WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Z mgły zrodzony |
Tytuł oryginalny | Mistborn |
Data wydania | 21 marca 2008 |
Autor | Brandon Sanderson |
Przekład | Aleksandra Jagiełowicz |
Wydawca | MAG |
Cykl | Ostatnie Imperium, Scadrial, Cosmere |
ISBN | 978-83-7480-080-8 |
Format | 624s. 135×205mm |
Cena | 39,— |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Z mgły zrodzonyBrandon Sanderson
Brandon SandersonZ mgły zrodzonyKelsier słyszał różne opowieści. Słyszał szepty o czasach, kiedy – dawno, dawno temu – słońce nie było czerwone. Niebo nie było wtedy przesłonięte popiołem i dymem, rośliny nie musiały walczyć o życie, a skaa nie byli niewolnikami. W czasach przed Ostatnim Imperatorem. Jednak te czasy właściwie uległy już zapomnieniu. Nawet legendy przestały być wiarygodne. Kelsier obserwował słońce, wodząc wzrokiem za gigantyczną czerwoną tarczą, która pełzła powoli w stronę zachodniego horyzontu. Przez chwilę stał w milczeniu, sam na pustym polu. Dzień pracy dobiegł końca. Skaa zostali zapędzeni z powrotem do baraków. Wkrótce nadciągną mgły. Wreszcie Kelsier westchnął, po czym odwrócił się, by wąskimi miedzami i ścieżkami przecisnąć się pomiędzy ogromnymi hałdami popiołu. Starał się nie rozdeptywać roślin, choć nawet nie wiedział dlaczego. Zasiew był niewart uwagi. Wątłe kiełki o zwiędniętych liściach wydawały się równie przygnębione jak ludzie, którzy je pielęgnowali. Chaty skaa wznosiły się ciemnymi plamami w gasnącym świetle. Kelsier widział już pierwsze tworzące się smugi mgły, wiszące w powietrzu i nadające bryłowatym budynkom odrealniony, niematerialny wygląd. Chat nie strzeżono – nie było takiej potrzeby, gdyż żaden skaa nie odważyłby się wychynąć na zewnątrz po nadejściu zmroku. Zbyt mocno obawiali się mgieł. Kiedyś będę musiał ich z tego wyleczyć, pomyślał Kelsier, zbliżając się do jednego z większych budynków. Ale wszystko w swoim czasie. Pchnął drzwi i wśliznął się do środka. Rozmowy urwały się natychmiast. Kelsier zamknął drzwi, po czym odwrócił się z uśmiechem. W Sali znajdowało się około trzydziestu skaa. W palenisku pośrodku pomieszczenia płonął mizerny ogień, a stojący obok kocioł był wypełniony wodą z pływającą w niej garścią warzyw – zalążek wieczornego posiłku. Zupa naturalnie będzie jałowa, ale pachniała kusząco. – Dobry wieczór wszystkim – rzekł Kelsier z uśmiechem, stawiając swoje brzemię przy nodze i opierając się o drzwi. – Jak minął dzień? Jego słowa przerwały milczenie, a kobiety wróciły do przygotowywania kolacji. Grupa mężczyzn, siedząca wokół prymitywnie skleconego stołu, przyglądała mu się jednak z niezadowolonym wyrazem twarzy. – Nasz dzień był wypełniony pracą, wędrowcze – rzekł Tepper, jeden ze starszych skaa. – Tobie udało się tego uniknąć. – Praca w polu nigdy mnie nie pasjonowała – odparł Kelsier. – Jest zbyt ciężka dla mojej delikatnej skóry. Uśmiechnął się, wyciągając przed siebie ręce pokryte warstwami wąskich blizn. Pokrywały one całą skórę, biegnąc wzdłuż, jakby jakaś bestia darła ją szponami w górę i w dół. Tepper prychnął. Był młody jak na członka starszyzny, zaledwie dobiegał czterdziestki – mógł być najwyżej pięć lat starszy od Kelsiera. Jednak ten obdarty człowiek wyglądał na kogoś, kto lubi mieć ostatnie słowo. – Nie czas na błahostki – odparł z powagą Tepper. – Kiedy przyjmujemy wędrowca, oczekujemy, że będzie się godnie zachowywał i nie ściągnie na nas podejrzeń. Dzisiaj rano uciekłeś z pola, a to mogło skończyć się chłostą dla pracujących wokół ciebie ludzi. – To prawda – rzekł Kelsier. – Ale mogli oberwać batem także i za to, że stanęli w niewłaściwym miejscu, że zbyt długo się wahali, czy też za zakasłanie, kiedy ekonom przechodził obok. Kiedyś widziałem, jak człowiek został wychłostany, ponieważ jego pan utrzymywał, że „niewłaściwie mrugnął”. Tepper usiadł, mrużąc oczy, sztywno jak drąg i z nieustępliwym wyrazem twarzy oparł przedramiona na stole. Kelsier westchnął i wywrócił oczyma. – Dobrze, jeśli chcecie, to sobie pójdę. Już mnie nie ma. Zarzucił worek na ramię i nonszalancko otworzył drzwi. Przez szczelinę natychmiast zaczęła wsączać się mgła, unosząc się leniwie wokół Kelsiera, zbierając na podłodze i pełznąc przez kurz jak nieśmiałe zwierzę. Kilka osób krzyknęło ze strachu, choć większość była zbyt oszołomiona, by wydać z siebie głos. Kelsier stał przez chwilę nieruchomo, spoglądając na mroczne smugi mgły, wijące się powoli wokół paleniska. – Zamknij drzwi – słowa Teppera brzmiały jak błaganie, a nie jak rozkaz. Kelsier spełnił żądanie, pchnął drzwi i odciął strumień białej mgły. – Mgła nie jest tym, co sądzisz. Boicie się jej o wiele za bardzo. – Ludzie, którzy pogrążają się w mgle, tracą dusze – szepnęła kobieta. Jej słowa obudziły wątpliwość – czy Kelsier wędrował we mgle? A jeśli tak, to co się stało z jego duszą? Gdybyś tylko wiedziała, pomyślał Kelsier. – Cóż, jeśli dobrze rozumiem, zostaję. – Skinął ręką na chłopaka, żeby przyniósł mu stołek. – I bardzo dobrze… szkoda by było, żebym poszedł, nie dzieląc się z wami tym, co wiem. Niejeden z obecnych ożywił się na te słowa. Była to prawdziwa przyczyna, dla której jeszcze go tolerowali – przyczyna, dla której nawet zahukani wieśniacy przygarnęli takiego człowieka jak Kelsier. Był skaa, który igrał z wolą Ostatniego Imperatora, podróżując od plantacji do plantacji. Może i był renegatem, zagrożeniem dla całej społeczności, ale przywoził wieści ze świata. – Przybywam z północy – oznajmił Kelsier. – Z ziem, gdzie Dotyk Ostatniego Imperatora jest mniej zauważalny. Mówił czystym, wyraźnym głosem, a ludzie, nie przerywając zajęć, podświadomie pochylali się ku niemu. Nazajutrz plotki przyniesione przez Kelsiera zostaną przekazane kilkuset osobom mieszkającym w innych barakach. Skaa byli poniżani i pokorni, ale plotkowali bez opamiętania. – Na Zachodzie panują lokalni lordowie – mówił Kelsier – i żyją z dala od żelaznej pięści Ostatniego Imperatorai jego obligatorów. Niektórzy z tych dalekich szlachciców stwierdzili, że szczęśliwi skaa pracują lepiej niż źle traktowani. Jeden z nich, lord Renoux, zażądał nawet, aby jego ekonomowie zaprzestali chłost bez zezwolenia. Chodzą słuchy, że rozważa wypłacanie wynagrodzenia swoim skaa z plantacji, i to takiego, jakie miewają rzemieślnicy z miasta. – Nonsens – mruknął Tepper. – Przepraszam – odparł Kelsier. – Nie wpadłbym na to, że kum Tepper ostatnio był w posiadłości lorda Renoux. Kiedy ostatnio jadłeś z nim kolację, czy powiedział ci o czymś, o czym nie powiedział mnie? Tepper oblał się rumieńcem. Skaa nie podróżowali, a już z całą pewnością nie jadali przy jednym stole z lordami. – Uważasz mnie za głupca, wędrowcze – rzekł Tepper. – Ale ja wiem, co robisz. Jesteś tym, którego nazywają Ocalałym, zdradzają cię blizny na ramionach. Jesteś też mąciwodą – wędrujesz od plantacji do plantacji, wzniecasz niezadowolenie. Zjadasz naszą żywność, opowiadasz wielkie historie i kłamstwa, potem znikasz i zostawiasz takich ludzi jak ja, by radzili sobie z fałszywymi nadziejami, jakie wzbudziłeś w naszych dzieciach. Kelsier uniósł brew. – Spokojnie, kumie Tepper – rzekł. – Twoje obawy są całkowicie bezpodstawne. Nie mam najmniejszego zamiaru zjadać waszej żywności, przyniosłem własną. Z tymi słowy Kelsier sięgnął i rzucił worek na ziemię przed stołem Teppera. Luźno zawiązana torba przechyliła się. Wysypała się z niej żywność. Chleb, owoce, nawet kilka grubych, wędzonych kiełbas. Nektaryna potoczyła się po twardym klepisku i odbiła lekko od stopy Teppera. Niemłody już skaa spojrzał na owoc ze zdumieniem. – To jedzenie szlachty! Kelsier prychnął. – Ledwie ledwie. Jak na człowieka o takim prestiżu i geście, wasz lord Tresting ma zastanawiająco kiepski gust. Jego spiżarnia to kompromitacja dla tak wspaniałej posesji. Tepper pobladł jeszcze bardziej. – To tam się wybrałeś dzisiaj – szepnął. – Poszedłeś do zamku… Okradłeś pana! – Istotnie – zgodził się Kelsier. – Mogę jeszcze dodać, że o ile gusta kulinarne waszego pana są rozpaczliwe, jego talent w doborze żołnierzy robi znacznie większe wrażenie. Wśliźnięcie się do jego domu w biały dzień było nie lada wyzwaniem. Tepper wciąż gapił się na worek z żywnością. – Jeśli ekonom to tutaj znajdzie… – Więc zróbcie coś, żeby nie znalazł – odparł Kelsier. – Jestem przekonany, że to smakuje o wiele lepiej niż rozwodniona jarzynówka. Dwa tuziny par wygłodniałych oczu pożerały wzrokiem żywność. Jeśli nawet Tepper szykował kolejne argumenty, nie uczynił tego dość szybko, bo chwila milczenia została natychmiast uznana za przyzwolenie. W ciągu kilku minut sprawdzono i podzielono zawartość worka, a garnek zupy bulgotał w zapomnieniu, podczas, kiedy skaa spożywali znacznie bardziej egzotyczny posiłek. Kelsier rozsiadł się wygodnie, opierając się o drewnianą ścianę chaty i obserwując, jak ludzie rzucają się na jedzenie. Miał rację – to, co znalazł w spiżarni było żałośnie przyziemne. Ci ludzie jednak od najmłodszych lat żywili się tylko zupą i kaszą. Dla nich chleb i owoce były rzadkimi przysmakami – zwykle kosztowali ich jedynie w postaci nieświeżych resztek, przynoszonych przez służbę domową. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
W świecie popiołu i tyranii
— Katarzyna Piekarz
Z mgły zrodzony
— Brandon Sanderson
Esensja czyta: Sierpień 2013
— Kamil Armacki, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady
Źli panowie, dobrzy niewolnicy
— Anna Kańtoch
Są światy inne niż ten
— Magdalena Kubasiewicz
W świecie popiołu i tyranii
— Katarzyna Piekarz
Barwy magii
— Magdalena Kubasiewicz
Raz do Koła: Daleko jeszcze?
— Beatrycze Nowicka
Dokonać niemożliwego
— Katarzyna Piekarz
Miasto upadłych bogów
— Magdalena Kubasiewicz
Nadpisywanie rzeczywistości
— Beatrycze Nowicka
Duże ilości fantasy naraz
— Kamil Armacki
Raz do Koła: Całkiem elegancki splot Ducha
— Beatrycze Nowicka
Raz do Koła: Koło toczy się dalej
— Beatrycze Nowicka