WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Tarcza Szerni. Tom 1 |
Data wydania | 11 marca 2005 |
Autor | Feliks W. Kres |
Wydawca | MAG |
Cykl | Księga Całości |
ISBN | 83-89004-79-8 |
Format | 288s. 115×185mm |
Cena | 25,— |
Gatunek | fantastyka |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Tarcza SzerniFeliks W. Kres
Feliks W. KresTarcza SzerniPoprzedzana przez dwóch prywatnych żołnierzy, wielka pani w granatowych lisach postąpiła ku wejściu do pałacu, którego to wejścia strzegły jakieś biedne wymoczki, trzęsące się z zimna w swych wojskowych płaszczach. Zsunąwszy z głowy kaptur, idąca odsłoniła jasne włosy okalające twarz o rysach iście królewskich; była kobietą trzydziestokilkuletnią, wysoką, szczupłą, wyjątkowo piękną, ale chyba nikt nigdy jej tego nie powiedział… Niepodobna opisać, jak bardzo onieśmielało spojrzenie tych zielononiebieskich oczu, ocienionych łukami ciemnych brwi. Minąwszy wartowników tak jakby ich nie było, wyniosła blondynka weszła do budynku, przez ramię podając swojemu żołnierzowi mufkę z lisów – pospolitych srebrnych, wstyd powiedzieć – z której wyzwoliła dłonie. Mogła podróżować grzejąc ręce w mufce; przecież z powodu zimna nie kierowała koniem, wodze trzymał jeden z przybocznych. Ktoś spiesznie kroczył w dół po zaniedbanych, niewypolerowanych, odartych z kobierca schodach – nie był to dwór książęcy, lecz dziadowski. Od dwóch lat Księciem Przedstawicielem Cesarzowej w Doronie był najstarszy z trzech synów starego imperatora – abdykując na rzecz córki, zmęczony czterdziestoletnim panowaniem władca musiał coś dać także jej braciom, choć wcześniej trzymał ich z dala od państwowych urzędów. Ku zaskoczeniu wszystkich, książę Askar, uważany za lekkoducha, bardzo poważnie potraktował nominację i niemal stawał na głowie, próbując zebrać sprawy prowincji do kupy. Problem w tym, że choć szczerze się starał, to niewiele potrafił, a gdy nawet wpadł na jakiś dobry pomysł, to prawie nic nie mógł zrobić pozbawiony wojska, floty, pieniędzy, poparcia miejscowych elit, zostawiony sam sobie w zrujnowanym obcym i wrogim kraju, który mocno na wyrost wciąż zwano prowincją cesarstwa… Niemniej, te zaniedbane schody i dziadowski pałac-nie-pałac – wystawiały wicekrólowi prowincji bardzo dobre świadectwo. Był bogaty, ale się zrujnował; każdą sztukę srebra przeznaczył na Legię Garyjską, Trybunał Imperialny, przytułki, urzędy, darmowy chleb dla biedaków, słowem sprawy publiczne; dotował je z własnej szkatuły i dla siebie nie miał już nic. Nawet kobierca na schodach. W zamian zyskał świadomość daremności wszelkich poczynań. Oderwanie Garry i Wysp od imperium było kwestią miesięcy – i nic tego nie mogło zmienić. Świetna dama w futrze wartym bez mała tyle, co pałac namiestnika cesarzowej, szła na spotkanie z niestarym, ale już zgorzkniałym urzędnikiem, a w ogóle – dezerterem bądź trupem… Było jasne, że powstanie wybuchnie późnym latem, tuż przed jesiennymi sztormami, które od stuleci zawsze tak samo na kilka miesięcy odcinały Garrę i Wyspy od kontynentu. Książę Askar mógł uciec wcześniej, lub nie uciec i dać głowę pod miecz. Idący po schodach człowiek był jednym z doradców księcia. Zatrzymał się i powitał przybyłą; bez wątpienia oczekiwano jej tutaj. Odpowiedziała na powitanie, po czym zapytała: – Czy każdy może tak wejść do tego domu? Świetny garyjski, którym się posłużyła, skażony był jednak prawie nieuchwytnym, chyba dartańskim, akcentem – Wasza godność… Książę czeka. Nakazano wartom, by wpuściły waszą godność natychmiast. – Nawet się nie przedstawiłam. – To… chyba nie było potrzebne. Zjawił się dziesiętnik Gwardii Garyjskiej, biorąc pod opiekę prywatnych żołnierzy przybyłej. Na każdym kroku okazywano jej wyjątkowe względy. – Przed domem zostawiłam konie i czterech ludzi z upominkami dla Księcia Przedstawiciela i członków Rady Wicekrólewskiej. – Zaraz wydam rozkazy. Niedługo potem, zapowiedziana księciu, została doń wprowadzona i znalazła się przed obliczem trochę starszego od niej, bardzo przystojnego lecz znużonego człowieka (to widoczne znużenie mocno go postarzało i ujmowało urody) który niemal zerwał się z krzesła i ruszył na spotkanie. Armektański obyczaj nakazywał czekać na słowa gospodarza; ten z kolei winien krótką chwilę milczeć, by gość zdążył pokazać, że nieobce mu dobre maniery. Książę Przedstawiciel odebrał wychowanie w pierwszym domu Szereru; milczał nie dłużej i nie krócej niż trzeba. – Witaj, pani. Rad jestem. – O, tego jeszcze nie wiemy… – odparła zagadkowo, uśmiechając się lekko i kłaniając z taką swobodą, jakby miała na sobie nie ciężkie futro, a suknię. – Wasza królewska wysokość. Nikt nie odebrał jej okrycia, bo w pałacu było zimno jak w stajni. Książę nie miał nawet na opał. Ta przerażająca, wyzierajaca z każdego kąta nędza była aż… humorystyczna. Czy Przedstawiciel aby jadał codziennie?… – A jednak jestem rad – powtórzył dając znak swemu doradcy, który zniknął na chwilę i zaraz wrócił, niosąc wino, pucharki i lekki poczęstunek; wyglądało na to, że służby też nie ma. – Bardzo rad, a ponadto zaskoczony, zdziwiony, przestraszony. Poprowadziwszy przybyłą do krzesła, Przedstawiciel usiadł na drugim. Prosty i surowy wystrój komnaty był akurat czymś dosyć zwyczajnym – Armektańczycy ostentacyjnie unikali przepychu, podkreślając w zamian na każdym kroku wojenne tradycje swego kraju. Także i tutaj, oczywiście, przybrano ściany pewną ilością oręża. Przejawem armektańskiego pojmowania świata było zresztą samo imię Księcia Przedstawiciela. Najpospolitsze armektańskie imię, które koniecznie winien nosić pierworodny panującego. Księżniczka Werena miała szczęście, że na świat przyszła po księciu Askarze, który zadośćuczynił wymogom tradycji, w przeciwnym wypadku musiałaby się nazywać Ayana. W każdym mieście Armektu mieszkał legion Ayan. – Zaskoczony, zdziwiony… rozumiem. Ale, wasza wysokość: przestraszony?… Uderzała swoboda, z jaką ta kobieta rozmawiała z jedną z pierwszych osób Szereru. Ktoś taki jak książę Askar znał wszystkich armektańskich nosicieli wielkich nazwisk, bywał na dworach dartańskich, nieobce mu były elity garyjskie. I nie wiedział ani nawet nie potrafił zgadnąć, kim jest siedząca przed nim… monarchini. Przed imieniem, którym podpisała list do niego, nie znalazł ani garyjskiego nazwiska, ani używanych na kontynencie monogramów imion rodowych. – Twój list, pani, niczego nie wyjaśnia, a obiecuje tak wiele, że… gdyby nie jego forma… – Przecież, jako oszustwo, nie ma żadnego sensu. Oszust, który niczego nie chce, nic nie proponuje? – Nie myślałem o oszustwie. – Ach, rozumiem. Myślałeś, wasza wysokość, że list napisała wariatka. – Tak – powiedział. Ujął ją otwartością. – I już zmieniłeś zdanie? – zapytała z właściwym sobie zagadkowym uśmiechem, unosząc królewskie brwi. – Mam oczy, wasza godność, i umiem z nich korzystać. Najdelikatniej powiedział w ten sposób: „Nie jesteś obłąkana, bo widzę, co masz na sobie i trudno wątpić, że złotymi monetami możesz wybrukować ulice – tak, jak mi napisałaś.” – Nawet mnie nie znasz, książę – powiedziała już bez uśmiechu. – Znam imię. Chyba prawdziwe? – Owszem, ale niecałe. List właściwie powinnam podpisać: „Kesa-lah′egri, Przyjęta przez Pasma”. Przez krótka chwilę panowała cisza. – Co próbujesz mi, pani, powiedzieć? – zapytał z nowym powątpiewaniem; było widać aż nazbyt wyraźnie, że podejrzenie o rozchwianiu umysłu rozmówczyni znów go zaczyna nurtować. – To, że od czasu legendarnej Slavy nie było w Szererze Przyjętej. A od dwóch lat jest i właśnie siedzi przed tobą. Wysłuchaj mnie, książę – powiedziała szybko widząc, że mężczyzna otwiera usta. – Musiałam powiedzieć kim jestem, bo inaczej byś nie zrozumiał, co mną powoduje. Wkrótce będzie dla ciebie oczywiste, że jestem tą, za kogo się podaję, ale na razie wygodniej, jeśli uznasz że rozmawiasz z wariatką… Czy tak, wasza królewska wysokość? Przyszła do ciebie obłąkana kobieta, która jednak nie kłamie gdy mówi, że może mieć tyle pieniędzy, ile zechce. Czy wolno być niespełna rozumu, a zarazem swoim majątkiem służyć Wiecznemu Cesarstwu? Uniósł brwi i uśmiechnął się, choć uczynił to z niejakim przymusem. – Chyba wolno. – W takim razie opowiem ci, książę, zajmującą historię. Jest bardzo długa, więc pominę wątki nie mające dla nas znaczenia. Otóż, wasza wysokość, rządząc tą wyspą na pewno już zauważyłeś, że po otaczających ją morzach pływają nie tylko statki kupieckie, nie tylko żaglowce straży morskiej, ale i okręty pirackie. – O… – powiedział, jakby nagle zrozumiał wszystko. – Chyba… |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Żywe trupy na „Zgniłym trupie”
— Wojciech Gołąbowski
Tryby historii
— Beatrycze Nowicka
Górska kraina deszczu, niepowodzeń, sępów i złych kobiet
— Beatrycze Nowicka
Gdzie uczciwość to grzech śmiertelny
— Beatrycze Nowicka
Pod niebem Szereru
— Beatrycze Nowicka
Esensja czyta: Sierpień 2014
— Miłosz Cybowski, Konrad Wągrowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jacek Jaciubek, Daniel Markiewicz
Historia z dawna zapowiadana
— Jakub Gałka
Biegający po górach babochłop
— Miłosz Cybowski
Morskie opowieści o ciekawszej treści
— Miłosz Cybowski
Baba-herod, czyli jeszcze raz to samo proszę
— Jakub Gałka
Piraci na stałym lądzie
— Jakub Gałka