Przy herbacie: Różdżka, moc i słowoMagia. Nieodłączny składnik prawie wszystkich opowiadań i powieści z gatunku fantasy. Jakie rodzaje magii możemy spotkać w książkach?
Agnieszka ‘Achika’ SzadyPrzy herbacie: Różdżka, moc i słowoMagia. Nieodłączny składnik prawie wszystkich opowiadań i powieści z gatunku fantasy. Jakie rodzaje magii możemy spotkać w książkach? Stwierdzenie, że ilu pisarzy fantasy tyle rodzajów magii jest może trochę na wyrost, ale na pewno pomysłów jest dużo. W jednych światach magia to niemal rzemiosło, którego może wyuczyć się każdy, kto ma podstawowe predyspozycje, w innych jest dostępna tylko nielicznym wybrańcom (elfom, czarodziejom, Starszym Rasom itp.) lub tylko jednej płci (w świecie „Tkacza Iluzji” – mężczyznom, w „Świecie czarownic” – kobietom). Czasem magią można zrobić wszystko, a czasem – tylko określoną rzecz, zależnie od specjalizacji czarującego. Magia może działać za pomocą samej siły woli lub zaklęć, do których mogą być potrzebne jakieś szczególne składniki. Magia bajkowa a naukowa Magia bajkowa, czyli dziwnie brzmiące zaklęcia, machanie różdżką i mieszanie tajemniczych składników. W wydaniu klasycznym występuje ona np. w cyklu o przygodach Harry’ego Pottera, czemu zresztą trudno się dziwić, gdyż Joanne K. Rowling pełnymi garściami czerpała ze standardowych baśniowych wzorów. Czarodziejom w jej świecie potrzebna jest przede wszystkim różdżka (wykonana przez fachowca, z użyciem magicznych składników, np. włosia jednorożca czy pióra gryfa) oraz znajomość zaklęć, które trzeba wymówić odpowiednio wyraźnie i z dobrym akcentem. Niewłaściwe wypowiedzenie zaklęcia, błędne wykonanie ruchu różdżką lub jej uszkodzenie może spowodować, że czar nie zadziała, lub – co gorsza – zadziała w inny, nieprzewidziany i najczęściej niszczycielski sposób. Magia oparta ma machaniu różdżką i wkuwaniu zaklęć dość często jest wykorzystywana w fantasy „lekkiej” lub wręcz humorystycznej – między innymi ze względu na potencjał komiczny, zawarty w możliwości pomylenia zaklęć. W polskiej fantasy dobrym przykładem są opowiadania Jacka Piekary o Arivaldzie z Wybrzeża. Czary w tym świecie są często nazywane od imion czarodziejów, którzy je „wynaleźli”: Trzeci Czar Gaussa albo Łabędzi Puch Passhovera – mniej więcej tak, jak u nas prawa fizyki. To ostatnie może nasuwać skojarzenia z nauką, jednak przy tytułowym podziale kierowałam się nie nazwami zaklęć czy formami nauczania magii (uniwersytety dla czarodziejów i tak dalej), lecz jej działaniem. Przeciwieństwem magii „bajkowej”, gdzie na skutek działania zaklęć po prostu coś się dzieje – na przykład kubek przemienia się w szczura – jest magia, którą autor mniej lub bardziej próbuje uzasadnić naukowo, a jej działanie podlega logice i konkretnym prawom. Dobrym przykładem jest tu świat Lengorchii z cyklu Ewy Białołęckiej „Naznaczeni błękitem”, gdzie magowie mają talenty w określonych dziedzinach: telepatia, porozumiewanie się ze zwierzętami, przekształcanie materii, tworzenie iluzji, teleportacja, pamięć absolutna, panowanie nad pogodą. Ich działania są ograniczone prawami fizyki: teleportujący się Wędrowiec nie może tego uczynić na ślepo, bo ryzykuje rozbicie się o jakąś przeszkodę, musi też znać dokładne położenie miejsca, do którego chce „skoczyć”. Stworzyciele, którzy są w stanie zmienić np. jabłko w bryłkę złota, działają na poziomie molekularnym, nawet, jeśli nie do końca zdają sobie z tego sprawę (z kilku opisów w książce wyraźnie wynika, że są w stanie zobaczyć cząsteczki, a może nawet atomy). Ich działalność jest ograniczona ilością surowca, który mają przetworzyć – mogą na przykład zmienić piasek w wodę, ale nie zrobią jeziora z zaledwie wiaderka piachu. Autorka wyraźnie też zaznacza, że przemiany materii nieożywionej są dużo łatwiejsze, niż próby zmienienia czegoś w żywym organizmie: o ile Stworzyciel może nareperować komuś złamaną kość, o tyle regeneracja uszkodzonych nerwów jest dostępna tylko na najwyższym, rzadko spotykanym poziomie umiejętności. Smoki w świecie Lengorchii umieją się transmutować w dowolne stworzenie, jednak muszą mieć jego wzorzec genetyczny (na przykład przez połknięcie próbki krwi), a sama przemiana jest procesem żmudnym i niezbyt bezpiecznym. Z „naukowością” magii jest związane „naukowe” wyjaśnienie pochodzenia czarodziejskich talentów. W świecie „Tkacza Iluzji” są one spowodowane obecnością specjalnej narośli w mózgu; decydują tu czynniki genetyczne. Dziedziczenie magii występuje wprawdzie w większości światów fantasy, tu jednak sytuacja jest bardziej skomplikowana: geny odpowiedzialne za talent – wyraźnie odziedziczone po jakichś odległych wspólnych przodkach, co można dostrzec nawet w szczegółach wyglądu i budowy ciała – są rozproszone w całej populacji, a magowie celem zwiększenia liczby adeptów posuwają się aż do eugeniki. Nieco podobne działanie, choć na dużo mniejszą skalę (ograniczoną praktycznie do jednej rodziny) opisał Andrzej Sapkowski w „Sadze o wiedźminie”, kiedy to okazało się, że Ciri jest owocem starannie przez pokolenia aranżowanych związków. Niektórzy autorzy nie silą się na naukowe wyjaśnienia działania magii, a jedynie informują – zwykle czytelnik dowiaduje się tego wraz z młodocianym bohaterem będącym w trakcie nauki – że magia podlega pewnym silnym i nienaruszalnym prawom: na przykład takim, że magiczna moc pochodzi z jakiegoś źródła, z którego nie wolno czerpać zbyt obficie (patrz nauki Yennefer o podziemnych żyłach i porównanie czerpania mocy do zrywania wiśni z drzewa) lub że każda akcja wywołuje reakcję (nastoletni czarodziej w „Belgariadzie” próbując przesunąć skałę, sam pogrąża się do pasa w ziemi). Magia wyuczona lub wrodzona W niektórych światach fantasy używania magii nie można się nauczyć z książek – człowiek rodzi się czarodziejem i potem tylko doskonali umiejętności, które ujawniają się już we wczesnym dzieciństwie. Czasem bywa tak, że jest to talent ograniczony do konkretnej działki: o lengorchiańskich magach już wspominałam; najbardziej skrajnym przykładem jest cykl „Xanth” Piersa Anthony’ego, w którym każdy mieszkaniec magicznej krainy ma jakiś dar, ale tylko w bardzo wąskim i czasami dziwnym zakresie: lewitacja, przyspieszanie wzrostu roślin, strzelanie błyskawicami z palców lub sprawianie, że ludzie szybciej się starzeją. Zdarza się, że magia w jakimś świecie jest dostępna tylko bardzo wąskiej i elitarnej grupie, tak jak u Tolkiena, gdzie władają nią tylko elfy wysokiego rodu oraz Majarowie (jak Gandalf i Saruman), będący czymś w rodzaju wcielonych aniołów. Jednakże równie popularnym podejściem, co magia wrodzona, jest pomysł światów, gdzie do zostania czarodziejem / czarodziejką wystarczą niewielkie predyspozycje (jak do malarstwa czy śpiewu), a reszty uczy się u mistrza lub w szkole magów. Czasem – jak we wspominanym już cyklu o Arivaldzie z Wybrzeża – nie trzeba nawet mieć talentu: tytułowy bohater został czarodziejem w wyniku niespodziewanego odziedziczenia różdżki i księgi zaklęć. Koszty magii W przypadku, gdy maga jest traktowana „bajkowo”, zwykle korzystanie z niej nie pociąga za sobą żadnych kosztów. Choć bywa też jak w świecie Krynnu (cykl „Dragonlance”), gdzie wprawdzie czarodzieje mają księgi zaklęć i dziwaczne składniki w stylu krwi nietoperza, ale samo rzucanie zaklęć jest dla nich tak wyczerpujące, że przy trudniejszych czarach muszą się później regenerować przez kilka godzin. Takie podejście, gdzie używanie magii wyczerpuje siły życiowe maga, jest dosyć częste – w opowiadaniach Agnieszki Hałas o Krzyczącym w Ciemności zmęczony mag może wyssać energię z nadającej się do tego osoby („żyły”); w światach innych autorów najczęściej po prostu musi odpocząć. Zupełnie innego rodzaju koszty magii występują w „Tkaczu Iluzji”: Ewa Białołęcka potraktowała problem bardzo nietypowo, łącząc magiczne talenty swoich bohaterów z obciążaniem ich różnego rodzaju ułomnościami fizycznymi. W tym świecie im potężniejszy mag, tym większą cenę przychodzi mu płacić przez całe życie. Może być głuchoniemy, jak tytułowy bohater cyklu, porośnięty sierścią, podatny na epilepsję lub z niedorozwiniętymi nogami. Jeżeli jest „tylko” albinosem, może mówić o dużym szczęściu… Oprócz tego magowie męczą się intensywnym i długotrwałym czarowaniem, co w skrajnych przypadkach może doprowadzić do śmierci z wyczerpania. Niektórzy autorzy nie obarczają kosztami magii jej użytkowników, w zamian mniej lub bardziej mgliście wspominając o rozmaitych „zachwianiach aury” i zagrożeniach, które może spowodować niekontrolowane lub nadmierne używanie czarów. Magiczne przedmioty i zwierzęta Magiczne przedmioty mogą być dwojakiego rodzaju: albo źródłem magii (kryształ, miecz, pierścień) albo jej skutkiem (latający samochód i inne gadżety w „Harrym Potterze”). Tu wyobraźnia autorów jest praktycznie nieograniczona, mogą tworzyć wszystko – od broni (miecze, zbroje, łuki) poprzez amulety do zabawek lub przedmiotów codziennego użytku. Magiczne zwierzęta w światach fantasy również można podzielić na dwa rodzaje. Zwykle spotykamy się po prostu z nieistniejącymi w naszym świecie gatunkami (smoki, gryfy, pegazy, harpie i tak dalej) lub z realnymi zwierzętami, obdarzonymi tylko jakąś czarodziejską cechą, jak mowa, inteligencja czy niezwykła wytrzymałość (orły i rumak Gandalfa u Tolkiena, Mówiące Zwierzęta w „Kronikach Narni”). Rzadziej spotykane są zwierzęta „stworzone” na skutek czarów – mogą to być potwory i bestie jakiegoś złego czarnoksiężnika, lub owoce dawno zapomnianych magicznych eksperymentów – jak w świecie „Tkacza Iluzji” futrzaste, inteligentne smoki. Magia dobra i zła Można zaryzykować stwierdzenie, że fantasy niemal by nie istniało bez podziału magii na ciemną i jasną stronę. Standardowe sword and sorcery bardzo często bazuje na zmaganiach dobrych bohaterów ze złymi czarodziejami, chcącymi zapanować nad światem lub w skrajnych przypadkach – zniszczyć go. Problem dobra i zła jest rozwiązywany rozmaicie: niektórzy autorzy od razu dzielą magię na czarną i białą (albo dodatkowo neutralną, np. czerwoną, jak w cyklu „Dragonlance”), czasem wyraźnie zaznaczając, że czarodzieje jednej „strony” nie mogą posługiwać się mocą tej drugiej – czasem dlatego, że dobrym grozi stanie się złymi, a czasem dlatego, że po prostu czerpią z innych źródeł. Bywa, choć niekoniecznie, że wybór „strony” uniemożliwia pewne działania, na przykład zły mag nie będzie w stanie nikogo wyleczyć, ale za to dobry nie może użyć magii do zabijania. Korzystanie ze złej magii może też pociągać za sobą straszliwe koszty: rujnację zdrowia lub podporządkowanie się demonom. Dosyć częstym podejściem jest traktowanie magii jako narzędzia, które samo w sobie nie jest ani dobre ani złe, a jedynie w takowym celu może zostać użyte. Można też – jak Joanne K. Rowling – uznać, że złe są tylko jakieś konkretne zaklęcia. W świecie „Harry’ego Pottera” rzucanie tzw. zaklęć niewybaczalnych pociąga za sobą konsekwencje jak najbardziej ziemskie – można z tego powodu stanąć przed sądem dla czarodziejów. Dla odmiany w cyklu Robin Hobb o królewskim skrytobójcy nieczyste i wyklęte jest magiczne porozumiewanie się ze zwierzętami. • • • Oczywiście wymienione powyżej rodzaje magii nie wyczerpują wszystkich pomysłów, jakie napotkamy w literaturze. Oryginalna, przypominająca mutagenne promieniowanie magia występuje na przykład w świecie Robin Hobb (cykl o Żywostatkach); magia imion w świecie Ziemiomorza Ursuli le Guin; z kolei w świecie Bas-Lag Chiny Miéville’a czary łączą się z technologią umożliwiając przekształcanie ludzi w dziwne biologiczno-mechaniczne twory. Według mnie swoistym rodzajem magii jest także Moc obecna w świecie „Gwiezdnych wojen”. Ale to już zupełnie inna historia. 30 maja 2010 |
Tekst bardzo ciekawy, ale z oczywistych względów mocno skrótowy. Czy mógłby ktoś może wskazać obszerniejsze i bardziej wyczerpujące opracowanie? Coś w stylu "Stwory światła, półmroku i ciemności" Sapkowskiego, które było dawno temu publikowane w odcinkach w NF.
PS. A może takie jeszcze nie powstało i Achika pokusi się o jego stworzenie?
Profesjonalne opracowanie wymagałoby bardzo szerokiej znajomości literatury fantasy, co nie jest łatwe, bo co miesiąc wychodzi mnóstwo książek z tego nurtu, niekiedy z bardzo niezwykłymi pomysłami - jakiś czas temu bodajże do Nowej Fantastyki załączono fragment powieści, gdzie magiczne umiejętności brały się z połykania i trawienia (??) różnego rodzaju metali. Pomysł iście odleciany. Niestety, nie pamiętam tytułu książki.
Szczegółowe kompendium mogłoby zniechęcić przyszłych pisarzy :) "Bo to, co wymyśliłem jest nieoryginalne i już było" (I tak wszystko już było...)
Z ciekawych koncepcji przypomina mi się "Fionavarski Gobelin" Kaya, gdzie każdy mag miał Źródło - osobę, od której czerpał moc.
Chodzi zapewne o "Z mgły zrodzonego" Brandona Sandersona, gdzie pojawia się Allomancja i "spalanie" metali, które najpierw się połyka.
" Czasem – jak we wspominanym już cyklu o Arivaldzie z Wybrzeża – nie trzeba nawet mieć talentu: tytułowy bohater został czarodziejem w wyniku niespodziewanego odziedziczenia różdżki i księgi zaklęć."
To jest nie do końca prawdziwe. W opowiadaniach wyraźnie stwierdzono, że Arivald ma nadzwyczajne predyspozycje do nauki magii, więc taki pierwszy lepszy sprzedawca miodu nie poradziłby sobie z księgą i różdżką ;P
Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?
więcej »Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.
więcej »Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Refleksje zajdlowe
— Agnieszka Szady
Bohater sponiewierany
— Agnieszka Szady
Zawartość cukru w cukrze
— Agnieszka Szady
Jak mieć Saurona za szefa i przeżyć
— Agnieszka Szady
Jak pisać nie o seksie
— Agnieszka Szady
Nie mirmiłuj, kasztelanie, czyli jak pisać o rzeczach strasznych
— Agnieszka Szady
Dla dorosłych o dzieciach
— Agnieszka Szady
Bycie szczurem zmienia punkt widzenia
— Agnieszka Szady
Wolnoć Tomku w swoim opku
— Agnieszka Szady
Moja sąsiadka hoduje smoki
— Agnieszka Szady
Po komiks marsz: Marzec 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Po komiks marsz: Luty 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Krótko o filmach: Walka Thora z podwodnym Sauronem
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Weekendowa Bezsensja: Wszystko, czego nigdy nie chcielibyście wiedzieć o… Esensji (31)
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
A herbatka dziś jaka? Z prądem? :)