Na wstępie muszę się przyznać do jednej rzeczy: powieść Dana Simmonsa wzięła mnie z zaskoczenia. Nie mając wcześniej do czynienia z twórczością tego autora, przyjąłem zapewnienia wydawcy o wybitności tego cyklu z ostrożną rezerwą. W tym wypadku jednak moje wątpliwości były bezzasadne.
Opowieści w opowieści
[Dan Simmons „Hyperion” - recenzja]
Na wstępie muszę się przyznać do jednej rzeczy: powieść Dana Simmonsa wzięła mnie z zaskoczenia. Nie mając wcześniej do czynienia z twórczością tego autora, przyjąłem zapewnienia wydawcy o wybitności tego cyklu z ostrożną rezerwą. W tym wypadku jednak moje wątpliwości były bezzasadne.
Wydana w 1989 roku powieść Dana Simmonsa rozgrywa się w dalekiej przyszłości, mniej więcej w XXVIII wieku. Po zniszczeniu Ziemi ludzkość rozprzestrzeniła się po całej galaktyce, kolonizując inne planety. Co ciekawe, w wizji wszechświata według Simmonsa wszystkie podziały kulturowe i cywilizacyjne Starej Ziemi przetrwały, przeniesione w przestrzeń międzyplanetarną. Większość planet została podzielona pomiędzy potomków dawnych ziemskich ludów. Kolonizację umożliwił wysoki poziom rozwoju technologicznego: wynalezienie silnika Hawkinga (do podróży międzygwiezdnych) oraz transmiterów – sieci portali łączących planety na zasadach podobnych do teleportacji. Pomysłowość Simmonsa jest imponująca: zarówno wymyślone przez niego wynalazki, jak i te typowe dla stylistyki science fiction zostały ciekawie wykorzystane w akcji powieści.
Tytułowy Hyperion to planeta położona na rubieżach Sieci (ludzkiego imperium zarządzanego przez Hegemonię), tajemnicze i niebezpieczne miejsce. Największym sekretem Hyperiona są Grobowce Czasu – kompleks dziwnych budowli o nieokreślonej funkcji, mający jednak olbrzymie znaczenie dla przyszłości wszechświata. Siedmioro pielgrzymów (Kapłan, Żołnierz, Poeta, Uczony, Detektyw, Konsul i Kapitan), wybrańców Hegemonii, zostaje skierowanych na Hyperiona w celu nawiązania kontaktu z demoniczną istotą zamieszkującą Grobowce – Chyżwarem. Spotkanie z nim przeżyć może tylko jeden z nich – i to jego prośba może ocalić ludzkość przed zagładą.
Przedstawiając fabułę „Hyperiona”, celowo poprzestałem zaledwie na enigmatycznym jej zarysowaniu. Największą przyjemnością płynącą z lektury powieści jest właśnie powolne odkrywanie jej sekretów. Simmons nie wykłada od razu wszystkich kart na wierzch, przeciwnie – odpowiednio dozując informacje, umiejętnie buduje napięcie i pobudza zainteresowanie czytelnika. Zarówno losy ludzkości, jak i historię Hyperiona poznajemy stopniowo i w częściach, które musimy samodzielnie złożyć w całość. Podczas wędrówki do Grobowców Czasu każdy z pielgrzymów przedstawia reszcie swoją historię, a przede wszystkim powód, dla którego został wybrany do uczestnictwa w pielgrzymce. Aby jeszcze bardziej skomplikować fabułę, okazuje się, że jeden z nich jest szpiegiem wrogo nastawionych Intruzów, obcych przybyszów spoza Sieci, na równi zainteresowanych tajemnicami planety.
„Hyperion” składa się więc w sumie z sześciu opowiadań, z których każde posiada własny, niepowtarzalny klimat. Simmons stworzył książkę w pewnym sensie totalną, mieszając i łącząc opowieści zainspirowane różnorodnymi fantastycznonaukowymi motywami. Opowieść Kapłana traktuje o spotkaniu z innym ludem, wpisując się tym samym w konwencję science fiction o nachyleniu antropologicznym. Dla odmiany opowieść Żołnierza to klasyczna space opera, opowiadająca o międzyplanetarnych wojnach i konfliktach, a historia Detektywa tematycznie porusza problemy właściwe dla cyberpunku, jednocześnie rozwijając się według schematu tradycyjnego kryminału. Wbrew pozorom takie stylistyczne i tematyczne pomieszanie wcale nie razi, całość bowiem została zgrabnie skomponowana. Wszystkie historie łączy przede wszystkim brawurowa wyobraźnia autora i jego umiejętność ciągłego zadziwiania czytelnika. Fabuła jest zajmująca, a bohaterowie – przekonujący, tak że ich perypetie angażują pomimo dużego stopnia odrealnienia. Szczególnie zapada w pamięć opowieść Uczonego, nastrojowa i na wskroś przejmująca. Z powodu tajemniczego zdarzenia mającego miejsce w Grobowcach jego córka Rachel zapada na dziwną chorobę, w wyniku której każdego dnia jej świadomość cofa się o jeden dzień. Zakrzywienie czasoprzestrzeni staje się pretekstem do ukazania cierpienia rodziców, zmuszonych do życia z perspektywą utraty córki dotkniętej tak okrutną formą amnezji. Historia Uczonego to bez wątpienia perełka pośród innych, nie mniej interesujących opowieści pielgrzymów.
Książkę czyta się z przyjemnością, co jest na równi zasługą lekkiego stylu autora, jak i świetnego tłumaczenia Arkadiusza Nakoniecznika (nieznacznie poprawionego w stosunku do pierwotnej wersji wydanej przez wydawnictwo Amber w 1994 roku). „Hyperion” jest bez wątpienia powieścią epicką w pełnym tego słowa znaczeniu. Co więcej, każde z opowiadań napisane jest odmiennym stylem, obrazującym zarówno sposób mówienia samych bohaterów, jak i treść ich narracji.
Nie można pozbyć się wrażenia, że konstruując tak rozwiniętą wizję przyszłości, Simmons zwraca uwagę na pewne stałe cechy ludzkości, których nie zmienią ani nowe warunki życia, ani oszałamiający progres technologiczny. Hegemonia pełna jest konfliktów i spisków, których źródła często sięgają historii Starej Ziemi. Autor wyśmiewa również współczesne tendencje do medialnego wyzysku i żerowania na ludzkich tragediach. Opowieść Poety można za to odczytać jako parodię kariery pisarskiej – zamiast tworzyć arcydzieła, główny bohater podporządkowuje się rynkowi, wytwarzając w nieskończoność kolejne tomy lekkostrawnego dziełka pisanego „pod masy” (w tym wypadku o zasięgu galaktycznym). Zarówno w tym, jak i wielu innych przypadkach umiejscowienie akcji powieści w przyszłości ma wymiar nie tylko estetyczny: znane nam tendencje i zachowania przeniesione do tych abstrakcyjnych czasów zyskują absurdalny wydźwięk. Nieważne, czy w skali mikro-, czy makrokosmosu, człowiek nigdy w pełni nie przestanie być sobą – nie potrafi się uczyć na własnych błędach. Świat „Hyperiona” odmalowany w pesymistycznych barwach sprawia wrażenie świata w przededniu całkowitego rozpadu. Peregrynacja pielgrzymów nabiera w tym świetle charakteru duchowego – odnowy zatęchłej, pozbawionej etycznych podstaw cywilizacji.
Największą zagadką pozostaje niewątpliwie Chyżwar, okrutny bożek Hyperiona. Czym lub kim jest? Skąd pochodzi? Czym się kieruje, co symbolizuje? Dlaczego ma tak wielki wpływ na losy pielgrzymów? Simmons stawia sporo pytań, ale udziela niewielu odpowiedzi. Akcja urywa się w kluczowym momencie, więc na dokończenie historii pielgrzymów (i wyjaśnienie natury Chyżwara) trzeba zaczekać aż do wydania drugiego tomu, zaplanowanego na czerwiec „Upadku Hyperiona”. Powieść Simmonsa (uhonorowana w 1990 roku nagrodą Hugo) zasługuje na lekturę, pozostając jedną z oryginalniejszych książek science fiction w historii gatunku.
P.S. Osobną kwestią jest informacja podana na tylnej okładce dotycząca ekranizacji „Hyperiona” przez Martina Scorsese. Mimo deklaracji wydawcy, że jest ona „w przygotowaniu”, nigdzie nie trafiłem na jakiekolwiek szczegółowe zapowiedzi, jakoby reżyser ten planował w najbliższym czasie przenieść na ekran powieść Simmonsa. Co prawda w 2003 roku pojawiły się gdzieniegdzie plotki, że Scorsese wykupił do niej prawa, cała sprawa jednak szybko ucichła – zapewnienia wydawcy wydają się więc jedynie chwytliwym hasłem reklamowym.