WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Misja Błazna |
Tytuł oryginalny | Fool’s Errand |
Data wydania | czerwiec 2003 |
Autor | Robin Hobb |
Przekład | Zbigniew A. Królicki |
Wydawca | MAG |
Cykl | Złotoskóry |
ISBN | 83-89004-50-X |
Format | 595s. 115×185mm |
Cena | 35,— |
Gatunek | fantastyka |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Misja Błazna, rozdział 12Robin Hobb
Robin HobbMisja Błazna, rozdział 12Czułem zapach wilgotnej trawy i dym gasnącego ogniska, a nawet słony pot leżącego opodal Trafa. To dodało mi otuchy. A zatem w moim świecie wszystko było w porządku. Z tą myślą zapadłem w bezdenną otchłań snu. * * * – Pozwolisz, że ci przypomnę, że to ty jesteś moim sługą, a nie odwrotnie? Słowa, które wyrwały mnie ze snu, zostały wypowiedziane szyderczym głosem lorda Złocistego, ale towarzyszył im życzliwy uśmiech Błazna. Mój przyjaciel trzymał na ramieniu czyste ubranie i wyczułem zapach ciepłej wody i pachnidła. Był już ubrany w nienaganny strój, jeszcze elegantszy od tego, jaki nosił poprzedniego dnia. Dziś nosił się na kremowo i jasno zielono, z cienkim złotym szamerunkiem przy mankietach i kołnierzu. I miał w uchu nowy kolczyk , filigranową złotą kulę. Wiedziałem, co znajduje się w środku niej. Błazen wyglądał na wypoczętego i rześkiego. Usiadłem i natychmiast ścisnąłem rękami obolałą głowę. – Ból głowy po użyciu Mocy? – zapytał ze współczuciem Pokręciłem głową i miałem wrażenie, że mi odpadnie. – Chciałbym żeby tak było – mruknąłem. Spojrzałem na niego. – Po prostu jestem zmęczony. – Myślałem, że może prześpisz się na wieży. – Wydawało mi się, że to byłoby nie w porządku. Wstałem i spróbowałem się przeciągnąć, ale mój krzyż gwałtownie zaprotestował. Błazen położył ubranie na łóżku, a potem usiadł na skotłowanych kocach. – No tak. Masz jakiś pomysł, gdzie może przebywać nasz książę? – Aż za dużo. Może być w każdym miejscu Koziego Księstwa, a nawet poza jego granicami. Zbyt wielu szlachetnie urodzonych mogło chcieć go porwać. A jeśli uciekł sam, to tylko zwiększa ilość miejsc, do których mógł się udać. Nalana do zwykłej fajansowej miski woda do mycia była jeszcze ciepła. Na powierzchni pływało kilka świeżych i wonnych liści cytryny. Z przyjemnością zanurzyłem twarz w wodzie i potarłem ją rękami. Natychmiast oprzytomniałem i poczułem się lepiej. – Muszę się wykąpać. Czy łaźnia parowa nadal znajduje się za koszarami straży? – Tak, ale służba z niej nie korzysta. Musisz wystrzegać się starych przyzwyczajeń. Służba zazwyczaj myje się w wodzie po swoim panu lub pani. Albo przynosi ją sobie z kuchni. Spojrzałem na niego z obrzydzeniem. – Zatem wieczorem przyniosę ją sobie z kuchni. Starałem się jak najlepiej wykorzystać zawartość miski, a on siedział i przyglądał się temu w milczeniu. Kiedy zacząłem się golić, zauważył spokojnie: – Jutro będziesz musiał wstać wcześniej. Cała służba kuchenna wie, że jestem rannym ptaszkiem. Popatrzyłem na niego wyczekująco. – I co z tego? – I będzie oczekiwać, że mój lokaj zejdzie po tacę ze śniadaniem. Powoli doszedł do mnie sens tego, co powiedział. Miał rację. Powinienem lepiej wczuć się w swoją rolę, jeśli chcę coś zdziałać. – Pójdę po nią – zaproponowałem. Przecząco pokręcił głową. – Nie w takim stanie. Lord Złocisty jest dumnym i porywczym człowiekiem. Nie trzymałby takiego zarośniętego sługi. Musisz wyglądać porządnie. Chodź tu i usiądź. Poszedłem za nim do jasnej i rozległej komnaty. Na stole czekał przygotowany grzebień, szczotka i nożyczki, oraz spore lustro. Uzbroiłem się w cierpliwość. Podszedłem do drzwi i sprawdziłem, czy są zamknięte i nikt nas nie zaskoczy. Potem usiadłem na krześle i czekałem aż ostrzyże mnie krótko, jak nosi się służba. Rozwiązałem upięte w kucyk włosy, a lord Złocisty wziął do ręki nożyczki. Spojrzałem w oprawione w ozdobną ramę lustro i ledwie rozpoznałem widocznego w nim mężczyznę. Duże lustro, w którym widzisz się cały, ma coś takiego w sobie. Doszedłem do wniosku, że Wilga miała rację. Rzeczywiście wyglądałem na starszego niż byłem naprawdę. Kiedy obróciłem głowę i przyjrzałem się mojej bliźnie, ze zdziwieniem stwierdziłem, jak bardzo przybladła. Nadal była widoczna, ale już nie rzucała się tak w oczy jak na młodej i nie pobrużdżonej twarzy. Błazen milczał przez chwilę, pozwalając mi przeglądać się w lustrze. Potem zebrał w dłoniach moje włosy. Spojrzałem na jego odbitą w lustrze twarz. Niezdecydowanie przygryzał dolną wargę. Nagle z trzaskiem odłożył nożyczki. – Nie – rzekł z emfazą. – Nie mogę tego zrobić. Zresztą sądzę, że to nie będzie potrzebne. Nabrał tchu i z powrotem zawiązał moje włosy w kucyk. – Przymierz ubranie – zachęcił. – Rozmiar dobrałem na oko, ale nikt nie oczekuje, że sługa będzie nosił dobrze uszyte ubrania. Wróciłem do ciasnej sypialni i spojrzałem na stosik rzeczy złożonych w nogach mojego łóżka. Ubranie było uszyte ze znajomego niebieskiego samodziału, jaki zawsze nosili słudzy w Koziej Twierdzy. Niczym nie różniło się od tego, jakie nosiłem jako dziecko. Jednak kiedy ja ubrałem, poczułem się inaczej. Założyłem strój, który w oczach wszystkich czynił mnie sługą. To przebranie, mówiłem sobie. Nie jestem niczyim służącym. Jednak z nagłym smutkiem pomyślałem o tym, jak czuła się Sikorka, kiedy po raz pierwszy zakładała niebieski strój służącej. Bękart czy nie, ja byłem synem księcia. Nigdy nie spodziewałem się, że będę nosił strój służącego. Zamiast atakującego jelenia, miałem wyhaftowanego złotego bażanta – herb lorda Złocistego. Mimo wszystko strój dobrze na mnie leżał i ze smutkiem musiałem przyznać, że to najlepsze ubranie, jakie miałem na sobie od wielu lat. Błazen oparł się o drzwi i przyjrzał mi się uważnie. Miałem wrażenie, że przez moment widziałem w jego oczach niepokój. Jednak popatrzywszy na mnie, uśmiechnął się, a potem urządził całe przedstawienie, krążąc wokół i oglądając mnie ze wszystkich stron. – Ujdzie, Tomie Borsuczowłosy. Przy drzwiach stoją buty, na dobre trzy palce dłuższe od moich, a także szersze. Lepiej schowaj swoje rzeczy do komody. W ten sposób jeśli ktoś wścibski zechce zajrzeć do naszych komnat, nie zobaczy tu niczego, co mogłoby obudzić jakieś podejrzenia. Pospiesznie zrobiłem to, podczas gdy Błazen sprzątał w swojej komnacie. Schowałem miecz Szczerego pod ubrania w komodzie. Było ich tak niewiele, że z trudem go zakryły. Buty lekko mnie cisnęły, jak zwykle nowe obuwie. Z czasem się rozchodzą. – Na pewno pamiętasz drogę do kuchni. Zawsze jadam śniadanie podane na tacy do mojego pokoju. Kuchciki ucieszą się, kiedy zdejmiesz ten obowiązek z ich barków. Dzięki temu powinni chętniej z tobą plotkować. Po chwili dodał: – Powiedz im, że wczoraj wieczorem mało zjadłem i dlatego dziś rano jestem głodny jak wilk. Potem przynieś tyle, żeby starczyło dla nas obu. Dziwnie było słuchać tak dokładnych poleceń, ale – przypominałem sobie – powinienem do tego przywyknąć. Tak więc skłoniłem się i powiedziałem „Tak, panie”, po czym wyszedłem z komnaty. Uśmiechnął się, ale natychmiast spoważniał i odpowiedział lekkim skłonem głowy. W zamku panował już spory ruch. Służba uwijała się, wymieniając świece, ścierając zabłocone posadzki, biegając ze świeżymi obrusami lub wiadrami z wodą. Może przez to, że patrzyłem na to z nowej perspektywy, ale miałem wrażenie, że w zamku jest teraz znacznie więcej służby niż dawniej. I nie była to jedyna zmiana. Wprowadzone przez królową Ketriken zwyczaje Królestwa Górskiego rzucały się w oczy bardziej niż dawniej. Przez te lata jej rządów w zamku zrobiło się czyściej niż było kiedykolwiek przedtem. Komnaty, które mijałem, były urządzone z wykwintną prostotą, która zastąpiła dawną, nagromadzoną przez dziesięciolecia graciarnię. Pozostawione gobeliny i draperie były czyste i wolne od pajęczyn. Jednak w kuchni nadal królowała kucharka Sara. Wszedłem w pełne pary i zapachów wnętrze i jakbym wrócił przez jakieś sekretne drzwi do czasów mego dzieciństwa. Jak powiedział mi Cierń, stara kucharka częściej przesiadała teraz na krześle niż krzątała się między piecem a stołem, lecz najwyraźniej potrawy w Koziej Twierdzy przygotowywano tak samo jak dawniej. Oderwałem wzrok od obfitych kształtów kucharki, obawiając się, że pochwyci moje spojrzenie i pozna mnie. Pokornie pociągnąłem za rękaw pierwszego lepszego kuchcika i przekazałem mu życzenia lorda Złocistego. Kuchcik pokazał mi, gdzie są tace, talerze i sztućce, po czym szerokim gestem wskazał na piece. – To ty jesteś jego służącym, nie ja – przypomniał złośliwie i ponownie zabrał się do siekania rzepy. Zmarszczyłem brwi, ale w duchu byłem mu wdzięczny. Niebawem miałem na tacy dość jedzenia na dwa solidne śniadania. Zabrałem się z jedzeniem z kuchni. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Rozstania i powroty
— Magdalena Kubasiewicz
Nowe szaty Błazna
— Joanna Słupek
Misja Błazna, rozdział 7
— Robin Hobb
Mój przyjaciel Błazen
— Magdalena Kubasiewicz
Rycerski znów w Koziej Twierdzy
— Magdalena Kubasiewicz
Rozstania i powroty
— Magdalena Kubasiewicz
Za króla, ojczyznę i garść błota
— Beatrycze Nowicka
Wciąż jest dobrze, a nawet bardzo dobrze
— Anna Kańtoch
Prosta, niełatwa w pisaniu proza
— Anna Kańtoch
Smoki we właściwym kierunku
— Eryk Remiezowicz
Nadchodzi zmiana
— Eryk Remiezowicz