Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Steven Erikson
‹Myto ogarów: Miasto›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMyto ogarów: Miasto
Tytuł oryginalnyToll of Hounds
Data wydania11 lutego 2009
Autor
PrzekładMichał Jakuszewski
Wydawca MAG
CyklMalazańska Księga Poległych
ISBN978-83-7480-119-5
Format560s. 115×185mm
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Myto ogarów. Miasto

Esensja.pl
Esensja.pl
Steven Erikson
« 1 3 4 5 6 7 10 »

Steven Erikson

Myto ogarów. Miasto

Niemniej jednak, Dester słyszał od tego czasu wiele pogłosek sugerujących, że kult bynajmniej nie jest martwy. Po prostu ukrył się głębiej.
Prawdę mówiąc, nikt nie wiedział, jakich trucizn używał Rallick Nom, Dester sądził jednak, że był to tralb, ponieważ nawet najmniejsza dawka tej substancji wprowadzona do krwi powodowała utratę przytomności, a potem głęboką śpiączkę, nieuchronnie prowadzącą do śmierci. Zwiększenie dawki przyśpieszało tylko proces, zapewniając przejście przez Bramę Kaptura.
Kobieta o tłustym zadku lazła ciężko przed siebie.
Do Baru K’rula pozostały jeszcze cztery przecznice, o ile wpatrzona ofiara rzeczywiście szła przewidzianą przez Destera trasą. Musi przejść przez długi, wąski zaułek. Po lewej będzie miała wewnętrzną ścianę Zbrojowni Muru Trzeciego Poziomu, a po prawej wysoki mur łaźni, gruby i niemal całkowicie lity, pomijając kilka okienek na górnych piętrach. Znaczyło to, że w przejściu jest niemal zupełnie ciemno.
Tam właśnie ją zabije.
• • •
Przycupnięty na kwiatonie słupka w narożniku wysokiego muru Odmrozin skierował nieruchome spojrzenie na chaszcze. Za plecami miał zaniedbany ogród, w którego centrum ulokowano płytki staw. Niedawno go odnowiono, ale zdążył już zarosnąć rzęsą. Wszędzie walały się obalone, porośnięte mchem kolumny. Przed nim, po drugiej stronie muru, z powykręcanych pni drzew wyrastały nieregularnie gałęzie. Zwisały z nich ciemne, zeschłe liście przypominające martwe owady. Nierówny grunt porastały kępy brudnej trawy, a wijąca się między nimi, wyłożona poprzechylanymi w różne strony płytami ścieżka prowadziła do posępnego, przysadzistego domku, którego architektura nie przypominała żadnego innego budynku w całym Darudżystanie.
Zza zamkniętych szczelnie okiennic rzadko wydobywało się światło, a gdy już tak się stało, ono również było bezbarwne i posępne. Drzwi nigdy się nie otwierały.
Wśród swoich pobratymców Odmrozin uchodził za olbrzyma. Był ciężki jak borsuk, a pod jego kolczastą skórą rysowały się potężne mięśnie. Złożone skrzydła stworzenia były niemal za małe, by unieść jego ciężar nad ziemię. Przy każdym ruchu skórzastych wachlarzy z gardła demona wydobywało się stęknięcie.
Tym razem będzie bardzo ciężko. Minęły miesiące, odkąd ostatnio ruszał się z miejsca. Siedział ukryty w cieniu konaru jesiona rosnącego w ogrodzie posiadłości za jego plecami. Gdy jednak ujrzał nagły błysk ruchu, gdy coś wydostało się z czarnego, sękatego domu i ruszyło ścieżką, gdy ziemia eksplodowała po obu jej stronach, tworząc szereg głodnych dołów, a korzenie wysunęły się z nich, by pojmać zbiega, Odmrozin uświadomił sobie, że jego czuwanie dobiegło końca.
Cień przycupnął na dłuższą chwilę pod niskim murkiem Domu Azath. Wydawało się, że obserwuje wyciągające się ku niemu korzenie. Potem wstał, przepłynął nad kamiennym murkiem niczym mroczna ciecz i zniknął.
Odmrozin rozpostarł ze stęknięciem skrzypiące skrzydła, potrząsnął nimi, by rozprostować rozpięte między przypominającymi żebra palcami błony, i zeskoczył ze słupka. Złapał w skrzydła słaby powiew i zamachał nimi szaleńczo. Coraz gwałtowniejsze stęknięcia świadczyły o straszliwym wysiłku. Po chwili stworzenie zwaliło się na pokrytą mierzwą ziemię.
Demon wypluł gałązki i liście, a potem popędził w stronę muru. Słyszał wyciągające się ku niemu korzenie. Wdrapał się z powrotem na słupek, rozpaczliwie wbijając pazury w zaprawę murarską. Oczywiście, nie powinien mieć powodów do obaw. Korzenie nigdy nie sięgały poza mur Azath. Obejrzał się za siebie, by się uspokoić…
I zerwał się z piskiem do lotu. Tym razem wzniósł się wysoko nad ogród.
Och, dlaczego nikt nie lubił demonów!
Nad zarośniętą fontanną unosiło się chłodne powietrze. Odmrozin jeszcze gwałtowniej załopotał skrzydłami i wzbił się w noc.
Musi przekazać słówko swemu panu. Tak jest, nadzwyczajne słówko. Tak bardzo niespodziewane, prowokujące, groźne!
Odmrozin poruszał skrzydłami ze wszystkich sił – otyły demon unoszący się w mroku nad jaśniejącym błękitnym blaskiem miastem.
• • •
Zechan Rzut i Giddyn Szybki znaleźli idealne miejsce na zasadzkę. Dwadzieścia kroków za początkiem wąskiej uliczki znajdowało się dwoje zwróconych ku sobie drzwi umieszczonych w płytkich niszach. Przed paroma chwilami przeszło tędy czterech pijaków i żaden nie zauważył czających się w nieprzeniknionej ciemności skrytobójców. A odkąd sobie poszli, droga była wolna… wystarczy jeden krok naprzód i popłynie krew.
Pojawiły się dwa cele. Obaj mężczyźni nieśli gliniane dzbanki i chwiali się lekko na nogach. Wydawało się, że się kłócą, ale Zechan nie rozumiał ani słowa. Pewnie mówili po malazańsku. Zerknął pośpiesznie w lewo. Czterech pijaków właśnie docierało do wylotu uliczki, by zniknąć w rozbawionym tłumie.
Zechan i Giddyn śledzili obu mężczyzn już od Baru K’rula. Malazańczycy dotarli do sklepu winnego, przez pewien czas targowali się z właścicielką o dwa dzbanki trunku, aż wreszcie uzgodnili cenę i ruszyli z powrotem.
Gdzieś po drodze z pewnością wyciągnęli zatyczki z dzbanków, bo mówili coraz głośniej. Ten nieco wyższy, który stawiał stopy palcami do wewnątrz i miał niebieską skórę – Zechan dostrzegał z kryjówki jego sylwetkę – zatrzymał się i oparł o ścianę, jakby miał zamiar zwrócić kolację.
Wkrótce jednak się wyprostował. Kłótnia najwyraźniej nagle się zakończyła. Wyższy mężczyzna podszedł do towarzysza i – sądząc po szuraniu butami po bruku – obaj ruszyli w dalszą drogę.
Znakomicie.
Nie będzie żadnych komplikacji, absolutnie żadnych. Zechan uwielbiał takie noce.
• • •
Dester popędził naprzód. Jego mokasyny uderzały bezgłośnie o bruk. Kobieta szła przed siebie, nieświadoma jego obecności. Dwanaście kroków, osiem, cztery…
Nagle się odwróciła, płaszcz zawirował wokół niej.
Szmelcowana na niebiesko stal zatoczyła z błyskiem łuk. Dester pośliznął się na bruku, próbując uskoczyć przed ciosem – długi miecz, Beru broń! – i coś dotknęło jego gardła. Obrócił się nagle i skoczył w lewo, wyciągając oba sztylety, by powstrzymać kobietę, gdyby próbowała podejść bliżej.
Długi miecz!
Ciepło spływało mu po szyi i piersi, wnikając pod koszulę z jeleniej skóry. Zaułek zakołysał się przed jego oczyma. Przesłaniała go ciemność. Dester Thrin zachwiał się na nogach, rozpaczliwie wymachując sztyletami. W skroń trafił go but albo zakuta w pancerną rękawicę pięść. Na bruk spłynęło jeszcze więcej płynu. Nie mógł już utrzymać sztyletów. Upadły ze stukiem na kamienie.
Leżał na twardej powierzchni, ślepy i ogłuszony. Było mu zimno.
Jego myśli wypełniło dziwne rozleniwienie. Narastało szybko, aż wreszcie go pochłonęło.
• • •
Wykałaczka przystanęła nad trupem. Jej wzrok przyciągnęła błyszcząca, czerwona plama na końcu miecza. Z jakiegoś powodu przypominała jej maki po deszczu. Kobieta chrząknęła. Skurwysyn był szybki, mało brakowało, by zdążył uskoczyć przed jej cięciem. Gdyby mu się udało, mogłaby mieć więcej roboty. Niemniej jednak, i tak załatwiłaby durnia, chyba że potrafił bardzo biegle rzucać tymi swoimi sztylecikami.
Przepychanie się przez tłumy Gadrobijczyków groziło co najwyżej utratą mieszka. To był wyjątkowo łagodny naród. Dlatego właśnie tak łatwo było zauważyć, gdy ktoś cię śledził. Pod warunkiem, że ten ktoś nie był Gadrobijczykiem, oczywiście.
Mężczyzna leżący u jej stóp był Daru. Kiedy za nią szedł, jego zakapturzona głowa wyraźnie wystawała nad tłum. Równie dobrze mógłby nosić na niej latarnię.
Ale… Przyjrzała mu się uważniej.
Nie byłeś zwykłym zbirem. Zbiry nie używają takich sztyletów.
Na oddech Kaptura.
Schowała miecz i ponownie otuliła się płaszczem, by ukryć pod nim pochwę z bronią. Gdyby złapała ją Straż Miejska, wylądowałaby w pudle i musiałaby zapłacić cholernie wysoką grzywnę. Ścisnęła mocniej podpłomyki pod pachą i ruszyła w dalszą drogę.
Niewidka będzie miała poważne kłopoty.
• • •
Zechan i Giddyn wyskoczyli jednocześnie z nisz, unosząc gotowe do ciosu sztylety.
Wyższy mężczyzna pisnął z bólu, gdy noże Giddyna wbiły się głęboko. Pod Malazańczykiem ugięły się kolana. Z jego ust trysnęły wymiociny. Osunął się na bruk i ze stłuczonego dzbanka popłynęło wino.
Broń Zechana przebiła skórzaną kurtkę. Ostrza zgrzytnęły o żebra. Celował nożami w oba płuca. Wyrwał sztylety i cofnął się o krok, by patrzeć, jak rudowłosy mężczyzna pada na ziemię.
Nagle w bok szyi wbił mu się krótki miecz.
Zechan był martwy, zanim zwalił się na bruk.
Stojący nad klęczącym Malazańczykiem Giddyn uniósł wzrok.
« 1 3 4 5 6 7 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Zmęczenie materiału, niestety
— Łukasz Bodurka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.