Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 7 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Neil Gaiman
‹Amerykańscy bogowie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAmerykańscy bogowie
Tytuł oryginalnyAmerican Gods
Data wydania25 stycznia 2008
Autor
PrzekładPaulina Braiter
Wydawca MAG
ISBN978-83-7480-090-7
Format608s. 125×195mm
Cena25,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Amerykańscy bogowie

Esensja.pl
Esensja.pl
Neil Gaiman
« 1 2 3 4 5 6 »

Neil Gaiman

Amerykańscy bogowie

Czerwone światło zgasło. Zapłonęło zielone. Wilson otworzył drzwi. Weszli do środka.
W ciągu ostatnich lat Cień kilka razy widział naczelnika. Raz, kiedy tamten oprowadzał po zakładzie jakiegoś polityka, raz, gdy podczas Dni Zamkniętych przemawiał do nich w grupach po sto osób, mówiąc, że więzienie jest przepełnione i, że ponieważ zostanie przepełnione, lepiej by do tego przywykli.
Z bliska Patterson wyglądał gorzej. Miał owalną twarz i siwe włosy przystrzyżone krótko po wojskowemu. Pachniał Old Spicem. Za jego plecami stała półka pełna książek. Każda z nich w tytule miała słowo „więzienie”. Na idealnie czystym biurku stał tylko telefon i kalendarz Far Side ze zrywanymi kartkami. W uchu mężczyzny widniał aparat słuchowy.
– Usiądź, proszę.
Cień usiadł. Wilson stanął tuż za nim.
Naczelnik otworzył szufladę biurka, wyjął teczkę i położył ją na blacie.
– Pisza tu, że zostałeś skazany na sześć lat za napaść i pobicie. Odsiedziałeś trzy lata. Miałeś zostać zwolniony w piątek.
„Miałeś?” Cień poczuł, jak ściska mu się żołądek. Zastanawiał się, ile jeszcze będzie musiał odsiedzieć – kolejny rok? Dwa? Całe trzy? Głośno jednak powiedział tylko:
– Tak, proszę pana.
Naczelnik oblizał wargi.
– Co powiedziałeś?
– Powiedziałem tak, proszę pana.
– Cień, wypuścimy cię dziś po południu. Zostaniesz zwolniony parę dni wcześniej. – Cień przytaknął, czekając na resztę. Naczelnik spojrzał na leżącą przed nim kartkę. – Dostaliśmy wiadomość ze szpitala Johnsona w Eagle Point. Twoja żona zmarła dziś nad ranem. Zginęła w wypadku samochodowym. Bardzo mi przykro.
Cień skinął głową.
Wilson w milczeniu odprowadził go do celi. Otworzył drzwi i wpuścił Cienia. Dopiero wtedy rzekł:
– Zupełnie jak ten dowcip z dobrą i złą wiadomością, co? Dobra wiadomość: wychodzisz wcześniej. Zła wiadomość: twoja żona nie żyje.
Zaśmiał się, jakby powiedział coś zabawnego.
Cień milczał.
• • •
Jak odrętwiały spakował swoje rzeczy. Większość rozdał. Zostawił w celi Herodota Szaraka i książkę o sztuczkach z monetami, a także, mimo chwilowego żalu, gładkie metalowe dyski, przemycone z warsztatu, służące mu za monety. Na zewnątrz będzie miał mnóstwo prawdziwych monet. Ogolił się, ubrał w strój cywilny. Przechodził przez kolejne drzwi wiedząc, że nigdy więcej w nich nie stanie. Wewnątrz czuł tylko pustkę.
Zaczęło padać. Z szarego nieba lał się zamarzający deszcz. Grudki lodu kłuły twarz Cienia. Cienki płaszcz przemókł błyskawicznie podczas krótkiego marszu do żółtego, dawniej szkolnego autobusu, który zawiezie ich do najbliższego miasta.
Nim do niego dotarli, byli kompletnie przemoczeni. Ośmiu odjeżdżało, półtora tysiąca zostało w środku. Cień usiadł w autobusie dygocząc, póki nie zadziałało ogrzewanie. Zastanawiał się, co teraz zrobi, dokąd pójdzie.
Jego głowę wypełniły widmowe obrazy. W wyobraźni dawno temu opuszczał inne więzienie.
Bardzo długo tkwił w pozbawionym światła pomieszczeniu: brodę miał bujną, włosy zmierzwione. Strażnicy sprowadzili go szarymi kamiennymi stopniami na plac pełen barw i kształtów, ludzi i przedmiotów. Był dzień targowy. Oszołomił go hałas i kolory. Mrużył oczy w zalewającym plac blasku słońca. W nozdrzach czuł słoną wilgoć w powietrzu, zapach towarów z targu. Po lewej stronie woda migotała w słońcu…
Autobus zadrżał i zahamował na czerwonym świetle.
Wokół nich zawodził wiatr. Wycieraczki poruszały się ciężko tam i z powrotem, po szybie, rozmazując obraz miasta, zmieniając go w plamy żółci i neonowej czerwieni. Było wczesne popołudnie, zza szyby jednak wydawało się, że zapadła noc.
– Niech to szlag – rzekł mężczyzna siedzący za Cieniem, przecierając ręką zaparowane okno i przyglądając się mokrej postaci spieszącej chodnikiem. – Widzę tu cipki.
Cień przełknął ślinę. Nagle przyszło mu do głowy, że jeszcze się nie rozpłakał – w ogóle niczego nie czuł. Ani łez, ani żalu. Niczego.
Przypomniał sobie o znajomym gościu, Johnniem Larchu. Mieszkał z nim w jednej celi, gdy trafił do więzienia. Johnnie opowiedział Cieniowi, jak kiedyś wyszedł po pięciu latach za kratami ze stu dolarami w kieszeni i biletem do Seattle, gdzie mieszkała jego siostra.
Johnnie Larch dotarł na lotnisko, wręczył kobiecie za ladą bilet, a ona poprosiła o pokazanie prawa jazdy.
Zrobił to. Ważność prawa wygasła parę lat wcześniej. Kobieta oznajmiła, że nie jest to ważny dokument. Odparł, że może nie jako prawo jazdy, ale pozostaje dokumentem, a zresztą kim innym niby jest, jeśli nie gościem ze zdjęcia, do diabła.
Poprosiła, by zniżył głos.
Odparł, żeby dała mu pieprzoną kartę pokładową, bo pożałuje. Powinna potraktować go z szacunkiem. W więzieniu nie pozwala się innym na okazywanie braku szacunku.
Wtedy kobieta nacisnęła przycisk. W kilka chwil później zjawili się ludzie z ochrony, próbując przekonać Johnniego Larcha, by spokojnie opuścił lotnisko. On jednak nie chciał i doszło do utarczki.
W rezultacie Johnnie Larch nie dotarł do Chicago. Następnych kilka dni spędził w miejskich barach, a gdy wydał już sto dolarów, napadł na stację benzynową z plastikowym pistoletem-zabawką, żeby zdobyć pieniądze na dalsze picie. W końcu został aresztowany za sikanie na ulicy. Wkrótce znów trafił za kraty, odsiadując resztę wyroku, plus niewielki dodatek za napad na stację.
A morał całej tej historii, według Johnniego Larcha, brzmiał: nie należy wkurzać ludzi pracujących na lotnisku.
– Jesteś pewien, że nie chodzi raczej o to, iż „zachowanie sprawdzające się w niezwykłym otoczeniu, takim jak więzienie, nie sprawdza się, więcej, może szkodzić, gdy znajdziemy się poza podobnym środowiskiem”? – spytał Cień, gdy Johnnie Larch opowiedział mu swoją historię.
– Nie. Słuchaj mnie. Słuchaj tego, co mówię, stary – odparł Johnnie Larch. – Nie wkurzaj suk z lotniska.
Cień uśmiechnął się lekko na to wspomnienie. Jego własne prawo jazdy było ważne jeszcze kilkanaście miesięcy.
– Dworzec autobusowy! Wszyscy wysiadać!
Budynek cuchnął moczem i spleśniałym piwem. Cień wgramolił się do taksówki i kazał kierowcy zawieźć się na lotnisko. Powiedział, że dorzuci pięć dolarów napiwku, jeśli tamten zachowa milczenie. Po dwudziestu minutach znaleźli się na miejscu. Kierowca nie odezwał się ani słowem.
A potem Cień potykając się wędrował już przez jasno oświetlony terminal. Martwił się nieco, co będzie z biletem elektronicznym. Wiedział, że ma miejsce na lot w piątek, ale czy uda mu się odlecieć dzisiaj? Dla Cienia wszystko, co elektroniczne, przypominało magię. Obawiał się, że w każdej chwili może zniknąć.
Miał jednak swój portfel – po raz pierwszy od trzech lat trzymał go w ręku – a w środku kilka nieważnych kart kredytowych i jedną Visę, której ważność, co odkrył z miłym zdumieniem, kończyła się dopiero w styczniu. Miał też numer rezerwacji. Nagle uświadomił sobie też, iż jest dziwnie pewien, że jeśli tylko dotrze do domu, wszystko jakoś się ułoży: Laura wróci. Może to podstęp, aby wyciągnąć go kilka dni wcześniej? Albo nastąpiła pomyłka: z wraku na autostradzie wyciągnięto ciało jakiejś innej Laury Moon.
Na zewnątrz, za oszklonymi ścianami lotniska zajaśniała błyskawica. Cień odkrył, że wstrzymuje oddech, czeka na coś. Odległy grzmot. Wypuścił powietrze. Zza lady spojrzała na niego zmęczona biała kobieta.
– Dzień dobry – powiedział Cień. Jesteś pierwszą kobietą, z którą rozmawiam od trzech lat. – Mam numer biletu elektronicznego. Miałem lecieć w piątek, ale muszę dzisiaj – śmierć w rodzinie.
– Mmm, bardzo mi przykro. – Wystukała coś na klawiaturze, spojrzała na ekran, znów zaczęła pisać. – Nie ma problemu. Wpisałam pana na trzecią trzydzieści. Lot może się opóźnić z powodu burzy, więc proszę uważać. Jakiś bagaż?
Uniósł torbę.
– Nie muszę tego zdawać, prawda?
– Nie – rzekła. – Nie musi pan. Ma pan dokument ze zdjęciem?
Cień pokazał jej prawo jazdy.
Lotnisko nie było duże, lecz zdumiała go ilość kręcących się po nim ludzi. Patrzył, jak od niechcenia odkładają torby, wsuwają niedbale portfele do tylnych kieszeni, zostawiają torebki pod krzesłami. I wtedy na dobre pojął, że nie jest już w więzieniu.
Pół godziny do otwarcia bramki. Cień kupił sobie kawałek pizzy i oparzył wargę gorącym serem. Odebrał resztę, podszedł do telefonu. Zadzwonił do Robbiego, do siłowni. Odebrała jednak automatyczna sekretarka.
– Cześć, Robbie. Powiedzieli, że Laura nie żyje. Wypuścili mnie wcześniej. Wracam do domu.
A potem, ponieważ ludzie popełniają błędy, sam często to widywał, zadzwonił do domu i wysłuchał głosu Laury.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Bogowie też lubią iluzję
— Dominika Cirocka

Przeczytaj to jeszcze raz: Sztuczka z monetami
— Beatrycze Nowicka

Sztuczki, triki, z kapelusza króliki
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Pomiędzy światami
— Katarzyna Piekarz

Esensja czyta: Październik 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Wrzesień 2017
— Dominika Cirocka, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Lipiec 2017
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jarosław Loretz, Beatrycze Nowicka, Katarzyna Piekarz, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Maj 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Magdalena Kubasiewicz, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Katarzyna Piekarz

Bogowie też lubią iluzję
— Dominika Cirocka

Dymu dużo, ognia mniej
— Beatrycze Nowicka

Przeczytaj to jeszcze raz: Sztuczka z monetami
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Wrzesień 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek

Esensja czyta: Kwiecień 2014
— Miłosz Cybowski, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek, Agnieszka Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.