Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wojciech Świdziniewski
‹Kłopoty w Hamdirholm›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKłopoty w Hamdirholm
Data wydania16 października 2009
Autor
Wydawca Fabryka Słów
ISBN978-83-7574-161-2
Format344s. 125×195mm
Cena29,99
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Powrót do Hamdirholm albo szkice z kopalni
[Wojciech Świdziniewski „Kłopoty w Hamdirholm” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Kłopoty w Hamdirholm” – zbiór opowiadań Wojciecha Świdziniewskiego sprawdzają się, jako niezobowiązująca, rozrywkowa lektura, w której źródłem humoru jest w dużej mierze gra stereotypami fantasy.

Beatrycze Nowicka

Powrót do Hamdirholm albo szkice z kopalni
[Wojciech Świdziniewski „Kłopoty w Hamdirholm” - recenzja]

„Kłopoty w Hamdirholm” – zbiór opowiadań Wojciecha Świdziniewskiego sprawdzają się, jako niezobowiązująca, rozrywkowa lektura, w której źródłem humoru jest w dużej mierze gra stereotypami fantasy.

Wojciech Świdziniewski
‹Kłopoty w Hamdirholm›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKłopoty w Hamdirholm
Data wydania16 października 2009
Autor
Wydawca Fabryka Słów
ISBN978-83-7574-161-2
Format344s. 125×195mm
Cena29,99
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Opowiadania humorystyczne stanowiły znaczny procent wszystkich tekstów publikowanych w „Science Fiction”. Część z nich była naprawdę zabawna, część (szczęśliwie mniejsza) żenująca, najwięcej oczywiście plasowało się pomiędzy. Zdecydowaną większość zazwyczaj zapominało się niedługo po przeczytaniu. Opowiadania Świdziniewskiego o Hamdirholm należały do chlubnych wyjątków. Do dziś jeszcze uśmiecham się na wspomnienie finałowej sceny „Kłopotów z Hamdirholm” i słów „Oto Sprakki!”. Dlatego z przyjemnością sięgnęłam po zbiór opowiadań wydany po sześciu latach od pojawienia się „Kłopotów...” na łamach SF, zawierający oprócz trzech opublikowanych wcześniej tekstów („Kłopoty w Hamdirholm”, „Wiosna w Hamdirholm” i „Kolejne kłopoty w Hamdirholm”), pięć nowych: „Kwiat paproci”, „Zmiany”, „Harna”, „Zapach kobiety”, „Ourobouros”. Przeczytałam... i zdziwiłam się niepomiernie, gdyż wszystko wydało mi się mniej śmieszne, niż pamiętałam. Pomyślałam, że chyba zrobiłam się za stara, a może to kwestia ponurej jesiennej aury. Zajrzałam więc do starych numerów SF i zorientowałam się, że do tekstów wprowadzono szereg zmian. Większość z nich jest drobna: przeróbki pojedynczych zdań i cięcia w dialogach, niemniej zdarzyło się też, że w paru miejscach wypadły dłuższe fragmenty. Okazało się jednak, że zmiany te znacząco wpłynęły na odbiór opowiadań, o czym później, gdyż najpierw wypada przedstawić książkę tym, dla których będzie ona pierwszą wizytą w Hamdirholm.
Cała historia zaczyna się w momencie, gdy do siedziby Synów Hamdira (uczciwej, krasnoludzkiej kopalni) powraca Baugi, prawnuk przywódcy klanu, wraz ze swoją żoną Arien. Problem w tym, że okazuje się ona... elfką. Wywołuje to oczywiście konsternację rozmiłowanych w tradycji rodaków Baugiego i szereg komplikacji. Pojawienie się Arien jest też pierwszą z wielu zmian, które czekają Hamdirholmczyków. W kolejnych opowiadaniach do krasnoludzkiej siedziby przybywają kolejni mniej lub bardziej (z naciskiem na bardziej) ekscentryczni goście, sami natomiast gospodarze, pragnąc iść z duchem czasu planują pewne... dość drastyczne innowacje (w rodzaju zajazdu dla ożywieńców). Wątek Baugiego i Arien przewija się przez cały tom i organizuje fabułę książki. Poza nim trudno mówić o większych wątkach – spora część tych opowiadań ma na celu po prostu wprowadzenie szeregu zabawnych scenek. Z jednej strony trudno się w nich dopatrzyć jakiś niekonsekwencji, z drugiej – często są one porzucane po tym, jak już posłużą za pretekst do dowcipnej sytuacji, lub ograniczają się do owych kilku śmiesznych momentów.
Jak już wspomniałam, opowieści z Hamdirholm to opowiadania humorystyczne i jako takie w dużej mierze są graniem na obecnych w fantasy konwencjach. Mamy więc zawsze baczące na to „czy coś się kalkuluje” i lubiące mocne trunki krasnoludy, również chlejących co niemiara, niezbyt rozgarniętych barbarzyńców, etc. Najbardziej komiczne efekty daje przy tym odwracanie schematów vide wiecznie użalający się nad sobą, zniewieściały wampir. Zabawne są także niektóre perypetie miłosne. Poza tym humor „Kłopotów...”, jest generalnie dosyć przaśny, że wspomnę o żartach na temat chędożenia owiec, opisach kaca i efektów towarzyszących1), czy wampirze Colemanie, którego ulubioną rozrywką jest zanieczyszczenie posiłków i odzieży osób przezeń nielubianych nietoperzym łajnem2). Do mniej fortunnych pomysłów zaliczyć trzeba kpienie z Tolkiena (nie, żebym należała do ortodoksyjnych fanów, jednak jest to rzecz nieszczególnie nowa, zwłaszcza w wydaniu takim jak tu, gdy w Hamdirholm pojawia się drużyna, w skład której wchodzą m.in. wiecznie ućpany Gandzialf, Borostwór, elf Golas i niziołek Dildo).
Konsekwencją grania na konwencji jest to, że świat przedstawiony został w zasadzie jedynie naszkicowany. Świdziniewski zazwyczaj skąpi opisów. Przedstawia pewne miejsca i postaci licząc na to, że czytelnik dopowie sobie resztę. Nieco uwagi zostało oczywiście poświęcone samemu Hamdirholm, poza nim niestety „reszta świata” jest praktycznie ledwo zarysowana i ma się wrażenie, że większość gości krasnoludów znikąd pochodzi i donikąd wraca. Jeśli chodzi o bohaterów, krasnoludy, jako portret zbiorowy wypadają przekonująco, zaś ważniejsi spośród nich zostali odpowiednio zindywidualizowani. Szczególnie wyraziści są Baugi i pradziad Dolgthrasir. Z innych istotnych postaci Arien ma swoje lepsze i gorsze momenty, pozostałe elfy wypadają blado (najgorzej z nich Cenred, który jest chodzącą kliszą), barbarzyńcy są zabawni jako grupa, zaś wampir Coleman staje się momentami zbyt groteskowy.
Ogólnie, czytając ma się wrażenie powierzchowności wszystkiego, co zostaje w książce przedstawiane. Należy jednak pamiętać, że podstawowym zadaniem „Kłopotów...” miało być rozbawienie czytelnika, a ten cel opowiadania spełniają. Jeśli jednak o rozbawianiu mowa... w tego typu tekstach jedną z najważniejszych ról pełni styl autora. Rzecz polega nie tylko na tym, by opowiedzieć wesołe historyjki, ale też na tym, by przedstawić je w odpowiedni sposób. Dlatego trudno zrozumieć, czemu opowiadania zostały skrócone i uproszczone. Z niezrozumiałych przyczyn wyleciało trochę scenek – z czego niektóre były bardzo śmieszne (jak np. te z żonami Hamdirholmczyków), inne zaś nieco więcej mówiły o krasnoludach (dywagacje Dolthgrasira podczas zawierania rozejmu z Sorlimi). Najbardziej szkodliwa okazała się zmiana stylu. Żeby nie być gołosłowną pozwolę sobie w przypisach przytoczyć cytaty z wersji pierwotnej i wersji przerobionej3). Sens niby ten sam, jednak tekst po zmianach stracił na wyrazistości, brakuje mu swady. Upodabnia się do dziesiątek innych opowiadań, w których relacjonowanie akcji wypiera snucie gawędy. Takim właśnie uładzonym językiem (zasadniczo poprawnym, choć pojawiają się drobne wpadki) zostały również napisane opowiadania kolejne. Szkoda wielka, bo czytelnik może i prześlizguje się po nich szybko i łatwo, jednak niewiele pozostaje w jego pamięci. Zachodzę w głowę, czy wszystkie te zmiany wprowadził Świdziniewski, czy też domagał się ich redaktor. Z jednej strony, zważywszy na tempo z jakim Fabryka Słów wydaje swoje książki, trudno mi uwierzyć, by ktoś poddał kilkadziesiąt stron tekstu tak znaczącym przeróbkom, z drugiej, wydaje mi się dziwne, by sam autor aż tak pociął swój tekst. Znacznie lepiej byłoby, gdyby w książce pojawiły się pierwotne wersje opowiadań, zaś nowych byłoby mniej, lecz pojawiające się w nich sceny, pomysły, postaci i miejsca zostały bardziej rozwinięte. Czasami bowiem odnosiłam wrażenie, że Świdziniewski miał do powiedzenia więcej. Jest w książce kilka scen między bohaterami, przekonywujących psychologicznie i wskazujących na zmysł obserwacji autora. Raz na kilkadziesiąt stron pojawiają się interesujące myśli, jak np. „Na mężczyznom, ciężko jest zrozumieć miłość kobiety. Myślimy, że jest taka jak nasza – chwile uniesienia, trochę romantycznych momentów, a reszta to przyjaźń, taka prawdziwa, niemalże męska, tylko bez chlania wódy i dziwacznych pomysłów... Wy, kobiety inaczej to odbieracie. Wam potrzebna jest nasza obecność, nie na chwilę, ale cały czas. Potrzebna jest wam pewność, (...) że nie jesteście same”. Gdzieś spoza maski nieustannej drwiny wyglądał wtedy ktoś, kto posiada już pewien bagaż doświadczeń, coś przeżył, coś zrozumiał i teraz szuka sposobu, by o tym opowiedzieć.
Ogromna szkoda, że debiut Wojciecha Świdziniewskiego jest zarazem ostatnią jego książką. Może też dlatego tak trudno jednoznacznie ocenić „Kłopoty...”, garść lekkich opowiadań, z których czasem wyziera zapowiedź czegoś ciekawszego. Czy warto wytykać rzeczy, których autor nie ma już szansy poprawić? Czytelnikowi recenzji należy się jednak rzetelna ocena a ta plasuje „Kłopoty...” pomiędzy wieloma innymi humorystycznymi opowiadaniami do poczytania w celu umilenia sobie wieczoru. Po skończonej lekturze pozostaje pewien niedosyt, ale też i myśl, że dobrze się stało, że te teksty zostały wydane.
koniec
3 stycznia 2010
1) Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn wspominki suto zakrapianych imprez oraz dni po nich następujących zajmują poczesne miejsce na liście rzeczy dowcipnych w mniemaniu mężczyzn.
2)Od redakcji: Warto zaznaczyć, że jest to nawiązanie do usera forum Fahrenheita o takim właśnie nicku. Wojciech Świdziniewski do śmierci był aktywnym userem tego forum, jako Olaf.
3)Wersja opublikowana w SF (nr 29, sierpień 2003, str. 63):

- Ścigamy pewne stworzenie – zaczął żołnierz, wzdychając.
- Stworzenie? Znaczy się nieludzia? – zapytał Pradziadek, niby dla potwierdzenia, jednak z ironicznym błyskiem w tle.
- Wampira...
- W krasnoludzkiej siedzibie? A co my mamy z tym wspólnego? O ile mnie pamięć nie myli, wąpierze, tak samo, jak rycerstwo, po zamkach się gnieżdżą a nie w kopalniach siedzą.
- Zaraz, zaraz. – Willehadowi musiało bardzo zależeć na przychylności wodza klanu, bo przełknął docinek nie mrugnąwszy okiem nawet. – Otóż Coleman, ten wampir, ośmielił się napaść na pewną szlachetną damę, a w zasadzie to jeszcze dzieweczkę niewinną, córkę znaczącego kupca z Przygórza, który jednocześnie zasiada w magistracie... Szlachetną krwią zechciał się łotr przeklęty uraczyć...

[...]

- Z której wyssał juchę?
- Nie pamiętam imienia... Ona zdaje się młodsza była.
- Emma. Niewinna, bo zima była, to się nie dało za winą po krzakach biegać – parsknął Dolgthrasir.
Willehad dyplomatycznie stracił słuch.
- Żyje? – zainteresował się krasnolud, a gwardzista uznał, że tę kwestię wolno mu już usłyszeć.

Wersja z książki (str. 38):

- Ścigamy pewne stworzenie – zaczął żołnierz, wzdychając. - Wampira...
- W krasnoludzkiej siedzibie? A co my mamy z tym wspólnego? – przerwał mu Dolthrasir.
- Zaraz, zaraz. – Otóż Coleman, ten pieprzony wampir, wyssał krew z pewnej szlachetnej damy, córki znaczącego kupca z Przygórza, który jednocześnie zasiada w magistracie...

[...]

- Z której wyssał juchę?
- Nie pamiętam imienia... Chyba ta młodsza.
- Emma. Żyje?

Komentarze

03 I 2010   13:50:20

Ja się tylko przyczepię do dwóch przeoczeń korektorskich:

1) "trudno się w nich dopatrzyć jakiś niekonsekwencji" - powinno być "jakichś" (http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=9023);
2)"Na mężczyznom" - chyba "Nam mężczyznom"?

04 I 2010   14:41:15

Mam podobne odczucia jak autoka recenzji. I jestem zdziwony ze az tak podobe. Faktycznie, swego czasu na lamach SF opowiadanka smieszyly bardziej, ale czytajac je teraz tlumaczylem to sobie swoim \"zdziadzieniem\". Knidze brak opisow, tekst przypomina sagi - tam tez skupiano sie na wydarzeniach i dialogu. Jak dla mnie przegiecie nastepuje w przpadku tolkistow (dobre na felieton, ale w tekscie - zbytnia doslownosc) i zombie-krasnoluda.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Przerwane beztroskie dzieciństwo
Marcin Mroziuk

2 V 2024

Z jednej strony „Sprzedawca marzeń” to po prostu wciągająca powieść przygodowa, z drugiej zaś strony książka Katarzyny Ryrych przybliża młodym czytelnikom gęstniejącą atmosferę przed wybuchem II wojny światowej i cierpienia ludności cywilnej na jej początku.

więcej »

Krótko o książkach: Komu mogłoby zależeć?
Joanna Kapica-Curzytek

2 V 2024

W „PS. Dzięki za zbrodnie” jest bardzo dużo tropów prowadzących w stronę klasycznej powieści detektywistycznej. Znajdziemy tu wszystko, co najlepsze w gatunku cozy crime.

więcej »

Ten okrutny XX wiek: Budowle muszą runąć
Miłosz Cybowski

29 IV 2024

Zdobycie ruin klasztoru na Monte Cassino przez żołnierzy armii Andersa obrosło wieloma mitami. Jednak „Monte Cassino” Matthew Parkera bardzo dobrze pokazuje, że był to jedynie drobny epizod w walkach o przełamanie niemieckich linii obrony na południe od Rzymu.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Tryby historii
— Beatrycze Nowicka

Imperium zwane pamięcią
— Beatrycze Nowicka

Gorzka czekolada
— Beatrycze Nowicka

Kosiarz wyłącznie na okładce
— Beatrycze Nowicka

Bitwy nieoczywiste
— Beatrycze Nowicka

Morderstwa z tego i nie z tego świata
— Beatrycze Nowicka

Z tarczą
— Beatrycze Nowicka

Rodzinna sielanka
— Beatrycze Nowicka

Wiła wianki i to by było na tyle
— Beatrycze Nowicka

Supernowej nie zaobserwowano
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.