Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Douglas Preston, Lincoln Child
‹Gabinet osobliwości›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGabinet osobliwości
Tytuł oryginalnyThe Cabinet of Curiosities
Data wydania1 lutego 2005
Autorzy
PrzekładRobert P. Lipski
Wydawca Zysk i S-ka
CyklPendergast
ISBN83-7298-605-3
Format626s. 125×183mm
Cena29,90
Gatunekgroza / horror
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Gabinet osobliwości

Esensja.pl
Esensja.pl
Douglas Preston, Lincoln Child
« 1 2 3 4 7 »

Douglas Preston, Lincoln Child

Gabinet osobliwości

Postawił kołnierz, naciągnął podkoszulek tak, by osłonić nim usta i nos, po czym sięgnął w głąb otworu, wsuwając do niego rękę, w której trzymał latarkę, a następnie, choć z wielkim wahaniem, głowę i ramiona, aby lepiej się przyjrzeć temu, co się tam znajdowało.
Przez chwilę trwał w absolutnym bezruchu jak sparaliżowany. Zaraz potem odruchowo targnął głową do tyłu, uderzając potylicą w górną warstwę cegieł. Upuścił latarkę do wnętrza niszy i cofnął się chwiejnie, tym razem ocierając się o mur czołem, zatoczył się jak pijany i rąbnął o ścianę. Osunął się na podłogę, wydając z siebie cichy, zdławiony krzyk.
Przez moment dokoła panowała niezmącona cisza. Pył wzbił się w górę, a powyżej widać było płynące z zewnątrz słabe światło.
Owionął go podmuch powietrza przesyconego odrażającą wonią. Przełykając ślinę, podźwignął się na nogi i ruszył w stronę światła, zaczął piąć się po stercie cegieł, ciężko osunął się w dół, twarz miał całą brudną i zakurzoną, lecz niezmordowanie kierował się ku wyjściu, podciągając się w górę obiema dłońmi. I nagle znalazł się na zewnątrz, sturlał się po zwałowisku cegieł i ciężko wylądował twarzą do ziemi, oszołomiony i bez tchu. Jak przez mgłę słyszał rozlegający się wokoło śmiech, który jednak ucichł, gdy tylko zdołał się odwrócić. Natychmiast ktoś podbiegł do niego, czyjeś ręce pomogły mu wstać, zasypano go dziesiątkami pytań.
– Chryste Panie, co ci się stało?
– Jest ranny – powiedział ktoś. – Spójrzcie, cały jest we krwi.
– Cofnij się – rzekł ktoś inny.
Boxer próbował zaczerpnąć tchu i uspokoić serce, które tłukło mu się w piersi jak oszalałe.
– Nie ruszajcie go. Wezwę karetkę.
– Czyżby tunel się zawalił?
Gwar głosów nie cichł ani na chwilę. Gdy wreszcie Boxer zakasłał i zdołał usiąść, zebrani wokół niego robotnicy natychmiast umilkli.
– Kości – wychrypiał.
– Kości? Co chcesz przez to powiedzieć? Jakie kości?
– Gada jak potłuczony.
Boxer poczuł, że w jego głowie zaczyna się przejaśniać. Rozejrzał się dokoła, czując spływające po twarzy strużki gorącej krwi.
– Czaszki, kości. Całe sterty. Są ich dziesiątki.
A potem zrobiło mu się słabo i znów się położył, skąpany w jasnych promieniach słońca.

Dwa
Nora Kelly wyjrzała przez okno swego gabinetu na trzecim piętrze, lustrując wzrokiem miedziane dachy nowojorskiego Muzeum Historii Naturalnej, kopuły, minarety, wieżyczki ozdobione gargulcami i ciężkie od liści korony drzew w Central Parku. Jej spojrzenie padło w końcu na rząd odległych budynków przy Piątej Alei, zwarty, nieprzerwany mur, posępny i prosty niczym monolit albo wał niezdobytej twierdzy, mieniący się złociście w promieniach jesiennego słońca. Ten piękny widok nie sprawił jej jednak przyjemności.
Zbliżała się pora spotkania. Zaczęła tłumić w sobie narastający gniew, ale zmitygowała się. Ten gniew będzie jej potrzebny. Przez ostatnie półtora roku budżet naukowy pozostawał zamrożony. W tym czasie liczba wiceprezesów muzeum wzrosła z trzech do dwunastu, z których każdy zarabiał dwieście tysięcy rocznie. Wydział public relations zmienił się z małej, sennej grupki byłych dziennikarzy w dział młodych, modnie ubranych siks nie mających zielonego pojęcia o archeologii ani o naukach ścisłych. Górne szczeble zarządu muzeum, niegdyś obsadzone przez naukowców i wykładowców, przejęli prawnicy i mecenasi. Gdzie się tylko dało, w muzeum urządzono gabinety dla większych lub mniejszych fisz. Każde zarobione pieniądze szły do kieszeni mecenasów, aby napędzać niekończący się proces pozyskiwania dalszych pieniędzy i pomnażania stanowisk kierowniczych w obłędnym cyklu biurokratyzacji muzeum.
Nora była świadkiem tych wszystkich przemian, lecz powtarzała sobie, że to wciąż było to samo nowojorskie muzeum, największe muzeum historii naturalnej na świecie. Dopisało jej szczęście, że dostała tę robotę. Po fiasku jej ostatnich przedsięwzięć, osobliwej wyprawy archeologicznej do Utah, którą poprowadziła i niespodziewanym zamknięciu projektu planowanego Muzeum Lloyda, potrzebowała tej pracy, aby stanąć na nogi. Tym razem – mówiła sobie – rozegra to na chłodno, zintegruje się z systemem.
Odwróciła się od okna i rozejrzała po gabinecie. Zintegruje się z systemem czy nie, ale bez dalszych dotacji nie zdoła dokończyć swoich badań dotyczących więzi między Indianami Anasazi i Aztekami. Co ważniejsze, potrzebowała starannej analizy spektrograficznej izotopem węgla C 14 sześćdziesięciu sześciu próbek przywiezionych zeszłego lata z południowego Utah. To koszt rzędu osiemnastu tysięcy dolarów, ale musiała zdobyć te cholerne dane, jeśli miała kiedykolwiek dokończyć swoją pracę. Poprosi o te pieniądze właśnie teraz, reszta będzie musiała poczekać.
Już czas. Wstała i wyszła z gabinetu, po wąskich schodach wspięła się na elegancko urządzone czwarte piętro muzeum. Przystanęła przed gabinetem wiceprezesa, by poprawić swój szary kostium. Oto, co ludzie rozumieli najlepiej. Ciuchy szyte na miarę i pewne spojrzenie. Przyjęła obojętny wyraz twarzy i uchyliwszy drzwi, zajrzała do gabinetu.
Sekretarka wyszła na lunch. Nora śmiało weszła do środka i zatrzymała się przed drzwiami wewnętrznego gabinetu; serce waliło jej jak młot. Musiała zdobyć te pieniądze; nie wyjdzie stąd, póki ich nie dostanie. Zebrała się w sobie, uśmiechnęła i zapukała. Sztuczka polegała na tym, aby pomimo uprzejmości zachować nieustępliwość.
– Proszę – rozległ się silny, zdecydowany głos.
Narożny gabinet tonął w promieniach porannego słońca. Pierwszy wiceprezes, Roger Brisbane III, siedział za lśniącym, bauhausowskim biurkiem. Nora widziała zdjęcia tego miejsca z czasów, gdy jeszcze należało do tajemniczego doktora Frocka. Wówczas był to rzeczywiście prawdziwy gabinet kustosza, zakurzony i zagracony, pełen skamielin i ksiąg, ze starymi, wiktoriańskimi fotelami, włóczniami Masajów i wypchaną krową morską. Teraz to miejsce wyglądało jak poczekalnia u ortodonty. O tym, że był to jednak gabinet, mogła świadczyć jedynie nieduża, zamknięta na klucz, przeszklona gablota stojąca na biurku Brisbane’a, zawierająca kilkanaście przepięknych klejnotów, zarówno oszlifowanych, jak i nie, skrzących się i migoczących na aksamicie. Tajemnicą poliszynela było, że Brisbane zawsze pragnął zostać gemmologiem, ale pragmatyczny ojciec zmusił go, by poszedł na studia prawnicze. Nora miała nadzieję, że to prawda, może przynajmniej będzie mógł zrozumieć znaczenie badań naukowych.
Próbowała uśmiechać się najszczerzej, jak potrafiła. Brisbane wyglądał na wyniosłego i pewnego siebie. Twarz miał gładką, zimną i różową jak wnętrze konchy, był starannie ogolony, zadbany i pachniał drogą wodą kolońską. Falujące brązowe włosy, gęste i błyszczące, miał trochę przydługie.
– Pani doktor Kelly – rzekł Brisbane, ukazując garnitur śnieżnobiałych zębów. – Proszę czuć się jak u siebie.
Nora zajęła miejsce na chromowano-drewniano-skórzanej konstrukcji udającej krzesło. Było piekielnie niewygodne i skrzypiało przy każdym poruszeniu.
Młody wiceprezes odchylił się do tyłu przy wtórze szelestu samodziału i splótł dłonie za głową. Mankiety koszuli miał sztywne i śnieżnobiałe, węzeł jedwabnego, angielskiego krawata nienagannie zadzierzgnięty pod szyją. Przyjrzawszy się uważniej wiceprezesowi, Nora zaczęła zastanawiać się, czy miał nałożony makijaż, zwłaszcza w okolicy oczu, aby zatuszować parę drobnych zmarszczek. Boże, jej przeczucia się potwierdziły. A jednak to prawda. Odwróciła wzrok, uświadomiwszy sobie, że zbyt nachalnie mu się przygląda.
– Co słychać w składzie kości i szmat? – spytał Brisbane.
– Doskonale. Naprawdę. Ale jest coś, o czym chciałam z panem pomówić.
– W porządku. Ja też chciałem z panią porozmawiać.
– Panie Brisbane – zaczęła pospiesznie Nora. – Ja…
Brisbane przerwał jej, unosząc prawą rękę.
– Noro, wiem, po co tu pani przyszła. Potrzebuje pani pieniędzy.
– Zgadza się.
Brisbane pokiwał głową z wyrozumiałością.
– Nie może pani dokończyć badań z uwagi na zamrożony budżet.
– Zgadza się – powtórzyła Nora, zaskoczona, ale czujna. – To prawdziwe zrządzenie losu, że udało się zdobyć dotację Murchisona na badania w Utah, ale nie zdołam dokończyć pracy bez serii analiz i datowania izotopem węgla C 14. Porządne dane to fundament, na którym osadza się całą reszta. – Usiłowała zachować miły, acz posłuszny ton, jakby postanowiła zatańczyć tak, jak Brisbane jej zagra.
Brisbane znów pokiwał głową, przymrużył oczy i zaczął kręcić się z fotelem z boku na bok. Nora wbrew sobie poczuła przypływ nadziei. Nie spodziewała się zrozumienia ze strony przełożonego. Chyba jednak się uda.
– O jakiej sumie mówimy? – spytał Brisbane.
– Dysponując kwotą osiemnastu tysięcy dolarów, mogłabym na Uniwersytecie Michigan dokonać datowania wszystkich sześćdziesięciu sześciu próbek, bo tylko tam mają najlepszy na świecie spektrometr laboratoryjny do datowania izotopem węgla C 14.
« 1 2 3 4 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.