Daleka wyprawa Marka Fiedlera z synem zaowocowała książką „Mała wielka Wyspa Wielkanocna”. Tytułowa bohaterka tej opowieści, znana też pod nazwą Rapa Nui, to miejsce pełne tajemnic i zagadek, których rozwiązania prawdopodobnie nigdy nie poznamy.
Moai, mana i rongorongo
[Marek Fiedler „Mała wielka Wyspa Wielkanocna” - recenzja]
Daleka wyprawa Marka Fiedlera z synem zaowocowała książką „Mała wielka Wyspa Wielkanocna”. Tytułowa bohaterka tej opowieści, znana też pod nazwą Rapa Nui, to miejsce pełne tajemnic i zagadek, których rozwiązania prawdopodobnie nigdy nie poznamy.
Marek Fiedler
‹Mała wielka Wyspa Wielkanocna›
Wyspa Wielkanocna ma obecnie prawie cztery tysiące mieszkańców. Jest jednym z najbardziej odizolowanych zamieszkanych terytoriów na świecie. Najbliższe (Pitcairn) znajduje się ponad dwa tysiące kilometrów dalej. Wyspa swoją „zachodnią” nazwę zawdzięcza temu, że wyprawa Holendrów w 1722 roku dotarła do jej brzegów w niedzielę wielkanocną. Sławę przyniosły jej wielkie kamienne posągi przedstawiające głowy – moai.
Marek Fiedler, choć z wykształcenia jest prawnikiem, podziela zamiłowania do podróży słynnego ojca, Arkadego. Kontynentem, którym szczególnie się interesuje, jest Ameryka Południowa. Ma już na swoim koncie wiele wypraw i podtrzymuje rodzinne tradycje. Wcześniejsze podróże Marek Fiedler odbywał jeszcze z ojcem, a na Wyspę Wielkanocną wybrał się w towarzystwie syna Marka Oliwera.
„Zawsze marzyłem, by poznać Rapa Nui”, wyznaje autor książki. Nic dziwnego – to miejsce intryguje swoim oddaleniem oraz fascynującą przeszłością, która kryje w sobie wiele tajemnic. Historia kontaktów Europejczyków z tubylcami miała zupełnie inny przebieg niż w innych przypadkach kolonizacji, znaczenie ma przede wszystkim to, że nie byli oni tu stale obecni. Nie da się jednoznacznie ustalić, jaka była historia Rapa Nui na przestrzeni stuleci. Tajemnicą samą w sobie jest pochodzenie rdzennych mieszkańców. Czy pierwsi osadnicy przybyli tu z Pitcairn czy z południowoamerykańskiego kontynentu?
Marek Fiedler z synem zwiedzają Wyspę Wielkanocną, przybliżając nam szczegóły i ciekawostki na jej temat. Po Holendrach dotarli tu jakiś czas później Hiszpanie oraz Anglicy, pod wodzą Jamesa Cooka. Rapa Nui nie ma spisanej historii, dlatego możemy jedynie się domyślać, że miały tam miejsce dramatyczne wydarzenia, które spowodowały załamanie się populacji wyspy. Czy była to wojna plemion czy też wyczerpanie się zasobów naturalnych? (Na wyspie wycięto wszystkie drzewa, co zakłóciło równowagę środowiska naturalnego i zagroziło mieszkającym tam ludziom).
Badaczką Rapa Nui była Katherine Routlege, która opisała wiele unikalnych faktów związanych z wyspą. Wiele nowego światła na przeszłość Wyspy Wielkanocnej rzuciła ekspedycja archeologiczna norweskiego podróżnika Thora Heyerdahla w 1955 roku. Przeprowadzono podczas niej eksperymenty, pozwalające zweryfikować różne hipotezy dotyczące wielu realiów życia na wyspie (np. dotyczących transportu, rzeźby czy stawiania posągów moai).
Autor poświęca ich opisowi wiele miejsca. Obliczono, że figur tych jest 887. To bez wątpienia największa atrakcja turystyczna Rapa Nui. Ich przeznaczenia nadal nie jesteśmy pewni, najprawdopodobniej były to obiekty inspirowane wierzeniami religijnymi i obrzędami. Te rzeźby fascynują swoim kształtem i wielkością. Marek Fiedler z synem komentują rozmaite teorie dotyczące pochodzenia i wyglądu posągów oraz ich obecnego stanu. Wiele z nich jest uszkodzonych. W XIX wieku większość moai została przewrócona, co uważa się za skutek walk plemiennych.
Dowiadujemy się wielu interesujących rzeczy na temat mentalności i duchowości rdzennych mieszkańców Rapa Nui. Podziw budzi to, że stosunkowo tak nieliczni, dysponując skromnymi zasobami oraz pozostając w izolacji, nie poddawali się i radzili sobie z niedoborami. Jak podkreśla autor, ogromne są ich siły fizyczne i duchowe. Rapanujczycy wierzyli, że chroni ich mana ich przodków, energia, będąca źródłem zachowania duchowej równowagi. Czytamy o związanych z tym różnych rytuałach. Opowieść Marka Fiedlera i syna uzupełniają liczne fotografie, pozwalające dostrzec czytelnikom niezwykłą urodę tej wyspy i jej unikalny krajobraz.
Można dyskutować, czy toczący się na kartach tej książki dialog autora z synem Markiem Oliwierem to najlepsza forma dla literatury podróżniczej. Dyskusje między nimi nie brzmią zbyt naturalnie, a ich mało potoczysty styl może nieco drażnić i rozpraszać. Taka dwugłosowa narracja miałaby poza tym sens, gdyby każdy z dwóch rozmówców odgrywał czytelną rolę: dajmy na to, zwolennika hipotez i sceptyka (a przedzieranie się przez tajemnice Wyspy Wielkanocnej nadaje się do tego wręcz idealnie). Tutaj jednak oba głosy bardzo się zlewają, przez co opowieści często brakuje napięcia, wewnętrznej dramaturgii i – delikatnie mówiąc – odpowiedniego tempa.
Jeśli jednak przyzwyczaimy się do tej dwugłosowej narracji, wyłuskamy bardzo wiele interesujących rzeczy. Szczególnie wielkie wrażenie robi opowieść o znalezionych na Wyspie Wielkanocnej tabliczkach z inskrypcjami nazwanymi rongorongo. Ten system zapisu do dzisiaj nie został odczytany i na temat jego pochodzenia oraz znaczeń możemy formułować jedynie hipotezy. Nie pomaga w tym fakt, że obecnie zostało już bardzo niewiele ocalałych artefaktów z rongorongo. To także wielka antropologiczna zagadka: jak to możliwe, że pismo powstało w tak odizolowanym od innych cywilizacji miejscu? To jedyny taki przypadek w historii ludzkości.
Podróż z Polski na Rapa Nui trwa – jak pisze autor – dwie doby. Dla niejednego z nas o wiele łatwiej będzie sięgnąć po książkę „Mała wielka Wyspa Wielkanocna”. To miejsce jest fenomenem geograficznym (ze względu na położenie) i antropologicznym (z powodu wielu nietypowych dla ludzkich społeczności zjawisk). Warto poznać je choć trochę, nawet jeżeli będziemy mieć świadomość, że prawdziwe oblicze Wyspy Wielkanocnej zostanie przed nami ukryte prawdopodobnie już na zawsze.