W 1994 roku prawie siedemdziesięcioletni włoski pisarz i reżyser teatralny zadebiutował jako autor kryminałów. W piętnaście lat później właśnie dzięki tej twórczości i 16 kryminałom o komisarzu Montalbano, Andrea Camilleri jest popularny i uwielbiany daleko poza granicami Włoch.
Furia komisarza Montalbano
[Andrea Camilleri „Obietnica komisarza Montalbano” - recenzja]
W 1994 roku prawie siedemdziesięcioletni włoski pisarz i reżyser teatralny zadebiutował jako autor kryminałów. W piętnaście lat później właśnie dzięki tej twórczości i 16 kryminałom o komisarzu Montalbano, Andrea Camilleri jest popularny i uwielbiany daleko poza granicami Włoch.
Andrea Camilleri
‹Obietnica komisarza Montalbano›
Jakoś tak się składa, że tak jak w polskiej fantastyce okopali się na centralnych pozycjach twórcy o prawicowych poglądach, tak w pierwszej lidze dzisiejszego europejskiego kryminału dominuje raczej opcja lewicowa. Najlepszymi przykładami są: sędziwy Andrea Camilleri oraz nieżyjący już Manuel Vázquez Montalbán i Stieg Larsson. Wszyscy byli aktywnymi lewicowymi działaczami, którzy swą krytykę rzeczywistości społecznej zdecydowali się realizować nie tylko w działalności politycznej, ale również – szczęśliwie dla czytelników – korzystając z kanału popkulturowego, za pośrednictwem powieści kryminalnych. O skali popularności i znaczenia Camilleriego niech świadczy fakt, że władze jego rodzinnego miasta Porto Empedocle, na którym wzorowana jest powieściowa Vigata, zdecydowały się zmienić w 2003 roku nazwę na Porto Empedocle Vigata.
Bohater powieści Camilleriego to komisarz Montalbano, smakosz, sybaryta, ale i konsument kultury tak wysokiej, jak i niskiej (również czytelnik powieści noszącego to samo nazwisko katalońskiego pisarza). Mafia, korupcja, szara strefa, zblatowanie polityków i urzędników z kryminalistami, a czasem ich zwykła, lecz nadzwyczajnej skali niekompetencja, to stałe motywy w powieściach Camilleriego, pojawiające się w różnych konfiguracjach i utrudniające rozwiązywanie kryminalnych zagadek. Życie Montalbano utrudniają również niekiedy specyficzne cechy współpracowników, a także wieczne niezdecydowanie, które nie pozwala mu rozstrzygnąć, czy ważniejsza jest dla niego miłość do pięknej Liwii, czy starokawalerska niezależność.
Ostatnia wydana w Polce powieść włoskiego autora (dziewięć kolejnych czeka na tłumaczenie) nie przynosi specjalnego przełomu, nie stanowi żadnego novum w jego twórczości. Jest kolejną dobrze opowiedzianą historią kryminalną ze wszystkimi zaletami poprzednich części cyklu, świadczy o konsekwencji autora i umiejętności zachowania stylu oraz tworzenia wciąż frapujących opowieści w wybranej przez siebie konwencji. Co ją wyróżnia? Chociaż w poprzednich tomach ani Camilleri, ani jego protagonista nie stronili od rozważań i deklaracji politycznych, to „Obietnica komisarza Montalbano” wypada pod tym względem szczególnie wyraziście. Jest mocnym głosem w debacie o polityce migracyjnej krajów europejskich, debacie głośnej szczególnie po wrześniu 2001 roku, i szczególnie we Włoszech, gdzie swe Huntingtonowskie z ducha, wściekłe manifesty pisała Oriana Fallacci. „Obietnica komisarza Montalbano” powstała w 2003 roku, gdy debata ta trwała w najlepsze, chociaż nikomu zapewne we Włoszech nie śniło się tak drastyczne zaostrzenie antyimigracyjnego kursu, jakie ma miejsce dzisiaj. Sytuacja, w której włoscy rybacy, ratujący na wodach Cieśniny Sycylijskiej afrykańskich rozbitków dryfujących na tratwach, mogą być oskarżeni o współudział w procederze nielegalnej imigracji, byłaby zapewne dla commissario Montalbano nie do zniesienia i zmotywowałaby go do ostatecznej rezygnacji ze służby policyjnej. Rezygnacja, którą składa na kartach opisywanej powieści jest przezeń wycofana, a policjant jeszcze raz bierze się za bary z ponurą rzeczywistością. W mocnej scenie kłótni ze swym zastępcą i przyjacielem wygłasza manifest przeciw prawicowym politykom, by zostać przygwożdżonym argumentem, iż skandal z udziałem włoskiej policji, przeciwko któremu peroruje, miał miejsce jeszcze pod rządami lewicy. Twórcza płodność Camilleriego pozwala wierzyć, że poznamy także skalę frustracji Montalbano za „drugiego Berlusconiego”.
Punktem wyjścia fabuły są dwa pozornie niezwiązane ze sobą wydarzenia. Pierwsze to rutynowa policyjna akcja przeciwko nielegalnej imigracji, drugie - bezpośrednie i osobiste zderzenie komisarza z dryfującym po wodach w pobliżu jego domu nieboszczykiem. W tej odsłonie perypetii komisarza Montalbano znów zmaga się on nie tylko z kryminalistami i patologami włoskiego państwa, ale i pierwszymi objawami nieprzyjmowanego do wiadomości osłabienia starzejącego się organizmu. Niezwykle wyraźnie widać też narastające znużenie i poczucie beznadziejności własnych działań, które jednak przestają się liczyć, gdy Montalbano uświadamia sobie dramatyczne konsekwencje swojego braku spostrzegawczości, a prowadzone śledztwo staje się elementem osobistej krucjaty. Śmierć afrykańskiego dziecka, o którą się obwinia, staje się motywacją do działania wbrew zaleceniom przełożonych i możliwościom słabnącego ciała.
Akcja toczy się wartko, może tylko kończy zbyt szybko, pozostawiając na koniec uczucie niedosytu, że „to już?”. Mroczny świat handlu ludźmi opisany jest w sposób precyzyjny i wiarygodny, podobnie jak znana nam nie od dziś furia policjanta, który zaczyna sobie uświadamiać skalę zbrodniczego procederu, skalę nieskuteczności policji i skalę niekompetencji i dezynwoltury politycznych decydentów, którzy powinni przeciwdziałać przyczynom takiego stanu rzeczy. I chociaż zło zostaje w powieści ujawnione i ukarane, to i Montalbano, i czytelnicy zdają sobie sprawę, że zwycięstwo to chwilowe i pyrrusowe. Wiele wątków poruszonych w „Obietnicy”, także tych dotyczących życia prywatnego komisarza, będzie zaś kontynuowanych w kolejnych tomach. Miło jednak wiedzieć, że jest ich jeszcze sporo przed nami. A smutne diagnozy dotyczące sytuacji w południowych Włoszech płynące zarówno z kart książek Camilleriego, jak i newsów medialnych i raportów naukowych są dobrą wiadomością dla miłośników Montalbano, który ma i będzie miał pełne ręce roboty.
Na koniec kilka słów o tłumaczeniu tytułu. Wydawca z uporem godnym lepszej sprawy trzyma się przyjętej kilka tomów temu konwencji, w której w każdym tytule pojawia się nazwisko i funkcja głównego bohatera. Szkoda. Włoski tytuł tej akurat opowieści „Il giro di boa” to dosłownie „wokół boi”, a idiomatycznie tyle co „życiowy zakręt”. W obu przypadkach bezpośrednie i znakomite nawiązanie do treści książki. Również angielskie: „Rounding the Mark” jest bliższe oryginałowi i intencjom autora niż polska wersja tytułu.