Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Brzezińska
‹Plewy na wietrze›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPlewy na wietrze
Data wydania24 października 2006
Autor
Wydawca RUNA
CyklSaga o zbóju Twardokęsku
ISBN83-89595-28-1
Format576s. 125×185mm
Cena34,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Plewy na wietrze. Fragment 2

Esensja.pl
Esensja.pl
Anna Brzezińska
1 2 »
Zamieszczamy drugi fragment 12 rozdziału powieści Anny Brzezińskiej „Plewy na wietrze”. Jest to poprawiona i rozszerzona wersja pierwszego tomu „Sagi o zbóju Twardokęsku” (pierwsza jego wydanie nosiło tytuł „Zbójecki gościniec”). Objęta patronatem Esensji książka ukaże się nakładem wydawnictwa RUNA.

Anna Brzezińska

Plewy na wietrze. Fragment 2

Zamieszczamy drugi fragment 12 rozdziału powieści Anny Brzezińskiej „Plewy na wietrze”. Jest to poprawiona i rozszerzona wersja pierwszego tomu „Sagi o zbóju Twardokęsku” (pierwsza jego wydanie nosiło tytuł „Zbójecki gościniec”). Objęta patronatem Esensji książka ukaże się nakładem wydawnictwa RUNA.

Anna Brzezińska
‹Plewy na wietrze›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPlewy na wietrze
Data wydania24 października 2006
Autor
Wydawca RUNA
CyklSaga o zbóju Twardokęsku
ISBN83-89595-28-1
Format576s. 125×185mm
Cena34,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
W górze znowu krzyknął ptak. Srokacz Przemęki zastrzygł uszami i stary uspokajająco poklepał go po karku. Nie podobały mu się te konie o irytującej, jasnej maści, krępe i ciężkie w kłębie. Człapały powolnie, ze zwieszonymi łbami i do tej pory ani chybi częściej ciągnęły pług czy wóz niż nosiły jeźdźców. Sam jednak nie mógł się wyprawić na jarmark w poszukiwaniu wierzchowców. Wcisnął więc kilka srebrników w dłoń zausznika Działońca i nakazał, aby kupił im w pobliskim miasteczku konie pod wierzch. Choć obawiał się, że chłopek czmychnie z zapłatą, ten skrupulatnie wypełnił zadanie i o zmierzchu pojawił się z trzema znużonymi wiejskimi mierzynkami. Wydawał się przy tym tak rad z siebie, że Przemęka nie miał sumienia go zganić. Teraz wszakże niepokoił się coraz bardziej. Jeśli ktoś zastawi pułapkę, na tych chłopskich konikach nie zdołają uciec, za to każdy ich wypatrzy z daleka.
Dotarli do podnóża skały, gdzie ścieżka rozszerzyła się nieco. Przewodnik zatrzymał się na niewielkiej wolnej przestrzeni pomiędzy głazami i odwrócił się ku nim, szczerząc zęby w grymasie, który zapewne miał im dodać otuchy.
– Za tamtą krzewiną – z zadowoleniem pokazał kępę olszyny – dróżkę znajdziem, co z miasteczka na północ prowadzi. Lżej będzie iść.
Przemęka zmarszczył brwi. Bezpieczniej czuł się na bezludziu, gdzie wprawdzie mogli zaczaić się na nich grasanci albo pobuntowane chłopstwo, ale zwykle nie zapuszczali się pachołkowie z okolicznych miast i zameczków. Do trudów wędrówki też przywykł tak dalece, że nawet wśród najgorszych wertepów potrafił się zdrzemnąć nad końskim karkiem. Przewodnik jednak pieszo przedzierał się przez gęstwinę i niezgorzej ucierpiał, kaftan miał mokry od rosy, a z twarzy i włosów zwieszały mu się pasma pajęczyn i drobne gałązki.
Chłopina przestąpił z nogi na nogę i popatrzał na wojownika wyczekująco. W tejże samej chwili, jakby w odpowiedzi, rozległ się kolejny krzyk, lecz tym razem nie ptasi. Przemęka szarpnął ostro wodze i nasłuchiwał moment, z której strony nadeszło wołanie. Odgłos nie powtórzył się jednak.
– Co to było? – zapytał szeptem, wychyliwszy się w siodle ku kmiotkowi, by capnąć go za kaftan. – Kamraci przy ścieżce zaczajeni wypatrują zdobyczy?
Przewodnik szarpnął się rozpaczliwie, a oczy mu nieomal wyszły z orbit.
– Gdzieżbym ja podobną niegodziwość… skądże mnie wiedzieć… – zaklinał się bełkotliwie, a Przemęka przyciągał go coraz bliżej, aż dotknął piersią końskiego strzemienia.
Najemnik rzucił szybkie spojrzenie na Koźlarza, ten jednak puścił mimo uszu tłumaczenia wieśniaka. Poddał się w siodle w przód i ze wzrokiem utkwionym w kępie olszyny wciąż bacznie nasłuchiwał.
– Pomiłujcie, panowie. – Przewodnik wodził oczami między Przemęką i Koźlarzem, jakby badał, który okaże się bardziej skłonny do litości. – Na głowy moich dzieci przysięgam, ja niewinowaty…
Przemęka przyłożył mu nóż do gardzieli, by uciąć ten nieoczekiwany potok wymowy, gdy znów ozwał się wrzask. Przeraźliwy, bolesny głos mordowanej kobiety wwiercił się w uszy jak świder i zaraz ucichł – widać zatkano jej gębę, pomyślał Przemęka, albo też gamratka jest ze zbójcami w zmowie i sama zmilkła, by ciekawość naszą podniecić. Ale drzyj się, zarazo, dodał prędko, choćby gardło zedrzyj. Nic nie dopniesz.
Docisnął ostrze, aż po skórze chłopka potoczyło się kilka drobnych, koralowych kropli.
– Jest tutaj boczna ścieżka? Zdałoby się nam tę przeszkodę ominąć… – nie dokończył wszakże, bo Koźlarz zaciął konia i runął naprzód.
Bodnięty znienacka ostrogą, chłopski mierzynek kwiknął i na złamanie karku pognał ścieżką, nie pozostawiając Przemęce czasu na namysł. Wojownik dostrzegł jedynie błysk Sorgo pomiędzy gałęziami, a zaraz potem zielona gęstwina zamknęła się bez śladu za księciem. Nie mógł zwlekać. Zmełł w zębach grube przekleństwo, kopniakiem posłał przewodnika w chrzęślę po boku dróżki i podążył za wychowankiem.
Pierwszym, co zobaczył, był kolebiasty wózek, przy którym żywo uwijało się kilku kmiotów w ciężkich, skórzanych kaftanach. Zdołali już wytoczyć beczki na murawę: jeden właśnie odbijał wieko, dwaj inni wskoczyli na furę i buszowali między tobołami, raz po raz kłując je dla pewności nożami o szerokim, zakrzywionym ostrzu, które były w tej części Gór Żmijowych bronią zbuntowanych chłopów, tak osławioną i straszliwą, że w niektórych księstwach pod karą gardła zakazano je pospólstwu nosić. Czwarty z grasantów odciął zaprzęg od dyszla i teraz uspokajał dwie jasnobrązowe kobyłki o krągłych bokach i grzywach z pańska przeplecionych czerwonymi wstążkami. Zajęci rabunkiem, zbóje nie dojrzeli na czas Koźlarza. Nie zwalniając, wygnaniec jednym ciosem Sorgo zdjął głowę człeka przy beczkach, po czym minął wóz i popędził na skraj polanki, gdzie pomiędzy korzeniami dębu dwaj kolejni rabusie szarpali się z niewiastą.
Zrazu Przemęka ujrzał jedynie smugę rudych włosów, rozsypanych na bogatym, podbitym jedwabiem płaszczu. Materiał odcinał się błękitem od zieleni trawy, na nim zaś widniała jasna plama skóry między rozerwanymi połami sukni i jeszcze bielszy rąbek zakasanej wysoko spodniej sukni. Przy głowie kobiety przykucnął chłopina w wypchanym paździerzami kabacie, wykręcał jej ręce i zatykał usta. Drugi tkwił pomiędzy rozrzuconymi udami i pospiesznie rozpinał klamrę pasa. Nie spostrzegł nadjeżdżającego, zanadto pochłaniał go widok nagich piersi. Nie podniósł nawet głowy, kiedy ostrze Sorgo spadło na jego kark, zwalił się tylko w przód, znacząc jej skórę i błękitny płaszcz cętkami krwi.
Przerażona, targnęła się dziko, chcąc strącić z siebie bezwładny ciężar. Kamrat martwego zbója poderwał się i Przemęka zobaczył wreszcie twarz niewolonej dziewczyny. Blada, zakrzepła ze zgrozy i pokryta drobnymi kroplami krwi nieoczekiwanie przypomniała mu oblicze Fei Flisyon, pani moru. Przez moment wydało mu się, że to właśnie jej służkę widzi na stratowanej murawie, jak w poszukiwaniu schronienia usiłuje wpełznąć głębiej między korzenie dębu. Jednakże złudzenie zaraz minęło: włosy tej kobiety połyskiwały miedzią, nie czerwonym złotem, a na głowie miała złotą siatkę, nie zaś obręcz Zaraźnicy. Aż się skarcił w duchu za głupotę, bo przecież wojowniczka, która zastąpiła Koźlarzowi drogę przed grotą skalniaka, nie tuliłaby się teraz do pnia drzewa jak sponiewierane kocię i nie przyciskałaby rąk do uszu, aby stłumić odgłosy walki. A potem nie mógł dłużej rozmyślać, bo dwaj zbójcy ruszyli ku niemu, sprytnie zachodząc go z dwóch stron.
Mieli tylko długie noże i kiścienie, zwykłą chamską broń, ale nie zamierzał ich lekceważyć, zwłaszcza że jego konik, zgoła nienawykły do potyczek, stanął dęba. Chociaż Przemęka szybko go zdołał opanować, szarpał się i cofał, kiedy któryś z napastników przysuwał się bliżej. Na szczęście zbóje też się bali. Stary najemnik kątem oka spostrzegł, że czwarty z grasantów, ten, co pilnował zaprzęgu, puścił kobyłki i za plecami kompanów czmychnął chytrze w krzaki, niezawodnie chcąc w bezpiecznym schronieniu przeczekać na wynik starcia. A nie był on trudny do przewidzenia, bo Koźlarz rozprawił się już z ostatnim amatorem niewieścich wdzięków i powolutku podjeżdżał ku pozostałym rabusiom ze zbroczonym Sorgo w ręku.
Zbóje zerkali przez ramię na księcia, a ich desperacja rosła z każdym kolejnym krokiem mierzynka. Przemęka wiedział, że lada chwila ktoś przyskoczy ku niemu. Zapewne będzie celował kiścieniem w dół. Może spróbuje zdruzgotać kolano konia, licząc, że zranione zwierzę zrzuci jeźdźca i otworzy przed nimi drogę ucieczki. Na razie jednak marnowali cenny czas – bo też było to zwyczajne chłopstwo, które na przednówku łupiło przejezdnych, ale nie miało prawdziwego doświadczenia w walce – i kiedy wreszcie jeden z nich, rosły, siwowłosy chłop uzbrojony w końską szczękę na długim kiju, spróbował się przemknąć ku niemu bokiem, Przemęka bez trudu rozpłatał drzewce jego broni. Chłopina krzyknął piskliwie i dał susa w tył, ale zbyt wolno, by uniknąć ciosu.
Ostatni wytrzeszczonymi oczami gapił się na śmierć kompana, po czym runął w las. Przemęka z westchnieniem otarł miecz w połę. Ani myślał zapuszczać się za pobuntowaną hołotą w chaszcze i dać sobie poderżnąć gardło. Zeskoczył z konia i wbił solidny sztych w plecy powalonego zbója, aby się upewnić, że na dobre nieżyw i nie markuje tylko niemocy, po czym czujnie ruszył ku wozowi. Nie wypuszczał z ręki miecza, na wypadek gdyby na skraju polanki czaił się kolejny rzezimieszek. Nie znalazł go, ale kiedy z bliska przypatrzył się tobołom, zdało mu się, że jeden z nich, owinięty w burą, woskowaną materię i utknięty głęboko pod ławeczką woźnicy, drgnął nieznacznie. Bez namysłu nabrał sukna w rękę i szarpnął z całej siły, a wtedy materiał opadł nieco, odsłoniwszy czerwone od gniewu niewieście oblicze.
Dziewczyna pod dębem znów zaniosła się wrzaskiem tak przeraźliwym, że Przemęka cofnął się odruchowo. Pozbawiona oparcia kobiecina klapnęła tyłkiem na wózek, a woskowane sukno do reszty zsunęło się jej z ramion. Pod nim miała grubą, podróżną suknię z gładkiej brązowej wełny, zebraną na piersi pozłocistymi guzami i przewiązaną szerokim pasem, pośrodku którego starannie zadzierzgnięto węzeł mężatki. Nie była już pierwszej młodości i w jej bujnych ciemnokasztanowych włosach Przemęka widział nitki siwizny. Nadal jednak nosiła się ozdobnie, choć bez kokieterii. W uszach miała kolczyki z błękitnymi kamykami, a palce zdobiły połyskliwe pierścienie i obrączki. W dłoni trzymała nożyk o cienkim ostrzu nie dłuższym od dłoni. Wojownik nie pohamował uśmiechu na widok tego oręża.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Fantasy panoramiczna
— Eryk Remiezowicz

Plewy na wietrze. Fragment 4
— Anna Brzezińska

Plewy na wietrze. Fragment 3
— Anna Brzezińska

Plewy na wietrze. Fragment 1
— Anna Brzezińska

Fenomen literatury lekkiej
— Artur Długosz

Z tego cyklu

Plewy na wietrze. Fragment 4
— Anna Brzezińska

Plewy na wietrze. Fragment 3
— Anna Brzezińska

Plewy na wietrze. Fragment 1
— Anna Brzezińska

Tegoż twórcy

Wiedźmie kłamstwa
— Anna Nieznaj

Królewny i karliczka
— Magdalena Kubasiewicz

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Gdzie diabeł nie może, tam wiedźmę pośle
— Magdalena Kubasiewicz

Oczy błękitne jak niebo
— Magdalena Kubasiewicz

Esensja czyta: Styczeń 2011
— Jędrzej Burszta, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek, Agnieszka Szady, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Jak dawniej nie będzie
— Jędrzej Burszta

Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Kołatka w kształcie łba kota czyli o tym, że nic się nie kończy
— Karina Murawko-Wiśniewska

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.