Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Neil Gaiman
‹Amerykańscy bogowie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAmerykańscy bogowie
Tytuł oryginalnyAmerican Gods
Data wydania25 stycznia 2008
Autor
PrzekładPaulina Braiter
Wydawca MAG
ISBN978-83-7480-090-7
Format608s. 125×195mm
Cena25,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Amerykańscy bogowie

Esensja.pl
Esensja.pl
Neil Gaiman
« 1 3 4 5 6 »

Neil Gaiman

Amerykańscy bogowie

– W domu nie czeka na ciebie żadna praca. Nic tam na ciebie nie czeka. Ja tymczasem proponuje się całkowicie legalne zajęcie – niezłą płacę, niezłe zabezpieczenie, imponujące premie. Jeśli pożyjesz dość długo, dorzucę nawet plan emerytalny. Masz na to ochotę?
– Pewnie przeczytał pan moje imię na nalepce z torby – powiedział Cień.
Tamten milczał.
– Kimkolwiek pan jest, nie mógł pan wiedzieć, że polecę tym samolotem. Sam tego nie wiedziałem. I gdyby mój lot nie został skierowany do St. Louis, w ogóle by mnie tu nie było. Podejrzewam, że robi pan sobie dowcip. Może to jakiś numer, ale będzie lepiej, jeśli zakończymy na tym naszą rozmowę.
Cień wziął do ręki magazyn lotniczy. Mały samolocik podskakiwał na niebie, utrudniając koncentrację. Słowa pływały w jego umyśle niczym mydlane bańki, gdy je czytał, by po sekundzie zniknąć bez śladu.
Sąsiad w milczeniu pił swojego Jacka Danielsa. Miał zamknięte oczy. Cień odczytał listę kanałów muzycznych dostępnych na pokładzie samolotów transatlantyckich. Potem obejrzał mapę świata, pokreśloną czerwonymi liniami tras linii lotniczej. Skończył magazyn, zamknął go z wahaniem i wsunął do kieszeni.
Nieznajomy mężczyzna otworzył oczy. Było w nich coś dziwnego – pomyślał Cień. Jedno wydawało mu się ciemniejsze niż drugie. Spojrzał na Cienia.
– A przy okazji – rzekł – przykro mi z powodu twojej żony, Cień. To wielka strata.
W tym momencie Cień o mało go nie uderzył. Zamiast tego odetchnął głęboko (gdzieś w jego umyśle odezwał się głos Johnniego Larcha: „Jak już mówiłem, nie wkurzaj tych suk z lotniska, bo wrócisz tu szybciej niż zdążyłbyś splunąć”). Policzył do pięciu.
– Mnie także – odparł.
Mężczyzna potrząsnął głową.
– Gdyby tylko dało się coś zrobić – westchnął.
– Zginęła w wypadku samochodowym – powiedział Cień. – Istnieją gorsze rodzaje śmierci.
Tamten powoli pokręcił głową. Przez chwilę Cień odniósł wrażenie, jakby jego sąsiad stał niematerialny, jakby samolot nabrał rzeczywistości, podczas gdy mężczyzna ją utracił.
– Posłuchaj Cień, to nie jest żart ani dowcip. Mogę zapłacić ci lepiej niż ktokolwiek inny. Jesteś byłym więźniem. Nie sądzisz chyba, że ustawi się do ciebie długa kolejka pracodawców?
– Panie, kimkolwiek pan jest, do diabła – odparł Cień dostatecznie głośno, by było go słychać ponad rykiem silników. – Na całym świecie nie istnieje dość forsy.
Uśmiech tamtego stał się jeszcze szerszy. Cień przypomniał sobie oglądany kiedyś dokument o szympansach. Mówiono w nim, że małpy i szympansy uśmiechają się tylko po to, by zademonstrować zęby w grymasie agresji, przerażenia bądź nienawiści. Kiedy szympans się uśmiecha, oznacza to groźbę.
– Pracuj dla mnie. Oczywiście, istnieje pewne ryzyko, ale jeśli przeżyjesz, dostaniesz wszystko, czego tylko zapragnie twoje serce. Możesz zostać nowym królem Ameryki. Kto inny zapłaci aż tyle? Hmm?
– Kim pan jest? – spytał Cień
– A, tak. Era informacji – młoda damo, zechcesz nalać mi kolejną szklaneczkę Jacka Danielsa? Nie za dużo lodu. Nie, żeby oczywiście kiedykolwiek istniała inna era. Informacja i wiedza: oto dwie waluty, które nigdy nie wyjdą z mody.
– Pytałem, kim pan jest?
– Pomyślmy. Dziś mamy środę, a że to mój dzień, nazywaj mnie Wednesday, Panem Wednesday. Choć zważywszy pogodę, równie dobre mógłbym nazywać się Thursday.
– A jak nazywa się pan naprawdę.?
– Popracuj dla mnie dość długo i dość dobrze – odparł mężczyzna w jasnym garniturze – a może nawet ci powiem. Proszę. Propozycja pracy. Zastanów się nad nią. Nie oczekuję, że zgodzisz się natychmiast. Nie wiesz w końcu, czy nie wskakujesz właśnie do zbiornika z piraniami, albo klatki pełnej niedźwiedzi. Mam czas. – Zamknął oczy i odchylił się w fotelu.
– Raczej nie – powiedział Cień. – Nie podoba mi się pan. Nie chcę dla pana pracować.
– Jak już mówiłem – odparł tamten nie otwierając oczu – nie spiesz się. Przemyśl sprawę.
Samolot wylądował z lekkim podskokiem i kilkoro pasażerów wysiadło. Cień ujrzał niewielkie lotnisko na pustkowiu. Od Eagle Point dzieliły go jeszcze dwa lądowania. Zerknął na mężczyznę w jasnym garniturze – pana Wednesdaya? Zdawało się, że śpi.
Wiedziony nagłym impulsem Cień wstał, złapał torbę i zbiegł po stopniach samolotu na śliski mokry asfalt. Miarowym krokiem ruszył w stronę świateł terminalu. Na twarzy czuł krople deszczu.
Już na progu zatrzymał się i obrócił. Nikt więcej nie wysiadł z samolotu. Obsługa lotniska odłączyła już stopnie, drzwi zamknęły się i samolot wystartował. Cień wszedł do środka i wynajął samochód. Na parkingu okazało się, że to mała czerwona toyota.
Rozłożył na fotelu obok mapę, którą dostał w punkcie wynajmu. Od Eagle Point dzieliło go około dwieście pięćdziesiąt mil.
Burze minęły, jeśli w ogóle dotarły tak daleko. Było zimno i jasno. Obłoki przemykały przed tarczą księżyca; przez moment Cień nie wiedział, czy to one się poruszają, czy też księżyc.
Przez półtorej godziny jechał na północ.
Robiło się późno. Poczuł głód i gdy uświadomił sobie jak bardzo jest głodny, skręcił na następnym zjeździe do miasteczka Nottamun (1301 mieszkańców). Napełnił bak na stacji Amoco i spytał znudzoną kobietę za kasą, gdzie mógłby dostać coś do zjedzenia.
– Krokodylowy bar Jacka – oznajmiła. – Na zachód od drogi N.
– Krokodylowy bar?
– Tak. Jack twierdzi, że krokodyle dodają charakteru. – Narysowała mu mapkę na odwrocie liliowej broszurki, reklamującej zabawę z pieczeniem kurczaków i zbiórkę pieniędzy dla dziewczynki potrzebującej przeszczepu nerki. – Hoduje kilka krokodyli, węża i jedną z tych wielkich jaszczurek.
– Iguanę?
– Właśnie.
Przejechał przez miasto, most, pokonał parę mil i w końcu zatrzymał się przy niskim prostokątnym budynku ze świecącym neonem Pabsta.
Parking był pusty.
Wewnątrz w powietrzu wisiał gęsty dym. Z szafy grającej dobiegały dźwięki „Walking After Midnight”. Cień rozejrzał się w poszukiwaniu krokodyli, nie dostrzegł ich jednak.. Zastanowił się przelotnie, czy kobieta ze stacji benzynowej przypadkiem go nie nabrała.
– Co pan sobie życzy? – spytał barman.
– Piwo i hamburgera ze wszystkimi dodatkami. Frytki.
– Talerz chili na początek? Mamy najlepsze w stanie.
– Brzmi nieźle – rzekł Cień. – Gdzie jest toaleta?
Mężczyzna wskazał drzwi w kącie baru. Na ich środku powieszono głowę wypchanego aligatora. Cień nacisnął klamkę.
Był w jasnej czystej łazience. Najpierw rozejrzał się wiedziony przyzwyczajeniem (Pamiętaj, Cień, kiedy sikasz, nie możesz się bić, odezwał się jego głowie Szarak, jak zwykle cicho). Zajął pisuar po lewej, rozpiął rozporek i z ogromną ulgą sikał całą wieczność. Odczytał oprawiony w ramkę pożółkły wycinek z gazety, wiszący na ścianie na poziomie oczu, okraszony zdjęciem Jacka i dwóch aligatorów.
Z pisuaru tuż obok rozległo się uprzejme chrząknięcie, choć Cień nie widział, by ktokolwiek wchodził.
Na stojąco mężczyzna w jasnym garniturze wydawał się wyższy niż gdy siedział w fotelu obok Cienia. Prawie dorównywał mu wzrostem, a Cień był naprawdę wysoki. Patrzył wprost przed siebie. Skończył sikać, strząsnął ostatnich kilka kropel i zapiął rozporek.
Potem uśmiechnął się szeroko niczym lis wyżerający przynętę ze zwoju kolczastego drutu.
– Miałeś czas żeby się zastanowić, Cień – powiedział pan Wednesday. – Chcesz tę pracę?
• • •
Gdzieś w Ameryce
Los Angeles, 23.26
W ciemnoczerwonym pokoju – barwa ścian przywodzi na myśl surową wątróbkę – stoi wysoka kobieta ubrana w karykaturalne, zbyt ciasne jedwabne szorty. Żółta, wiązana pod piersiami bluzka, unosi je i ściska. Czarne włosy ma zaczesane do góry i spięte w węzeł. Obok niej czeka niski mężczyzna w oliwkowym podkoszulku i drogich niebieskich dżinsach. W prawej dłoni trzyma portfel i telefon komórkowy Nokia w czerwono-biało-niebieskiej obudowie.
Głównym meblem w czerwonym pokoju jest łóżko, zasłane białą pościelą ze sztucznej satyny i krwistoczerwoną kapą. U stóp łóżka stoi mały drewniany stolik, na nim niewielki kamienny posążek kobiety o potwornie szerokich biodrach i świecznik.
Kobieta wręcza mężczyźnie wielką czerwoną świecę.
– Proszę, – mówi- zapal ją.
– Ja?
– Tak – odpowiada. – Jeśli chcesz mnie mieć.
– Trzeba było kazać ci obciągnąć w wozie.
« 1 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Bogowie też lubią iluzję
— Dominika Cirocka

Przeczytaj to jeszcze raz: Sztuczka z monetami
— Beatrycze Nowicka

Sztuczki, triki, z kapelusza króliki
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Pomiędzy światami
— Katarzyna Piekarz

Esensja czyta: Październik 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Wrzesień 2017
— Dominika Cirocka, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Lipiec 2017
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jarosław Loretz, Beatrycze Nowicka, Katarzyna Piekarz, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Maj 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Magdalena Kubasiewicz, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Katarzyna Piekarz

Bogowie też lubią iluzję
— Dominika Cirocka

Dymu dużo, ognia mniej
— Beatrycze Nowicka

Przeczytaj to jeszcze raz: Sztuczka z monetami
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Wrzesień 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek

Esensja czyta: Kwiecień 2014
— Miłosz Cybowski, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek, Agnieszka Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.