były pańskie. I każdy, nawet najbiedniejszy ze smoczogórskich górali, miał swego czarta. Ale ludziom wcale nie było do śmiechu. Bo czarty były nienapasione, na góralskie dusze łase. Stało się tak, że czarty bez dusz na świat się rodziły. Nie bardzo to może sprawiedliwe, ale przecież kto by się domagał dla czartów jakiejś sprawiedliwości? No nikt. I niemające nic do roboty, bezduszne czarty hulały na skrzydłach wichrów pomiędzy turniami. A swoich dusz nie miały z takiego powodu, że kiedyś im je skrzaty wykradły. Było to wtedy, kiedy świat jeszcze do końca nie wiedział, jakie prawa będą nim rządzić. No, trochę po zbójecku skrzaty wtedy zrobiły, ale wszystko na nasz pożytek obrócić się miało. Trzeba jednak rzec, że one nie dla siebie te dusze zabrały, tylko dla gęśli, żeby prawdziwa muzyka mogła się z nich odezwać. Bez duszy nie ma muzyki. A skąd wziąć duszę? Takie bezpańskie przecież nie włóczą się po drogach. Ludzi szkoda, drzew też. I padło na czarty.
Z początku to czarty były bezradne. Niby mogły te duszyczki odzyskać, z gęśli je powyjmować. Ale w gęślach już dusze odpowiednio przycięte, dopasowane, kołatałyby się w czarcim wnętrzu bez żadnego pożytku. A poza tym, kto to widział, żeby czarty przy gęślikach grzebały? No nikt. I tu jest cała sprawa. Gdyż czarty sobie umyśliły, że dla sprawiedliwości będą wykradać dusze ludziom. No, niegłupio wymyśliły, lecz dla nas dobrze nie bardzo. Bo i co biedni ludzie czartom winni? I takie się zaczęły czasy, po prawdzie nie pańskie, ale zbójeckie.
Stary góral westchnął cicho i zapatrzył się w chmurne niebo za oknem. A ciężkie chmury powoli odpływały za góry, odsłaniając błękit i radosne, wiosenne słońce.
- Ale te czarty, to też trzeba dla uczciwości powiedzieć, za bardzo pazerne nie były. I wystarczały im dusze już przez ludzi zużyte. Wpierw się przy człeku zaczajały, kusiły go i zwodziły. A kiedy taki człek sam siebie zatracił, swą duszę sponiewierał, to czarty już tylko jego śmierci cierpliwie wyglądały. I po śmierci łapały jego duszę i na swoje przerabiały. Ale, jako się rzekło, trzeba było wpierw taką duszę za życia urobić, żeby się czartowi po śmierci człeka nie wymknęła. No i dla tej przyczyny czarty mierziły ludzi żywych.
Musisz też wiedzieć, synuś, że wtedy czasy różniły się od naszych. Niewiele jeszcze było wiadomo, na ten przykład nikt nie wiedział, że dusze drzewne i ludzkie mają się jakoś po śmierci łączyć. Kto wie, może wtedy takie pojednanie w ogóle nie było przewidziane? Kto to wie, jak sobie kiedyś Jedyny ten świat wyobrażał… Dość powiedzieć, że po śmierci duszyczka tułała się zupełnie samiuteńka, a skrzaty nawet nie wiedziały, że jej mają jakoś pomagać. Tylko gęśli doglądały, to było ich zadanie. I pewnie dlatego łatwiej udawało się czartom takie bezpańskie duszyczki przywłaszczać.
Czy była w tym jakaś sprawiedliwość, trudno powiedzieć. Ale na pewno była w tym nasza szkoda i nasza krzywda. I należało wreszcie zrobić z tym porządek.
Stary góral zamilkł, wstał od stołu i sprawdził farbkę w tygielku.
– I co, to już koniec?
– Jakże może być koniec, synuś, jak to dopiero początek?
– To co było dalej? Kto zrobił porządek z tymi czartami?
– Mówiłem ci przecież, że to jest opowieść długa, a nie krótka. I nie starczy nam jednego wieczoru, by ją w całości opowiedzieć. Ja teraz, póki słońce jest, trochę sobie pomaluję. A wieczorem opowiem ci, co wymalowałem. Tak mi się widzi, że w trzy dni zdążę cały piec wymalować. I w trzy wieczory poznasz całą opowieść. A teraz nie przeszkadzaj, synuś, bo robotę mam. Jak wcześniej skończę, to wcześniej gadać zacznę.
– To co mam, dziadku, do wieczora robić?
– Jak to co? Skrzypeczki bierz i ćwicz tę wierchową nutę, co ci ją wczoraj zagrałem. Bo na razie twoje granie z żadnej strony wierchowej nie przypomina. A powinno.
– Ale dziadku…
– Śmigaj ze skrzypeczkami do drugiej izby! Bez gadania.
I stary góral, pogwizdując pogodnie, zaczął wymalowywać na piecu opowieść o dawnych dziejach swego rodu. A kiedy nadszedł wieczór, siedli z chłopcem przy stole i rozpoczęły się przedziwne opowieści o piecowej historii. I rację miał stary góral, że trzy dni wystarczą, by dokończyć całą robotę. I rację miał, że trzy wieczory starczą na całą opowieść, pełną wielu innych opowieści. I tak, po raz kolejny, chałupa na Zarąbku wypełniła się zapachem tytoniu. I nie tylko piec, ale świerkowe przeciosy, sosrąb i belki powały oraz wszystkie sprzęty domowe mogły zasłuchać się w gawędzie starego górala.
Chcecie wiedzieć, jak było naprawdę z tymi czartami?
No to posłuchajcie.
Rozdział pierwszy
w którym poznajemy Koredę, a Koreda poznaje swego czarta
Jesienne wichry wyły po okolicy, ale Koredy to nie przerażało.
Nadciągał szary wieczór, pełen złowróżebnych świstów. W taką porę jest się czego bać! Od Czartaka czarty na skrzydłach wichrów latają po całych Smoczogórach i tylko patrzą, kogo by dopaść i domęczyć. Po nocy słychać ich złowrogie śmiechy, kiedy wybierają sobie ofiarę. I czasem po wiele godzin krążą wokół wioski, wokół chałupy, zanim zaatakują. Złośliwe bestie, wszyscy to wiedzą.
Każdy podmuch w kominie, każde zawodzenie wichru, wszystko mogło zwiastować najgorsze. Złe hulało po okolicy i jedynie głupi wystawiali się na jego działanie. Od kilku dni czarty dopadały niewinnych ludzi i strach szedł od chałupy do chałupy. Ludzie nie wyściubiali nosa z izby. Zagaszali ogień w palenisku i zastawiali drzwiczki pieców cebrzykami z wodą. Wiadomo, czarty najchętniej wpadają przez komin, gdy człek się najmniej spodziewa. Kiedy okna i drzwi zawarte, można przez komin przeleźć i biednego górala w samej izbie dopaść. Dlatego pilnowano się w te pochmurne noce na wszystkie znane sposoby.
Nie można powiedzieć, ludzie z Jasionki nie byli lękliwi. W każdym razie nie bardziej niż inni górale. Ale mieszkali na tyle blisko Czartaka, by wiedzieć, że złego nie ma co kusić. Bo złe samo potrafi kusić niezgorzej i nie trzeba mu w tym pomagać. Los góralom z Jasionki takie miejsce wyznaczył, to musieli nauczyć się żyć w cieniu groźnej góry. I żyli w nim na tyle długo, by wiedzieć, jak się należy zachować. W bezchmurne noce można było zobaczyć wokół szczytu Czartaka wirujące w dzikim tańcu czarty. I aż do Jasionki niósł się ich złowróżbny chichot, kiedy oplatając kręgiem nagą turnię, najwyższą ze Starych Sztolni, rozpędzały się w szaleńczym wirowaniu. I widać było, jak krążyły pomiędzy nimi małe chochliki, co roznoszą choroby i wszelkie drobne utrapienia. Góralom z innych stron niełatwo przychodziło uwierzyć w te opowieści, ale mieszkańcy Jasionki dobrze wiedzieli, o czym mówią. To ich najczęściej dopadały czarty, to do ich chałup najchętniej się zapuszczały. I jedyną nadzieją było to, że może do przysiółka trafiają najbardziej leniwe, a więc i najmniej groźne. Bo te najgorsze, pracowite czarty pewnie długo krążyły po całej Równi, by w jej okolicach wypatrzyć ofiarę. Ale leniwe czy nie, do Jasionki zaglądały najczęściej.
Jesienne wichry wyły po okolicy, ale Koredy to nie przerażało. Patrzył, jak stara Biłka siedzi w kącie i szepce słowa pieśni, których ponoć czarty miały się lękać. Przyglądał się Koreda Dudzie, który długimi krokami przemierzał izbę, tam i z powrotem, tam i z powrotem, chroniąc się w chmurze tytoniowego dymu. Nie był to dobry czas. Czarty od paru dni uwzięły się na smoczogórskich górali, jakby kto rozwiązał pełen ich worek. Każdego wieczoru dopadały kilkoro ludzi i nie było w okolicy domu, gdzie by nie dotarły. Mimo wszelkich zabezpieczeń, pieśni i babskiego szeptania. Wszyscy przeczuwali, że dziwne czasy nadciągają, bo najstarsi nie pamiętali takiej czartowej zarazy.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Krok poza Tolkiena
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Zanikanie, czyli rzecz o „Cudzych słowach”
— Mieszko B. Wandowicz

O sześćdziesiąt dni za długo
— Beatrycze Nowicka

Wracać wciąż do domu
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Grudzień 2015
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Anna Kańtoch, Tomasz Kujawski, Konrad Wągrowski

Powieść o uciekaniu
— Mieszko B. Wandowicz

Esensja czyta: Luty 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Wszystkie opowieści życia ostatniego króla Polski
— Paweł Micnas

Esensja czyta: Grudzień 2011
— Artur Chruściel, Joanna Kapica-Curzytek, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Zelig z Krakowa
— Michał Kubalski

Nastroje Chocholego Domu
— Teresa Reśniewska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.