S.O.D.: ŚlepoczytanieJacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak
Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit SzostakS.O.D.: Ślepoczytanie3. Wampir postludzki Dukaj: Innym podejściem do tematu ewolucji człowieka ku większej efektywności intelektu jest w „Ślepowidzeniu” postać wampira. Swego czasu sam wykorzystałem wampira jako pilota dalekosiężnego statku kosmicznego, więc wrzucenie krwiopijcy w SF mnie nie dziwi; Watts jednak przeznaczył dla wampirów znacznie większą rolę (sequel „Ślepowidzenia” rozgrywać się będzie na Ziemi pod „wampirzą rewolucją”). Gdyby nie wymyślona przez Wattsa mutacja powodująca u wampirów epilepsję na widok kątów prostych, rozwinęłyby się one jako gatunek dominujący. Dostajemy tu oto ciąg alternatyw, w których członem wykluczającym klasyczne człowieczeństwo jest zawsze jakaś upiorna, zimna, wyrachowana obcość, i ona w alternatywie zwycięża: pozbawiona samoświadomości inteligencja Obcych; superinteligencja wampira; postludzki geniusz, którego ludzie nie rozumieją i muszą wynajmować translatorów w rodzaju głównego bohatera, który także nie pojmuje, co tłumaczy; cyfrowe AI. Mam zresztą takie podejrzenie – to już moja nadinterpretacja – że za ostatnim renesansem wampirów w popkulturze kryje się coś więcej, sprzęgł się tu pewien dodatkowy trend. Wampira można mianowicie potraktować jako prefigurację postczłowieka. Zobaczcie, jak się ma wampir do wizji transhumanistów: też jest nieśmiertelny, też uznaje się za „istotę wyższą”, na śmiertelników patrzy jak na bydło, też transcenduje płeć (wampiry popkulturowe nie rozmnażają się płciowo, a ich estetyka seksualna zupełnie oderwała się od biologii), też opiera się na buncie przeciwko „naturalnemu porządkowi stworzenia”, też posiada różne „nadludzkie” moce umysłu. Szostak: Ale jednocześnie wampir jest „nadludzki w sposób zwierzęcy”. Smutnym faktem jest to, że musi pić krew. Wiem, że teraz syntetyczna krew jest w każdym barze, ale zauważcie, że ta krwistość wampira nie pozwala zapomnieć o jego biologii – która staje się u transhumanistów jednym z aspektów do przeskoczenia. W ciekawym kierunku idzie Watts, ukazując ten drapieżny rys. Wampir jest przywołany wprost z sawanny, gdzie dopadał swego krewniaka Homo sapiens sapiens. Mam na myśli to, że figura wampira osacza nas z dwóch stron naraz. Z jednej jest postczłowiekiem, z drugiej – koszmarem z dalekiej, zwierzęcej przeszłości. W czasach, kiedy jedzenie mięsa, nawet dobrze wypieczonego, bywa uważane za bestialstwo, wampir podczas posiłku jest jeszcze gorszy niż Jennifer Lopez w futrze. Orbitowski: Gdzieś w tym wszystkim zagubiła się esencja wampira, czyli klątwa skazująca go na totalną samotność. Tu chwała dla Wattsa za próbę uchwycenia jej w sensie biologicznym, sytuacyjnym (samotność gatunkowa, wyobcowanie z racji scenerii Tezeusza), za zachowanie drapieżności. Poczytajcie taką Meyer, to zobaczycie, że elementem ewolucji od Draculi do młodzieżowego kochasia jest odrzucenie drapieżności. Chcemy wyżej skakać, szybko biegać, nie starzeć się, ale drapieżność już nam nie pasuje, stąd syntetyczna krew. Watts rozegrał to lepiej, choć wampir wydaje mi się czymś dodanym na siłę do jego uniwersum – nie przystaje, tworzy wrażenie przesytu. Zarazem brawa za poczucie humoru, którego w książce za wiele nie ma – a czytając o biologii wampira, uśmiałem się setnie. Dukaj: Łukasz słusznie wskazuje motyw wyalienowania – tak, to także cecha wspólna z postczłowiekiem wyobrażonym przez aspergerowców. Jest jeszcze inny nurt wewnątrz konwencji, który walczy o odcieleśnienie wampira. Anne Rice zaczęła od klasycznych krwiopijców, a około roku 1990 – pozostając wciąż w tym samym uniwersum, tylko stopniowo „odkrywając” w nim coraz głębszą prawdę – doszła do wampira jako związanej ciałem formy bezcielesnego demona. U niej byty objawiające się tylko jako pewna siła (wiatr, telekineza) zostały w czasach prehistorycznych związane z ludzką krwią i w ten sposób przechodziły z nosiciela na nosiciela. W końcu podlegają one nawet naukowej analizie pod mikroskopem – już nie pamiętam: coś w DNA czy forma nanotechnologii (jest to w trylogii o czarownicach Mayfair). Orbitowski: Mam momentami wrażenie, że wampir u Wattsa to taki bajer dla bajeru, rzecz ładna, bez której obyłaby się ta książka. Autor „Ślepowidzenia”, chwytając za ten temat, polemizuje właśnie z tymi spirytualistycznymi wizjami wampira, jak i kwestionuje sensowność oswajania tej bestii. Jest to wypowiedź, jak sądzę, kompletnie zignorowana przez znawców i wielbicieli tematyki, czego trochę szkoda – kontynuacja powieści może być wydarzeniem i ciekaw jestem, czy Watts odpuści, złagodzi swój hi-tech, żeby pozyskać czytelników Anne Rice, Briana Lumleya, Stephenie Meyer. 4. Sztuka dla wtajemniczonych, czyli spór o SF Szostak: Trudno mi było uwolnić się od przekonania, że nie tylko fabuła, ale wszystko, co pochodzi ze świata literatury, w „Ślepowidzeniu” jest pretekstem do ukazania jakiejś teorii lub jej konsekwencji. Z tego powodu powieść jest niezwykle gęsta, nie ma w niej pustych przebiegów, jałowych scen pomiędzy kolejnymi atrakcjami. Do tej pory myślałem, że to plus, ale „Ślepowidzenie” wyleczyło mnie z tego nastawienia. Niemal każda scena pojawia się tylko po to, by przeszmuglować do fabuły kolejny koncept. To nie pozostawia tekstowi żadnego oddechu, co więcej – czytelnik taki jak ja w pewnym momencie odkrywa sztuczność całej opisywanej historii. Co mam na myśli? Postać Chelsea pojawia się w zasadzie po to, by pokazać z jednej strony problemy Siri Keetona z samym sobą, z drugiej – żeby zaprezentować nieobecne w głównej opowieści brakujące ogniwo ewolucji postludzkiej, czyli modelowanie ludzi przez neuroestetykę. Postać matki – by przedstawić wizję Nieba i jednocześnie jej podejście do dziecka zmienionego neurologicznie. W gruncie rzeczy każdy z bohaterów ma taką rolę do odegrania – Sarasti, Banda Czworga – każdy jest egzemplarzem jakiegoś problemu. Z jednej strony można podziwiać taką ekonomikę w gospodarowaniu postaciami (ale też wątkami i konkretnymi scenami), z drugiej jednak przy lekturze cały czas towarzyszyło mi wrażenie, że patrzę na szkielet pozbawiony mięsa. Nie ma w tym życia. Dukaj: Znowu: rozumiem, o co Ci chodzi. To jest właśnie jedna z cech charakterystycznych SF: całkowite podporządkowanie fabuły i postaci prezentacji koncepcji, świata, twistu intelektualnego. Poszczególne realizacje mogą być lepsze lub gorsze, ale nawet w najlepszej hard SF bardzo rzadko dostajemy to „mięso ogólnoliterackie”: że książka stoi nie tylko szkieletem abstrakcyjnych pomysłów i inżynierskich detali. To po części kwestia przyzwyczajeń autorów i czytelników (czy „inna hard SF” jest w ogóle do pomyślenia? czy czytelnicy zaakceptowaliby ją jako hard SF?), a po części konsekwencja samych założeń konwencji, jej wymagań. Po prostu autor biorący się za takie kwestie musi mieć wykształcenie, a przynajmniej umysłowość ścisłą – a z tym bardzo słabo korelują tradycyjnie pojmowane zdolności i wrażliwości pisarskie. Ale skoro odczułeś brak, to czy potrafiłbyś zarysować z grubsza kształt tego dopełnienia? Jak wyglądałoby takie „Ślepowidzenie” rozwinięte z „eseju fantastycznego” w pełnokrwistą według Ciebie powieść? Czy chodzi tu po prostu o „rozcieńczenie” pomysłów, teorii, technikaliów w roztworze literackim, żeby sprawniej „oszukać” czytelnika – czy o rezygnację ze skupienia uwagi na tych akurat wątkach? Czy jeszcze o coś innego? |
Z lekką zgrozą przeczytałam zarzuty o obcości hybrydowych bohaterów "Ślepowidzenia". A to dlatego, że dla mnie są jak
najbardziej "swoi", "bliscy" i "zrozumiali" (oczywiście łącznie z zaakceptowanym przeze mnie faktem, że Siri ich nieco "przetłumaczył" na potrzeby osób z zewnątrz - niejednego IRL trzeba tłumaczyć).
Wszyscy mają swoje charaktery, wyraźne cechy, słabości, zalety, są pełnowymiarowi (również każda z osobowości Bandy
oddzielnie).
Powieść jest o naukowcach w akcji, no to się zajmują nauką! Oraz trudnymi relacjami międzyludzkimi (doprawdy trudno jest romansować z Michelle, kiedy susan się wpycha na interfejs, nieprawdaż?)
Strach się bać, najwyraźniej za bardzo jestem nerdem i za dużo czasu z nerdami spędzam, skoro nijak się tej obcości w załodze Tezeusza dopatrzeć nie mogę :D
A z Sirim to mam wręcz problem: zastanawiam się, na ile on miał być bardziej "inny", tylko autorowi nie bardzo wyszło, a na ile ja źle rozumiem. Bo dla mnie Siri nie jest "inny" na jakimś głębszym, patologicznym poziomie (czy już powinnam się niepokoić?...;) ) Nawet nie do końca przekonuje mnie wyjaśnienie autora, że Sarasti Siriego "zmienił", bo już Keeton, który nie oddzwania do umierającej Chelsea - to nie jest "idealnie imitujący zachowania odpowiednie" syntetyk tylko po prostu facet
sparaliżowany sytuacją, która go przerosła. Dla mnie psychikę Siriego da się wyjasnić nawet bardziej przez traumatyzującą i stygmatyzującą operację i reakcję rodziny (ojciec ucieka od problemu, matka piętnuje dziecko jako "nie takie", obwinia je i męża, bo tak naprawdę obwinia siebie) niż po prostu stwierdzeniem "operacja mechanicznie uszkodziła mu mózg, dając patologiczny efekt". Bo czegoś takiego nie uleczyłaby chyba terapia szokowa Sarastiego?
Siri zapewne odstaje nieco od "naszej" psychologicznej normy, ale w realiach SF chyba trzeba by czegoś więcej, żeby był aż tak "inny", jak usiłuje nas przekonać jego otoczenie i on sam.
Dla mnie język "Ślepowidzenia" nie jest "dziwny" w stopniu większym niż język, którym mówią istniejący specjaliści w
istniejącym świecie (wchodząc w rzeczywiste relacje między sobą). Być może język filozoficznych konstrukcji można obejść metaforą, ale języka przyrodniczego nie - bo on po prostu opisuje realnie istniejące obiekty i zjawiska. Trudno udawać, że ich nie ma, tylko dlatego, że mają "dziwne" nazwy.
Nie wydaje mi się, żeby przeszkodą w lekturze "Ślepowidzenia" mógł być brak oczytania w klasyce gatunku (SF). Ludzie latają w kosmos, może nie na spotkanie z Obcymi, ale to jednak jest dużo bardziej rzeczywista sytuacja niż "Byli sobie elf, krasnolud i czarodziej".
Natomiast na pewno były chwile, kiedy żałowałam, że moja wiedza na tematy przyrodnicze nie jest głębsza (nadal w zakresie popularnym, ale jednak na wyższym poziomie). To jest książka o przyrodnikach, więc siłą rzeczy, jak się nie nadąża za wywodem, to się nie wyłapie wszystkich smaczków. To jak czytać Parnickiego bez znajomości historii. Niby można, ale po co ;)
Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?
więcej »Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.
więcej »Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Okiem biologa
— Beatrycze Nowicka
Do księgarni marsz: Lipiec 2013
— Esensja
Lista Przebojów Książkowych: Notowanie XXII – czerwiec 2012
— Esensja
Lista Przebojów Książkowych: Propozycje – czerwiec 2012
— Esensja
Lista Przebojów Książkowych: Notowanie XXI – maj 2012
— Esensja
Lista Przebojów Książkowych: Propozycje – maj 2012
— Esensja
Lista Przebojów Książkowych: Notowanie XX – kwiecień 2012
— Esensja
Lista Przebojów Książkowych: Propozycje – kwiecień 2012
— Esensja
Lista Przebojów Książkowych: Notowanie XIX – marzec 2012
— Esensja
Lista Przebojów Książkowych: Propozycje – marzec 2012
— Esensja
Ogród mąk nieziemskich
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak
Burza dziejów, ucieczka z powieści 2010
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak
Kołek w serce horroru
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak
Zagadka czy pułapka? „Ada” albo żart Nabokova.
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak
Na marginesie: Samoświadomość poza fikcją, czyli od Wattsa do Metzingera
— Jacek Dukaj, Wit Szostak
Bajka z garbem
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak
Krótko o książkach: W ciemnych barwach
— Miłosz Cybowski
Obcość jest w nas
— Miłosz Cybowski
Rozgrywki bogów
— Anna Kańtoch
Okiem biologa
— Beatrycze Nowicka
Ponurość w koncentracie
— Anna Kańtoch
Po sznurku
— Daniel Markiewicz
Wypełnianie wirem
— Daniel Markiewicz
Szlamowidzenie
— Daniel Markiewicz
Wszyscy jesteśmy dysfunkcyjni emocjonalnie
— Łukasz Orbitowski
Kanał
— Łukasz Orbitowski
Moc generowania sensów
— Jacek Dukaj
Miasto grobów. Uwertura
— Wit Szostak
MetaArabia
— Wit Szostak
Konsekwencje wyobraźni
— Jacek Dukaj
Kosmos obiecany
— Jacek Dukaj
Słowo dla narodu
— Jacek Dukaj
Córka łupieżcy
— Jacek Dukaj
Kilka uwag o wzlocie i upadku fantastyki naukowej
— Jacek Dukaj
" gospodarka drexlerowska (a zatem dzięki rewolucji nano większość ludzkości żyje w komforcie, nie pracując) " - eh , widać że urodziłem się za wcześnie ;-)