„Porzeczkowy Josef” to przejmująca powieść, w której prawda beztroskich wspomnień z dzieciństwa przenika się z traumą i bólem istnienia, zamkniętymi w magicznej rzeczywistości.
Dwa światy
[Anna Wiśniewska-Grabarczyk „Porzeczkowy Josef” - recenzja]
„Porzeczkowy Josef” to przejmująca powieść, w której prawda beztroskich wspomnień z dzieciństwa przenika się z traumą i bólem istnienia, zamkniętymi w magicznej rzeczywistości.
Anna Wiśniewska-Grabarczyk
‹Porzeczkowy Josef›
To znakomity debiut prozatorski Anny Wiśniewskiej-Grabarczyk. Utwór ten został nominowany w 2019 roku do prestiżowej Nagrody Literackiej im. W. Gombrowicza, przyznawanej za pierwszą lub drugą książkę autora napisaną prozą artystyczną. Wcześniej autorka publikowała miniatury poetyckie, między innymi na łamach pism „Twórczość” i „Odra”.
Bodaj jednym z najwspanialszych epizodów dzieciństwa jest łącząca babcię i wnuczkę więź, wnosząca w życie dziecka jedyne w swoim rodzaju poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Dla starszej kobiety to ogromna radość, która dodaje siły i sensu w życiu. Światy tych dwóch pokoleń są rozdzielone czasem i odmiennością doświadczeń. Mogą się jednak spotkać i przenikać w tym jednym szczególnym momencie życia, gdy miłość po obu stronach jest jeszcze bezwarunkowa i nie ma niczego, co by ją rozpraszało.
Motyw tej więzi nie jest, rzecz jasna, niczym nowym w literaturze, ale po lekturze „Porzeczkowego Josefa” nie mam wątpliwości, że to jedna z najpiękniejszych powieści, jakie na ten temat kiedykolwiek zdarzyło mi się czytać. Jest ona ponadto bardzo pojemna, pomimo stosunkowo niewielkiej liczby stron. Osobiste doświadczenia zanurzone są w bogatym kontekście historycznym. Wnuczka z perspektywy czasu snuje wspomnienia z dzieciństwa, spędzonego w okresie PRL-u w Trzciance, obecnie kilkunastotysięcznym mieście w województwie wielkopolskim. To dla autorki jej mała ojczyzna, na potrzeby powieści – „przetworzona” i zmitologizowana.
„Porzeczkowy Josef” przynosi nam świetnie oddany klimat letniej wakacyjnej beztroski w domu dziadków. Całodzienne proste zabawy na powietrzu, upalna pogoda, podczas której nawet kąpiel w jeziorze nie przynosiła ochłody. I wspaniale, sugestywnie opisane są smaki, jakie dla wielu z nas być może odeszły już w przeszłość, ale tutaj możemy je bez trudu odnaleźć. Babcia bardzo troszczy się o wyżywienie rodziny, to dla niej jeden z ważniejszych domowych obowiązków. Nikt nie może chodzić głodny, zwłaszcza dzieci…
Autorka znalazła znakomity sposób, aby połączyć ze sobą nieprzystawalne do siebie światy bliskich sobie osób. Młodość babci przypadła na tragiczny czas drugiej wojny światowej i przyniosła jej pobyt w obozie – była więźniarką w Bergen-Belsen. O tej traumie nie da się mówić wprost. Dlatego tytułowy wątek nazisty Josefa – to symbol międzypokoleniowego dziedzictwa „złej pamięci” - jest opowiedziany w konwencji realizmu magicznego. Jest on w niej zamknięty, ale to jednocześnie pozwala wydobyć na powierzchnię całą głębię bólu i lęków, które w innej sytuacji nigdy nie doszłyby do głosu.
Babcia należy do tego pokolenia, które na swój temat milczało i nie wracało do wojennych traumatycznych wspomnień, z różnych zresztą przyczyn. Być może nie dało się znaleźć języka, który mógłby wszystko wyrazić. Może trzeba było odsunąć na dalszy plan mówienie o sobie, bo inne rzeczy były ważniejsze. Albo też trauma była zbyt wielka lub młodsi nie zrozumieliby. I byłoby tak jak w piosence „Nim wstanie dzień” ze słowami Agnieszki Osieckiej: „dzieci urodzą się nowe nam / i spójrz, będą śmiać się, że my / znów wspominamy ten podły czas / porę burz”… Nikt nie chce słuchać o tym, co było.
Znaczenie ma także to, że wspomnienia z dzieciństwa opowiedziane są przez dorosłą już kobietę. Wchodzi ona w rolę jak gdyby pośredniczki pomiędzy dwoma światami wnuczki i babki, dodając jeszcze jedną płaszczyznę swojej narracji. Świetnie konfrontuje się z Josefem, odkrywając prawdę o swojej babci. Przygląda się także samej sobie z perspektywy czasu. I ona również jako dziecko musiała zmierzyć się ze stratą. W powieści pojawia się postać czarnoskórej N′Kulu, która wydaje się kimś pomiędzy koleżanką a lalką z dzieciństwa. Czy po to, aby łatwiej było sobie poradzić z czyjąś nieobecnością?
„Porzeczkowy Josef” przyciąga uwagę, wręcz hipnotyzuje, poetyckim językiem niezwykłej urody. Mnóstwo tu metafor i nieoczekiwanych skojarzeń, ale i niedomówień. Daje to znakomity efekt. Wykreowany przez autorkę świat jest wielowymiarowy, pełen zmysłowości i doskonale utrwalonych szczegółów z życia codziennego. Dwa światy: wnuczki i babci - ten bezpieczny, zaciszny i ten przerażający, traumatyczny - choć pozostają wobec siebie czymś osobnym, przenikają się nawzajem. Symbolizuje to postać Josefa, która jest obecna w przeżyciach ich obu. Taka jest uniwersalna zasada przekazu społeczno-kulturowego. Doświadczenia naszych przodków „odciskają się” w naszych genach, choć, jak widzimy u Anny Wiśniewskiej-Grabarczyk, nie zawsze docierają one do nas poprzez język, w formie tradycyjnych opowieści.