"Rękopis znaleziony w smoczej jaskini" powinien stać się lekturą obowiązkową polskich pedagogów i wzorcem pisania podręczników na temat dowolny. Mnóstwo informacji, wywód, hm, momentami chwiejny, ale zazwyczaj zadziwiająco spójny. Autor rzadko zbacza ze swojego oświecającego kursu (no chyba, że bezwzględnie musi dopisać tą jedną wspaniałą opowieść), a wszystko zapodane jest w ułatwiającej trawienie gęsto humorystycznej polewie.
Bajka o bajkach
[Andrzej Sapkowski „Rękopis znaleziony w smoczej jaskini. Kompendium wiedzy o literaturze fantasy” - recenzja]
"Rękopis znaleziony w smoczej jaskini" powinien stać się lekturą obowiązkową polskich pedagogów i wzorcem pisania podręczników na temat dowolny. Mnóstwo informacji, wywód, hm, momentami chwiejny, ale zazwyczaj zadziwiająco spójny. Autor rzadko zbacza ze swojego oświecającego kursu (no chyba, że bezwzględnie musi dopisać tą jedną wspaniałą opowieść), a wszystko zapodane jest w ułatwiającej trawienie gęsto humorystycznej polewie.
Andrzej Sapkowski
‹Rękopis znaleziony w smoczej jaskini. Kompendium wiedzy o literaturze fantasy›
Andrzej Sapkowski jest mistrzem we władaniu językiem polskim. Co by nie napisał, zawsze jest w stanie wyczarować swoim piórem opisy i dialogi niedoścignione w swej urodzie. Mistrz, chyba z potrzeby wykazania się, postanowił tym razem spróbować się w formie encyklopedycznej i napisać kompendium pt. "Rękopis znaleziony w smoczej jaskini", czym postawił sobie zadanie ciężko wykonalne. No bo jak napisać encyklopedię łatwą do przeczytania, sprawiającą radość w czytaniu, jak wyposażyć sztywną i nasyconą faktami strukturę w lekkość stylu i dowcip? Ano, można. Po prostu, wystarczy oprzeć się na formule przypowieści, i podawać wszystkie informacje w trakcie soczystej i potoczystej gawędy, a czytelnik rzuci się na książkę i wspaniale się ubawi, przy okazji też dowiadując się co nieco. AS znowu pokazał swój pisarski pazur, stawiając następny pomnik sobie i swoim umiejętnościom.
Z uczeniem się w trakcie zabawy jest jednak nieco kłopotu. Jest Sapkowski erudytą, o czym znakomicie świadczy sam leksykon, skarbnica wiedzy pełna obcojęzycznych wtrętów i cytatów z wszystkich klasycznych, wielkich i zupełnie nieznanych powieści tego świata. Żaden język, żadna literatura nie jest bezpieczna przed wszędobylskim okiem AS-a polskiej fantasy. Wydłubie on każdy detal i każdą smakowitą przypowieść, jaką tylko uzna za właściwą do formuły swojej książki i swoich upodobań. Niestety jak na mój prostacki gust, bywa tej erudycji momentami zbyt wiele, czasem aż do nonsensu. Przykład? Żmij Gorynycz ze str. 185 się kłania. Cytuję: "Nazwa "zmiej" jest (...) wyrazem łączenia gada z ziemią. Z tego wynikałoby, że nasz obecny zapis żmii z ż jest nieprawidłowy i mylący". Ze swojej strony sugeruję wprowadzenie nazwy "ziemniak górzysty" i surowe jej egzekwowanie, co pozwoli nam uznać legendę o Gorynyczu za dzieło Prawielkopolan, i zdrowo skonfunduje wszystkich Indian przekonanych, że to ich przodkowie wyhodowali pyrę. Podsumowując, złośliwe czepianie się słownych gier - nie byłoby to autorskie mentorstwo takie męczące, gdyby nie to, że jakieś dwadzieścia stron dalej dowiaduję się, że to w "Hobbicie" Bilbo Baggins wyprowadzał trolle w pole, a Ankalagon Czarny, który w Silmarilionie wyleciał, powalczył, zginął i spadł w jeden dzień i dwa zdania, był smokiem ciekawie opisanym. To co my czytamy - ogólny leksykon, czy spis wiadomości, które akurat autor ma pod ręką?
Mam wrażenie, że raczej to drugie, bo od początku autor pisze o tym co lubi i przedstawia wizję fantasy, jaką wytworzył sobie podczas swoich licznych podróży przez literackie krainy. Nie sili się nawet na szczyptę obiektywizmu, lecz od początku raczy czytelnika tymi autorami i potworami, które pasują do jego wybrednego smaku. Niech więc każdy czytelnik będzie ostrzeżony, że musi sam szukać swojej drogi między światami z spomiędzy okładek i opancerzy się przeciwko przepięknie podanym teoriom z "Rękopisu znalezionego w smoczej jaskini". Sapkowski, jak czegoś nie lubi, to obsmaruje bez litości, a pisać to on umie, jak żaden inny. Ostrzelany słownie przeciwnik może co najwyżej leżeć i stękać, bo niezależnie od wagi argumentów piękno sapkowego języka zwabia do jego obozu legiony oddanych zwolenników.
Ważne też, aby wiedzieć, że nie jest owa książka drogą na skróty i sposobem na poznanie i zrozumienie tego gatunku. Swoje kilkadziesiąt książek trzeba przeczytać, co autor bezwzględnie na końcu oznajmia, sugerując też przegrane pozycje tych, którzy chcą mówić o fantasy, a przeczytali jedynie "Rękopis.." (albo nawet i tego nie czytali). Przygotujcie się na ostry, a nieprzyjemny kompleks niższości i bolesne poczucie braku oczytania, drodzy fani fantasy, wiem, o czym mówię. AS traktuje nas jednak z sympatią, w przeciwieństwie do niedouczonych krytyków, którym szykuje szczególnie gorący ogień piekielny (i bardzo dobrze).
Godzi się też wspomnieć o fizycznej stronie "Rękopisu...": twarde okładki, staranna redakcja i świetne operowanie różnymi typami czcionek, (chyba najładniejsza szata graficzna w historii wydawnictwa SUPERNOWA), dobra zanęta i zamaszysty podpis mistrza na tylnej okładce, ładny obrazek na przedniej - istny obiekt kultu dla książkowych fetyszystów. Bardzo ważny jest też zamieszczony na końcu indeks. Bez niego książka straciłaby swój encyklopedyczny charakter, a tak staje się cenną pomocą, dla wszystkich tych, którym niezbędne do życia są daty, nazwiska, tytuły i tym podobne szczegóły (jak dla mnie ta kategoria mieści jedynie dyplomantów polonistyki, ale świat jest wielki i niepojęty).
"Rękopis znaleziony w smoczej jaskini" powinien stać się lekturą obowiązkową polskich pedagogów i wzorcem pisania podręczników na temat dowolny. Mnóstwo informacji, wywód, hm, momentami chwiejny, ale zazwyczaj zadziwiająco spójny. Autor rzadko zbacza ze swojego oświecającego kursu (no chyba, że bezwzględnie musi dopisać tą jedną wspaniałą opowieść), a wszystko zapodane jest w ułatwiającej trawienie gęsto humorystycznej polewie. I, na Najwyższego (Najwyższą, jeśli kto woli) - ta książka, to niewiarygodne kompendium, ta encyklopedia rozweselająca pochłania czytelnika i zżera czas jak najlepsza powieść! To trzeba przeżyć, inaczej się nie uwierzy.