Jedna z największych współczesnych polskich poetek, Urszula Kozioł, za tomik „Przelotem” została wybrana do siódemki artystów nominowanych do tegorocznej nagrody Nike. Poeci nagrodzeni nią dotychczas to Czesław Miłosz, Stanisław Barańczak, Tadeusz Różewicz i Jarosław Marek Rymkiewicz. Czy poetka ma szansę dołączyć do tak ekskluzywnego grona?
Ars moriendi, czyli sztuka dobrego umierania
[Urszula Kozioł „Przelotem” - recenzja]
Jedna z największych współczesnych polskich poetek, Urszula Kozioł, za tomik „Przelotem” została wybrana do siódemki artystów nominowanych do tegorocznej nagrody Nike. Poeci nagrodzeni nią dotychczas to Czesław Miłosz, Stanisław Barańczak, Tadeusz Różewicz i Jarosław Marek Rymkiewicz. Czy poetka ma szansę dołączyć do tak ekskluzywnego grona?
Urszula Kozioł
‹Przelotem›
Treść nominowanego tomiku „Przelotem” najlepiej zarysowuje tytułowy wiersz – rymowany siedmiozgłoskowiec o klasycznej budowie, którego tematem jest przemijanie i godzenie się z nadchodzącą śmiercią. Jego ostatnia strofa mówi o rozpadzie ciała i powrocie do natury: „rozdzielę się ze sobą / już nie będę osobą / a me imię bez brzemienia / zmielą wargi kamienia”. W zbiorze „Przelotem” roi się od różnorakich refleksji na temat spraw ostatecznych – Kozioł w „Sprawozdaniu z końcowych chwil” pisze o rozpadzie „ja” i tworzy podmiot, który jest świadomy stopniowej utraty elementów swojej tożsamości. Wizje poetki nie napawają otuchą, bo starość w jej ujęciu to nieuchronne zdziwaczenie, a śmierć „kładzie na gardle / lodowatą dłoń”. O odchodzeniu traktuje także cała seria wierszy-błysków, które składają się jedynie z dwóch linijek – zdarza się, że autorka za ich pomocą nie stara się przekazać nic konkretnego, ale innym razem w błyskotliwy sposób zaklina w kilku słowach swoją życiową mądrość. Raz oznajmia zwyczajnie: „pora wrócić do źródła / z mgnienia bytu w praniebyt”, a innym razem zachwyca umiejętnością wyrażania trudnych prawd za pomocą banalnych obserwacji: „noc zrównała szczyty gór / z głębią doliny”. Kluczowe jest także pytanie o to, co znajdzie się u kresu ziemskiej drogi. Autorka dzieli się swoimi wątpliwościami na temat pośmiertnej rzeczywistości: „poda mi kto biały kamyk / i czy wypisze na nim nowe imię”?
Ta pożegnalna tematyka zbioru może wydawać się nudna z powodu monotematyczności tomiku, jednak jest zupełnie odwrotnie. Kozioł tworzy obszerną antologię sposobów rozstawania się z doczesnością i spisuje swój poetycki testament. Żegna się ze światem, lecz pragnie pozostawić coś po sobie: „niemądra strofko / nie możesz mi teraz tego zrobić / proszę / nie wyprzedzaj mnie w śmierci / pobądź w świecie choćby jedną chwilę / dużej niż ja”.
Kozioł nie użala się nad sobą, a jej wiersze o śmierci są równie atrakcyjne, co groteska i abstrakcyjny humor Gałczyńskiego. Poetka nie chce odbiorcy obarczać swoim smutkiem - jedynie dzieli się refleksjami na temat nieuniknionego.
Najdłuższym utworem w tomiku „Przelotem” jest wiersz „Z okna”, w którym autorka wspomina dziecięce lata bezpowrotnie utracone z powodu wojny. Pamięta jedynie pojedyncze obrazy: kota, który schwytał jaskółkę, chłopca, w którym się kochała i tupanie żołnierskich butów, które na zawsze zostało jej w głowie. Kozioł pisze: „jednak na długo przedtem utkwił mi w pamięci / butny tupot ich żołnierskich butów / kiedy wytupywali nas z mieszkania / a potem wytupali z życia małą Salkę”. Ten wiersz to spojrzenie wstecz i bolesne pożegnanie ze światem małej dziewczynki. Wszystko jednak sprowadza się do ostatecznej konkluzji: „Czy przychodząc na świat wniosłam tu coś ze sobą / czego dotąd nie było / czy stąd odchodząc / zabiorę z sobą coś / czego komuś zabraknie?”.
Gdyby zbiór „Przelotem” zawierał wyłącznie poetyckie obserwacje na temat rzeczy ostatecznych, jego wydźwięk były wyjątkowo pesymistyczny. Z tego też powodu Kozioł opowiada także z humorem i finezją o procesie tworzenia poezji. Nie brak tu łagodnego żartu i sarkazmu, które szczególnie uwidaczniają się w krótkim wierszu „Życie płciowe głosek”: „głoska na oślep dryfuje ku innej głosce / by się zespolić z nią / dla pełnego wyrazu”. Poetka ożywia litery i słowa, po czym z dystansem notuje swoje obserwacje: „litery przyszłych wierszy / jeszcze się pasą / na niczyjej murawie / a już co koń wyskoczy / nadciągają rozproszone sensy / i poprzez nachromowane świtem pola / wloką gnuśnie / jakby jeszcze zaspane strofy / do wodopoju”. Autorka wyraża także swój podziw i uznanie dla osiągnięć dawnych mistrzów (Wergiliusza, Gonczarowa, Holbeina) których wspomina i przywołuje. Otwarcie wyznaje, że ich twórczość jest dla niej inspiracją: „robocze frazy niegotowych wierszy / kocim ruchem ocierają się o lśniącą sierść / cudzych fraz / wychwytują z nich pigment / i wnoszą do własnych wierszy”. Ostatecznie jednak z największą pokorą oddaje cześć największemu według niej mistrzowi, Bogu samemu: „korzę się / przed nasionkiem / dmuchawca / kłonię się przed / nasionkiem jesionu / w kształcie skrzydła / narysowanego doprawdy / przez jakiegoś Leonarda / niebieskiego / istnego mistrza / nie z tej ziemi”.
Przyczynę powstania tego tomiku poezji tłumaczy wiersz o tytule „Absurd”, umieszczony niemal na samym końcu zbioru. Ponieważ „właśnie teraz / jest najodpowiedniejsza chwila do zabrania głosu”. Autorka nie dowierza, że jej życie z wolna dobiega końca i pisze ku przestrodze: „Ach nie to niemożliwe że dany mi czas przestaje być dany / że mnie wymija”. I mimo że wydźwięk całego zbioru jest pesymistyczny, spomiędzy słów przebija wyraźne przesłanie – żyj teraźniejszością, bo czas płynie i nigdy się nie zatrzyma, a ty przeminiesz. Carpe diem.