Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Neil Gaiman
‹Amerykańscy bogowie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAmerykańscy bogowie
Tytuł oryginalnyAmerican Gods
Data wydania25 stycznia 2008
Autor
PrzekładPaulina Braiter
Wydawca MAG
ISBN978-83-7480-090-7
Format608s. 125×195mm
Cena25,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Amerykańscy bogowie

Esensja.pl
Esensja.pl
Neil Gaiman
« 1 2 3 4 5 6 »

Neil Gaiman

Amerykańscy bogowie

– Cześć – rzekła. – Nie ma mnie albo nie mogę podejść do telefonu. Zostaw wiadomość, a ja oddzwonię. Miłego dnia.
Nie mógł się zmusić, by cokolwiek nagrać.
Usiadł na plastikowym krześle obok bramki, ściskając torbę tak mocno, że rozbolała go dłoń.
Myślał o swym pierwszym spotkaniu z Laurą. Wtedy nie znał nawet jej imienia. Była przyjaciółką Audrey Burton. Siedzieli z Robbiem w kabinie w Chi-Chi. Laura wmaszerowała tam tuż za Audrey i Cień nie mógł oderwać od niej wzroku. Miała długie kasztanowe włosy i oczy tak niebieskie, iż z początku sądził, że założyła barwne szkła kontaktowe. Zamówiła truskawkowe daiquiri i uparła się, by go spróbował. A kiedy to zrobił, zaśmiała się radośnie.
Laura uwielbiała, gdy ludzie kosztowali tego, co ona.
Tego wieczoru pocałował ją na dobranoc. Smakowała truskawkowym daiquiri. Już nigdy nie miał ochoty pocałować kogoś innego.
Kobiecy głos oznajmił, że rozpoczyna się przyjmowanie pasażerów, i Cień znalazł się wśród pierwszych wywołanych nazwisk. Siedział na samym końcu obok pustego miejsca. Deszcz bębnił o ścianę samolotu. Cień wyobrażał sobie małe dzieci, ciskające z nieba garściami wysuszony groszek.
Tuż po starcie zasnął.
Był w mrocznym miejscu. Patrząca na niego istota miała głowę bawołu, paskudną, włochatą, o wielkich wilgotnych oczach. Głowa tkwiła na ciele mężczyzny: szczupłym, i naoliwionym.
– Zbliżają się zmiany – oznajmił bawół, nie poruszając ustami. – Trzeba podjąć pewne decyzje.
Na wilgotnych ścianach jaskini zalśniło odbicie błyskawicy.
– Gdzie jestem? – spytał Cień.
– W ziemi i pod ziemią – odparł człowiek bawół. – Tam, gdzie czekają zapomniani. – Jego czarne oczy lśniły niczym szklane kulki. Głos przypominał grzmot z głębin świata. Pachniał mokrym zwierzęciem. – Uwierz – rzekł grzmiący głos. – Jeśli masz przeżyć, musisz wierzyć.
– Wierzyć? W co? – spytał Cień. – W co mam uwierzyć?
Człowiek bawół patrzył na Cienia. Wyprostował się i jakby urósł nagle. W jego oczach zapłonął ogień. Otworzył zaśliniony bawoli pysk. Jego wnętrze także było czerwone. Płonęło ogniem wnętrza ciała spod ziemi.
– We wszystko! – ryknął człowiek-bawół.
Świat pochylił się i zawirował, i Cień znów siedział w samolocie. Lecz wszystko wokół wciąż się kołysało. Na przedzie samolotu jakaś kobieta krzyknęła bez przekonania.
Wokół nich zajaśniały błyskawice. W interkomie odezwał się głos kapitana, mówiący, że spróbuje nabrać wysokości, by uwolnić się od burzy.
Samolot kołysał się i dygotał. Cień zastanowił się przelotnie, czy wkrótce zginie. Uznał, że to możliwe, lecz mało prawdopodobne. Wyglądał przez okno, patrząc na horyzont rozświetlony jasnymi błyskawicami.
A potem znów zasnął. Śniło mu się, że wrócił do więzienia, a Szarak szepcze w kolejce po żarcie, że ktoś wykupił kontrakt na jego życie. Cień jednak nie mógł się dowiedzieć kto ani dlaczego. A kiedy się obudził, podchodzili do lądowania.
Wygramolił się z samolotu, mrugając w oszołomieniu.
Wszystkie lotniska w gruncie rzeczy wyglądają tak samo – nieważne gdzie jesteś, jesteś na lotnisku. Kafelki, korytarze, toalety, bramki, kioski z gazetami, jarzeniówki. To lotnisko także wyglądało typowo. Niestety jednak nie było miejscem, do którego zmierzał. Było stanowczo za duże. Zbyt wiele ludzi, zdecydowanie zbyt wiele bramek.
– Przepraszam panią?
Kobieta spojrzała na niego znad papierów.
– Słucham?
– Co to za lotnisko?
Przyjrzała mu się zaskoczona, jakby próbując stwierdzić, czy z niej żartuje.
– St. Louis – odparła w końcu.
– Myślałem, że samolot leci do Eagle Point.
– Bo leciał. Skierowali go tutaj z powodu burzy. Nie ogłosili tego?
– Pewnie tak. Spałem.
– Musi pan porozmawiać z tamtym człowiekiem w czerwonej kurtce.
Mężczyzna niemal dorównywał mu wzrostem. Wyglądał jak ojciec z sitkomu z lat siedemdziesiątych. Wpisał coś w komputer i kazał Cieniowi ruszyć – biegiem! – do bramki po drugiej stronie terminalu.
Cień przebiegł przez lotnisko. Gdy jednak dotarł na miejsce, drzwi już się zamykały. Patrzył przez szybę na startujący samolot.
Kobieta na stanowisku pomocy (niska, brązowoskóra, z pieprzykiem na nosie) naradziła się z jeszcze jedną kobietą, gdzieś zatelefonowała („Nie, to niemożliwe. Właśnie go odwołali.”), po czym wydrukowała kolejną kartę pokładową.
– To dla pana – oznajmiła. – Zadzwonimy na bramkę i uprzedzimy, że już pan idzie.
Cień czuł się jak groszek przerzucany między trzema kupkami. Jak karta wtasowywana w talię. Znów biegł przez lotnisko, by trafić w pobliże miejsca, w którym wysiadł.
Drobny mężczyzna przy bramce odebrał od niego kartę pokładową.
– Czekaliśmy na pana – powiedział oddzierając pasek z numerem miejsca –17D. Cień wbiegł do samolotu. Drzwi zamknęły się tuż za nim.
Przeszedł przez przedział pierwszej klasy – zaledwie cztery fotele, trzy z nich zajęte. Brodaty człowiek w jasnym garniturze, siedzący przy pustym miejscu z przodu, uśmiechnął się szeroko, po czym podniósł rękę, i gdy Cień przechodził obok postukał w zegarek.
Tak, tak, przeze mnie się spóźnisz – pomyślał Cień. – Obyś nie miał większych zmartwień.
Wędrował między fotelami. Uznał, że samolot jest prawie pełny, kiedy jednak dotarł na koniec, odkrył, jak bardzo – na miejscu 17D siedziała już kobieta w średnim wieku. Cień pokazał jej kupon z karty. Ona zademonstrowała swój. Były identyczne.
– Zechce pan zająć miejsce – poprosiła stewardesa.
– Niestety – odparł. – Nie mogę.
Stewardesa mlasnęła językiem, sprawdziła karty pokładowe, potem poprowadziła go na przód samolotu i wskazała pusty fotel w pierwszej klasie.
– Chyba ma pan dziś szczęście – powiedziała. – Życzy pan sobie coś do picia? Mamy dość czasu przed startem. Jestem pewna, że po tym wszystkim ma pan ochotę na drinka.
– Poproszę piwo – powiedział Cień. – Jakie państwo mają.
Stewardesa odeszła.
Mężczyzna w jasnym garniturze, siedzący obok Cienia, postukał paznokciem w zegarek – czarny Rolex.
– Spóźniłeś się – oznajmił i uśmiechnął się szeroko. W uśmiechu tym nie było ani krzty ciepła.
– Słucham?
– Powiedziałem, że się spóźniłeś.
Stewardesa wręczyła Cieniowi szklankę piwa.
Przez chwilę zastanawiał się, czy jego sąsiad przypadkiem nie oszalał. Potem uznał, że zapewne chodzi mu o samolot czekający na ostatniego pasażera.
– Przepraszam za to, że was zatrzymałem – rzekł uprzejmie. – Spieszy się pan?
Samolot cofnął się od bramki. Stewardesa wróciła i odebrała Cieniowi piwo. Mężczyzna w jasnym garniturze uśmiechnął się do niej mówiąc: „Nie martw się, moja droga, będę jej pilnował.” i pozwoliła mu zatrzymać szklankę Jacka Danielsa, protestując bez przekonania, że stanowi to naruszenie przepisów. (Pozwól, że ja to osądzę, moja droga.).
– Czas jest tu niewątpliwie istotny – oznajmił mężczyzna. – Ale nie, martwiłem się po prostu, że nie zdążysz na samolot..
– To bardzo uprzejme z pańskiej strony.
Samolot tkwił niespokojnie na ziemi, drżąc z niecierpliwości. Silniki ryczały, gotowe do startu.
– Uprzejme, akurat – mruknął mężczyzna w jasnym garniturze. – Mam dla ciebie pracę, Cień.
Głośniejszy ryk silników. Mały samolot szarpnął się naprzód, wciskając Cienia w siedzenie – a potem byli już w powietrzu. Światła lotniska gasły w dole. Cień przyjrzał się uważnie siedzącemu obok człowiekowi.
Włosy miał rudosiwe, brodę bardzo krótką, siworudą. Kanciasta, kwadratowa twarz, jasnoszare oczy. Garnitur sprawiał wrażenie kosztownego. Miał barwę stopionych lodów waniliowych. Do tego krawat z ciemnoszarego jedwabiu i spinka w kształcie srebrnego drzewa: pień, gałęzie, głębokie korzenie.
Podczas startu trzymał szklankę Jacka Danielsa. Nie uronił ani kropli.
– Nie spytasz jaką pracę? – rzekł.
– Skąd pan wie, kim jestem?
Mężczyzna zaśmiał się.
– Odkrycie, jak nazywają się ludzie, to najłatwiejsza rzecz pod słońcem. Trochę wiedzy, trochę szczęścia, odrobina pamięci. Spytaj, jaką pracę.
– Nie – odparł Cień. Stewardesa przyniosła mu kolejną szklankę piwa. Pociągnął łyk.
– Czemu nie?
– Wracam do domu. Czeka tam już na mnie praca. Nie chcę innej.
Z pozoru szeroki uśmiech mężczyzny nie zmienił się. Teraz jednak Cień wyczuł w nim rozbawienie.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Bogowie też lubią iluzję
— Dominika Cirocka

Przeczytaj to jeszcze raz: Sztuczka z monetami
— Beatrycze Nowicka

Sztuczki, triki, z kapelusza króliki
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Pomiędzy światami
— Katarzyna Piekarz

Esensja czyta: Październik 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Wrzesień 2017
— Dominika Cirocka, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Lipiec 2017
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jarosław Loretz, Beatrycze Nowicka, Katarzyna Piekarz, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Maj 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Magdalena Kubasiewicz, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Katarzyna Piekarz

Bogowie też lubią iluzję
— Dominika Cirocka

Dymu dużo, ognia mniej
— Beatrycze Nowicka

Przeczytaj to jeszcze raz: Sztuczka z monetami
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Wrzesień 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek

Esensja czyta: Kwiecień 2014
— Miłosz Cybowski, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek, Agnieszka Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.