Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Feliks W. Kres
‹Tarcza Szerni. Tom 1›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTarcza Szerni. Tom 1
Data wydania11 marca 2005
Autor
Wydawca MAG
CyklKsięga Całości
ISBN83-89004-79-8
Format288s. 115×185mm
Cena25,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Tarcza Szerni

Esensja.pl
Esensja.pl
Feliks W. Kres
« 1 2 3 4 5 »

Feliks W. Kres

Tarcza Szerni

Pobudzeni marynarze wyłazili z zakamarków okrętu.
– Zatłuką ich! Łaaa! – raz jeszcze wrzasnęła dziewczyna i niemal kopiąc się piętami w pryszczaty zadek pognała z powrotem w głąb ulicy, jakby sama jedna chciała przyjść z odsieczą mordowanym.
Okręt ożył. Ci ludzie nie raz i nie dwa razy zrywali się w środku nocy, by chwycić za broń. Ktoś kopnął przyprószonego śniegiem pijaka, inny klnąc skoczył pod pokład. Zadudniły ciężkie kroki na trapie, gdy dwaj pierwsi żeglarze z toporami w dłoniach zbiegli na nabrzeże. Lecz ta noc była pełna niespodzianek.
– A dokąd? – zapytał niemłody już, lecz prosto trzymający się mężczyzna, który otoczony smolnym dymem zjawił się w kręgu światła, jakby wyłoniony z kłębów śniegu. – Ten okręt to „Zgniły Trup”?
Była to nazwa legendarnego już żaglowca, cieszącego się najgorszą sławą. Pływające na nim kanalie, bydlęta nawet między innymi bydlętami, wyrzutki spośród wyrzutków, rzuciły kiedyś wyzwanie samym morzom, nazywając swój okręt tak, że żaden prawdziwy marynarz, choćby pirat, nie chciał postawić stopy na jego pokładzie. Dowodziła nim przeklętnica będąca, jak powiadano, córką największego pirata w dziejach, powieszona przez żołnierzy cesarskich a potem przywrócona do życia za sprawą niezbadanych mocy Szerni.
Pędzący drab zamierzył się toporem i wyrżnął nim pytającego, który chyba odruchowo zasłonił głowę ramieniem.
Topór pękł, jakby trafił w litą skałę.
Przybysz, szczupły wysoki człowiek w ciemnym płaszczu, ruszył ku drugiemu piratowi, zdzielił go pięścią w szczękę – i zabił. Kolejnym uderzeniem zdruzgotał łeb temu, który w osłupieniu patrzył na trzymany w ręku ułomek styliska topora. Rozprawiwszy się z dwoma przeciwnikami wbiegł na trap i szeroko rozkrzyżował ręce, zagradzając drogę na nabrzeże. Rzuciło się nań kilku majtków z mieczami i toporami, lecz niesamowity wojownik naprawdę miał ciało z kamienia… Nie zrobiono mu żadnej krzywdy.
– Czy ten okręt to „Zgniły Trup”? – ponownie zapytał nieproszony gość, chwytając za gardło najzuchwalszego z napastników i zgniatając mu krtań na miazgę.
Kopnął następnego łamiąc mu nogę; kolejnemu zgruchotał czaszkę, jakby była glinianą miską. Z hałasem pędzili następni, gotowi zmieść wroga impetem – lecz byli odrzucani ciosami twardych jak skała pięści W zamieszaniu, gdy wyłażący spod pokładu majtkowie chcieli biec na brzeg, a inni z zabobonnym lękiem cofali się od trapu, nie było mowy o zaprowadzeniu jakiegokolwiek ładu; w mroku słabo rozjaśnianym przez księżyc, nieliczne okrętowe latarnie i płonącą na brzegu smołę mało kto wiedział, co się właściwie dzieje. Cierpliwy przybysz po raz trzeci zadał swoje pytanie, ale utonęło we wrzaskach. Wówczas rozgniewał się wreszcie i ruszył naprzód, tłukąc i masakrując każdego, kto znalazł się w zasięgu jego ramion.
– Gdzie jest wasza królowa?! – zaryczał. – Szukam Ślepej Ridi!
– Jakby tu była, skurwysynu, tobyś już dawno miał urwane jaja! – zawył jakiś pirat z nienawiścią. – I dławiłbyś się nimi, skur…
– Nie ma jej? To przyjdę później – rzekł mężczyzna, chociaż prawie nikt go nie słyszał. – Droga wolna, do zobaczenia. Powiedzcie swojej królewnie… albo lepiej nic jej nie mówcie.
Odwrócił się, zbiegł na nabrzeże i zniknął tak samo jak się zjawił: nie wiadomo gdzie ani kiedy.
Dziewczę z gołym zadkiem rzeczywiście samo nadciągnęło kompanom z odsieczą. Tak czy owak, w zaułku były już tylko trupy.
• • •
Tej samej nocy i w tym samym mieście, lecz w zupełnie innej dzielnicy, dwaj ludzie wyglądali przez okno zamożnego domu, patrząc na padający śnieg. Niewiele dawnych zwyczajów przetrwało w Dranie, lecz Stara Dzielnica, prawdziwe miasto w mieście, wciąż była nieźle strzeżona. Pamiętająca czasy niepodległego Królestwa Garry, opasana osobnym murem, nieistniejącym już tu i ówdzie, stanowiła miejsce szczególne. Mieściły się w jej obrębie siedziby władz miasta, gmachy Trybunału Imperialnego, małe koszary będące domem nie dla zwykłych żołnierzy, lecz wiarusów Gwardii Garyjskiej, a ponadto najbogatsze kamienice, najlepsze kantory i składy kupieckie – słowem: wszystko co stanowi o znaczeniu miasta. Oprócz portu.
Jeden z patrzących przez okno mężczyzn, łysiejący, krótko ostrzyżony, nosił szpakowate wąsy i brodę, bardzo starannie przycięte; zarost skrywał niewielkie kalectwo, mianowicie skrzywienie ust, które unosiły się nieco z jednej strony w czymś, co przywodziło na myśl kpiarski uśmiech. Średniego wzrostu i tuszy, raczej żylasty i krzepki, człowiek ten wyglądał na pięćdziesiąt lat, choć w rzeczywistości miał blisko osiemdziesiąt. Nie czuł swego wieku; istoty przyjęte przez rządzącą światem potęgę bardzo szybko traciły młodość – lecz w zamian niezwykle wolno się starzały, przez długie dziesięciolecia korzystając z uroków tego, co zwykło się nazywać wiekiem średnim. Mężczyzna nosił imię Gotah, a ze względu na skrzywienie ust zwano go czasem Głupim albo Szalonym. Uznawany był powszechnie za najznamienitszego z żyjących historyków-filozofów Szerni.
Towarzyszył mu starzec. Przygarbiony, drobniutki, siwiuteńki, wyglądał na dobrego dziadka z kołysanki dla dzieci. Przez otwarte okno wiało chłodem, staruszek poprawiał więc okrągłą czapeczkę, jaką mógłby nosić drobny kupiec, rozcierał co chwila dłonie, to znów unosił je do ust i grzał oddechem, znacząco spoglądając na towarzysza, który jednak nie dostrzegał owych niemych próśb. Okno pozostało otwarte.
W drobnej, siwej głowie poczciwego dziadka działał wciąż całkowicie sprawny, przenikliwy umysł jednego z największych uczonych świata. Sędziwy Yolmen był matematykiem Szerni – nie tak docenionym i błyskotliwym, lecz sto razy bardziej pracowitym od pyszałkowatego, leniwego, zadufanego w sobie Moldorna, marnującego najwspanialszy talent w dziejach.
Mędrców Szerni uważano za istoty niezwykłe, a w niektórych krainach Szereru – zgoła legendarne. Do tych krain należała Garra, wielka wyspa na Bezmiarach, oddalona od setki mil od Grombelardu, ojczyzny i pracowni Przyjętych. To tam zgłębiali prawa rządzące sprawczą potęgą ponad światem; poza Romogo-Koor – Nienazwanym Obszarem – widywano ich bardzo rzadko. W Morskiej Prowincji niemal nigdy. Powiadano, że było ich pięćdziesięciu.
Nieprawda. Tylko jedenastu. Dawno minął złoty wiek mędrców-Przyjętych, gdy na badaczy Szerni czekały niezliczone fascynujące odkrycia. Wiszącą nad światem siłę zbadano, policzono wartości Pasm… Studia nad sprawczą potęgą były teraz żmudną, monotonną dłubaniną, dokładaniem kolejnych kamyczków wiedzy do wzniesionej już piramidy; niewielu miało ochotę poświęcić życie tak nudnej i niewdzięcznej pracy. Legendarna akademia mędrców Szerni istniała przed wiekami naprawdę, lecz została zamknięta z braku chętnych.
– Moldorn wróci przed świtem – rzekł staruszek głosem pasującym do postaci: słabym, nieco schrypniętym, lecz zarazem łagodnym. – To bufon, ale jednak matematyk… – zaśmiał się cicho. – Jak coś powie, to powie. Nie rzuca słów na wiatr.
– Nie o Moldorna się martwię – odrzekł Gotah. – To znaczy, owszem, martwię się, ale nie o jego skórę tylko o to, co zrobi. Gotów stanąć na pokładzie tego statku i rąbnąć: „Gdzie wasza komendantka? Szuka jej Moldorn-Przyjęty!” – zakpił z przenikliwością, która już wkrótce miała zadziwić jego samego. – Mówisz: bufon? Pół biedy. Ja mówię: to pomyleniec.
– Niestety – Yolmenowi wyrwało się westchnienie. – Ale to nie ja go sprowadziłem.
Gotah energicznie zamknął okno uzbrojone w kosztowne dartańskie szyby, niemal doskonale przezroczyste i prawie nie zniekształcające widoku. Odwrócił się i rozejrzał po schludnej, dostatnio urządzonej, bardzo dobrze oświetlonej izbie, jakby widział ją po raz pierwszy. Za psi pieniądz wynajęli całe piętro w okazałej kamienicy; z Dranu uciekał kto tylko mógł, wiele domów straszyło pustką i nietrudno było o kwaterę.
– Bardzo mądrze, młody człowieku – orzekł Yolmen. – Wyłysiejesz, jeśli będziesz wystawiał gołą głowę na mróz. Zobacz, co się dzieje z twoją głową. Ja zawsze noszę czapkę i proszę, to moje włosy.
Rzeczywiście, choć zupełnie siwe, były wcale gęste. Łysawy „młody człowiek” bardziej skrzywił swój kaleki uśmiech.
– Przyjmuję nauczkę. Ale tę o łysieniu, nie o Moldornie. Kogo miałem sprowadzić? No, słucham, Yolmenie: kogo? Kreeb nie przyjął do wiadomości, że toczy się wojna Szerni z Alerem i został odrzucony przez Pasma, oszalał i uważa, że nadal jest Przyjętym. Ale nie, już nie jest. Aisen i Merone podobnie, żaden z nich wprawdzie nie oszalał, ale pierwszy pogodził się z rzeczywistością, rzucił wszystko i chyba ma narzeczoną, drugi przeciwnie, uznał że wyliczy, iż dwa razy dwa to jest siedem, siedzi w swoich rachunkach i nie wylezie z nich nigdy, bo próbuje udowodnić fałszywe twierdzenie. Pozostali? Na tle pozostałych, „młody człowieku” – odwzajemnił się z lekkim przekąsem – wyglądasz bardzo rześko, a nawet atletycznie. Ramez? Nie wiadomo, czy Pasma w ogóle go Przyjęły; nic już nie wiadomo, bo nic w Szerni nie działa tak jak dotąd. Zresztą, Ramez najwięcej dobrego może zrobić właśnie tam gdzie jest, w Kirlanie. Ma tam środki, ma wciąż jeszcze niemałe znaczenie, a na koniec byłą żonę, która jest dzisiaj najpotężniejszym człowiekiem na świecie. Jeśli do niej przemówi, jeśli trafi do jej serca albo rozumu… A księżna Werena… tfu! – machnął ręką. – Zawsze już będę o niej myślał „księżna”. Najgodniejsza Cesarzowa Werena ma rozum; co do serca, nie jestem pewien.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Żywe trupy na „Zgniłym trupie”
— Wojciech Gołąbowski

Tegoż twórcy

Tryby historii
— Beatrycze Nowicka

Górska kraina deszczu, niepowodzeń, sępów i złych kobiet
— Beatrycze Nowicka

Gdzie uczciwość to grzech śmiertelny
— Beatrycze Nowicka

Pod niebem Szereru
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Sierpień 2014
— Miłosz Cybowski, Konrad Wągrowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jacek Jaciubek, Daniel Markiewicz

Historia z dawna zapowiadana
— Jakub Gałka

Biegający po górach babochłop
— Miłosz Cybowski

Morskie opowieści o ciekawszej treści
— Miłosz Cybowski

Baba-herod, czyli jeszcze raz to samo proszę
— Jakub Gałka

Piraci na stałym lądzie
— Jakub Gałka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.