Jesteśmy świadkami remontu hotelu oraz odnawiania międzyludzkich relacji. „Dobry uczynek” to godna polecenia propozycja dla miłośników literatury obyczajowej. Ta optymistyczna, ale nie ckliwa opowieść pozostawi nas w pozytywnym nastroju.
Liczą się drobiazgi
[Lucy Dillon „Dobry uczynek” - recenzja]
Jesteśmy świadkami remontu hotelu oraz odnawiania międzyludzkich relacji. „Dobry uczynek” to godna polecenia propozycja dla miłośników literatury obyczajowej. Ta optymistyczna, ale nie ckliwa opowieść pozostawi nas w pozytywnym nastroju.
Lucy Dillon
‹Dobry uczynek›
Powieść rozkręca się trochę niemrawo, ale im bliżej końca, tym lepiej. Tempo i temperatura akcji rośnie, i to aż do tego stopnia, że zakończenie ociera się nawet o psychothriller. Jeśli więc będziemy cierpliwi i przebrniemy przez początek pełen trochę nużących zmagań Libby i Jasona z remontem hotelu, który niedawno przejęli – dalej będzie już tylko lepiej.
Ale na początku powieści pojawia się również tajemnicza młoda kobieta, która niedaleko hotelu zostaje potrącona przez samochód. Fizycznie – nic poważnego jej się nie stało, parę dni musi odpocząć w szpitalu. Problemem jest jednak to, że z powodu wypadku cierpi na zanik pamięci. Nie pamięta swojego imienia, miejsca zamieszkania, członków rodziny. W chwili zdarzenia nie miała przy sobie telefonu ani żadnych dokumentów, tylko kartkę z nazwą hotelu „Łabędź” i adresem.
Trudno się więc dziwić, że jego właścicielka Libby w pewnym sensie czuje się odpowiedzialna za dziewczynę. Odwiedza ją w szpitalu, a gdy ta zostaje wypisana do domu, proponuje jej mieszkanie w hotelu przynajmniej do czasu, gdy zacznie jej wracać pamięć. Trudno tu rozstrzygać, na ile to, co jej się przydarzyło, jest prawdopodobne od strony medycznej, mnie jednak ten pomysł Lucy Dillon przekonał. Autorka dała bohaterce okazję, by przyjrzała się swojemu życiu z dystansu, aby niejako odkryła je, „złożyła” z powrotem. Nie dzieje się to jednak od razu i nie jest łatwe. Na razie odzyskuje pamięć o swoim imieniu: nazywa się Alice.
Także Libby ma spore problemy. Przy renowacji hotelu pracują wspólnie z mężem. Ale Jason szuka każdego pretekstu, by uwolnić się od odpowiedzialności, uciec, nie powiedzieć prawdy – na przykład o stanie ich budżetu. A od tego tak wiele zależy. Trzeba po kilkudziesięciu latach przeprowadzić remont generalny budynku, co, jak wiadomo, jest finansowym workiem bez dna. W dodatku gonią terminy. Do hotelu ma zamiar przyjechać dziennikarka, by w czasopiśmie zamieścić o nim artykuł promocyjny.
Motyw remontu stanowi zresztą bardzo sympatyczne tło perypetii bohaterów. Ma to całkiem sporo wspólnego z telewizyjnymi programami, w których pokazywane są metamorfozy remontowanych mieszkań czy domów. To wprowadza w budujący, pozytywny nastrój i dodaje chęci działania – tak samo jest z powieścią. Ale minie sporo czasu, zanim hotel „Łabędź” rzeczywiście zostanie pełnym piękna i gracji „łabędziem”. Będzie to wymagało dużo wysiłku ze strony właścicieli (czy pocieszeniem będzie to, że w Wielkiej Brytanii mają podobne do naszych kłopoty z fachowcami?).
Tymczasem kryzys między Libby i Jasonem się pogłębia. Nie pomaga – delikatnie rzecz biorąc – fakt, że mieszka z nimi Margaret, matka Jasona, bezkrytycznie wpatrzona w syna i obwiniająca o wszystko synową. Możemy nie lubić apodyktycznej starszej pani, ale Lucy Dillon sprawia, że potrafimy ją zrozumieć: niedawno została wdową, poza tym boleśnie odczuwa „odstawienie na boczny tor” po przejęciu hotelu przez syna z żoną. Z drugiej strony – nie poddaje się, jest aktywna i udziela się w lokalnej społeczności.
„Dobry uczynek” przynosi nam sympatyczny obraz mieszkańców małego miasteczka, wspierających się wzajemnie i pomagających sobie bezinteresownie. Pokazuje to nam, jak ważne jest pielęgnowanie więzi społecznych – czegoś, czego tutaj u nas, niestety, prawie nie ma. Liczą się drobiazgi, proste gesty, znaczą one czasami tak wiele.
Może to zaskakujące, ale powieść z pewnością zachwyci wielbicieli psów, bardzo dużo tu dobrych słów pod ich adresem, jak również radosnych i zabawnych scen z ich udziałem. Jednak są też sytuacje, które budzą nasze przerażenie i grozę, i w takim właśnie momencie Alice odzyska pełną pamięć. Psy są w „Dobrym uczynku” równorzędnymi bohaterami, proszę o tym nie zapominać!
Uwagi do tłumaczki: trzeba koniecznie poszukać odpowiedników słowa „rewelacyjny”, które w pewnym momencie pojawia się w tekście tłumaczenia irytująco często. Poza tym angielskie słowo „cowboys” to nie zawsze dosłownie kowboje (po polsku tutaj zupełnie nie ma to sensu). „Cowboys” to potocznie po angielsku partacze i oszuści, co do tłumaczenia sceny z udziałem ekipy remontowej pasuje o niebo lepiej.
„Dobry uczynek” przynosi nam jakże ważne życiowe lekcje. O tym, by nie wplątywać się w ryzykowne finansowe inwestycje. By nigdy nie tracić poczucia własnej wartości, zwłaszcza wobec zaborczych partnerów. I o tym, że w sumie każdy może kiedyś popełnić jakiś błąd, ważne jest, by się do niego przyznać i nie popełnić go ponownie, a drugiej osobie - umieć go wybaczyć. Lucy Dillon pozostawia nas z optymistycznym przesłaniem, że dobro, którym dzielimy się z innymi, z czasem do nas wraca.