Poza sukcesem, czyli dlaczego nigdy nie zostaniesz miliarderem [Malcolm Gladwell „Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Wbrew podtytułowi, czytelnik nie znajdzie w „Poza schematem” Malcolma Gladwella cudownych przepisów na odniesienie sukcesów w pracy, życiu seksualnym i szydełkowaniu. Dostanie za to naprawdę sporo intrygujących i ciekawie podanych obserwacji psychologiczno-socjologicznych – w jakiś sposób owe „sukcesy” tłumaczących.
Poza sukcesem, czyli dlaczego nigdy nie zostaniesz miliarderem [Malcolm Gladwell „Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu” - recenzja]Wbrew podtytułowi, czytelnik nie znajdzie w „Poza schematem” Malcolma Gladwella cudownych przepisów na odniesienie sukcesów w pracy, życiu seksualnym i szydełkowaniu. Dostanie za to naprawdę sporo intrygujących i ciekawie podanych obserwacji psychologiczno-socjologicznych – w jakiś sposób owe „sukcesy” tłumaczących.
Malcolm Gladwell ‹Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu›Główna i przewijająca się przez całą książkę teza Gladwella brzmi: „nie ma geniuszy”. Oczywiście nie kwestionuje on istnienia ludzi bardziej i mniej bystrych, bardziej i mniej zaradnych, bardziej i mniej inteligentnych emocjonalnie i społecznie. Nie wiąże tego jednak w żaden sposób z odnoszonymi przez nich sukcesami (bo bardzo często te wyjątkowe osobniki ich nie odnoszą). Jaka jest więc recepta na sukces? Po prostu: trzeba mieć szczęście. I jest to warunek, którego się nie przeskoczy. Co prawda istotne są pewne cechy intelektualne i osobowościowe, które z tychże okoliczności pomogą skorzystać, ale – zdaniem Gladwella – nie trzeba być w żadnej mierze geniuszem. Oznacza to, że wystarczy być jedynie dostatecznie inteligentnym, co w praktyce oznacza plasowanie się lekko powyżej średniej. Jednym słowem, o ile różnica między IQ 120 a IQ 70 jest kolosalna, o tyle między IQ 120 a IQ 180 prawie jej nie ma. Druga konieczna cecha to pracowitość. Co ciekawe, Gladwell rozkłada ją na czynniki pierwsze, rozsądnie perorując, że niemożliwa jest pracowitość sama w sobie. Pracowity może być tylko człowiek, który widzi sens własnej pracy (czyli: albo lubi robić to co robi, albo – zgodnie z zasadami psychologii społecznej – jest w stanie dostrzec zależność między pracą a jej efektami i wynagrodzeniem za nią, przez co wydaje mu się ona sensowna 1)), ale też ma możliwości by pracować. Cudów nie ma – ten, kto musi pracować po 10 godzin w biurze, żeby się utrzymać, nigdy nie zostanie światowej sławy muzykiem czy sportowcem, bo po prostu nie starczy mu czasu na doskonalenie się w tej dziedzinie. Z tym ostatnim związana jest wyprowadzona przez Gladwella zasada 10.000 godzin – umownego, choć jak pokazuje na przykładach autor, całkiem trafnie określonego czasu, jaki trzeba poświęcić, by osiągnąć biegłość w dowolnej dziedzinie. Ta liczba tchnie pozornym optymizmem, bo dużo gorzej wygląda przeliczona na lata (10000 godzin oznacza prawie 4 lata pracy codziennie po 8 godzin lub 10 lat codziennych zajęć „pozalekcyjnych”, trzygodzinnego poświęcania czasu na hobby po pracy). W ten sposób powraca konkluzja, że tylko ci, którym dane są pewne szczególne okoliczności, mają możliwość poświęcenia takiego ogromu czasu na samodoskonalenie 2). I w podawanych na poparcie tej tezy przykładach kryje się największa siła „Poza schematem”. Autor oczywiście nie kryje, że podstawową, jedną z najważniejszych, być może wręcz obowiązkową cechą jest konieczność posiadania bogatych rodziców lub innego zaplecza finansowego. Dzięki temu mamy możliwość korzystania z dodatkowych zajęć, z nowinek techniki, być może przez pewien czas niepracowania zarobkowo itp. Jeszcze ciekawsze są przykłady pokazujące, jak istotne jest urodzenie się w odpowiednim miejscu i czasie. Gladwell podaje tu przykłady komputerowych guru, którzy zbili majątek na software (większość urodziła się w połowie lat 50. – w ten sposób wchodząc w dorosłość, trafili akurat na rewolucję komputerową), kanadyjskich hokeistów (większość urodziła się w styczniu-marcu – dzięki temu jako dzieci wybierano ich częściej do drużyn, bo byli więksi od swoich rówieśników) czy żydowskich prawników urodzonych w latach 30. (którzy nie dostawali się do konserwatywnych kancelarii dla WASP-ów, musieli więc zajmować się „brudną robotą” w postaci fuzji, przejęć i innych korporacyjnych gierek, w czym osiągnęli mistrzostwo akurat w momencie, gdy stało się to największą gałęzią przemysłu prawniczego w latach 70.). I tak dalej, i tak dalej. Wraz z zasadą trafienia w odpowiedni czas przewija się tu wspomniana zasada 10000 godzin, której spełnienie jest już warunkowane w większości przez indywidualne, czasem wręcz niesamowite zbiegi okoliczności – np. Billowi Gatesowi nic nie pomogłoby urodzenie się w odpowiednim czasie, gdyby w jego college’u nie pojawił się zaawansowany komputer, który miało zaledwie kilka uczelni w kraju. Oczywiście największą zaletą „Poza schematem” jest sama tematyka – równie fascynująca, co, być może, dla wielu obrazoburcza (zapewne zwłaszcza dla Amerykanów, przesiąkniętych polityczną poprawnością i mitem „od pucybuta do milionera” 3)). Nie bez znaczenia jest jednak sposób podania. Gladwell balansuje gdzieś na granicy między nauką w wydaniu popularnym (powołując się na badania, prezentując dane statystyczne, atakując mnóstwem przypisów) a gatunkiem jeszcze lżejszym (dane statystyczne oparte są na próbach bardzo małych, ale przemawiających do wyobraźni, np. lista najbogatszych ludzi wszech czasów). Zgrabnie i lekko autor snuje swoją eseistyczną opowieść, w której nie ma osobnych wątków, a jedynie kolejne dowody na tę samą tezę, czasem popieraną twardymi danymi, a czasem tylko jedną, ale za to przejmująco podaną historyjką (np. szczegółowy opis katastrofy samolotu staje się przyczynkiem do rozważań o dziedzictwie kulturowym). Lektura bardzo stymulująca intelektualnie, choć raczej nie pomoże nikomu w odniesieniu sukcesu, bo ten opiera się na setkach z pozoru nieistotnych zmiennych. Chociaż kto wie, pewne prawidłowości są aż nazbyt wyraźne – pytanie tylko, jak je zastosować… 1) Tu jako przykład autor konfrontuje kulturę europejską opartą na uprawie zboża i azjatycką, w której podstawą wyżywienia i rolnictwa jest ryż. Z prostych czynników biologicznych, takich jak niesezonowość upraw ryżu, mały areał upraw, konieczność stawiania na jakość upraw, a nie ilość (im lepiej się uprawia, lepiej nawadnia itp., tym widocznie większe są plony), konieczność zaawansowanego planowania (skomplikowane nawadnianie poletka), stosunkowo krótki okres wegetacji (a więc szybsze efekty pracy), Gladwell wysnuwa tezę o odmienności kulturowej Azjatów i Europejczyków czy Amerykanów. Jedni pracują po kilkanaście godzin dziennie, są przyzwyczajeni do rozwiązywania problemów w swojej pracy, do samodoskonalenia, wiedzą, że tylko od włożonego wysiłku zależy efekt pracy, ba! – mają nawet mnóstwo przysłów odnoszących się do zasady przyczyna-skutek, na zasadzie „jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz”. Drudzy natomiast przez długie zimowe miesiące się obijają, a ich jedyny sposób na rozwój upraw to kupienie mocniejszego ciągnika i zasianie większego obszaru – nic dziwnego, że ich ludowa mądrość w dużej mierze opiera się na „jak Bóg da”. Z takich, pozornie nieistotnych w dzisiejszym społeczeństwie czynników kulturowych – dowodzi Gladwell – wynikają różnice w mentalności i podejściu do pracy.
2) Oczywistym jest bowiem, że czas na doskonalenie jest jedynie w młodości, w późniejszym okresie życia z różnych względów jest już za późno (obniżona wydolność fizyczna w przypadku dziedzin sportowych, zmniejszona chęć do nauki, niechęć do ryzyka, poświęcanie czasu rodzinie etc.) – choć oczywiście zdarzają się wyjątki, zwłaszcza w dziedzinach umysłowych opartych na szlifowaniu umiejętności, a nie innowacyjności (u Gladwella przykładem są prawnicy).
3) Który, nawiasem mówiąc, spełnił się ostatnio… półtora wieku temu, w połowie XIX wieku. Tylko w tym okresie postęp i zmiany były tak wielkie, że miliardowych fortun dorabiali się nawet ludzie z biedniejszych warstw społecznych.
|
Dobra recenzja, ciekawa książka. Czuję się mocno zainteresowany. :)