Jest w tej powieści kilka ważnych problemów. Poligamiczność Danny′ego jest tym najbardziej rzucającym się w oczy. Jednak tli się gdzieś we mnie przekonanie, że spełniony - byłby wspaniałym partnerem. Jest wszak uroczym gościem - inteligentnym, wrażliwym i w pewien budzący sympatię sposób stukniętym.
Czeskie dziewczyny
[Josef Škvorecký „Fajny sezon” - recenzja]
Jest w tej powieści kilka ważnych problemów. Poligamiczność Danny′ego jest tym najbardziej rzucającym się w oczy. Jednak tli się gdzieś we mnie przekonanie, że spełniony - byłby wspaniałym partnerem. Jest wszak uroczym gościem - inteligentnym, wrażliwym i w pewien budzący sympatię sposób stukniętym.
Josef Škvorecký
‹Fajny sezon›
Często ucieczka z miejsca, gdzie mieszkam, powoduje, że zaczynam odbierać rzeczywistość wokół siebie zupełnie inaczej. Nie jest to proste zauroczenie innością odwiedzanych miejsc, nie jest to też bierna tęsknota za ich urodą i klimatem. Zaczynam szukać wokół siebie czegoś, co by przypominało.
Często pomagają fotografie. Ich wybór z różnych miejsc zdobi ściany w moim pokoju. Ale też odkrycie, że pewien dom w Alei Wyzwolenia w Warszawie do złudzenia przypomina paryskie kamienice (faktura ścian, mansardy) może pobudzić miłe wspomnienia. A książki związane z jakimś miejscem? Też powodują swoiste sprzężenie zwrotne.
W przypadku zaciekawienia Czechami było odwrotnie. Na mój obraz państwa i ludzi złożyło się kilka stereotypowych elementów. Narodowe napoje Czechów - piwo i Beherovka. Wspaniała postać Vaclava Havla - polityka kryształowego. Niewinne ofiary inwazji braci w socjalistycznej niedoli w 1968 r., gdy podobno młode mieszkanki Pragi całowały się na ulicach stolicy z przypadkowymi przechodniami, aby prowokować wygłodzonych seksualnie sowieckich czołgistów - czyż to nie fascynująca postać protestu? Wreszcie twórczość Milana Kundery, przez wiele lat i w wielu powieściach osadzona w ojczyźnie autora - obecnie Paryżanina.
W końcu, niedawno, wybrałem się z kolegą do Pragi. Zrobiliśmy dużo zdjęć, wypiliśmy sporo piwa, obeszliśmy wszystko, co można było zdążyć zobaczyć w ciągu zaledwie 3 dni, jakie daliśmy sobie na ten pobyt. Nie muszę chyba mówić, że było wspaniale.
Ostatniego wieczoru siedliśmy na ławce przy bocznej uliczce biegnącej wzdłuż Wełtawy. Spędziliśmy tam około pół godziny jak we śnie. Naszą ławkę co chwila mijały piękne dziewczyny.
Wtedy przypomniałem sobie historię Danny′ego Smirzyckiego. Nieszczęsnego i niezmiennie pogodnego fajtłapy z małego miasta Kostelec, chłopaka o dwóch twarzach - niespełnionego podrywacza i miłośnika jazzu, dobrego muzyka zresztą.
"Fajny sezon" nieudanych łowów na miejscowe piękności toczy się w czasie ostatniej wojny. Na co dzień piekła właściwie nie odczuwa się, dopiero pod koniec rozstrzelany zostaje ojciec kolegi głównego bohatera. Codzienne życie mija na ulicach, w laskach i na basenie spokojnie, wręcz sielankowo.
Danny jak niczego więcej pragnie się rozprawiczyć (albo zostać rozprawiczony - brak szczegółów co do jego preferencji). Specjalnie się z tym nie kryje, nawet przed swoimi potencjalnymi szczęściodawczyniami. Wszak do Czeszek przylgnęła opinia, że to rozkoszne kochanki i taktyka "wprost do celu" wydaje się tu być jak najbardziej na miejscu. Wiadomo więc, o co chodzi, ale Danny pragnie upiększyć krajobraz po drodze do ich "ogródka". Zaczyna od naiwnych wyznań uczuć i oczarowania, którymi to narzędziami posługuje się dość przypadkowo. Później lista stosowanych trików wydłuża się, obejmując m.in. (nieudaną oczywiście) próbę upicia jednej z kandydatek.
Napięcie wzrasta trzykrotnie - kibicujemy mu wtedy ze wszystkich sił. Pierwszy raz to nieudana próba uwiedzenia najmłodszej z upatrzonych, której dziewczęcy urok budzi nagły zachwyt Danny′ego. Jeszcze nigdy nie znalazł się tak blisko celu! Jednak zdradza recepcjonista hotelu, do którego Danny sprowadził dziewczynę. Kompromitacja sięga szczytu, w ostatniej chwili zjawia się - wezwany przez wspomnianego zdrajcę - ojciec dziewczyny.
Kolejna porażka ma już poważne tło. Danny musi zrezygnować z obiecującej randki pod moralnym naciskiem księdza, który prosi go o pomoc w przeprowadzeniu mistyfikacji z parafialnymi dokumentami, które mogą uratować z rąk hitlerowców niewinnych ludzi. Danny z bólem serca godzi się.
I trzecia porażka - spotkanie taneczne, na którym Danny ma wystąpić razem ze swoim zespołem. Podczas nastrojowego wieczoru zostaje kolejny raz zignorowany.
Jest w tej powieści kilka ważnych problemów. Poligamiczność Danny′ego jest tym najbardziej rzucającym się w oczy. Jednak tli się gdzieś we mnie przekonanie, że spełniony - byłby wspaniałym partnerem. Jest wszak uroczym gościem - inteligentnym, wrażliwym i w pewien budzący sympatię sposób stukniętym.
Załóżmy jednak, że moje przekonanie jest naciągane. Czy wobec tego można ostentacyjnie takie miłe zasady jak wierność i konsekwencja łamać, a jednocześnie być przyzwoitym człowiekiem? Cała historia Danny′go jest gromkim krzykiem: tak!
I wreszcie: czy zestawienie naiwnego, dziecięcego erotyzmu z koszmarem wojny nie jest swoistą profanacją? Wielkie nieba! Nie wiem, jak Skvorecky to zrobił, ale nie, to zestawienie nie jest w żaden sposób rażące. Wciąż się zastanawiam, jak pisarzowi udało się to osiągnąć. Wyjaśnienie, że to właśnie poczciwa, nieco pocieszna, ale jednocześnie pełna dobra osobowość Danny′ego jest tym nietypowym elementem spajającym przeciwieństwa, wydaje mi się za proste. Wyczuwam tu jakiś nieokreślony dla mnie pierwiastek radości życia u Czechów, który niejasno wyczułem podczas mojej praskiej wycieczki.
Takie podsumowanie może budzić oburzenie w Polsce, kraju pełnym specjalistów od eksponowania naszych narodowych dramatów. Jest więcej niż pewne, że taka książka jak "Fajny sezon" nigdy by w Polsce nie powstała.
O tym wszystkim myślałem, siedząc na nadwełtawskiej ławce. Patrzyłem nie tylko na dziewczyny, ale na ludzi w ogóle. Byli inni - o tym, na czym polegają różnice między Polakami a Czechami, chętnie bym porozmawiał z kimś, kto dzięki wiedzy widzi więcej. Wiem, że Czesi są do Polaków nastawieni źle (lenie, flejtuchy), a Polacy do Czechów lekceważąco (pepiki, brzmienie języka). Ja już wiem, że to polskie lekceważenie jest idiotyczne. Czeską pogardę jak każdy błąd generalizacji muszę zignorować.
Dlaczego lawiruję między książką a stereotypami narodowościowymi? Ponieważ "Fajny sezon" pozwolił mi zobaczyć sporo podobieństw między nami - takich uniwersalnych przesłań bądź ich propozycji. O trzech już wspomniałem, a kolejną żartobliwie przedstawię wyimkiem z piosenki Wojciecha Młynarskiego
Dziewczyny, bądźcie dla nas dobre na wiosnę
[...] skończcie już te "Kobry" miłosne.
Zaledwie 20 godzin po refleksyjnym wieczorze Polskę tak, jak mogłem się spodziewać, widziałem już inaczej. Zawsze powrót z zagranicy jest dla mnie małym szokiem. Zgadnijcie, co mam na myśli.