Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Szczepan Twardoch
‹Sternberg›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSternberg
Data wydania24 maja 2007
Autor
Wydawca superNOWA
ISBN978-83-7054-196-5
Format303s.
Cena27,50
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Sternberg

Esensja.pl
Esensja.pl
Szczepan Twardoch
« 1 2 3

Szczepan Twardoch

Sternberg

– Idą, psiakrew, idą! – krzyknął von Horn.
I poszli, spokojnym kłusem. Chorwaci ze znajdującego się na prawym skrzydle pułku z Zagrzebia szli łukiem – pozostałe pułki, bawarski, wiedeński, morawski i styryjski przesuwały się po prostej, do przodu. Rozpędzali się powoli. W rosyjskich szeregach bagnety powędrowały na swoje zaczepy na lufach, a pierwsze szeregi strzeliły do nacierającej jazdy.
Kiedy pułki zaczęły powoli przechodzić do galopu, w szeregach zaczął się zamęt. Raz po raz przewracały się konie, burząc szyk, szeregi rozrywały się i zwalniały, cały pułk morawski musiał się zatrzymać. Jeźdźcy wygrzebywali się z błota i dosiadali z powrotem swoich wierzchowców.
– To nie ruskie kule, to grząski grunt – powiedział Breitsch.
– Dadzą radę – odpowiedział von Horn.
Pułki na lewym skrzydle nacierającego korpusu zatrzymały się.
– Co on robi, do stu tysięcy diabłów? – ryknął von Horn.
– Spieszają się, panie generale. Zaatakują na piechotę – odpowiedział Breitsch.
Dragoni zeskoczyli z koni, pałasze powędrowały do pochew, a pasy, na których wisiały, z bioder przepięli na prawe ramię, podnosząc długie ostrza tak, by nie wlekły się po ziemi. Z uchwytów przy siodłach wyciągnęli karabiny, po szeregach przebiegło urywane: „Bajonett – auf!” i nagle, bezbłędnie, sformowali się w kolumny, dobosze wybili szybki rytm i spieszeni dragoni truchtem rzucili się do ataku.
Prawe skrzydło tymczasem, posiekane celnymi salwami Rosjan, doszło już do linii wroga. Szarża ciężkich dragońskich koni zmiotła dwa skrajne pułki i kawalerzyści zaszarżowali jeszcze raz, równolegle do wrogich linii. Zwycięstwo było oczywiste, ale nawet ze wzgórza można było dojrzeć, ile koni i jeźdźców zostało na grząskich łąkach.
– Stracili co najmniej jedną czwartą stanu, generale – powiedział Breitsch.
– Stracili, ale pobili Ruskich, pułkowniku.
W tym momencie z rosyjskimi szeregami zwarli się dragoni nacierający piechotą. Rosjanie wytrzymaliby pewnie dłużej, ale z ich lewej flanki galopowała masa koni, najeżona głowniami pałaszy – i rosyjski szereg rzucił się do ucieczki. Kawalerzyści wsiedli im na karki, ale szybko musieli odpuścić, kiedy zdziesiątkowani żołnierze dobiegli do łęgów.
– No, a teraz podział na półkorpusy i wejście na tyły prawego i lewego skrzydła von Diebitscha. Mam nadzieję, że Lachmann zrobi to szybko i sprawnie. Zasadniczo bitwa wygrana.
Breitsch pokręcił głową.
– Trochę zabierze im czasu, zanim się z powrotem sformują, generale.
Spieszeni dragoni biegli z powrotem do koniowodnych po swoje wierzchowce, pułki, które pozostały w siodłach, zbierały się w szyk na pobojowisku. Paru dragonów spadło z koni; między drzewami nad rzeką pojawiły się obłoczki prochowego dymu.
– Blücher się cofa! – ryknął von Breitsch.
Generalska luneta zatoczyła ćwierć koła. Okrągły świat jej oka wypełnił się pruskimi mundurami, które nagle pojawiły się w dole rzeki. Maszerowali w szyku, ale pospiesznie, a między zachowującymi bojowy szyk oddziałami biegli w bezładnych kupach żołnierze z jednostek rozbitych.
Dragoni wsiedli już w siodła i każdy półkorpus ruszył w swoją stronę.
Na północnym stoku generalskiego wzgórza pojawił się Schleicher. Breitsch mógłby się założyć, że nie niósł dobrych wieści, ale nie widział w okolicy nikogo zainteresowanego hazardem.
– Główne siły Kiejdusa rozbite. W szyku wycofują się tylko galicyjscy ułani Umińskiego i dwa pułki piechoty. Reszta… zmyka.
Von Horn milczał.
Nacierające w przeciwnych kierunkach, w górę i w dół rzeki, półkorpusy dragonów szybko starły się z kontrszarżującą jazdą rosyjską. Konie uderzały piersią o pierś, a jeźdźcy rąbali się szablami. Walka trwała.
– Trzeba się zbierać, panie generale – powiedział cicho von Breitsch.
Ciury obozowe, obsługujące sztab armii, nie miały żadnych wątpliwości i wokół namiotów rozpoczęła się gorączkowa bieganina i pakowanie.
Von Horn skrzywił pogardliwie usta.
– Jeszcze wygramy tę bitwę. Lachmann i Janke przebiją się przez Ruskich i siądą na karku tym, którzy idą za Blücherem i Kiejdusem.
– Ośmielam się nie zgodzić, generale – odpowiedział pułkownik, ale pozostał na miejscu.
Blücher toczył ciężkie walki odwrotowe. Na karki cofających się pruskich pułków raz za razem spadały szarże rosyjskich huzarów i ułanów.
Z południowego stoku generalskiego wzgórza dał się słyszeć tętent.
– Delaitre, Francuzik tchórzliwy, wraca. Ciekawe, co mi powie tym razem? – powiedział generał.
Zza stoku rzeczywiście wyłonił się Delaitre. Był bez kapelusza, a ze skroni obficie ciekła mu krew. Zakrwawiona szabla wisiała mu na temblaku z prawego nadgarstka.
– Generale, trzeba uciekać! – krzyknął, osadził konia, kopyta rozdarły stepową darń, wyrwał pistolet z olstra, strzelił i kula zmiotła z siodła zbrojnego spisą jeźdźca w futrzanej czapie, który wychynął zza stoku. Lecz dalej byli już inni – kozacy i huzarzy w czarnych mundurach, ze srebrnymi czaszkami na czakach.
– Kozacy! Uciekajmy, generale! – ryknął von Breitsch, dał koniowi ostrogę i doskoczył do von Horna. Ten jednak patrzył na zbliżających się jeźdźców ze spokojem.
– Przegrałem, pułkowniku. Popełniłem błąd i przegrałem. Nie będzie buławy marszałkowskiej.
Breitsch patrzył na swojego dowódcę nierozumiejącymi oczami.
– Jakiej buławy? Generale, trzeba wiać, bo pójdziecie do niewoli albo w ziemię!
Von Horn owinął drżącą dłoń ozdobnym temblakiem i wyciągnął z pochwy szpadę, wiotkie ostrze, nieprzydatne przeciwko szabli czy lancy.
Obozowe ciury i adiutanci rzucili się do karabinów, kilku kozaków spadło z koni.
Wielki czarny huzar ze szmelcowanymi wąsami sięgającymi oczu minął adiutanta Delaitre’a, strącając go z siodła delikatnym na pozór muśnięciem sztychu szerokiej angielskiej szabli. Von Horn mocniej chwycił wodze, wbił ostrogi w koński brzuch, wyciągnął przed siebie szpadę i ruszył w kierunku huzara. Ten zobaczył generała i, nie namyślając się długo, zmienił tylko nogę, na którą galopował jego traken, łukiem doszedł von Horna, uchylił się przed wątłym pchnięciem, które wyprowadził generał swoją szpadką, i mijając Austriaka, spuścił nań potężne cięcie, oddzielając głowę generała wraz z szyją i prawym ramieniem od reszty ciała. To, bezgłowe i jednorękie, pozostało w siodle, barwiąc na czerwono kark i pierś białego wierzchowca.
Mieli rację wiedeńscy dziennikarze, pisząc, że barbarzyńską bronią są używane przez Schwarze Schau angielskie szable lekkiej kawalerii, długie, szerokie, mocno wygięte i rozszerzające się ku sztychowi – pomyślał pułkownik von Breitsch, zeskakując z siodła i wyciągając swoją szpadę rękojeścią ku nadjeżdżającemu strasznemu huzarowi o nastroszonych wąsach.
– Pardon! – krzyknął…
koniec
« 1 2 3
10 maja 2007

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Fajna ta historia
— Daniel Markiewicz

Tegoż twórcy

Kaplica w Berezie
— Sebastian Chosiński

Jądro szarości
— Sławomir Grabowski

Krótko o książkach: Opcja polska
— Miłosz Cybowski

Książka o ziemi i krwi
— Katarzyna Kantner

Powieść nie o Śląsku i bez mostu
— Joanna Kapica-Curzytek

Nie oddzielam
— Miłosz Cybowski

Próba sił
— Joanna Kapica-Curzytek

Tożsamość wielokrotna Konstantego Willemanna
— Paweł Micnas

Grunwaldy każdego z nas
— Mieszko B. Wandowicz

Monolog wiecznotrwałego mizantropa
— Mieszko B. Wandowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.