Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 7 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Neil Gaiman
‹Księga cmentarna›

WASZ EKSTRAKT:
80,0 (0,0) % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKsięga cmentarna
Tytuł oryginalnyThe Graveyard Book
Data wydania3 października 2008
Autor
PrzekładPaulina Braiter
Wydawca MAG
ISBN978-83-7480-109-6
Format288s. 125×195mm
Cena29,99
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Księga cmentarna

Esensja.pl
Esensja.pl
Neil Gaiman
« 1 2 3 4 »

Neil Gaiman

Księga cmentarna

– Dobrej nocy życzę – odparł nieznajomy, którego Jack omyłkowo wziął za dozorcę.
Mężczyzna imieniem Jack ruszył w dół zbocza.
Nieznajomy obserwował go z cienia, dopóki tamten nie zniknął mu z oczu, następnie ruszył przez noc w górę, w miejsce niepodzielnie zdominowane przez obelisk i wkopany w ziemię płaski kamień, poświęcony pamięci Josiaha Worthingtona, miejscowego piwowara, polityka, a później baroneta, który niemal trzysta lat wcześniej kupił stary cmentarz i ziemię wokół niego i przekazał w wieczne użytkowanie miastu. Dla siebie przeznaczył najlepsze miejsce na wzgórzu – naturalny amfiteatr z widokiem na miasto w dole – i dopilnował, by cmentarz przetrwał jako cmentarz. Jego mieszkańcy byli mu wdzięczni, choć może nie aż tak, jak tego oczekiwał Josiah Worthington, baronet.
Na cmentarzu spoczywało około dziesięciu tysięcy dusz, lecz większość spała głęboko albo nie interesowała się conocnymi wydarzeniami, toteż w blasku księżyca w amfiteatrze zgromadziły się ich niecałe trzy setki.
Nieznajomy dotarł do nich bezszelestnie niczym mgła i w milczeniu obserwował z cienia dyskusję.
Przemawiał właśnie Josiah Worthington.
– Ależ dobrodziejko – rzekł. – Twój upór jest… Czyż nie widzisz sama, jaki jest śmieszny?
– Nie – odparła pani Owens. – Nie widzę.
Siedziała na ziemi ze skrzyżowanymi nogami, żywe dziecko spało jej na kolanach. Oplotła jego głowę bladymi dłońmi.
– Pani Owens, jeśli wielmożny pan pozwoli, próbuje rzec, że nie widzi tego w ten sposób – oznajmił pan Owens, stojący obok niej. – Uważa to za wypełnienie obowiązku.
Pan Owens poznał Josiaha Worthingtona, kiedy obaj jeszcze żyli. W swoim czasie wyszykował kilka pięknych mebli do jego dworu nieopodal Inglesham i wciąż żywił przed nim nabożny lęk.
– Jej obowiązek? – Josiah Worthington, baronet, potrząsnął głową, jakby chciał się pozbyć pasma pajęczyny. – Obowiązki, dobrodziejko, masz wobec cmentarza i dobra tych, którzy tworzą wspólnotę bezcielesnych duchów, zjaw i podobnych upiorów. I obowiązek nakazuje ci jak najszybciej oddać to stworzenie do jego naturalnego domu, czyli nie tutaj.
– Matka chłopczyka dała mi go – odparła pani Owens, jakby to wszystko wyjaśniało.
– Moja droga niewiasto…
– Nie jestem twoją drogą niewiastą. – Pani Owens podniosła się z ziemi. – Po prawdzie w ogóle nie wiem, czemu tu jestem i rozmawiam z całą waszą bandą patentowanych durniów, skoro chłopiec wkrótce obudzi się głodny. Chciałabym tylko wiedzieć, gdzie znajdę dla niego strawę na tym cmentarzu.
– I – wtrącił sztywno Kajus Pompejusz – dokładnie w tym rzecz. Czym będziesz go karmić? Jak możesz się nim opiekować?
Oczy pani Owens płonęły.
– Potrafię się nim zająć – rzuciła – równie dobrze jak jego własna mama. Już mi go oddała. Spójrzcie… Przecież go trzymam. Dotykam.
– Bądź rozsądna, Betsy – odezwała się Mateczka Slaugh­ter, drobne stworzenie w wielkim czepku i pelerynie, które nosiła za życia i w których ją pochowano. – Gdzie on będzie mieszkał?
– Tutaj – ucięła pani Owens. – Możemy obdarzyć go Swobodą Cmentarza.
Usta mateczki Slaughter zamieniły się w małe „o”.
– Ale – zaczęła – ale ja nigdy – dodała.
– A czemuż by nie? W końcu to nie pierwszy raz obdarzylibyśmy przybysza z zewnątrz Swobodą Cmentarza.
– To prawda – zgodził się Kajus Pompejusz. – Ale on nie był żywy.
Po tych słowach nieznajomy uświadomił sobie, czy tego chce, czy nie, że on także został wciągnięty do rozmowy, i niechętnie wyłonił się z cieni, odrywając się od nich niczym plama ciemności.
– Nie – zgodził się – nie jestem żywy. Ale uznaję racje pani Owens.
– Naprawdę, Silasie? – spytał Josiah Worthington.
– Naprawdę. Na dobre czy na złe – a szczerze wierzę, że na dobre – pani Owens i jej małżonek przyjęli to dziecko pod swą pieczę. Lecz, by wychować dziecko, trzeba czegoś więcej niż para poczciwych dusz. Trzeba całego cmen­tarza.
– A co z jedzeniem i resztą?
– Ja mogę opuszczać cmentarz i wracać. Przyniosę mu jedzenie.
– Dobrze ci to mówić – upierała się Mateczka Slaughter. – Ale ty pojawiasz się i znikasz i nikt nie wie, gdzie się podziewasz. Gdybyś nie wrócił przez tydzień, chłopiec mógłby umrzeć.
– Mądra z ciebie kobieta – rzekł Silas. – Widzę już, czemu wszyscy mówią o tobie z szacunkiem. – Nie mógł wpływać na umysły martwych tak jak na żywych, ale posługiwać się wszelkimi narzędziami pochlebstwa i perswazji, jakimi dysponował, owszem. A umarli nie są na nie odporni. Nagle podjął decyzję. – No dobrze, jeśli pan i pani Owens zostaną rodzicami, ja będę jego opiekunem. Pozostanę tutaj, a gdybym musiał odejść, dopilnuję, by ktoś zajął moje miejsce, sprowadzał dziecku jedzenie i zajmował się nim. Możemy skorzystać z krypty w kaplicy.
– Ale – nie poddawał się Josiah Worthington. – Ale. Ludzkie dziecko. Żywe dziecko. To znaczy. To znaczy, znaczy. To przecież cmentarz, nie pokój dziecinny, do diaska!
– Właśnie – przytaknął Silas. – Dobrze powiedziane, sir Josiahu, sam lepiej bym tego nie ujął. I z tej właśnie przyczyny, jeśli nie z innej, jest tak ważne, by wychować dziecko, jak najmniej zakłócając, jeśli wybaczycie mi to słowo, życie cmentarne. – To rzekłszy, podszedł lekkim krokiem do pani Owens i spojrzał na niemowlę śpiące w jej ramionach. Uniósł brew. – Czy on ma jakieś imię, pani Owens?
– Jego matka mi go nie podała.
– Rozumiem. Zresztą, stare imię i tak na niewiele by mu się zdało, a są tacy, którzy pragną go skrzywdzić. Może zatem sami wybierzemy mu imię?
Kajus Pompejusz podszedł bliżej i przyjrzał się dziecku.
– Wygląda trochę jak mój prokonsul, Marek. Moglibyśmy nazwać go Markiem.
– Bardziej wygląda jak mój naczelny ogrodnik, Stebbins – nie zgodził się Josiah Worthington. – Zresztą, wcale nie proponuję nazwać go Stebbins; nieborak, pił jak smok.
– Wygląda jak mój siostrzeniec, Harry – wtrąciła Mateczka Slaughter i wydawało się, że cały cmentarz dołączy do dyskusji, a każdy mieszkaniec zacznie porównywać dziecko z kimś dawno zapomnianym, gdy odezwała się pani Owens.
– Nie wygląda jak nikt poza nim samym – oświadczyła stanowczo. – Nikt.
– W takim razie nazwijmy go Nikt – zaproponował Silas. – Nikt Owens.
I wtedy, jakby reagując na imię, dziecko otworzyło szeroko oczy i się ocknęło. Pokręciło głową, przyglądając się twarzom umarłych, mgle i księżycowi. W końcu spojrzało na Silasa. Nie odwróciło wzroku. Sprawiało wrażenie dziwnie poważnego.
– A co to za imię Nikt? – oburzyła się Mateczka Slaughter.
– Jego imię. I dobre imię – odparł Silas. – Dzięki niemu będzie bezpieczny.
– Nie chcę żadnych kłopotów – zadeklarował Josiah Worthington.
Niemowlę spojrzało w górę, na niego, a potem zmęczone, głodne czy może stęsknione za domem, rodziną i swoim światem wykrzywiło twarzyczkę i się rozpłakało.
– Zostaw nas – polecił pani Owens Kajus Pompejusz. – Omówimy tę sprawę bez ciebie.
• • •
Pani Owens czekała przed cmentarną kaplicą. Ponad czterdzieści lat temu budynek przypominający mały kościół z wieżyczką uznano za obiekt zabytkowy o znaczeniu historycznym. Rada miasta zdecydowała, że odnowa małej kaplicy na zarośniętym, od dawna niemodnym cmentarzu byłaby zbyt kosztowna, toteż zamknęła drzwi na kłódkę i czekała, aż budowla się zawali. Mury porósł bluszcz, lecz kaplicę wzniesiono solidnie i nie miała runąć w tym stuleciu.
Dziecko zasnęło w objęciach pani Owens, która kołysała je ostrożnie, śpiewając mu starą piosenkę. Nauczyła ją jej matka, gdy ona sama była dzieckiem, w czasach kiedy mężczyźni po raz pierwszy zaczęli nosić pudrowane peruki. Piosenka brzmiała tak:
Śpij, maleńki, słodko śpij,
pośpij jeszcze chwilę,
gdy dorośniesz, ruszysz w świat,
jeśli się nie mylę.
Poznasz miłość,
tańca krzynę,
znajdziesz skarb
i swoje imię…
I pani Owens odśpiewała ją całą, nim odkryła, że zapomniała jak się kończy. Miała wrażenie, że ostatnia linijka brzmiała coś jakby „i oślizgłe gile”, ale być może zakończenie to pochodziło z zupełnie innej kołysanki. Urwała zatem i zamiast tego zaśpiewała tę o dwóch kotkach, szaroburych obydwóch, a potem swym ciepłym, mocnym głosem odśpiewała kolejną, nowszą, o chłopczyku, na którego z popielnika mruga iskiereczka. Zaczęła właśnie długą balladę o pewnym hrabim, którego żona, strapiona romansem męża, zmarła ze zgryzoty, gdy Silas wyłonił się zza narożnika budynku. W dłoniach trzymał kartonowe pudełko.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Pomiędzy światami
— Katarzyna Piekarz

Esensja czyta: IV kwartał 2008
— Artur Chruściel, Ewa Drab, Jakub Gałka, Daniel Gizicki, Anna Kańtoch, Paweł Sasko, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Mała Esensja: Na raz
— Anna Kańtoch

Mała Esensja: Jak polubić zgniłego trupa
— Michał Foerster

Tegoż twórcy

Pomiędzy światami
— Katarzyna Piekarz

Esensja czyta: Październik 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Wrzesień 2017
— Dominika Cirocka, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Lipiec 2017
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jarosław Loretz, Beatrycze Nowicka, Katarzyna Piekarz, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Maj 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Magdalena Kubasiewicz, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Katarzyna Piekarz

Bogowie też lubią iluzję
— Dominika Cirocka

Dymu dużo, ognia mniej
— Beatrycze Nowicka

Przeczytaj to jeszcze raz: Sztuczka z monetami
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Wrzesień 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek

Esensja czyta: Kwiecień 2014
— Miłosz Cybowski, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek, Agnieszka Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.