W książce-wywiadzie „Sztuczna inteligencja. Nieludzka, arcyludzka” Aleksandra Przegalińska przybliża czytelnikowi takie pojęcia jak sieci neuronowe, uczenia maszynowe czy data science. Dowiemy się z niej, jak technologia wpływa na życie codzienne, biznes czy etykę i jakie ma perspektywy na przyszłość – czy rzeczywiście jest się czego bać?
Nie taka SI straszna, jak ją technofobi malują
[Aleksandra Przegalińska, Paweł Oksanowicz „Sztuczna Inteligencja. Nieludzka, arcyludzka” - recenzja]
W książce-wywiadzie „Sztuczna inteligencja. Nieludzka, arcyludzka” Aleksandra Przegalińska przybliża czytelnikowi takie pojęcia jak sieci neuronowe, uczenia maszynowe czy data science. Dowiemy się z niej, jak technologia wpływa na życie codzienne, biznes czy etykę i jakie ma perspektywy na przyszłość – czy rzeczywiście jest się czego bać?
Aleksandra Przegalińska, Paweł Oksanowicz
‹Sztuczna Inteligencja. Nieludzka, arcyludzka›
Aleksandra Przegalińska posiada doktorat z filozofii sztucznej inteligencji, jest doktorem habilitowanym w Akademii Leona Kozmińskiego i jedyną Polką prowadząca badania w Massachussets Institute of Technology (MIT) w Bostonie. Trudno o bardziej kompetentną osobę, która opowie o sztucznej inteligencji bez nadmiernego demonizowania zjawiska.
Obecnie sztuczną inteligencją określa się multidyscyplinarną dziedzinę inżynierii, obejmującą robotykę, sieci neuronowe, uczenie maszynowe (machine learning) i tak zwane A-Life (artifical life), czyli sztuczne życie. Jako dziedzina badań naukowych obejmuje ona informatykę, neurokognitywistykę, biologię, teorię systemów i organizacji, filozofię i neuropsychologię. Można też ją zdefiniować jako dział nauk ścisłych zajmujący się rozwiązywaniem problemów, które nie są algorytmizowalne. Tyle teorii, bo książka nie koncentruje się na informatycznych technikaliach. A rozwój SI jest też szukaniem odpowiedzi na fundamentalne pytanie: jak myślimy? Zatem łączy się z filozofią i tzw. najważniejszymi pytaniami. Ale, paradoksalnie, w praktyce zajmuje się tym „krwiożerczy” biznes i technologiczni giganci, a nie filozofowie.
Autorka poświęca trochę uwagi tłu historycznemu (Charles Babbage, Alan Turing), ale przyznaje, że sztuczna inteligencja ma hipisowskie korzenie, a Dolina Krzemowa wyrosła z antykonserwatywnego buntu. Obecnie ten młodzieńczy idealizm należy do przeszłości, a jej rozwój przybrał formę połączenia ultrakapitalizmu z technolibertarianizmem (reprezentatywnym przykładem jest choćby Peter Thiel, superbogaty gej i republikański zwolennik Trumpa). Niemniej autorka przestrzega przed pokusą obwiniania największych korporacji o całe zło świata, czasem warto docenić ich szlachetne intencje. Microsoft (projekt „Hanover”) opracował algorytm pomagający w zwalczaniu nowotworów. Elon Musk zaapelował o powstrzymanie się od pracy nad robotami wojskowymi. A wykorzystanie SI do kreślenia portretów konsumenckich klientów przyczynia się do obniżenia kosztów kampanii reklamowych.
Słowem, bardzo popularne ostatnio straszenie korporacjami i „zniewoleniem technologicznym” jest w dużym stopniu demonizacją zjawiska i świadczy o typowym, ludzkim lęku przed tym, co nowe i nieznane. Nie podkreśla się pozytywów, może dlatego, że stały się tak oczywiste, że wręcz niezauważalne (wzajemna komunikacja), nie mówi się, ile pożytku mogą przynieść nowe technologie dla np. niepełnosprawnych. Katastrofiści to „mentalni starcy”, tęskniący za mitycznym „złotym wiekiem” i nie ogarniający złożoności świata. Lubimy ich słuchać, być może dlatego, że sami wynieśliśmy wielką traumę po wyjściu ze środowiska prenatalnego i podświadomie oczekujemy spełniania się czarnych scenariuszy (znajdziemy w książce taką, dość zadziwiającą, sugestię autorki). Stąd pada w książce trochę słów krytyki wobec Yuvala Noaha Harariego, któremu też zdarza się być technodefetystą (ale i tak daleko mu do np. Neila Postmana – patrz „Technopol”).
Dodatkowo nasz lęk podkręcają filmowe i literackie wizje. Wyjątki są raczej nieliczne (Wall-E, Jetsonowie). Popkultura nie prowadzi dziś żadnego dialogu z tym, co jest możliwe na poziomie technologicznym – ocenia autorka. W filmowym „Łowcy androidów” przypisuje się maszynom ludzkie zachowania (zemsta), a i tak przecież adaptacja jest łagodniejsza niż literacki oryginał, pełen podejrzeń wobec „fałszywych ludzi”. Czyżby nawet wielki Dick przesadził ze swoimi obsesjami?
Sceptycyzm wobec katastroficznych wizji nie oznacza jednak powierzchownego optymizmu. Czipy umieszczane w ciele uważane są w książce za dość niemądry pomysł, ale nie z racji samej idei, a z faktu, że potencjalny interfejs ciało-komputer powinien być bardziej subtelny i niepodatny na ingerencję. Niepokoić może też chiński system scoringu społecznego (nazwanego dla niepoznaki systemem zaufania społecznego). Chinom poświęcony jest cały rozdział i rzeczywiście wygląda to dość przerażająco. Nie tylko nasze zawodowe dokonania mają tam znaczenie, ale np. lista naszych znajomych – jeśli znajdzie się na niej kryminalista, nasz rating leci w dół. Świetnie pokazuje to odcinek „Black Mirror” pt. „Nosedive” („Na łeb, na szyję”). Dziwić może jednak, że Chińczycy generalnie to akceptują, nie ma jakichś specjalnych protestów, najwyraźniej stabilność i dobro zbiorowości są dla nich ważniejsze niż hołubiony przez nas indywidualizm i wolność. Czyli z cechami, które się łączy z kapitalizmem. Ale – w USA obecnie mamy renesans nauczania etyki na studiach inżynierskich. Może to dobry znak? W każdym razie według autorki potencjalne korzyści związane z rozwojem SI przeważają nad niebezpieczeństwami, a skorzystamy na tym wszyscy. A człowiek i tak będzie (nadmierny optymizm?) ostateczną instancją „kontrolną”.
Oczywiście niezbędne będą też regulacje prawne. Jeśli chodzi o kwestie równościowe, SI też może być „uprzedzona” – tu autorka podaje ciekawą anegdotę o tym, jak algorytm wyszukujący najlepszych pracowników dla Amazonu znalazł… samych białych mężczyzn, ponieważ odpowiadało to obecnej strukturze ilościowej zatrudnionych. Brzmi to jak wymarzony argument korwinowców, a było po prostu odzwierciedleniem „nierównościowej” rzeczywistości. Na podobnej zasadzie algorytmy podsuwają nam produkty najbardziej zbliżone do tych, które już polubiliśmy. Czy zatem SI potrafi wyłącznie gromadzić dane, nie wykazując się choćby iskrą kreatywności? Nie wiadomo. Firma Deep Mind stworzyła „Alpha Go” wygrywający w tę starożytną chińską grę na podstawie analizy tysięcy partii i mimiki graczy. „Jeśli to nie jest inteligencja – głęboka sieć neuronowa znajdująca rozwiązanie – to nie wiem, co nią jest” – mówi Przegalińska.
Na książkę składa się nie tylko wywiad-rzeka z jedną osobą, znajdziemy też kilka „głosów ekspertów”, rozmów z trochę innych perspektyw, również przeprowadzonych przez Pawła Oksanowicza. A także słowniczek najważniejszych pojęć związanych z tematem. Warto po nią sięgnąć ze względu na lekkość wywodu – poruszana tematyka staje się coraz bliższa codziennemu doświadczeniu, a nie każdy chce zgłębiać trudniejsze, informatyczne pozycje – ta jest skierowana przede wszystkim dla laików. Nietypowa forma wywiadu czyni ją jeszcze przystępniejszą, w porównaniu z przeciętnymi książkami popularnonaukowymi.