Wydawać by się mogło, że o Juliuszu Cezarze napisano już niemal wszystko. Kolejni autorzy przekopują źródła historyczne w poszukiwaniu czegoś nowego, z różnym jednak skutkiem. Wydawnictwo Rebis zaskoczyło mnie cyklem „Imperator”. Wydało bowiem niezwykle epickie opowieści o czasach Gajusza, autorstwa Conna Igguldena. Czy było warto? Oczywiście!
Mówią wieki…
[Conn Iggulden „Bramy Rzymu”, Conn Iggulden „Śmierć królów”, Conn Iggulden „Pole mieczy” - recenzja]
Wydawać by się mogło, że o Juliuszu Cezarze napisano już niemal wszystko. Kolejni autorzy przekopują źródła historyczne w poszukiwaniu czegoś nowego, z różnym jednak skutkiem. Wydawnictwo Rebis zaskoczyło mnie cyklem „Imperator”. Wydało bowiem niezwykle epickie opowieści o czasach Gajusza, autorstwa Conna Igguldena. Czy było warto? Oczywiście!
Conn Iggulden
‹Bramy Rzymu›
Connowi Igguldenowi – z wykształcenia angliście, po paru latach znudziło się uczenie w szkole, gdzie pracował po studiach, więc postanowił poświęcić się pisaniu. I dobrze, bo dzięki temu dostarczył czytelnikom setki stron dobrego cyklu historycznego. Jego „Imperator” wart jest swojej ceny. Autor pokusił się o rzecz ciekawą, choć trudną – w „Bramach Rzymu” (pierwszym tomie cyklu) opisał dzieciństwo Gajusza i jego wejście w młodzieńcze życie. O tym okresie wiadomo jednak najmniej, zatem pisarz postawił sobie nie lada zadanie. Z drugiej strony, mógł też puścić wodze fantazji i przedstawić „swoją” wersję wydarzeń. Zgrabnie nakreślił sylwetkę młodziutkiego Juliusza, który, z przyjacielem Markiem u boku, psoci i nie w głowie mu praca czy znój nauki. Śledzimy edukację, jaką obaj muszą przejść, by opanować tajniki wojskowości i mechanizmy rządzące polityką.
Niektóre ich pomysły wywołują uśmiech. Na przykład walka z wrogiem – Swetoniuszem, starszym chłopcem, który korzystając ze swojej siły nie raz złoił im tyłki, była nad wyraz zabawna. Pogrzeb kruka, niegdyś złapanego, a potem wypuszczonego na wolność, też wypadł komicznie. Choć starali się oddać mu należyte honory i uroczyście spalić, okazało się, że tylko go upiekli. Jednak ich dzieciństwo to nie sielanka, jak by się mogło wydawać. Matka Juliusza ciężko chorowała, a Marek nie miał prawdziwego domu. Ojciec Gajusza wziął go pod swoją opiekę i tak chłopak zyskał coś na wzór rodziny…
Chłopcy są jak bracia. Razem uczą się sztuki walki pod okiem okrutnego gladiatora Reniusza, razem łobuzują. Prawa są jednak brutalne – to Juliusz jest przecież spadkobiercą majątku ojca, a nie Marek. Ten drugi zawsze był kimś gorszym, a Gajusz nie mógł na to nic poradzić, pomimo całej miłości, jaką żywił do przyjaciela.
Dzieciństwo Juliusza nagle się kończy, kiedy okrutna Fortuna zmusza go do przedwczesnego przejęcia majątku swego ojca. Drogi młodzieńców rozchodzą się i od tej chwili czytelnik śledzi losy bohaterów z dwóch perspektyw, a każda jest równie zajmująca i ciekawa. Widzimy nie tylko zawiłości polityczne, z jakimi zmaga się w Rzymie Juliusz, ale też wojskową karierę Marka.
Conn Iggulden
‹Śmierć królów›
„Bramy Rzymu” to także czasy wojny domowej, walki między Sullą i Mariuszem, wujem Juliusza, o władzę w Rzymie. Autor rewelacyjnie nakreślił charaktery obu wodzów oraz samego Cezara, urodzonych, by być wielkimi. Pokazał ich talent przywódczy i geniusz polityczny. Tu honor powinno pisać się przez H. Legioniści do końca są wierni swoim dowódcom, a dowódcy – swoim przekonaniom i ideom.
Tom drugi dostarcza prawdziwej przygody, piratów, wojny i zdrady. Śledzimy tu między innymi losy słynnego buntu niewolników, pod wodzą Spartakusa. „Śmierć królów” to także opowieść o przyjaźni, namiętności i miłości, która czasem rani niczym brzytwa i kieruje się przeciwko bohaterom. Piękne kobiety, pieniądze, wpływowi ludzie Rzymu i walki gladiatorów… Nie raz poczujemy krew i kurz areny, gdzie niewolnicy mierzą się z lwami. To jeden z najbardziej dynamicznych tomów cyklu, nie ma w nim miejsca na nudę, a opisywana tu historia niejednokrotnie zadziwi.
„Pole mieczy” (chwilowo ostatni tom) przedstawia dzieje Gajusza po zawiązaniu triumwiratu z Pompejuszem i Krassusem. Cezar otrzymuje namiestnictwo Galii i tam po raz kolejny pokazuje, na co go stać, zarówno jako genialnego wodza, jak i polityka. Podbija ją całą, krwawo tłumiąc powstanie pod wodzą Wercyngetoryksa. Staje też nad Rubikonem, graniczną rzeczką między Galią Przedalpejską i Italią. Jak wiemy, przekroczenie jej zapoczątkowało wojnę domową. Oczywiście dalsze dzieje w kolejnym tomie cyklu.
Dobra literatura potrafi grać na emocjach, a Conn Iggulden wywołuje symfonię uczuć, które co chwilę wstrząsają czytelnikiem. Opanował też sztukę obrazowania i to niezwykle sugestywnego, wręcz filmowego. Podczas sceny walk, czuć smród spoconych gladiatorów, przy opisach pogrzebu, oczy zachodzą mgłą smutku, a kiedy nadchodzi czas zadumy, pojawia się ton refleksyjny. Nie brakuje też scen drastycznych, które, dzięki plastycznej narracji, „widzimy” oczami wyobraźni. Dzięki realizmowi, autor przywraca do życia historię sprzed tysięcy lat i robi to z niezwykłym kunsztem, zadziornością i pasją.
Conn Iggulden
‹Pole mieczy›
Iggulden świetnie wczuł się też w rolę psychologa i sprawnie nakreślił charaktery nie tylko głównych bohaterów, ale też tych pobocznych. Każda postać jest inna, płynie w niej prawdziwa krew pełna woli walki i życia, a jej ciało tętni emocjami. Staje przed problemami, których nie da się rozwiązać jednym cięciem miecza. Cezar jawi się bardzo wyraziście od samego początku. Powoli dojrzewa, wyrasta na polityka, wodza i zapoznaje się z nowymi obowiązkami, a także zakochuje się.
Autor świetnie pokazał niepewność dnia następnego. Polityka to ruchome piaski, które wciągają nierozważnych i zbyt upojonych władzą. Juliusz Cezar zaczyna myśleć kategoriami dobra własnego i Rzymu, coraz mniej poświęcając się rodzinie i przyjaciołom, za co przyjdzie mu zapłacić ogromną cenę. Jego towarzysz z przeszłości, Marek, zaczyna to powoli dostrzegać, jednak nadal pozostaje wierny Gajuszowi, tłumiąc jednocześnie własne, niemałe ambicje. Jednak dawna przysięga, że będzie mieczem Juliusza, nadal jest aktualna, pomimo drobnych nieporozumień z przyjacielem. Iggulden na każdym kroku uświadamia nam, że mamy do czynienia z żywymi postaciami.
Pisarz wskrzesił świat, w którym przekupstwo pleniło się niemal bezkarnie, a w walce o wpływy i korzyści materialne stosowano wszelkie chwyty. Odtworzył historię po raz drugi. Udało mu się stworzyć opowieść o dorastaniu, Honorze, miłości i zaufaniu, a także oddaniu i mrokach Rzymu, w którym łatwo się zatracić. To także historia o życiu, jakie, z całą pewnością, nie jest usłane różami, tylko krwią i trudem pracy. Dobro to towar deficytowy, tu każdy może wbić wrogowi sztylet w pierś, mimo że jeszcze niedawno uważał go za swojego przyjaciela… Za pieniądze można kupić nie tylko niewolników czy nowe posiadłości, ale władzę i możliwość decydowania o czyimś życiu lub śmierci, a wszystko to pod czujnym okiem przewrotnej Fortuny.
Na końcu każdego z tomów mamy notę historyczną. Autor przyznaje się, jak bardzo dopowiedział pewne fakty, czy ingerował w przeszłość. Pozwolił sobie kilka kwestii nieznacznie zmienić, jednak zapewniam, że odbyło się to bez uszczerbku dla fabuły. Pewne sprawy zostały przemilczane, inne dopowiedziane, jeszcze inne zmodyfikowane. Iggulden skutecznie zachęca też do szperania w źródłach historycznych.
Wadą cyklu jest objętość. Mimo że tomy są obszerne, nadal czuję niedosyt. Polubiłam barwną narrację, jaką operuje autor, polubiłam bohaterów i szkoda, że na kolejny tom przyjdzie mi trochę poczekać.