Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Steven Erikson
‹Myto ogarów: Miasto›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMyto ogarów: Miasto
Tytuł oryginalnyToll of Hounds
Data wydania11 lutego 2009
Autor
PrzekładMichał Jakuszewski
Wydawca MAG
CyklMalazańska Księga Poległych
ISBN978-83-7480-119-5
Format560s. 115×185mm
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Myto ogarów. Miasto

Esensja.pl
Esensja.pl
Steven Erikson
« 1 5 6 7 8 9 10 »

Steven Erikson

Myto ogarów. Miasto

– Nie musisz na mnie czekać, żono.
Zerknęła mimo woli na Shardana i wyczytała w jego oczach wesołość oraz niedwuznaczne zapewnienie, że on nie potraktowałby jej tak lekceważąco.
Nagle zawładnęła nią mroczna przewrotność. Challice spojrzała mu prosto w oczy i odwzajemniła uśmiech.
Można z całą pewnością stwierdzić, że Gorlas Vidikas nie zauważył tej wymiany spojrzeń, Hanut Orr jednak ją dostrzegł i zareagował wesołością o bardziej gwałtownym, wzgardliwym charakterze.
Challice odwróciła się, czując się zbrukana.
Służąca ruszyła za nią po szerokich schodach i tylko ona widziała, jak sztywne są plecy zmierzającej do sypialni pani Vidikas.
Drzwi zamknęły się za nimi i Challice zrzuciła krótki płaszcz.
– Przynieś moją biżuterię – zażądała.
– Pani?
– Chcę zobaczyć swoją biżuterię! – wrzasnęła na staruszkę.
Kobieta pochyliła głowę i pobiegła wykonać polecenie.
– Tę starą! – zawołała za nią Challice. Z dawnych czasów, gdy była jeszcze niewiele więcej niż dzieckiem, zachwycającym się darami zalotników, łapówkami mającymi kupić jej uczucia, nadal jeszcze wilgotnymi od spoconych dłoni. Och, otwierało się przed nią wówczas tak wiele możliwości.
Przymrużyła powieki, stając przed toaletką.
No cóż, być może nie tylko wówczas. Czy to cokolwiek oznaczało? Czy jeszcze jej zależało?
Jej mąż miał, czego pragnął. Trzech pojedynkowiczów, twardych mężczyzn przemawiało zdecydowanym głosem na posiedzeniach Rady. Stał się teraz jednym z nich i to było wszystko, o co mu chodziło.
A co z tym, czego ona chciała?
Ale… czego właściwie chcę?
Nie miała pojęcia.
– Pani.
Challice się odwróciła.
Rozłożone na wytartej powierzchni toaletki skarby jej panieńskiego wieku wydawały się… tanie. Na sam widok błyskotek Challice poczuła się niedobrze.
– Schowaj je z powrotem do szkatułki – rozkazała służącej. – Jutro wszystkie sprzedamy.
• • •
Nie trzeba było zostawać w ogrodzie. Uwodzicielska gospodyni, wdowa Sepharla, zapadła w pijacki sen na marmurowej ławie. W jednej ręce nadal ściskała kielich, a głowę odchyliła do tyłu, rozdziawiając szeroko usta. W parnym, nocnym powietrzu niosło się głośne chrapanie. Nieudane przedsięwzięcie rozbawiło Murillia. Stał jeszcze nad nią przez pewien czas, popijając wino i radując się wonią kwiatów, gdy nagle usłyszał ciche kroki.
Uniósł wzrok i zobaczył córkę wdowy.
Tego również nie należało robić.
Była o połowę młodsza od niego, ale ten fakt nie czynił już jego zainteresowania niestosownym. Przekroczyła próg trzy, może cztery lata temu i zbliżała się do wieku, w którym mężczyzna nie potrafi ocenić, czy kobieta ma dwadzieścia, czy trzydzieści lat. Po przekroczeniu owego punktu wszystkie podobne oceny opierały się zresztą na złudzeniach i nie miały większego znaczenia.
Niewykluczone, że wypił za dużo wina. Wystarczająco wiele, by osłabiło ono jego determinację, pozwoliło mu zapomnieć, ile lat ma już za sobą, choć nieustannie przypominała mu o tym malejąca liczba pożądliwych spojrzeń, jakimi obrzucały go kobiety. Co prawda, można to było zwać doświadczeniem, umiejętnością zadowalania się kochankami potrafiącymi docenić podobne cechy. Niemniej umysł mężczyzny szybko przeskakuje od tego, jak sprawy mają się w rzeczywistości, do tego, jakimi chciałby je widzieć, albo – jeszcze gorzej – jak wyglądały w przeszłości. Jak brzmiało przysłowie, gdy chodzi o prawdę, każdy mężczyzna jest pojedynkowiczem zbroczonym krwią z dziesięciu tysięcy cięć.
Żadna z tych myśli nie przemknęła jednak przez głowę Murillia w chwili, gdy patrzył w oczy Delish, niezamężnej córki wdowy Sepharii. Doszedł później do wniosku, że to musiało być wino. Upał i parna atmosfera fety, słodki zapach kwiatów unoszący się w ciepłym, wilgotnym powietrzu. Fakt, że dziewczyna była prawie zupełnie naga, miała na sobie tylko koszulę z cienkiego jedwabiu. Jasnokasztanowe włosy obcięła niewiarygodnie krótko, co było ostatnio modne wśród młodych dziewcząt. Twarz miała białą jak śmietanka, usta pełne, a nos leciutko garbaty. Błyszczące piwne oczy były wielkie jak u żebrzącego na ulicy dziecka, ale nie trzymała w dłoniach pękniętej miseczki na monety. Jej potrzeby kierowały się gdzie indziej.
Uspokojony dobiegającym z marmurowej ławy chrapaniem – i przerażony własną ulgą – Murillio pokłonił się nisko.
– Zjawiłaś się w odpowiedniej chwili, moja droga – rzekł, prostując się. – Zastanawiałem się, jak mam zanieść twoją matkę do łóżka. Masz jakieś sugestie?
Pokręciła pięknie ukształtowaną głową.
– Przesypia tu większość nocy. Tak po prostu.
Jej głos był młody, ale nie brzmiał nosowo ani nie wydawał się zbyt wysoki, jak u bardzo wielu młodych dziewcząt w dzisiejszych czasach. Dlatego nie przypomniał mu o wielkiej różnicy wieku między nimi.
Och, spoglądając wstecz, popełnił tej nocy mnóstwo błędów!
– Nie wierzyła, że przyjmiesz jej zaproszenie – ciągnęła Delish, spoglądając w dół. Zrzuciła jeden sandał i dotykała go teraz delikatnie palcem stopy. – W końcu wszyscy cię pożądają. To znaczy, jako gościa. Zwłaszcza tej nocy.
Okazała się stanowczo za sprytna, podtrzymując w ten sposób jego osłabione ego.
– Czemu tu przyszłaś, moja droga? Z pewnością masz niezliczone zastępy zalotników, a wśród nich…
– Wśród nich nie ma nikogo, kogo można zwać mężczyzną.
Czy tym jednym lekceważącym zdaniem złamała tysiąc ogłupiałych od hormonów serc? Czy łóżka podskakiwały nagle w nocy, a stopy zrzucały przepocone kołdry? Murillio mógłby niemal w to uwierzyć.
– To dotyczy również Prelicka.
– Przepraszam, kogo?
– Zapijaczonego, durnego nicponia, który śpi teraz w holu. Przez całą noc potykał się o własny rapier. To było okropne.
Okropne. Tak, teraz rozumiem.
– Młodzi są skłonni do nadmiernego entuzjazmu – zauważył Murillio. – Nie wątpię, że biedny Prelick czekał na tę noc od tygodni, być może nawet od miesięcy. Dlatego uległ nerwowemu podnieceniu, wywołanemu bliskością twej pięknej osoby. Lituj się nad takimi młodzieńcami, Delish. Zasługują przynajmniej na to.
– Nie jestem zainteresowana litością, Murillio.
Nie powinna była wypowiadać jego imienia takim tonem. A on w ogóle nie powinien jej słuchać.
– Delish, czy potrafisz wysłuchać dziś rady kogoś takiego jak ja?
Dziewczyna skinęła głową, choć jej twarz wyrażała z trudem utrzymywaną cierpliwość.
– Wybieraj tych spokojnych. Nie tych, którzy się puszą i demonstrują nadmierną arogancję. Spokojnych i uważnych, Delish.
– Nie znam nikogo w tym rodzaju.
– Och, są tacy. Trzeba się tylko uważniej przyjrzeć, żeby ich zauważyć.
Zdjęła już oba sandały i zlekceważyła jego słowa machnięciem białej dłoni, przesuwając się ku niemu o krok. Uniosła wzrok, jakby nagle się zlękła, ale spoglądała mu w oczy zbyt długo, by mogła to być autentyczna bojaźliwość.
– Nie chcę cichych. Nie chcę tych, którzy potrzebują litości. Nie chcę… dzieci! Nie dzisiejszej nocy, Murillio. Nie pod tym księżycem.
Nagle znalazła się w jego ramionach. Miękkie, aż nazbyt chętne ciało okrywał tylko cienki jedwab. Miał wrażenie, że wpełza na niego niczym sylf. Pod tym księżycem? – pomyślał.
Niestety, był to jej ostatni poetyczny gest. Zaczęła zdzierać z niego ubranie, rozchyliła pełne, wilgotne usta, wysuwając język, i ugryzła go w wargi. Jedną ręką chwycił dziewczynę za pierś, a drugą sięgnął ku pośladkom, unosząc ją. Rozchyliła nogi i oplotła je wokół jego bioder. Usłyszał trzask sprzączki, gdy pas spadł na chodnik między jego butami.
Nie była wysoką kobietą. Nie ważyła zbyt wiele, ale miała zaskakująco dużo siły. Ujeżdżała go z takim zapałem, że przy każdym gwałtownym ruchu strzelało mu w krzyżu. W tym punkcie pogrążył się w typowej dla siebie obojętności, która zapewniała mu imponującą wytrzymałość. Poświęcił chwilę na to, by się upewnić, że z tyłu nadal słychać chrapanie. Ów donośny dźwięk natychmiast wydał mu się przepowiednią upadku, kapitulacji przed latami walki, z jakich składało się życie.
Tak właśnie kończą się dni nas wszystkich.
Ta chwila całkowicie pozbawiłaby go męskości, gdyby pozwolił jej trwać dłużej. Tymczasem Delish zaczynała już odczuwać zmęczenie. Jej westchnienia stawały się coraz szybsze i bardziej ochrypłe. Ciało dziewczyny ogarnęło drżenie i Murillio uległ wreszcie przyjemności – był już najwyższy czas – kończąc razem z nią z bezradnym westchnieniem.
Uczepiła się go. Czuł gwałtowne walenie jej serca. Postawił ją powoli na ziemi i odsunął się delikatnie.
« 1 5 6 7 8 9 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Zmęczenie materiału, niestety
— Łukasz Bodurka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.