W pewnym domu na warszawskim Mokotowie zaczyna się dziać coś dziwnego. Po lekturze „Selfie z aniołem” już będziemy wiedzieli, co!
Pod anielską opieką
[Hanna Urbankowska „Selfie z aniołem” - recenzja]
W pewnym domu na warszawskim Mokotowie zaczyna się dziać coś dziwnego. Po lekturze „Selfie z aniołem” już będziemy wiedzieli, co!
Hanna Urbankowska
‹Selfie z aniołem›
Prawie cztery lata temu Hanna Urbankowska opublikowała swoją debiutancką powieść „
Noworoczne anioły”, w której z humorem opisała losy trzech przyjaciółek. Ich życiowym wyborom i decyzjom przyglądali się ich aniołowie stróże, z zaangażowaniem broniący je przed skutkami pomyłek i złych wyborów.
„Selfie z aniołem” jest kontynuacją historii Anny, Zuzanny i Matyldy. Na tyle luźną, że nie trzeba znać poprzedniej książki, aby przeczytać o dalszych losach młodych kobiet. Każda z nich, jak się wydaje, znalazła swoje miejsce w życiu. Ania prowadzi klimatyczną kawiarenkę „Dzień dobry!”, Matylda wyszła za mąż za uroczego mężczyznę, a Zuzanna próbuje szczęścia w Londynie.
Ich życiowym zmaganiom przyglądają się aniołowie. Autorka na początku książki zamieściła spis: „kto nad kim czuwa”, dzięki czemu zawsze będziemy wiedzieli, który anioł opiekuje się którą postacią. Mają co robić, bo na przykład Matylda zaczyna mieć dziwne sny o miejscu, w którym nigdy nie była. Jej mąż Wojtek zaczyna się niepokoić o żonę. Co więcej, kilkuletni syn ich sąsiadki z przejęciem opowiada, że na schodach widział postać podobną do anioła. Potrafi ją nawet narysować.
Stopniowo poznajemy zamysł tego utworu, ale od strony literackiej „Selfie z aniołem” jest o wiele mniej udane niż „Noworoczne anioły”. Po pierwsze, bardzo trudno wejść w tę powieść: pokonujemy prawie sto stron książki i cały czas coś „ma zacząć się dziać”. Nie dostrzegam przy tym, aby konsekwentnie wiązało się to z wydarzeniami następującymi później. Niepokój potęguje nieoczekiwana (i symboliczna) śnieżyca w Warszawie, pojawia się też zagadkowy samotny anioł.
W poprzedniej książce autorka potrafiła w poszczególnych scenach całkiem nieźle pokazać ludzi znajdujących się pod „anielską opieką”. Nie bez znaczenia był także sytuacyjny humor w dobrym guście. Tutaj jednak mamy dwa jeszcze bardziej osobne, słabo przenikające się wymiary i światy. Rola aniołów nazbyt często ogranicza się do komentowania przebiegu zdarzeń, ale większość tych scen jest bezbarwna i „nijaka”, jakby nie było na nie pomysłu. Drobnych epizodów (na przykład zamieszania z identycznymi tunikami), ożywiających statyczną narrację, jest nadspodziewanie mało.
W akcję powieści wkomponowana została pewna smutna historia miłosna sprzed lat. Można docenić budowanie jej klimatu, niepozbawionego dramatyzmu. Tropy zawiodą nas nawet za ocean, gdzie poznamy Alice Primrose, starszą już obecnie kobietę. Czy uda się jej wyrównać rachunki z przeszłości? W moim odczuciu jednak jest to opowieść na inną książkę. Owszem, jej mroczny, poważny i głęboki nastrój bardzo dobrze harmonizuje z atmosferą grudniowych, ciemnych dni, podczas których toczy się akcja. To jednak mocno kłóci się z lżejszym surrealistycznym i humorystycznym zabarwieniem, nazwijmy to, bieżącej akcji książki i tym, co dzieje się z trzema głównymi bohaterkami. Obie te nuty, komediowa i tragiczna, zagłuszają siebie nawzajem, ze szkodą dla całościowego odbioru książki.
Choć trzeba też powiedzieć, że w „Selfie z aniołem” mamy raczej dwie bohaterki: prawie nie ma tutaj (nieobecnej w kraju) Zuzanny. Jej pojawienie się wnosi trochę zamieszania, ale i bez tego powieść „dałaby sobie radę”. Mniejsze też znaczenie niż w poprzedniej książce, mają życiowe problemy młodych osób, tak dobrze pokazane w „Noworocznych aniołach”. Może to budzić pewien niedosyt.
Z drugiej jednak strony, autorka „wyczarowała” naprawdę sympatyczny klimat kawiarenki „Dzień dobry!” wraz z drugoplanowymi postaciami – pracownikami, którzy są podwładnymi właścicielki Ani. Ważą się losy tego lokalu: czy uda się tam wprowadzić do stałej oferty sojowe latte? Wszystko to jednak odchodzi na drugi plan w momencie, gdy w kafejce pojawiają się przedstawiciele mediów, chcących wyjaśnić pewne niewytłumaczalne paranormalne wydarzenia. Niech ci, którzy widzieli „świetliste postacie”, powiedzą o tym do kamery…
Nie da się również zaprzeczyć, że język powieści jest precyzyjny i naturalny, a całość czyta się lekko i potoczyście. Jest trochę poezji i filozofii (czego mogłoby być nawet trochę więcej). I chociaż osobiście po „Selfie z aniołem” oczekiwałam nieco więcej, to bez wątpienia książka ta zapewni nam bezpretensjonalną rozrywkę i miłą lekturę.