Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Cody McFadyen
‹Cień›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCień
Tytuł oryginalnyShadow Man
Data wydania26 września 2006
Autor
Wydawca Amber
CyklSmoky Barrett
ISBN83-241-2616-3
Format352s. 145×205mm
Cena34,80
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Klisze we krwi
[Cody McFadyen „Cień” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Wydawca „Cienia” Cody’ego McFadyena nie oszczędził nam okładkowej zapowiedzi „najbardziej przerażającego zabójcy od czasów Hannibala Lectera”. Niewykluczone zresztą, że znajdą się czytelnicy, którym na jej brzmienie krew zacznie szybciej krążyć w żyłach. Cóż, każdemu taki marketing, na jaki zasługuje. Jednak najrozsądniej postąpią ci, którzy tę zapowiedź zlekceważą. Kto natomiast da się jej (i nieznanemu nazwisku autora) zniechęcić, przegapi debiut może nie przełomowy, ale z pewnością dla thrillera obiecujący.

Artur Chruściel

Klisze we krwi
[Cody McFadyen „Cień” - recenzja]

Wydawca „Cienia” Cody’ego McFadyena nie oszczędził nam okładkowej zapowiedzi „najbardziej przerażającego zabójcy od czasów Hannibala Lectera”. Niewykluczone zresztą, że znajdą się czytelnicy, którym na jej brzmienie krew zacznie szybciej krążyć w żyłach. Cóż, każdemu taki marketing, na jaki zasługuje. Jednak najrozsądniej postąpią ci, którzy tę zapowiedź zlekceważą. Kto natomiast da się jej (i nieznanemu nazwisku autora) zniechęcić, przegapi debiut może nie przełomowy, ale z pewnością dla thrillera obiecujący.

Cody McFadyen
‹Cień›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCień
Tytuł oryginalnyShadow Man
Data wydania26 września 2006
Autor
Wydawca Amber
CyklSmoky Barrett
ISBN83-241-2616-3
Format352s. 145×205mm
Cena34,80
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
W zasadzie nie zdarza się w literaturze, by pojedynczy utwór wyczerpywał dobrze funkcjonujący, popularny schemat. Nie ma „ostatecznego” thrillera sądowego ani takiej właśnie powieści drogi. Nic (poza czasem i zmianą mody) nie odbiera sensu pisaniu powieści płaszcza i szpady czy szpiegowskich. Nie da się może powtórzyć pewnych szczególnych pomysłów: narratora-detektywa będącego jednocześnie zabójcą, przysięgłego, dla którego proces staje się narzędziem osobistej zemsty, tajnego agenta tracącego pamięć – ale śledztwo, proces i operacje wywiadowcze są wciąż tematami żywymi.
Jednym z nielicznych wyjątków pozostaje filmowa adaptacja „Milczenia owiec” Thomasa Harrisa, która temat psychopatycznego seryjnego zabójcy wyczerpała nie tylko dla kina, ale i dla literatury (będąc niewspółmiernie lepszą od swego – świetnego przecież – książkowego pierwowzoru). Rzecz jasna nikt – z Harrisem na czele – nie przyjął tej śmierci do wiadomości, ale następne lata pokazały, że Hannibal Lecter pozostawił po sobie ziemię jałową, na której można żyć co najwyżej z odcinania kuponów. Bodajże tylko „Siedem” Finchera poszło krok dalej i wywalczyło sobie samodzielną pozycję, uciekając spod cienia rzucanego przez utwór Demme’a.
A przecież sięgając po kolejną książkę o demonicznym geniuszu zła – a taką książką jest „Cień” McFadyena – nie można zapomnieć o tym, co tak dobitnie pokazało filmowe „Milczenie owiec”: wbrew pozorom to kino, nie literatura, ma wszelkie atuty, by snuć takie opowieści. Wycieczki w głąb psychiki Lectera, które Harris czynił w „Hannibalu” wymagają nieporównanie lepszego pióra (i o wiele wrażliwszych czytelników), by wywrzeć podobny efekt co jedno spojrzenie Anthony’ego Hopkinsa. Narracja oddająca montaż sceny, w której Jodie Foster puka do drzwi mordercy, nie budowałaby napięcia, lecz drażniła ekscentrycznością. Pisarze muszą szukać swych atutów raczej w mniej rozbuchanych intelektualnie wariantach „Imienia róży” Umberto Eco, czy bardziej udanych literacko – „Klubu Dantego” Matthew Pearla. Jednak byłaby to decyzja o porzuceniu utartych kolein literatury popularnej. A na to – jak pokazuje również przykład McFadyena – autorom thrillerów może brakować bądź to chęci, bądź umiejętności.
Jak można się było spodziewać, „Cień” wiele w tym układzie sił nie zmienia. Przełom, który Cody McFadyen usiłuje nim uczynić, nie wychodzi poza zwiększenie dozy brutalności i jeszcze ostrzejsze potraktowanie bohaterów. Smoky Barrett, drobnej postury, lecz twardą jak stal agentkę FBI (taką starszą, McFadyenową wersję Clarice Starling) poznajemy, gdy próbuje się pozbierać po ataku ściganego przez siebie psychopaty: okaleczoną, zgwałconą, pozbawioną męża i córki, którzy umierali na jej oczach. Z kolei morderca, mający się za dziedzica Kuby Rozpruwacza (szkoda, że to dobrze przyswojone już miano nie zostało przetłumaczone), nie cofa się zarówno przed wiwisekcją, gwałtem, jaki i maltretowaniem fizycznym i psychicznym. Wszystkie swoje czyny nagrywa, nagrania zaś pozostawia FBI, byśmy je potem mogli oglądać oczami bohaterki.
Te orgie przemocy wraz z psychicznymi ranami Smoky (a później również członków jej zespołu z FBI) udaje się autorowi „Cienia” ukazać w sposób sugestywny, nie pozostawiający obojętnym, choć i nie bez potknięć. Narracja – prowadzona przez Smoky w czasie teraźniejszym – bywa momentami zbyt egzaltowana, a jej dialogi z „duchami” męża i córki okażą się próbą klasy dla reżysera (bardzo prawdopodobnej) ekranizacji książki McFadyena. Osobny problem stanowi natomiast galeria postaci drugoplanowych, jedna z drugą wyciągniętych wprost z katalogu schematów literatury popularnej: dobroduszny olbrzym, wesolutka piękność – dusza zespołu, zimny profesjonalista, ekscentryczny (co prawda tylko na miarę FBI) specjalista od komputerów. I wszyscy oni, w chwili zagrożenia bezpośrednim atakiem mordercy, zareagują w ten sam, nużący monotonią sposób. Gdy dodać do tego latynoską piękność będącą zarazem „natural born mother”, byłego agenta służb specjalnych o surowym sposobie bycia ale czułym sercu, wreszcie dziewczynkę, która po kilku dniach od traumatycznych przejść co prawda nie mówi, ale nawet bardzo złożone emocje dorosłych odczytuje z wprawą, która zawstydziłaby dyplomowanego psychologa – wówczas widać, gdzie leży główny problem książki McFadyena. Nie do końca oryginalną, ale wyróżniającą się bohaterkę i mordercę, który, szczególnie w początkowych partiach książki, autentycznie zaciekawia, uzupełnił autor „Cienia” garścią popkulturowych klisz w najpodlejszym gatunku i podlał obfitą ilością krwi.
Rzecz w tym, że przez dobre dwie trzecie książki udaje się autorowi tym nie razić. Drażni pojedyncze zdanie, czasem akapit, kiedy indziej przewidywalne do bólu zachowanie stereotypowego bohatera; widać niekiedy szwy, gdy McFadyen – by skondensować akcję – pomija elementy śledztwa spowalniające fabułę (nie ma choćby wzmianki o przesłuchaniach sąsiadów ofiar) lub odkłada je na później (jak pewną zastanawiającą zbieżność dat). Jednak przez cały czas książka trzyma w napięciu, a morderca prowadzi swą nie do końca jasną grę ze ścigającym go oddziałem, pozostając wciąż o co najmniej krok przed agentami FBI i czytelnikiem. To jest właśnie to, o co w tego typu literaturze chodzi i – gdy już się jasno postawi sprawę przełomów, których spodziewać się nie należy – maksimum tego, czego można po niej oczekiwać. I Cody McFadyen spisuje się tu znakomicie, udowadniając, że posiada tę rzadką umiejętność prowadzenia czytelnika ścieżką swojej fabuły, przykucia go do niej, by słabości książki analizował nie w czasie lektury, lecz co najwyżej po jej ukończeniu.
Niestety, umiejętność, której McFadyenowi brakło, to zdolność czynienia tego na długim dystansie, bądź też, co wyszłoby „Cieniowi” na lepsze z co najmniej dwóch względów, tworzenia dużych, złożonych fabuł. W pewnym momencie bowiem, gdy poznaliśmy już wiele aspektów śledztwa, a do rozwiązania sprawy wciąż daleko, zniecierpliwiony autor najwyraźniej zaczyna popychać akcję palcem, podsuwając trop, który jak po sznurku doprowadzi Smoky i jej zespół do ostatecznego rozwiązania sprawy. Trop tak oczywisty, tak rzucający się w oczy, że poprzedzająca go (niezła, choć zbyt łatwa) scena przesłuchania, która teoretycznie miała dać podstawy do jego odkrycia, okazuje się całkowicie zbędna. I choć akcja zaczyna pędzić jeszcze szybciej a kolejni szaleńcy wyskakują niemal spod ziemi, to jednocześnie kończy się jej wiarygodność, a czytelnik urywa się z autorskiej smyczy. Dobrze o McFadyenie świadczy fakt, że ten zwrot w swojej powieści zauważa i nawet tłumaczy się z niego ustami bohaterki, dziwiąc się autorom, którzy „muszą koniecznie stworzyć dla swoich bohaterów baśniową dróżkę wysypaną okruszkami chleba, którą będą kroczyć przez cały czas. Jakiś uszeregowany zbiór logicznych wniosków i wskazówek, które w końcu w oślepiającym blasku doprowadzą ich do kryjówki potwora.” Źle, że ignoruje fakt, iż prawdziwe śledztwo to cały gąszcz takich dróżek, urywających się i splątanych (ale to można mu wybaczyć, bo pisanie o takim śledztwie to rzecz trudna i nieatrakcyjna). Najgorsze jest to, że McFadyen nie zauważa, jak sam tworzy taką dróżkę i nagle umieszcza na niej cały bochenek chleba zamiast garści okruszków.
To pierwszy poważny błąd McFadyena, możliwy do uniknięcia, gdyby postanowił on swą książkę pociągnąć nieco dalej, trochę utrudnić życie swoim bohaterom, odrobinę bardziej zaplątać ścieżki ich śledztwa. Jednak o wiele bardziej brzemienna w skutki jest, będąca pośrednią konsekwencją szybkiego tempa akcji, ograniczona liczba wątków i postaci. Otóż istnieją tylko dwie możliwe strategie dotyczące tożsamości owego mordercy – geniusza zła w utworach poświęconych śledztwom w sprawie seryjnych zabójców. Pierwsza, możemy mieć do czynienia (jak we wspominanym już „Siedem”) z Johnem Doe1), druga – jego tożsamość może być znacząca. W pierwszym przypadku proces gromadzenia śladów i chwytania zabójcy musi dostarczyć emocji kompensujących fakt, że jest to człowiek znikąd – brak kulminacji pojawiającej się, gdy wychodzi na jaw, że „zabójca jest wśród nas”. W drugim mamy natomiast do czynienia z klasyczną zagadką kryminalną. Autorowi nie wolno jednak zapomnieć, że największym wrogiem takiej zagadki jest żelazna logika jej konstruowania. Jeśli nawet wytrawny czytelnik kryminałów nie może posłużyć się pełnym zbiorem dowodów, to zawsze pozostaje mu metoda eliminacji – i proces eliminacji musi zostać utrudniony, najlepiej przez liczny zbiór równorzędnych podejrzanych.
Przyszłym czytelnikom „Cienia” jestem winien ukrycie faktu, którą strategię wybrał Cody McFadyen, gdyż jest to jedyna zagadka, jaka przed nimi stanie (choć jeden wariant wydaje się od samego początku zdecydowanie bardziej prawdopodobny). Pod względem tożsamości zabójcy „Cień” zawodzi bowiem w obu wariantach. Z jednej strony właściwe śledztwo jest mniej interesujące od gry prowadzonej przez mordercę, z drugiej – potencjalny kandydat na mordercę jest oczywisty w sposób niemal bolesny, bo jest jedyny. I pozostaje tylko oczekiwanie na to, który wariant wybierze autor.
McFadyen udowodnił „Cieniem” kilka rzeczy. To, że sporo potrafi, ale i to, że wciąż pozostało mu wiele do nauczenia się – a wszystkie przesłanki wskazują na to, że nauczyć się jest w stanie. To, że wyeksploatowana do cna formuła wciąż jest zdolna do dostarczania książek na przyzwoitym poziomie i to, że jest godnym uwagi nazwiskiem wśród potencjalnych dostarczycieli. Niestety, pokazał również, że on sam nie dysponuje potencjałem wystarczającym, by w ową formułę tchnąć nowe życie. By pokazać, że jest ono możliwe po „Milczeniu owiec”.
koniec
12 stycznia 2007
1) Personalia nadawane osobnikowi o nieustalonej lub nieistotnej tożsamości.

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Przerwane beztroskie dzieciństwo
Marcin Mroziuk

2 V 2024

Z jednej strony „Sprzedawca marzeń” to po prostu wciągająca powieść przygodowa, z drugiej zaś strony książka Katarzyny Ryrych przybliża młodym czytelnikom gęstniejącą atmosferę przed wybuchem II wojny światowej i cierpienia ludności cywilnej na jej początku.

więcej »

Krótko o książkach: Komu mogłoby zależeć?
Joanna Kapica-Curzytek

2 V 2024

W „PS. Dzięki za zbrodnie” jest bardzo dużo tropów prowadzących w stronę klasycznej powieści detektywistycznej. Znajdziemy tu wszystko, co najlepsze w gatunku cozy crime.

więcej »

Ten okrutny XX wiek: Budowle muszą runąć
Miłosz Cybowski

29 IV 2024

Zdobycie ruin klasztoru na Monte Cassino przez żołnierzy armii Andersa obrosło wieloma mitami. Jednak „Monte Cassino” Matthew Parkera bardzo dobrze pokazuje, że był to jedynie drobny epizod w walkach o przełamanie niemieckich linii obrony na południe od Rzymu.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Sztuka psucia książek według Cody’ego McFadyena
— Artur Chruściel

Klisze we krwi II: Nowa nadzieja
— Artur Chruściel

Tegoż autora

Król nie jest nagi
— Artur Chruściel

Ranking, który spadł na Ziemię
— Sebastian Chosiński, Artur Chruściel, Jakub Gałka, Jacek Jaciubek, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Ktoś, kto wziął tu pieniądze, nie do końca się napracował…
— Sebastian Chosiński, Artur Chruściel, Grzegorz Fortuna, Jakub Gałka, Mateusz Kowalski, Alicja Kuciel, Konrad Wągrowski

Bez zwierciadła
— Artur Chruściel

Palahniuk w kiepskim opakowaniu
— Artur Chruściel

Save the president, save the world
— Artur Chruściel

Science fiction
— Artur Chruściel

Dukaj napisał książkę dziwną
— Artur Chruściel, Michał Foerster, Anna Kańtoch, Krzysztof Wójcikiewicz

Najlepsze polskie opowiadania fantastyczne – suplement
— Artur Chruściel, Jakub Gałka, Michał Kubalski, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Sztuka psucia książek według Cody’ego McFadyena
— Artur Chruściel

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.