WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Gabinet osobliwości |
Tytuł oryginalny | The Cabinet of Curiosities |
Data wydania | 1 lutego 2005 |
Autorzy | Douglas Preston, Lincoln Child |
Przekład | Robert P. Lipski |
Wydawca | Zysk i S-ka |
Cykl | Pendergast |
ISBN | 83-7298-605-3 |
Format | 626s. 125×183mm |
Cena | 29,90 |
Gatunek | groza / horror |
WWW | Polska strona Strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Gabinet osobliwościDouglas Preston, Lincoln Child
Douglas Preston, Lincoln ChildGabinet osobliwościTrzy Nora przeniosła wzrok z czaszki na twarz swego gościa. – Kim pan jest? Dopiero teraz, gdy przyjrzała mu się baczniej, zwróciła uwagę na bladość jego niebieskich oczu i szlachetność rysów. Ze swą białą skórą i klasycznymi rysami oblicza wyglądał jak wykuty z marmuru posąg. Przybysz wykonał szarmancki gest, coś pomiędzy dworskim ukłonem a skinieniem głowy. – Agent specjalny Pendergast, Federalne Biuro Śledcze. Nora poczuła, że serce podchodzi jej do gardła. Czyżby to nadal reperkusje feralnej wyprawy do Utah? Tylko tego jej brakowało. – Ma pan odznakę? – spytała znużonym głosem. – Jakiś dowód tożsamości? Mężczyzna uśmiechnął się pobłażliwie i wyjąwszy z kieszeni marynarki portfel, otworzył go. Nora pochyliła głowę, aby przyjrzeć się legitymacji. Wyglądała całkiem jak prawdziwa, a przez ostatnie półtora roku Nora widziała ich wiele. – W porządku, w porządku, wierzę panu, agencie specjalny… – Znów spuściła wzrok, ale mężczyzna właśnie chował legitymację do kieszeni. – Pendergast – dokończył za nią. I jakby czytając w jej myślach, dodał: – Nawiasem mówiąc, to nie ma nic wspólnego z wydarzeniami w Utah. To całkiem inna sprawa. Znów na niego spojrzała. Ubrany na czarno-biało dziwak nie przypominał federalnych, z którymi zetknęła się na zachodzie. Wyglądał niesamowicie, wręcz ekscentrycznie. W jego beznamiętnej twarzy było coś nieomal wzruszającego. Ponownie przeniosła wzrok na czaszkę. – Nie jestem antropofizjologiem – powiedziała pospiesznie. – Kości to nie moja działka. W odpowiedzi Pendergast po prostu podał jej czerep. Sięgnęła po niego, zaciekawiona trochę wbrew sobie i zaczęła wolno, acz metodycznie obracać go w dłoniach. – Nie wątpię, że FBI ma własnych ekspertów, którzy mogliby pomóc w takiej sprawie? Agent FBI tylko się uśmiechnął, po czym podszedł do drzwi i zamknąwszy je, przekręcił zasuwkę. Następnie zbliżył się do biurka i zdjąwszy słuchawkę telefonu z widełek, odłożył ją delikatnie na blat. – Czy możemy pomówić otwarcie? Tak aby nikt nam nie przeszkadzał? – Jasne. Jak pan sobie życzy. – Nora wiedziała, że w jej głosie dało się wyczuć ekscytację i wściekało ją to. Nigdy jeszcze nie spotkała kogoś równie pewnego siebie. Mężczyzna osunął się na drewniane krzesło po drugiej stronie biurka, zakładając nogę na nogę. – Niezależnie od tego, czym się pani zajmuje, pragnąłbym usłyszeć pani opinię na temat tej czaszki. Westchnęła. Czy powinna rozmawiać z tym człowiekiem? Co by o tym powiedziano w muzeum? Jak zostałoby to przyjęte? Na pewno ucieszono by się, że ktoś spośród pracowników został poproszony przez FBI o fachową konsultację. Może to był ten rodzaj reklamy, o jaką chodziło Brisbane’owi. Znów przyjrzała się czaszce. – Cóż, na początek powiedziałabym, że to dziecko wiodło dość smutne życie. Pendergast złączył dłonie czubkami palców i uniósł jedną brew w pytającym geście. – Brak zamknięcia szwów na czaszce świadczy, że mamy do czynienia z nastolatkiem – ciągnęła. – Drugi trzonowiec dopiero co się wyrżnął. Co wskazuje, że on lub ona musiał mieć około trzynastu lat, z tolerancją roku albo dwóch w górę lub w dół. Sądząc po smukłości wałów nadoczodołowych, powiedziałabym, że była to kobieta. Zęby w fatalnym stanie, nie były z pewnością leczone. To sugeruje w najgorszym razie poważne zaniedbania. Dwa pierścienie na szkliwie wskazują na zatrzymany wzrost, spowodowany zapewne dwoma okresami głodu lub poważnej choroby. Czaszka jest ewidentnie stara, choć stan uzębienia wskazuje na okres historyczny, w przeciwieństwie do prehistorycznego. U okazów prehistorycznych nie dałoby się zauważyć tak wyraźnych oznak próchnicy, poza tym właścicielka czerepu należała raczej do rasy białej, nie była rdzenną Amerykanką. Powiedziałabym, że czaszka ma od siedemdziesięciu pięciu do stu lat. Rzecz jasna to tylko czyste przypuszczenia. Wszystko zależy od tego, gdzie ją znaleziono i w jakich warunkach. Może warto byłoby przeprowadzić datowanie metodą izotopu węgla C 14. Na to mimowolne wspomnienie niedawnego spotkania w jednej chwili zamilkła. Pendergast czekał. Nora odniosła dziwne wrażenie, że spodziewał się po niej czegoś więcej. Czując, że znów ogarnia ją rozdrażnienie, podeszła do okna, by przyjrzeć się czaszce w jasnym świetle porannego słońca. I nagle, gdy tak patrzyła, zimny dreszcz przeszedł jej po plecach. – Co się stało? – spytał ostro Pendergast, natychmiast wychwytując zmianę w jej zachowaniu i podrywając się z krzesła miękkim, niemal kocim ruchem. – Te słabo widoczne rysy u podstawy kości potylicznej… Sięgnęła po lupę, którą zawsze nosiła na szyi i przyłożyła ją do oka. Odwracając czerep górą do dołu, obejrzała go uważnie. – Proszę mówić dalej. – To ślady od noża. Zupełnie, jakby ktoś usuwał tkanki. – Jakie tkanki? Poczuła pewnego rodzaju ulgę, gdy uświadomiła sobie, o co chodziło. – To ślady, jakie pozostawia skalpel po dokonaniu sekcji zwłok. To dziecko poddano autopsji. Niniejsze ślady powstały podczas odsłaniania górnej części rdzenia kręgowego lub być może rdzenia przedłużonego. – Odłożyła czaszkę na biurko. – Jestem archeologiem, panie Pendergast. Powinien pan zwrócić się z prośbą o poradę do innego eksperta. Mamy u nas antropofizjologa, doktora Weidenreicha. Pendergast wziął z biurka czaszkę i umieścił ją w plastykowej, zamykanej torebce. Po chwili z wprawą doświadczonego iluzjonisty ukrył torebkę w jednej z obszernych kieszeni swego garnituru. – Chodziło mi właśnie o pani ekspertyzę jako archeologa. A teraz – ciągnął nieprzerwanie, odkładając słuchawkę na widełki i odblokowując zasuwkę przy drzwiach – chciałbym, aby wybrała się pani ze mną do śródmieścia. – Do śródmieścia? To znaczy do pańskiego macierzystego biura? Pendergast pokręcił głową. Nora zawahała się. – Nie mogę opuścić muzeum. Mam sporo pracy. – To nie potrwa długo, pani doktor. A czas nagli. – O co właściwie w tym wszystkim chodzi? Ale agent już wyszedł z jej gabinetu i szybkim, bezszelestnym krokiem kierował się w głąb korytarza. Podążyła za nim, nie mając innej alternatywy, by pokonawszy kolejne poziomy schodów, mijając sale z ekspozycjami ptaków świata, Afryki oraz ssaków z plejstocenu, dotrzeć w końcu do przestronnej, rozbrzmiewającej silnym echem Wielkiej Rotundy. – Całkiem dobrze zna pan muzeum – powiedziała, z trudem dotrzymując mu kroku. – Owszem. W chwilę potem znaleźli się za wielkimi spiżowymi drzwiami i zeszli po marmurowych schodach na podjazd przed muzeum. Agent Pendergast zatrzymał się u ich podstawy i odwrócił się, skąpany w promieniach jesiennego słońca. Jego oczy wydawały się teraz białe, z lekką tylko domieszką koloru. Gdy się poruszył, Nora, obserwując go, odniosła wrażenie, że to szczupłe ciało opięte czarnym garniturem kryje w sobie olbrzymią siłę. – Czy zna pani nowojorską ustawę o ochronie miejsc o historycznym i archeologicznym znaczeniu? – Oczywiście. Zgodnie z tym prawem w mieście zabroniono prac wykopaliskowych lub budowlanych w miejscach mogących mieć jakiekolwiek znaczenie archeologiczne do czasu, gdy wszystkie wartościowe przedmioty lub szczątki zostaną wydobyte, a całe znalezisko należycie udokumentowane. – W dolnej części Manhattanu odkryto całkiem interesujące znalezisko. Będzie pani archeologiem nadzorującym owo odkrycie. – Ja? Ale ja nie mam ani doświadczenia, ani tym bardziej uprawnień… – Bez obawy, pani doktor. Sądzę, że nie będzie pani długo pełnić tej funkcji. Pokręciła głową. – Ale dlaczego właśnie ja? – Bo ma pani doświadczenie, jeżeli chodzi o tego typu… ee… znaleziska. – A co tam właściwie odkryto? – Kostnicę. – Spojrzała na niego. – Już czas – powiedział, wskazując na stojącego przy chodniku z uruchomionym silnikiem rolls-royce’a silver wraitha rocznik 59. – Musimy ruszać. Pani pierwsza. Proszę wsiadać. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Fox Mulder z Sherlockiem Holmesem rozdęci do granic przyzwoitości
— Konrad Wągrowski
Seryjni…: Okrutni Sardyńczycy czy wyznawcy satanizmu?
— Sebastian Chosiński
Jak podnieść kosmiczny kamyk
— Jakub Gałka
Bohaterski weterynarz i świątynia absurdu
— Jakub Gałka
Pociągiem przez kanion
— Jakub Gałka