Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wit Szostak
‹Poszarpane granie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPoszarpane granie
Data wydania17 września 2004
Autor
Wydawca RUNA
CyklSmoczogóry
ISBN83-89595-12-5
Format304s. 125×185mm
Cena27,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Poszarpane granie

Esensja.pl
Esensja.pl
Wit Szostak
« 1 2 3 4 5 »

Wit Szostak

Poszarpane granie

Z wszystkich stron dochodziły niepokojące wieści. W Koszarkach, maleńkim przysiółku położonym jeszcze bliżej Czartaka, prawie pod samymi Jaszczurami, mało który góral nie dźwigał na ramieniu małego, włochatego kusiciela. W Moczarkach, rozpościerających się poniżej Jasionki, ludzie nawet we dnie nie wychodzili z chałup. A właśnie nad Moczarkami wznosiła się Kopa, na której przysiadł przysiółek Koredy. Jak się zwała, tak i wyglądała: niewielka kopiasta górka, a na niej tłoczyło się dwadzieścia parę chałup. I wydawało się, że tego dnia tłoczą się jeszcze bardziej, jakby właziły na siebie i skupiały się niczym stado owiec. Bo nic, poza kilkoma lipami, orzechami i jednym samotnym, starym jesionem, nie chroniło biednej Jasionki. Stała bezbronna, wydana na pastwę wichrów. A czarty przychodziły z wichrami.
Jesienne wichry wyły po okolicy, ale Koredy to nie przerażało. I nie dlatego, żeby był wyjątkowo odważny. Lecz Koreda od dawna miał już swojego czarta i wiedział, że ten nie popuści, że nie odda górala swoim pobratymcom. Ten czart Koredy pojawił się w najmniej spodziewanej chwili, kiedy powietrze stało nieruchomo, wichry spały pomiędzy turniami, a upał rozlewał się po halach.
Było to trzy lata wcześniej, gdy Koreda miał dwadzieścia lat. Wtedy po raz ostatni juhasował pod watahem Talbą z Moczarek. Był gorący sierpień i zbliżało się południe. Koreda położył się na trawie koło kępy jałowców i żując ostre źdźbło, wpatrywał się w niebo. Koniki polne grały ogłuszająco, łąka aż brzęczała od śpiewu pracowitych pszczół i trzmieli. Nieco niżej pasły się spokojne krowy, zostawione młodemu góralowi pod opieką. Zbyrcoki monotonnie wybijały nieśpieszny rytm dnia. Chwile kapały wolno i Koreda poddawał się ich sennym krokom. Czas powoli mijał, nieznaczne cienie jałowców skróciły się jeszcze bardziej, ale juhas tego nie zauważył. Pojedyncze chmurki przepychały się po wielkim, otwartym nieboskłonie. Koniki polne grały, trzmiele burczały, a wszystko w rytm krowich zbyrcoków. Z oddali dochodziło leniwe pobekiwanie, bo na sąsiedniej hali watah Talba przeganiał owce. Koreda myślał o chłodzie, jaki nadejdzie z wieczorem, o długich gawędach w kolibie, ale niewiele mu to pomagało. Koniki polne grały, pracowite pszczoły mozolnie uwijały się między pstrokatymi kwiatami, a krowie dzwonki znaczyły wolny rytm dnia…
I przydarzyło się młodemu juhasowi, że usnął. W pełnym słońcu, z kolejnym źdźbłem między zębami. Rytm go ukołysał, południe uśpiło, brzęczenie utuliło. Ile Koreda spał, tego nikt nie wiedział, on sam też. I nie pamiętał nawet, co mu przyniósł sen, lecz na pewno były to męczące, parne sny, które każą biednemu człowiekowi ciągle uciekać i gonić, tak że budzi się bardziej zmęczony niż przed zaśnięciem.
A obudził się nagle, jakby przyduszony upałem. Leniwie otwarł oczy i zobaczył, że na piersi siedzi mu kudłate stworzenie. Siedzi w kucki, uważnie przyglądając się twarzy juhasa.
– No, witam, nareszcie się obudziłeś! – odezwało się do Koredy.
Tajemniczy stwór miał rozmiar świstaka, lecz przypominał kudłatego człowieczka. Miał duży, zagięty nos, kozią brodę i niewielkie rogi, jak młode koźlę. Od much opędzał się długim, zakończonym kitką ogonem.
Koreda poderwał się, strącając dziwaka z koszuli. Ten jednak nie spłoszył się, tylko zagadał ponownie:
– Od dawna miałem cię odwiedzić, ale dopiero teraz nadarzyła się okazja. Akurat w taki skwar…
Koreda przetarł oczy, bo sądził, że dalej śni. Bywało, że od upału jawiły się przed człowiekiem różne zwidy. Juhas sięgnął po bukłak i wypił spory łyk wody. Była ciepła, lecz poczuł jej źródlany smak w zaschniętych ustach. Resztę wylał na dłoń, po czym przemył twarz i podrażniony ostrymi trawami kark. Mimo to kudłaty stwór nie znikał.
– Niewiele ci to pomoże, bo ja tak łatwo nie odejdę.
– Kim… Kim jesteś? – głos Koredy przypominał heblowanie deski.
– Nie domyślasz się? Miałem cię za mądrzejszego. Jestem twoim czartem, baranie. Południkiem, czartem nudy, uprzykrzenia, gnuśności…
– Kim?
– Różnie nas nazywają: snujami, leniami… Wy, górale, rozmaicie nam wymyślacie.
– I kogo szukasz? – młody juhas nie tracił nadziei.
– Już nikogo. Od kilku chwil jestem twoim czartem. I zapewniam, łatwo się mnie nie pozbędziesz.
Koreda głupi nie był i słyszał wiele o czartach. Kto nie słyszał? Jednak do końca łudził się, że to tylko sen. Lecz to nie był sen. Mało tego, czart już powoli zdobywał nad nim władzę. Koreda miał przemożną chęć zwinięcia się w kłębek i ponownego zapadnięcia w sen. Jakoś wszystkie siły go odeszły i poczuł słabość w nogach. Usiadł na trawie, podciągnął kolana pod brodę i oparł głowę na łokciach. Nic mu się nie chciało.
– Czym ci zawiniłem, że mnie nachodzisz?
– Niczym, ale moja w tym głowa, żebyś łatwo z nudy nie wyszedł. I dopiero wtedy zawinisz. Oj, zawinisz… Przysnąłeś przy pracy, upał wokoło, to się pojawiłem…
– Ale ja muszę, właśnie mam robotę! – Koreda protestował bezsilnie.
– Co musisz? Nic nie musisz… Umrzeć musisz, lecz na to masz jeszcze czas. Spójrz na krowy. Spokojnie się pasą, nigdzie uciekać nie chcą. Im też się nic nie chce. W szkodę nie wejdą, bo tu pól nie ma. W przepaść nie pospadają, bo tu nie ma przepaści. Nie ma się czym martwić. A ty odpocznij sobie, prześpij się, to ci dobrze zrobi.
Koreda w duchu zgadzał się z czartem. Nic nie ma do roboty, nic ważnego. Przecież od wieków krowy się pasą i nic się im nie dzieje. We krwi to mają, poradzą sobie. Juhas spojrzał na stado czerwonego bydła. Może czart ma rację? Na pewno nic się nie stanie. Koreda ziewnął.
– A długo będziesz ze mną, czarcie?
– Do końca, mój drogi, do końca… Ja ci pomoc niosę. Męczą się ludzie, a mogliby odpocząć. Pokażę ci, jak żyć, pokażę ci, jak szczęścia szukać. Znam się na tym.
– Tak?… To pięknie… – juhas wyziewywał kolejne słowa – mądrze gadasz… To prześpijmy się…
– Nie, ty odpocznij, boś zmęczony, a ja będę miał baczenie na bydełko…
– Wyśmienicie… – Koreda coraz bardziej lubił wyrozumiałego towarzysza. – A jak już zostaniesz na dłużej… to powiedz… jak cię mam zwać…?
– No właśnie… – Kudłaty czart zamyślił się i pełen tęsknoty począł bezwiednie żuć koniec własnego ogona. – My, czarty, nie mamy imion. Bo dusz nie mamy. Skrzaty nam je dawno temu pozabierały, a kto duszy nie ma, ten i imienia nosić nie może. Bo dusza to jest to, co każdego wyróżnia. A jak jej brak, to każdy taki sam, jak inni. I imię niepotrzebne… Taki nasz smutny czarci los. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Ale to się zmieni. Dlatego właśnie…
Nie dokończył czart swej odpowiedzi, bo przerwało mu chrapanie Koredy. Więc spojrzał tylko, czy dobrze w juhasie nuda siedzi, po czym zwinął się obok w kłębek jak pies i usnął.
I tak Koredę dopadł jego czart, czart nudy, zwany też południkiem, bo w tej porze takie najchętniej dopadają niewinnych górali. Dopadł i mierził całe trzy lata. A popuścić za nic nie chciał.
Dlatego właśnie, kiedy owego wieczoru jesienne wichry wyły po okolicy, Koredy to nie przerażało. Bo od dawna miał swojego czarta i wiedział, jak z nim żyć. A żyło mu się ciężko.
Czart nudy pętał go coraz bardziej, odbierał mu wolę i pozbawił jego życie wszelkiej wartości. Rzadko Koreda wybudzał się ze stanu odrętwienia, aby zrobić coś w obejściu albo pomóc Biłce. Stara góralka cieszyła się każdą taką poprawą, ale wiedziała, że po krótkim czasie jej przybrany syn znowu na długo pogrąży się w obezwładniającym otępieniu.
Koreda kochał Biłkę jak matkę. Własnej matki nigdy nie znał, a niektórzy mówili, że w ogóle jej nie miał. Był znajdą, odmieńcem podrzuconym na próg Biłkowej chałupy. Wszyscy mówili, że jest dzieckiem dziwożon. Ale jakoś dziwnie postąpiły z nim dziwożony, bo w zamian nie zabrały żadnego góralskiego synka na wychowanie. Złe czasy idą, skoro nawet dziwożony pozbywają się własnych dzieci, tak mówili górale z Jasionki.
I tak pewnego dnia, o samiuśkim świcie, Biłka znalazła na progu zawiniętego w pieluchy niemowlaka. Sama nigdy nie miała dzieci, nigdy nie miała chłopa, ale zajęła się podrzutkiem. Dała mu imię, dach nad głową, i wychowała jak własnego syna. Nie była już młoda, bo kiedy pojawił się mały Koreda, dawno przeszło jej czterdzieści lat. Trochę w Jasionce śmiano się z Biłki, że akurat ją, a nie jakąś dziewczynę upatrzyły sobie dziwożony. Dziwne, bo przecież nikogo nie mogły w zamian zabrać, tak gadali. Ale cicho gadali i za plecami.
Bo w okolicy wszyscy Biłkę szanowali. Wprawdzie sama i bez chłopa, lecz nikt jej nie znieważał. Była szeptunką, a z takimi lepiej nie zadzierać. Zamawiała choroby i przepędzała chochliki jak nikt inny. I nie tylko w Jasionce, ale w Moczarkach, Koszarkach, a czasem nawet i z Kośnych posyłano po nią, by swoim cichym, spokojnym śpiewem chorobę i utrapienie odpędziła. I chyba nikogo w okolicy nie szanowano tak, jak Biłkę. Chyba że wieszczunkę ze stoków Mogielnicy, też babę. Nic dziwnego, że górale, jak się przynapili, to koniec świata wieszczyli. Zmiany idą, skoro babom w pas się kłaniamy, tak do siebie gadali. Ale też cicho to mówili, i jakby ukradkiem, żeby przypadkiem żony nie słyszały.
Biłka mieszkała na skraju przysiółka, w starej chałupie po swym ojcu, co go przed laty niedźwiedź w górach potarmosił. Niewielka to była chałupka, ledwie jedna izdebka, sień i obórka. Biednie jej się żyło, bo choć ludzie wdzięczni, to w Jasionce nikomu się nie przelewało. Ale głodu nigdy z Koredą nie cierpieli, a kiedy już bardzo pusto robiło się w komorze, zawsze sąsiedzi pomogli. Choćby przez pamięć na dobro, które im dawała.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Krok poza Tolkiena
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Zanikanie, czyli rzecz o „Cudzych słowach”
— Mieszko B. Wandowicz

O sześćdziesiąt dni za długo
— Beatrycze Nowicka

Wracać wciąż do domu
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Grudzień 2015
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Anna Kańtoch, Tomasz Kujawski, Konrad Wągrowski

Powieść o uciekaniu
— Mieszko B. Wandowicz

Esensja czyta: Luty 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Wszystkie opowieści życia ostatniego króla Polski
— Paweł Micnas

Esensja czyta: Grudzień 2011
— Artur Chruściel, Joanna Kapica-Curzytek, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Zelig z Krakowa
— Michał Kubalski

Nastroje Chocholego Domu
— Teresa Reśniewska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.