WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Kłamca |
Data wydania | 23 listopada 2005 |
Autor | Jakub Ćwiek |
Wydawca | Fabryka Słów |
Cykl | Kłamca |
ISBN | 83-89011-77-8 |
Format | 272s. 125×195mm |
Cena | 25,99 |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
KłamcaJakub ĆwiekKłamcaWąż syknął i dwie krople wpadły do kielicha jedna po drugiej. Mężczyzna zarechotał. – Jak chcesz, to opiszę ci dokładnie, jak wyglądał – zaproponował. – Może to jakaś twoja rodzina. Nie chcesz? A opowiadałem ci, jak to podobno ten kretyn Herkules udusił dwa węże w kołysce? Aegir mi opowiadał. Był podobno wtedy w tamtej okolicy. Czujesz? Niemowlak. Tamci dwaj zaczaili się na dzieciaka, a tu figa! Wiesz, co to jest figa, pełzaczu? A może wiesz, co to gówno? Wpełzłeś kiedyś w jakieś? Rozległ się kolejny syk i kolejne dwie krople wpadły z pluskiem do kielicha. Rechot mężczyzny przeszedł w głośny śmiech, który wypełnił całą jaskinię. • • • – Co mu tak wesoło? – zapytał Michał, wkraczając na schody wiodące do podziemi. Sygin wzruszyła ramionami. – Zawsze był taki. Jak chce, potrafi być strasznie denerwujący. – A potrafi inaczej? Kolejne wzruszenie ramion. Ruszyli w dół, bogini jednak zatrzymała się gwałtownie już po kilku schodkach. – Właśnie sobie przypomniałam, że zapomnieliśmy o czymś ważnym. Jego więzy są wzmocnione klątwą i… Poczekaj tu, zaraz wrócę. Podciągając suknię do pół łydki, wbiegła na górę i zniknęła za rogiem. Michał wydobył miecz, rozpalił głownię i używając broni jako pochodni, począł schodzić niżej. Po pokonaniu blisko trzech setek schodów znalazł się przed ogromnymi dębowymi wrotami podobnymi nieco do bramy Walhalli. Lewe skrzydło było uchylone. Archanioł zgasił ostrze miecza i delikatnie pchnął drzwi, prosząc w duchu, by nie skrzypnęły. Po cichu wśliznął się do oświetlonego dziwną błękitną poświatą wnętrza i omiótł je wzrokiem, przywierając plecami do ściany. Stał w jaskini wielkiej jak sala tronowa Pana, gdzie kiedyś z rąk Metatrona otrzymał władzę nad zastępami. Tyle że to pomieszczenie było dziełem nie boskiej mocy, ale samej natury. Nie miał co do tego wątpliwości, choć brakowało w niej skalnych sopli sterczących z podłoża groty niczym kły bestii, a ścian nie drążyły podziemne strumienie. Całość wyglądała raczej jak wyrzeźbiona wiatrem, potworną wichurą, która nieopatrznie wpadła pod ziemię i nie mogąc uciec, szarpała się w swym więzieniu przez stulecia. Może nawet milenia. Na środku jaskini znajdowała się skała. Przywiązany do niej mężczyzna o potwornie zdeformowanej twarzy gadał do siebie, co jakiś czas wybuchając ochrypłym śmiechem. Archanioł, upewniwszy się, że nikogo tam więcej nie ma, ponownie rozpalił miecz i niemal bezgłośnie ruszył ku skale. – Czy mam do czynienia z mężem Sygin? – zapytał, gdy ucichł kolejny wybuch śmiechu. Od skały dzieliły go raptem dwa kroki. Przykuty odwrócił głowę i spojrzał Michałowi w oczy. Z bliska jego przeżarta jadem twarz wyglądała jeszcze koszmarniej. – To zależy, kto pyta – odparł. – I jak jest szybki. Archanioł w pierwszej chwili nie zrozumiał, co ma do tego szybkość, ale nagle zauważył jakiś ruch. Zareagował instynktownie, odchylając się do tyłu. Tuż przed nim śmignął z sykiem wężowy łeb. Michał błyskawicznie wyciągnął rękę, łapiąc gada tuż za głową. Szarpnął. – To było dobre, padalcu – wycedził, zbliżając trójkątny łeb do własnej twarzy i spoglądając w zimnokrwiste oczy. – Nie dość dobre, ale niezłe. Teraz jednak czas, byś przypomniał sobie słowa Pana. Uniósł miecz. – Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia. Taka jest wola Pana. Zaskwierczało. Wąż wił się przez chwilę, próbował nawet owinąć cielsko wokół ręki archanioła, z każdą jednak chwilą tracił siły, a uścisk wodza zastępów nie zelżał ani na moment. Wręcz przeciwnie. Gdy było już po wszystkim, Michał odrzucił ścierwo na bok. Płonący tatuaż na jego twarzy przygasł. – Na czym to stanęliśmy? – zapytał przykutego do skały mężczyznę. Więzień oblizał nerwowo spieczone wargi. Z rany na jego czole pociekł zielonożółty śluz. – Przedstawiłem ci się jako Loki, mąż Sygin, i obiecałem, że nigdy z tobą nie zadrę. Czy to dobra odpowiedź? Twarz archanioła wykrzywił uśmiech. Zamachnął się i uderzył mieczem w splecioną z żył linę krępującą prawą rękę Lokiego. Podobnie uczynił z resztą więzów. Uwolniony niepewnie poruszył najpierw dłonią, później ramieniem, stopą… Zaskoczony sprawnością zastałych mięśni, szarpnął się, wybił, zrobił w powietrzu salto i po chwili stał już pewnie na własnych nogach. Podbiegł do ściany jaskini, dotknął jej, przykucnął. Każdemu ruchowi towarzyszyła ogromna, nietłumiona radość. Dopiero gdy przypadkowo przejechał ręką po twarzy, skrzywił się z niesmakiem. Spojrzał na swego wybawcę. – Nie wygląda to dobrze, co? – zapytał. Michał wzruszył ramionami. – Wyżyjesz. Loki przykucnął z twarzą ukrytą w dłoniach. Wyglądał, jakby płakał. Trwało to dłuższą chwilę i wódz zamierzał już podejść i klepnąć go w ramię, gdy nagle tamten wstał, odsłaniając twarz. Na jego obliczu nie było śladu blizn ani nawet drobnych krost. Za to okryła je równo przystrzyżona blond broda, zaś nos, do tej pory bulwiasty, zmienił się w prosty i wąski, charakterystyczny dla ludów północy. Na oczach archanioła odrastały przerzedzone włosy niedawnego więźnia, a osiągnąwszy odpowiednią długość, same zaplotły się w warkocz. Ponadto na nagim dotąd ciele Loki miał już skórzane spodnie i białą płócienną koszulę. Rozłożył ręce niczym akrobata po udanym występie. – A jak teraz? – zapytał. Michał ponownie wzruszył ramionami. – Jak dla mnie, nie widać różnicy. A teraz chodźmy, twoja żona pewnie już na nas czeka. Brodaty blondyn posłusznie ruszył ku wyjściu. – Właśnie się zastanawiałem – rzucił naraz lekkim tonem – dlaczego nie przyszła po mnie. – Mówiła coś o jakichś więzach wzmocnionych klątwą i czymś, co jest potrzebne, by… Ej, gdzie biegniesz?! Ale Loki już go nie słyszał. Biegiem dopadł wrót i klnąc straszliwie, pognał schodami ku górze. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Witaj w ciemnym mieście Grimm
— Magdalena Kubasiewicz
W ponurym mieście Grimm
— Magdalena Kubasiewicz
Dorośnij, Piotrusiu
— Magdalena Kubasiewicz
Uwierz we wróżki
— Magdalena Kubasiewicz
Zapoznać się, zaśmiać, zapomnieć
— Mieszko B. Wandowicz
Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Lato 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Maj-czerwiec 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Daniel Markiewicz, Joanna Słupek, Agnieszka Szady, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Zobaczyć człowieka
— Agnieszka Szady
Powieść, której mogłoby nie być
— Sebastian Chosiński