WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Myto ogarów: Miasto |
Tytuł oryginalny | Toll of Hounds |
Data wydania | 11 lutego 2009 |
Autor | Steven Erikson |
Przekład | Michał Jakuszewski |
Wydawca | MAG |
Cykl | Malazańska Księga Poległych |
ISBN | 978-83-7480-119-5 |
Format | 560s. 115×185mm |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Myto ogarów. MiastoSteven Erikson
Steven EriksonMyto ogarów. MiastoNa jego głowie zacisnęły się dłonie. Jedna zamknęła mu mocno usta i jego płuca natychmiast wypełniła woda. Tonął. Dłoń zacisnęła się mocniej, palce zamknęły nozdrza. Giddyna zalała ciemność i świat zniknął powoli. • • • Nerwusik prychnął pogardliwie, wyszarpnął broń i kopnął jeszcze skrytobójcę w twarz, by podkreślić malujący się na niej wyraz zaskoczenia. Niebieska Perła uśmiechnął się do niego. – Widziałeś, jak rozpostarłem rzygi na bruku? Jeśli to nie było genialne, nie wiem, co… – Zamknij się – warknął Nerwusik. – Nie wiem, czy zauważyłeś, ale to nie były bandziory spragnione darmowego wina. Mag przyjrzał się z uwagą leżącemu przed nim ciału. Z ust i nosa zabitego wypływała woda. Napańczyk pogłaskał się po wygolonej czaszce. – Ehe. Ale to i tak byli amatorzy. Kapturze, ich oddech było widać z połowy długości ulicy. A kiedy przechodzili ci pijacy, przestali oddychać, co nam powiedziało, że to nie oni są celem. Czyli że… – My nim byliśmy. Ehe, to właśnie próbowałem ci powiedzieć. – Wracajmy – zaproponował nagle zaniepokojony mag. Nerwusik pociągnął za wąsy, a potem skinął głową. – Zrób znowu tę iluzję, Niebieska Perła. Dziesięć kroków przed nami. – Spokojnie, sierżancie… – Nie jestem już sierżantem. – Tak? To czemu ciągle wydajesz mi rozkazy? • • • Gdy Wykałaczka wreszcie ujrzała frontowe wejście Baru K’rula, jej gniew osiągnął stan wrzenia. Zatrzymała się, rozejrzała wokół i zauważyła kogoś, kto stał ukryty w cieniu naprzeciwko drzwi. Miał postawiony kaptur, a dłonie schowane pod płaszczem. Ruszyła w stronę nieznajomego. Zauważył ją, gdy dzieliło ich dziesięć kroków. Wyprostował się. Wyraźnie zaniepokojony, poruszył ukrytymi pod płaszczem kończynami. Obok przeszło chwiejnym krokiem kilku świętujących tubylców. Gdy ich minęli, Wykałaczka postawiła ostatni dzielący ją od mężczyzny krok. Być może spodziewał się, że oskarży go głośnymi słowami, z pewnością jednak nie był przygotowany na brutalne kopnięcie między nogi. Kiedy osuwał się na bruk, podeszła bliżej i walnęła go prawą ręką w potylicę, przyśpieszając upadek. Mężczyzna walnął czołem o bruk z przyprawiającym o mdłości trzaskiem. Ciałem targnęły spazmy. Jakiś przechodzień zatrzymał się, spoglądając na leżącego nieszczęśnika. – Hej, ty! – warknęła Wykałaczka. – Z czym masz problem? Popatrzył na nią, zaskoczony, a potem wzruszył ramionami. – Z niczym, kochanie. Słusznie mu się należało za to, że tak tu stał. Hej, wyjdziesz za mnie? – Spadaj. Rozżalony niepowodzeniem miłosnym mężczyzna oddalił się nieśpiesznie. Wykałaczka rozejrzała się raz jeszcze, by sprawdzić, czy ktoś nie ucieka z pobliskiej kryjówki. Być może wydarzyło się to, kiedy nie patrzyła, najprawdopodobniej jednak ukryty obserwator czaił się na którymś z pobliskich dachów. Leżący na ziemi mężczyzna przestał się poruszać. Odwróciła się i ruszyła ku wejściu do Baru K’rula. – Wykałaczka! Zatrzymała się dwa kroki od poobtłukiwanych drzwi i spojrzała za siebie. Biegli za nią Nerwusik i Niebieska Perła. Obaj ściskali dzbanki saltoańskiego wina, a były sierżant miał wściekłą minę. Idący pół kroku za nim mag zerknął na nieruchome ciało leżące po drugiej stronie ulicy. Gadrobijska dziewczynka opróżniała właśnie jego kieszenie. – Chodźcie tu obaj! – warknęła Wykałaczka. – Miejcie oczy otwarte! – Zakupy miały mordercze zakończenie – odezwał się Nerwusik. – Niebieska Perła przez większą część drogi pomagał nam iluzjami, bo zwietrzyliśmy zasadzkę… Wykałaczka zerknęła raz jeszcze na ulicę, złapała obu mężczyzn za ramiona i popchnęła ich bezceremonialnie ku drzwiom. – Schowajcie się, idioci. To niewiarygodne, ale dzisiejsza noc rozwścieczyła mnie do tego stopnia, że odrzuciłam pierwszą porządną propozycję małżeństwa od dwudziestu lat. Niewidka siedziała tam, gdzie zawsze siadała, gdy zwęszyła kłopoty: za małym, skrytym w cieniu stolikiem po prawej. Wtopiła się w tło bardzo skutecznie, ale jej nogi wystawały na zewnątrz i każdy, kto wszedłby do środka, musiałby się o nie potknąć. Wykałaczka zatrzymała się w wejściu i porządnie kopnęła czarne buciory. – Ojej, moja kostka! Wykałaczka rzuciła pakunek na kolana Niewidki. – Au! Niebieska Perła i Nerwusik przepchnęli się do środka. Były sierżant prychnął pogardliwie. – Naszych drzwi broni nieustraszona strażniczka. Nie ma do powiedzenia nic poza „ojej” i „au”. Siedząca za stolikiem kobieta odzyskała już jednak równowagę i odwijała podpłomyki. – Wiesz co, Niewidka? – zaczęła Wykałaczka, siadając za kontuarem. – Rhivijskie staruchy piekące te podpłomyki zawsze spluwają na patelnię, nim wyleją ciasto. Podobno błogosławieństwo starożytnych duchów… – Nie o to chodzi – przerwała jej Niewidka, prostując opakowanie. – Skwierczenie świadczy o tym, że patelnia już się rozgrzała. – No jasne – mruknął Niebieska Perła. Wykałaczka łypnęła na niego spode łba, a potem skinęła głową. – Dobra. Chodźmy wszyscy do naszego gabinetu. Niewidka, idź poszukać Młotka. – Wybrał nieodpowiednią chwilę – mruknęła druga kobieta. – Kto? – Trzpień, wyruszając na tę swoją pielgrzymkę. – Miał farta. Niewidka wstała powoli. – Duiker? – zapytała, przeżuwając podpłomyka. – Zapytaj go – odparła Wykałaczka po chwili wahania. – Jeśli będzie chciał, to niech przyjdzie. Niewidka zamrugała powoli. – Zabiłaś dziś kogoś, Wykałaczka? Brak odpowiedzi był wystarczającą odpowiedzią. Wykałaczka popatrzyła podejrzliwie na grupkę ludzi, którzy byli zbyt pijani, by wytoczyć się z baru z dwunastym dzwonem, jak nakazywał zwyczaj. Byli to bez wyjątku stali klienci. Dadzą sobie radę. Wykałaczka skinieniem nakazała pozostałym podążyć za sobą i ruszyła ku schodom. Na końcu głównej sali ten cholerny bard beczał jedną z mniej znanych wersji Anomandarisa, ale nikt go nie słuchał. • • • Wszyscy trzej uważali się za nowy rodzaj darudżystańskich rajców. Shardan Lim był z nich najchudszy i najwyższy, miał smagłą twarz, wyblakłe niebieskie oczy, haczykowaty nos i wąskie usta o wiecznie opadających kącikach, jakby nie potrafił ukryć pogardy dla świata. Mięśnie na lewym nadgarstku miał dwukrotnie grubsze niż na prawym, naznaczyły go też demonstrowane z dumą blizny. Patrzył w oczy Challice, jakby miał zamiar zapytać jej męża, czy pozwoli mu wkrótce z niej skorzystać. Czuła się, jakby zaciskał na jej gardle zimną dłoń właściciela. Po chwili jednak skierował wyblakłe oczy na coś innego i uśmiechnął się półgębkiem, sięgając po stojący na kominku kielich. Hanut Orr stał naprzeciwko Shardana Lina, po drugiej stronie niemal całkowicie już wygasłego ognia. Głaskał długimi palcami starożytne tłuczki kamienne, z których zbudowano kominek. Dostarczał rozrywki połowie szlachetnie urodzonych kobiet w mieście, pod warunkiem, że były zamężne bądź też straciły dziewictwo w innych okolicznościach. Faktycznie stanowił bardzo atrakcyjne połączenie niebezpiecznego uroku z dominującą arogancją, które to cechy pozwalały mu uwodzić skądinąd inteligentne kobiety. Powszechnie wiedziano, że uwielbia, gdy kochanki padają przed nim na kolana, błagając o choć odrobinę jego uwagi. Mąż Challice rozwalił się w swym ulubionym fotelu po lewej stronie Hanuta Orra. Rozprostował nogi, spoglądając z namysłem w głąb kielicha. Kręcił powoli dłonią i wino barwy błękitnej krwi wirowało ospale. – Droga żono – odezwał się, przeciągając samogłoski w typowy dla siebie sposób – czy balkonowe powietrze cię odświeżyło? – Wina? – zapytał Shardan Lim, unosząc brwi, jakby usługiwanie jej było dlań celem życia. Czy mąż powinien się czuć urażony ledwie skrywaną lubieżnością, z jaką tak zwani przyjaciele spoglądali na jego żonę? Gorlas nie zwracał na to uwagi. – Nie, dziękuję, rajco Lim. Chciałam tylko życzyć wam wszystkim dobrej nocy. Gorlas, długo tu jeszcze zostaniesz? Nie oderwał wzroku od wina, poruszył tylko ustami, jakby po raz kolejny smakował ostatni łyk i przekonał się, że resztki są lekko kwaśne. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Zmęczenie materiału, niestety
— Łukasz Bodurka
Dialogi i monologi
— Miłosz Cybowski
Nekromanci kontratakują
— Miłosz Cybowski
Dwóch panów w drodze (nie licząc lokaja)
— Miłosz Cybowski
Nie ma izolowanych opowieści
— Miłosz Cybowski
I rozczarował się czytelnik niepomiernie
— Miłosz Cybowski
Czekając końca
— Miłosz Cybowski
Wszystkich Kaptur trafia
— Miłosz Cybowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Za dużo i za mało
— Miłosz Cybowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Podróże kształcą
— Miłosz Cybowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Gdzie, kiedy i dlaczego?
— Miłosz Cybowski